19
Obudziło mnie delikatnie smyranie na dłoni, która leżała na poduszce. Mruknęłam i zabrałam rękę, gdyż powolne ruchy tej osoby łaskotały mnie po skórze. Usłyszałam nad uchem cichy śmiech i natychmiastowo otworzyłam oczy. W momencie ujrzenia twarzy Styles'a, przypomniało mi się czemu leżałam w jego łóżku.
- Dzień dobry, Tiano. - szepnął, odgarniając mi irytujące włosy z czoła. Westchnęłam i znów okryłam się po samą głowę pierzyną. - Czy nie miałem malować pani ścian, panno Prince?
- Dzień się dopiero zaczął, panie Styles. - bąknęłam, uśmiechają się z zamkniętymi oczami. Poczułam jego ramię, które objęło mnie w pasie i jego brodę opartą na moim barku. - Zebrało się panu na czułości? - chrząknął i od razu się ode mnie odsunął. Wiedziałam, że tak będzie, dlatego też nie brałam tego na poważnie.
- Zrobię śniadanie. - w szybkim tempie wydostał się z kokona jaki zrobił i wyszedł z sypialni. Otworzyłam oczy, przeciągając się. Musiałam przyznać, że jego łóżko było okropnie wygodne i nie miałam ochoty z niego wstawać. Poranek był naprawdę miły, choć pewnie Styles się do tego nigdy nie przyzna. Niechętnie podniosłam się ze swojego miejsca i powoli ruszyłam na dół do kuchni.
- Nie musisz się wstydzić, że mnie lubisz. - zaskoczyłam go, gdyż podskoczył i odwrócił się do mnie przodem.
- Nie wstydzę się, ale trochę przesadziłem.
- Nie przeszkadzało mi to.
- Nie? - zapytał, przysuwając się bliżej. Kiwnęłam głową, uśmiechając się jeszcze szerzej. Przygryzł wargę i zaczął nachylać się nade mną.
- Ani trochę. - jego usta były cholernie niedaleko moich i wystarczył jeszcze jeden krok, abyśmy się pocałowali, aczkolwiek musiałam przerwać ten moment ze śmiechem. - Coś ci się pali.
- Cholera, moja jajecznica! - zachichotałam, siadając przy wielkim stoliku w jadalni, która była tuż za ścianą. W samej ścianie znajdowało się wielka kwadratowa dziura, więc spokojnie się widzieliśmy. Brunet siłował się z uratowaniem naszego posiłku, a ja obserwowałam jego ruchy na opartej dłoni. Przypominał każdego 23-latka z rana. Włosy miał niepoukładane, koszulka zmiętolona, chodził w samych bokserkach. Chociaż wciąż wyglądał dobrze. - Podobają ci się widoki?
- Żebyś wiedział.
- Proszę. - przeszedł obok ściany i położył talerze na szklanym stoliku. Mimo, że mało brakowało do spalenia śniadania, prezentowało się przyzwoicie.
- Smacznego, Harry.
- Smacznego, Tiano. - po zjedzeniu posiłku zdecydowaliśmy się powoli przygotowywać do wyjścia. Znaczy to Styles miał więcej do zrobienia niż ja. Ja jedynie umyłam zęby zapasową szczoteczką, którą mi podarował, ubrałam swoje wczorajsze ubrania i przeczesałam włosy jego grzebieniem, ale o tym akurat nie wiedział, do czasu.
- Czy używałaś mojego grzebienia?
- Nie. - odpowiedziałam, nawet na niego nie spoglądając. Pozwolił mi włączyć sobie wielką plazmę na czas jego prysznica i ogólnych przygotować.
- Kłamiesz, moja droga.
- Och, zdarza się.
- Nie zamierzałem się gniewać. Po prostu mów mi prawdę. - kiwnęłam głową, wciąż nie odwracając wzroku ku niemu. Albowiem w telewizji leciał odcinek "MsterChefa", a w ostatnim czasie ominęło mnie parę części. Pisnęłam zdziwiona, gdy wyłączył mi telewizor i kucnął przed moimi kolanami. - Hej, spójrz na mnie. - zrobiłam o co prosił i posłałam mu delikatny uśmiech. -Odpowiadaj jak do ciebie mówię i nie ignoruj mnie.
- Dobrze, będę mówić ci tylko prawdę.
- I to rozumiem. - odwzajemnił mój uśmiech i ucałował mój lewy policzek. Wyszedł z salonu i skierował się na górę.
Szczerze to byłam zaskoczona, że zachowywał się w ten sposób. Myślałam, iż pozostanie oschły i będzie się wypierał każdej chwili z wczorajszego wieczoru. Natomiast tak nie było i pozytywnie mnie zadziwił. Choć nie rozmawialiśmy o tym co wczoraj się stało to byłam zadowolona, że nie przeczył tym wydarzeniom. Jednak miałam zamiar z nim o tym porozmawiać.
- Jestem gotowy, chodźmy. - zabrał klucze z niewielkiego stolika stojącego w holu i pomagając mi ubrać płaszcz, wyszliśmy z jego apartamentu. Korytarz był biały z kilkoma roślinami w rogach, nic nadzwyczajnego.
- Tym razem jedziemy moim. Odwiozę cię potem do domu. - poinformowałam go, przypominając sobie o tym, że przyjechałam do niego autem. Zrobił grymas, lecz nie zaprzeczył. Miałam świadomość tego, że mój samochód nie był tak luksusowy jak jego, jednakże nie każdy żył na takim poziomie jak on. - Rozumiem. To nie są twoje standardy. - mruknęłam, mocniej wtulając się w swój szalik z powodu zimna jakie we mnie uderzyło.
- Popatrz na mnie. - podniosłam wzrok, lecz z małą ochotę. - Nie interesuje mnie jaki masz model auta, ile kosztował czy cokolwiek innego, w porządku?
- Tak. - posłałam mu nikły uśmiech i z małym wahaniem odblokowałam swój pojazd. Był to zwykły samochód średniej klasy, dla mnie coś wielkiego, a dla niego nic nieznaczącego.
Jechaliśmy w towarzystwie radia. Przez moment panowała pomiędzy nami cisza, a potem postanowiłam z nim pogadać na oczywisty temat.
- Musisz mi coś obiecać.
- Co takiego?
- Spróbujesz ograniczyć alkohol. To nie jest nic dobrego.
- Dobrze, postaram się.
- Nie, nie ma postaram. Obiecujesz. - wystawiłam przed nim swojego małego palca, ale po jego minie wywnioskowałam, że nie bardzo miał pojęcie o co mi chodziło. - Obietnica na mały palec nic ci nie mówi?
- Nie, przykro mi. - westchnęłam i złapałam za jego mały palec u prawej ręki. Na całe szczęście to on prowadził i mogłam sobie pozwolić na takie rzeczy. Połączyłam nasze palce i leciutko nimi potrząsnęłam.
- Pomijając to, jesteś uroczy w stanie nietrzeźwości.
- A gdy jestem trzeźwy to nie jestem?
- Nie, lecz mogę ci to wybaczyć. Przysięgam, że nie powiem nikomu o tym co się wydarzyło.
- Dziękuję, nie powinienem, aż tak ukazywać swoich emocji.
- Czasem jest to nawet wskazane, to nic takiego.
- To nie powinno mieć miejsca. - warknął, stając pod moim domem. Wiedziałam. Wiedziałam, że tak będzie. Jego nastrój zmieniał się kilka razy dziennie i nie można było nad nim nadążyć. Ciężko było z nim wytrzymać, czasami nie miałam siły tak jak teraz. Dlatego też siedziałam cicho do momentu wejścia do mieszkania.
- Hej, James!
- Cześć... o dupek Styles! My chyba mamy do pogadania. - przycisnął zielonookiego do drzwi, a ten nie próbował się choćby bronić. Zdawał sobie sprawę z tego, że zasłużył. Dostał raz w twarz i to by było na tyle z kary jaką wymierzył mu mój starszy brat. - Wybaczam ci, choć niechętnie. Dasz się przejechać swoim Mercedesem? Jest cudowne!
- Jasne, ale nie przyjechaliśmy moim samochodem. Następnym razem.
- W porządku, to razem z moim bratem pójdziesz do piwnicy po farbę, a ja przyszykuję ci ubrania na zmianę. - wcześniej powiesił swój płaszcz na wieszaku i wyszedł wraz z brunetem.
Mój pokój był już gotowy na malowanie dzięki mojemu bratu. Zapomniałam wczoraj rozłożyć folię w całym pomieszczeniu, ponieważ zostałam zaproszona przez Harry'ego, a następnie musiałam do niego jechać wieczorem.
Obaj wrócili do domu z dwoma wielkimi wiadrami oraz pędzlami. Podałam młodemu mężczyźnie starą bluzkę James'a, a on poszedł do toalety, której drogę wcześniej mu opisałam. Brązowooki życzył nam powodzenia i powiedziawszy, że miał imprezę urodzinową kumpla, opuścił nas.
- Możemy zaczynać. - mruknęłam z dużym uśmiechem, nabierając farby na pędzel. Niby przypadkiem chlapnęłam w jego kierunku. Nie zwracał na mnie zbytniej uwagi. W końcu zdenerwowałam się, gdyż nie starał się choćby na mnie zerknąć. Wzięłam dużą ilość cieszy i wylałam na jego włosy.
- Oszalałaś?!
- Do twarzy panu w beżowym.
- Doprawdy? - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zanim się spostrzegłam miałam na nosie specyficznie śmierdzący płyn.
- Ej!
- Ty też wyglądasz całkiem dobrze. - złośliwie się uśmiechnął, jeszcze raz smarując moją twarz. Wydałam z siebie coś podobnego do warknięcia pomieszanego z piśnięciem i oddałam mu tym samym. I przez kolejne trzydzieści minut zamiast malować ściany, malowaliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się jak dzieciaki, ale nie przeszkadzało to ani mi, ani jemu.
Po półgodzinie odłożyliśmy nasze narzędzia. Oparłam się o framugę drzwi, a on ułożył swoje dłonie pomiędzy moją głową. Nasze oddechy były przyśpieszone przez wysiłek włożony w próby ubrudzenia drugiej osoby.
- Nigdy nie miałem do czynienia z kimś takim jak ty.
- Żałujesz, że mnie poznałeś?
- Nie, nie mógłbym. - szepnął, a potem nachylił się tak, że jego nos stykał się z moim. Wziął wielki wdech zanim jego usta znalazły moje. Całował powoli, delikatnie, czekając aż otrząsnę się z zdezorientowania. Jego czyn wmurował mnie w ziemię i na samym początku nie miałam pojęcia co zrobić, jednak później opamiętałam się i oddałam gest. Chociaż chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej to mój brat postanowił wrócić wcześniej.
- Hej, lu...o! Chyba w czymś przeszkodziłem. - nie, nie, dlaczego? - posłałam mu najbardziej znienawidzone spojrzenie, którego nie zrozumiał i szeroko się do mnie uśmiechnął.
- Uch, nie, nie. W sumie dobrze się stało. To był największy błąd jaki mogłem zrobić. - zwróciłam wzrok ku Harry'emu i nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Po James'ie można było stwierdzić, iż nie był zadowolony z jego słów. Załapałam kontakt wzrokowy z zielonookim, aczkolwiek tylko na moment. Nie chciałam na niego patrzeć, jedyne czego pragnęłam to wypieprzyć go na zbity pysk.
- Pomógł mi pan wystarczająco, panie Styles. Dziękuję i może pan wracać do domu.
- Ale...
- Tak, ściągaj moją koszulkę, zakładaj swój garniak czy inne gówno i do widzenia.
- Nie mam samochodu.
- No co za skandal! Słyszałeś o autobusach? O metrze? O taksówkach? - kochałam swojego brata za takie akcje. Zawsze potrafił stanąć po mojej stronie i dokopać temu kto robił mi krzywdę. Brunet mówił do Styles'a jak do głupiego i raczej tak było.
- Do widzenia, panno Prince.-mruknął, posyłając mi nikły uśmiech. Od tej chwili chciałam rzucić robotę u niego.
✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top