20
~Harry~
Wyszedłem z pokoju Tiany i skierowałem się do łazienki, aby się przebrać w swoją czarną koszulę w białe kropki. Wiedziałem, że źle postąpiłem i nie chodziło mi tu o pocałunek. Nie powinienem mówić tego co przed chwilą opuściło moje usta. Doskonale mogłem zauważyć ból w jej oczach, ale niestety to co powiedziałem było prawdą. Choćbym chciał tego, a chciałem to nie mogłem pozwolić sobie na jakiekolwiek bliższe kontakty z pracownikami. Było mi przykro, jednak przejdzie jej. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Po ubraniu swoich rzeczy opuściłem ich łazienkę, a potem mieszkanie. Musiałem wziąć taksówkę, gdyż z oczywistej sytuacji nie miałem co liczyć na podwózkę ze strony brunetki.
Dobrze zdawałem sobie sprawę, że wszystko było moją winą. To ja ją pocałowałem i to ja powiedziałem to gówno. Było to nieodpowiednie i musiałem sobie obiecać, że nigdy nie uczynię takiego czegoś. Musiałem pokazywać, że nie straciłem swojego profesjonalizmu. Nawet jeśli oznaczało to, iż miałem naruszyć moje kontakty z panną Prince. Nie mogłem pozwolić na utratę swojej pozycji i dobrej opinii.
Wróciłem do domu i natychmiastowo przebrałem się w domowe rzeczy. Do szklanki nalałem sobie whiskey, żeby ten dzień minął szybciej i lepiej.
Spieprzałem wszystko, każdą dobrą chwilę spędzoną z Tianą. Gdyby nie była moją asystentką to może bym pozwolił na rozwinięcie naszej znajomości, aczkolwiek było inaczej. Była moją kolejną asystentką, nikim szczególnym.
Zadzwoniłem do Louis'a, aby przyjechał do mnie, ponieważ potrzebowałam się komuś wygadać. Zapewne będzie na mnie wciekły, bo polubił brązowooką, ale mówiło się trudno.
- Zaraz będę. - powitał mnie znużonym głosem i w tej samej minucie się rozłączył. Westchnąłem i przetarłem twarz dłońmi. Liczyłem tylko na to, że Tiana pojawi się jutro w pracy.
- Co tym razem zrobiłeś, frajerze?
- Pocałowałem Tianę.
- Pocałowałeś... pocałowałeś?! Szczerze to po cichu o tym marzyłem, bo ona jest o wiele lepsza niż Elizabeth.
- Nie przypominaj mi o niej, błagam cię. Pocałowałem i od razu poinformowałem ją, że żałuję.
- Kutas!
- Dzięki.
- A czego się spodziewałeś? Nie myślałeś chyba, że przyznam ci rację. Harry, ta dziewczyna jest naprawdę świetna i może dużo wnieść do twojego życia. Dziwię się, że ma jeszcze nerwy, aby z tobą z własnej woli spędzać czas. Ja już nie daję rady, a ona? Zastanów się i odłóż tę szklankę. - zabrał mi whiskey prosto z ręki i zaniósł ją do kuchni. Chwyciłem telefon, lecz wahałem się czy zadzwonić. - Nie dzwoń, a jedź do niej pierdoło. - kiwnąłem głową.
Na szczęście napiłem się jedynie łyka i mogłem prowadzić. Wprawdzie nie powinienem, ale czułem się dobrze. Szatyn pożegnał się ze mną, życząc mi powodzenia. Modliłem się, żeby jedynie drzwi otworzyła mi brunetka.
Podjechałem pod kwiaciarnię, by kupić jej największy bukiet jaki był możliwy.
- Dzień dobry, potrzebuję ogromny bukiet. Najlepiej róż i goździków.
- Zdradził pan swoją żonę?
- Co? Nie.
- Zapomniał pan o rocznicy?
- Nie.
- Są jej urodziny?
- Nie.
- W każdym razie, coś pan zepsuł.
- Dokładnie. - odetchnąłem i zacząłem przyglądać się kobiecie, która robiła przede mną wiązankę dla Tiany. Nieważne było ile za to zapłaciłem, podziękowałem i tym razem skierowałem się już wprost do jej mieszkania.
Zaparkowałem pod jej kamienicą, z której właśnie ktoś wychodził. Szybko podbiegłem do drzwi, aby się nie zamknęły i zablokowałem je na czas, kiedy będę wyjmować kwiaty z mojego Mercedesa. Wszedłem do środka i od razu wspiąłem się na trzecie piętro. Zapukałem cztery razy i niecierpliwie czekałem aż ktoś mi otworzy.
- Przepraszam, Tiano. Nie potrafię zapanować nad mówieniem głupot. Proszę, to dla ciebie. -dzięki Bogu przed drzwiami stanęła brązowooka, choć nie miałem pojęcia czy powinienem się cieszyć. Wyglądała marnie. Bez uśmiechu, bez tych radosnych iskierek w oczach. Gryzło mnie teraz sumienie.
- I uważasz, że tak po prostu przyjmę te kwiaty?
- Jestem kompletnym idiotą. Wiem o tym, ale...
- Jesteś. - zgodziła się i nie mogłem być na nią przez to zły.-Musimy nad tym popracować, jednak wiesz co? Domyśliłam się czemu to powiedziałeś.
- Tak?
- Przecież takie bliskie kontakty z taką zwykłą, średniej klasy dziewczyną i w dodatku asystentką to coś... - nie dałem jej dokończyć. Sam tak sądziłem jeszcze godzinę temu, aczkolwiek teraz wydawało mi się to głupie. Patrzenie na to z jakiej półki byliśmy było nieodpowiednie, zwyczajnie chamskie. Wepchnąłem ją do wnętrza swojego domu i przycisnąłem do ściany, gdzie znów posmakowałem jej cudownych ust. Naprawdę za tym tęskniłem, ale uczucie jakie towarzyszyło mi przy Tianie było kompletnie inne niż przy mojej byłej - Elizabeth. Ścisnąłem jej uda, dając znak, żeby podskoczyła. Kwiaty w chaosie odłożyłem na stoliczek, który znajdował się w holu.
- Hej, hej, hej, bo zbijecie moją pamiątkę z Holandii. Wyznawajcie sobie to paskudztwo gdzie indziej. - jej brat był z pewnością najbardziej pozbawiony wyczucia czasu człowiekiem, którego miałem zaszczyt poznać. Jednak mimo tego lubiłem go.
- Umiesz zepsuć chwilę. - brązowooka przewróciła oczami, a ja nie mogłem powstrzymać cichego śmiechu.
- Od tego jest starszy brat. To oczywiste.
- Idź już.
- Dobra, ale uważajcie na cenne rzeczy w tym domu. Jak właśnie mój porcelanowy kot z Holandii. - Tiana machnęła parę razy ręką, wyganiając go z pomieszczenia.
- Wracając do tego co powiedziałaś, to jest to czego chcę, Tiano. Nie powiem, że stracę tym swój autorytet i inne bzdety, lecz chyba nigdy nie byłem tak doskonały jak sądziłem i jak sądzili inni.
- Nie wierzę. - musnęła moje wargi swoimi, a następnie zmarszczyła czoło.-Piłeś?
- Łyka.
- Czym przyjechałeś?
- Tiana...
- Czym przyjechałeś?!
- Samochodem. - wyjąłem kluczki z tylnej kieszeni i rzuciłem je na ten sam stolik, gdzie znajdowały się kwiaty. Odepchnęła mnie i weszła do niewielkiej kuchni. Jasne, że ruszyłem za nią.
- Jak możesz być taki nieodpowiedzialny?! - krzyknęła, odwracając się w stronę okna, a potem ponownie w moją.
- To tylko jeden łyk whiskey. - podszedłszy bliżej, położyłem jej dłonie na biodrach i ucałowałem jej czubek nosa. Oparłem czoło o jej, próbując ją uspokoić.
- Wiesz ile osób myślało tak jak ty? Później to tylko było się modlić w szpitalu. - zapłakała, a mi się zrobiło cholernie głupio. Pocałowałem jej policzek i mocno przytuliłem do siebie. Od bardzo dawna nikt się tak o mnie nie martwił i szczerze podobało mi się to. Dobrze było mieć taką osobę, która robiłaby mi awanturę z takiego powodu tylko dlatego, że ważne było dla niej moje zdrowie.
- Nic się nie stało, kochanie.
- Ale następnym razem może być inaczej.
- Nie będzie następnego razu, obiecuję. - mruknęła coś w moją klatkę piersiową i pociągnęła za moją marynarkę. Schyliłem się, żeby mogła dosięgnąć moich ust.
- Przykro mi, ale jesteś teraz skazany na spędzenie tutaj nocy. Nie pozwolę ci wracać do domu w takim stanie.
- Nie będę narzekać, skarbie. - uśmiechnęła się do mnie promiennie i powiedziawszy mi, że musi wstawić kwiaty do wazonu, odsunęła się ode mnie.
- Zrób sobie herbatę czy coś, a jeśli chcesz się przebrać to pożycz ubranie od James'a. - kiwnąłem głową i zacząłem swoją wędrówkę po małym mieszkaniu w poszukiwaniu bruneta. - Jesteśmy skazani na kanapę w salonie, ponieważ u mnie cuchnie farbą!
- W porządku!
- Ale wiesz, to nie są luksusy, ani żadna sofa za milion funtów!
- Ależ ty złośliwa! - odkrzyknąłem, rozpinając trzy guziki swojej koszuli. W jej domu było cholernie gorąco. Rozumiałem, że była jesień i było coraz to zimniej, ale tutaj widocznie przesadzali z ogrzewaniem. Po zrobieniu sobie ciepłej herbaty musiałem całkowicie pozbyć się góry od ubrania.
- Człowieku, tu jest strasznie zimno! Ubierz się.
- Zimno?! Kochanie, tutaj jest jak w Egipcie.
- Nie wiem, nie byłam w Egipcie. - wzruszyła ramionami i rzuciła we mnie zieloną koszulką zapewne swojego brata. Ubrałem się w to co mi dała i podszedłem do niej, aby złożyć na jej ustach delikatny pocałunek. Niestety nie udało mi się tego zrobić, bo odwróciła głową w bok.
- Mi też zrobiłeś herbatę?
- Nie, ale...
- Musisz się na uczyć, że nie liczysz się tylko ty. - trochę mnie to zirytowało, więc dla własnego i jej dobra odszedłem na parę kroków.
- Gdybym o tobie nie myślał to bym nie przyjechał, prawda?
- Sądzę, że ruszyło cię sumienie. Dlatego tu jesteś. - miała rację, jednak nie zamierzałem jej tego mówić. Wolałem zostawić to dla siebie.
- Nie kłóćmy się, dobrze?
- Dobrze, idę sobie zrobić herbatę.
- Nie, ja ci zrobię. - położyłem jej rękę na ramieniu, sadzając ją na kanapie. Byłem zaskoczony tak samo jak ona, aczkolwiek chciałem jej udowodnić, iż wcale nie było tak jak mówiła. Przyrządziłem jej zwykłą herbatę z mlekiem. Nie miałem pojęcia czy słodziła czy też nie, więc postanowiłem nie dodawać ani grama. Jeśli będzie inaczej to sobie nasypie tyle ile będzie uważała.
Kiedy wróciłem do salonu, Tiana była już ubrana w piżamę i czytając gazetę, czekała na gorący napój. Odstawiłem kubek na stoliku do kawy, zwracając na siebie uwagę. Uśmiechnęła się w moim kierunku i cicho podziękowała.
- Jutro wstanę wcześniej i pojadę do siebie.
- Nie możemy pojechać razem?
- A wstaniesz o piątej dwadzieścia?
- Nie, nie, twój pomysł brzmi lepiej. Jedź sam. - zaśmiałem się i pocałowałem ją w sam środek ust. - A podjedziesz potem po mnie? Po co mam...
- Nie, kochanie. Myślę, że lepiej będzie jak pojedziesz swoim.
- Och, rozumiem.
- Po prostu nie zdążę po ciebie przyjechać. To wszystko.
- Jasne.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top