17

- Wiem, że w Londynie jest mnóstwo teatrów, ale to chyba nie w tę stronę. - mruknęłam, kiedy patrzyłam przez okno. Chociaż w naszym mieście było sporo takich miejsc to jednak żadne nie znajdowało się prawie na końcu Londynu.

- Naprawdę myślałaś, że zabiorę cię do teatru? Bilety były dla mojej mamy i jej przyjaciółki. Po prostu zapomniałem ich zabrać. - zaskoczona odwróciłam wzrok w jego stronę. Na jego twarzy widniał delikatny uśmiech i widziałam jak kątem oka patrzył w moim kierunku. Wzruszył ramionami i niedługo potem zaparkował przed kolejną restauracją, ale w odróżnieniu od tamtych, ta znajdowała się na przedmieściach.

- Nie powiem, jestem lekko zdezorientowana.

- Panno Prince, muszę wiedzieć z kim pracuję, więc zebrałem o tobie potrzebne mi dane i wiem, że nie trawisz takich miejsc. Aczkolwiek cieszę się, że chciałaś spędzić ze mną czas. - zapewne moje policzki przybrały kolor ciemno różowy, a informował mnie o tym jego duży uśmiech. Położył dłoń na moich plecach i w spokoju czekaliśmy na kogoś kto zaprowadzi nas do stolika.

- Czyli ile pan ma informacji na mój temat?

- Wystarczająco, może nawet troszkę więcej niż powinienem.

- Jest pan mną aż tak zafascynowany? - zapytałam, popijając czerwone wino, które było tylko dla mnie. Przy mnie Styles próbował ograniczać alkohol, ale akurat teraz musiał prowadzić, dlatego też zdecydował się na wodę.

- Owszem, nie mogę zaprzeczyć. Panno Prince, przepraszam za moje wczorajsze zachowanie.

- Zapytam szczerze: czy ma pan problem z alkoholem? - powiedziałam to cicho, tak by nikt nie usłyszał, a musiałam przyznać, że miejsce było zapełnione. Mieliśmy stolik pod oknem, gdzie rozciągał się piękny widok na las i okolice. Pomimo ciemności mogłam dostrzec drzewa i pojedyncze domki, w których paliły się światła.

- Może czasami przesadzam, ale...

- Wiem, że jest to trudne - przyznanie się do błędu, lecz może mi pan spokojnie zaufać.

- To nie jest pani sprawa. Proszę się nie przejmować. - znów wróciliśmy do bycia oschłym i nieuprzejmym. Rozumiałam, że to nie była moja sprawa, a jemu ciężko się było opowiedzieć o swojej słabości, jednak nic co ludzkie nie było mi obce.

- Panie Styles...

- Mieliśmy spędzić miły wieczór, nie psuj go.

- Chcę tylko panu pomóc.

- Nie potrzebuję twojej pomocy, nie jesteś mi do niczego potrzebna. - kiwnęłam głową i zaczęłam szykować się do wyjścia. Patrzył jak powoli wstawałam ze swojego siedzenia i nawet nie pisnął słówka. Być może sądził, że zaraz wrócę, gdyż byłam daleko od domu. Jednak chyba za dobrze to on mnie nie znał. Wzięłam jeszcze jeden łyk wina i skierowałam się do wyjścia. Poprosiłam kelnera, aby przyniósł mój płaszcz i na szczęście zrobił to szybko.

-Tiana, Tiana, proszę cię...

- Ale o co chodzi? Przecież nie jestem panu do niczego potrzebna. - warknęłam, nie zatrzymując się choć na chwilę. Nie miałam pojęcia czy wyszedł ubrany w ciepłe rzeczy czy w zwykłym garniturze. Wkurzył mnie. Wkurzył mnie swoją pewnością swoich słów. Zdenerwował mnie tym chamskim doborem wyrazów i spojrzeniem tak pogardliwym, że miałam chęć zapaść się pod ziemię. Dlatego też nie miałam zamiaru spędzić z nim minuty dłużej.

- Przepraszam, panno Prince. Chodziło mi o to, że nie jestem osobą, którą powinnaś zawracać sobie głowę.

- Dlaczego?

- Bo jestem dupkiem? - prychnął, pytając. Chodź to bardziej brzmiało jak retoryczne pytanie, więc pozwoliłam mu mówić dalej. - Na serio powinnaś odejść już pierwszego dnia w Bostonie. Nie zachowywałem się dobrze. Jedynce co powinnaś zrobić to dać mi z liścia i odejść, a nie próbować mi pomóc. 

- W porównaniu do pana, panie Styles ja dbam o każdego człowieka. Bez względu na to jaki on miał stosunek do mnie. Faktycznie, gdybym miała tak myśleć jak ty to by mnie już tu dawno nie było!

- Jesteś taka irytująca! Masz kompletnie inne zdanie niż ja!

- Tak to działa, panie Styles! Ludzie mają odmienne opinie, pogódź się z tym! - nic nie mówiąc, pociągnął mnie znów do lokalu, jednak tym razem nie zajęliśmy swojego poprzedniego miejsca.

- Poproszę rachunek. - mruknął w stronę szatyna, a ten tylko na nas zerknął i odszedł do kuchni.-To nie był dobry wieczór, jednakże spróbuję go naprawić.

- Powodzenia. - burknęłam, myśląc jedynie o powrocie do domu. Nie wyobrażałam sobie takiego zakończenia tego dnia. Uważałam, że będzie milej, że atmosfera będzie przyjemniejsza. Niestety, pomyliłam się.

- Co powiesz na dokończenie tego nieudanego wieczoru u mnie?

- Nie.

- Ale...

- Nie, chcę abyś odwiózł mnie do domu.

- Tiana...

- Nie ma Tiana, chcę wrócić do domu.

- Oczywiście. - zapłacił za moje wino i jego wodę, a następnie ruszyliśmy do jego auta. W drodze powrotnej towarzyszyła nam przygnębiająca cisza, ale zasłużył sobie. Powinien ponosić konsekwencje za swoje wypowiedzi lub czyny. Postanowiłam go tego nauczyć. 

- Panno Prince...

-Ja też sądziłam, że te parę godzin minie w milszej atmosferze. Niestety. - posłałam mu znikomy uśmiech i złapałam za klamkę, aczkolwiek nie mogłam otworzyć drzwi, ponieważ zablokował samochód. - Wypuści mnie pan, czy będę musiała wołać o pomoc?

- Przepraszam, Tiano. Chciałem, żeby ten wieczór był lepszy. Abyś zobaczyła we mnie cień dobroci, ale chyba jednak jej nie mam. Miłej nocy, Tiano.

- Jesteś dobrym człowiekiem, Harry. Po prostu musisz czasami ugryźć się w język albo nie odrzucać wystawionej do ciebie ręki. Każdy ma jakieś słabości, to nic złego. - uśmiechnęłam się już szerzej i ledwo wyczuwalnie pocałowałam go w policzek. - Dobranoc, Harry. - nie odwróciłam się, by na niego spojrzeć. Nie usłyszałam odpowiedz, więc nie czekałam ani minuty dłużej i weszłam do kamienicy.

Była dopiero osiemnasta, dlatego nie wiedziałam co miałam ze sobą zrobić. Liczyłam na co najmniej dwie godziny w jego towarzystwie, jednak stało się inaczej. Po raz kolejny mogłam dostrzec w jego oczach skruchę i złość na siebie, jednakże nie powinien mieć o to do nikogo pretensji jak tylko do siebie samego. 

- Coś szybko wróciłaś z tego teatru. Było aż tak źle?

- Nie byłam w teatrze. Okazało się, że bilety nie były dla niego. W każdym razie, pojechaliśmy na kolację i powiedział coś co trochę mnie uraziło. Dlatego wróciłam szybciej.

- Harry na pewno nie jest łatwym orzechem do zgryzienia, ale spróbuj go zrozumieć.

- Co masz na myśli?

- Wychowywał się praktycznie bez ojca. Bez przykładu, na którym powinien się wzorować. Jego starszy brat uciekł od rodziny i jest gdzieś tam w świecie. Poza tym od małego obraca się wśród ludzi żyjących na wyższym poziomie. Tam panują inne reguły. Ty preferujesz kino, oni teatr. Ty uważasz, że spóźnianie się jest rzeczą ludzką, dla nich to jest niedopuszczalne. Ty chętnie byś przyjęła czyjąś pomoc, a oni starają się pokazać, że doskonale dają sobie radę ze wszystkim. Są pewni siebie, czasami egoistyczni, często zbyt dumni i przemądrzali.

- Jesteś pewien, że dobry kierunek studiów wybrałeś? Bo ja bym cię na psychologię posłała. -prychnął, biorąc łyk swojego napoju. Uśmiechnął się, gdy pocałowałam jego policzek. Uciekłam do siebie, żeby pozbyć się niewygodnej kreacji. Po przebraniu się w zwykłe, domowe ubrania poszłam zmyć makijaż. Jutro miał być mój ulubiony dzień, albowiem Styles miał malować mi ściany. Farby już dawno stały w piwnicy, więc wystarczyło tam zejść po potrzebne rzeczy i zacząć malować. Przed zaśnięciem odłożyłam telefon na szafkę nocną, a następnie opatuliłam się szczelnie kołdrą. Mimo ogrzewania było mi strasznie zimno, ale to raczej w moim przypadku naturalne. Taka już byłam.

Po dwóch godzinach przemęczonych na próbach zaśnięcia zadzwonił mój telefon. Nie spodziewałam się, że ktoś będzie chciał się ze mną skontaktować, a tym bardzie, że tym kimś okazał się brunet z zielonymi oczami.

- Pan Styles?

- P-przepraszam, panno Prince. N-nie chciałem, aby t-tak wyszło. J-ja p-po prostu, t-to znaczy j-ja...

- Pan jest kompletnie pijany.

- Nie. - przeciągnął ostatnią literę, a ja jedynie przewróciłam oczami. Było dopiero parę minut po dwudziestej, dlatego nie zdziwiłam się jak zobaczyłam James'a przed telewizorem. Poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie kakao. Marzyłam o spokojnej nocy, pragnęłam tylko snu. Teraz miałam co innego na głowie. - No może troszeczkę. S-smutno mi w tym domu samemu, w-wiesz?

- Nic na to nie poradzę, panie Styles.

- H-Harry, mów mi Harry. - westchnęłam i oparłam się na blacie. Było mi go szkoda, jednak nie cierpiał za niewinność. - P-przyjedziesz do mnie?

- Nie wiem gdzie mieszkasz, a w dodatku nie sądzę, by był to dobry pomysł. - pomimo tego, że wydawał się uroczy będąc pijanym to nadal był pod wpływem alkoholu i nie było to dobre. Poza tym jego propozycja nie powinna mieć miejsca. Jutro zrobiłby mi awanturę i na tym by moja pomoc się skończyła.

- W-wyślę ci adres, p-proszę. Nie chcę być tu sam i Tiana? - zaczął szeptać, co było zabawne. Zaśmiałam się cicho i wzięłam łyk kakao.

- Tak? - również zniżyłam głos, a kiedy mój starszy brat wszedł do środka pomieszczenia spojrzał na mnie jak na kretynkę. 

- Obawiam się, że mam w szafie p-potwory. - z moich ust wyszedł głośny śmiech, co jeszcze bardziej przypomniało jakbym była idiotką. Brunet wyszedł z kuchni, pukając się w czoło, ale pokazując na mnie. Wzruszyłam ramionami i znów przysłuchiwałam się głosu Harry'ego. - N-nie śmiej się. O-one mogą tam być.

- Ile wypiłeś?

- Jedną whiskey i chyba c-czerwone wino, albo b-białe. - nie byłam zadowolona z tej informacji. Miałam świadomość, że musiał sporo wypić, ale nie sądziłam, że aż całe dwie butelki trunku. - P-przyjedziesz?

- Wyślij mi adres SMS-em. - mruknęłam, a wtedy usłyszałam pisk radości. Był cholernie pijany. 

- D-dziękuję, k-kochanie.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top