13
O dziwo tym razem nie obudził nie budzik, a dzwonek telefonu. Na ekranie widniało imię i nazwisko mojego pracodawcy, dlatego też z na wpół otwartymi oczami odebrałam.
- Dzień dobry, panie Styles.
- Dzień dobry, Tiana. Mam nadzieję, że już wstałaś.
- Właśnie mnie pan obudził. Tak z ciekawości niech mi pan powie, o której pan wstaje? - na zegarku widniała szósta szesnaście, a po jego głosie mogłam stwierdzić, iż był już po co najmniej jednej kawie.
- Dzisiaj zaspałem i wstałem o szóste dziesięć. Rujnujesz moją rutynę, Tiana. - uśmiechnęłam się pod nosem i wolną ręką przetarłam oczy. Widziałam poprawę w jego zachowaniu, w naszych stosunkach. Miałam tylko nadzieję, że potrwa do dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Przed pożegnaniem się, powiadomił mnie, iż dzwonił wyłącznie po to, aby mnie obudzić, a potem się rozłączyliśmy.
Wstałam, choć z małym trudem. Nałożyłam na siebie szlafrok w małe żyrafy i wyszłam do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę poziomkową. Czekałam, aż woda się zagotuje prawie zasypiając z buzią opartą na dłoniach. Byłam dzisiaj niezwykle niewyspana, chociaż wczoraj poszłam spać o normalnej porze. Usłyszawszy dźwięk gotowej wody, nalałam ją do kubka i po odczekaniu minuty, zaczęłam sączyć gorący napój.
- Mi też mogłabyś zrobić, kochana siostrzyczko. - zlustrowałam go od dołu do góry i wyszłam z pomieszczenia. - Oj, dziękuję, kochanie. Jesteś najlepszą siostrą jaką można mieć!
- Nie schlebiaj mi tak, ale dobrze, że mówisz prawdę. Prawda jest najważniejsza. - do moich uszu dotarł jego śmiech, ale potem zagłuszył go telewizor.
Po obejrzeniu jednego odcinka "Jak poznałem waszą matkę?" poszłam do łazienki. Umyłam zęby, twarzy i włosy. Wysuszyłam je, a następnie zwyczajnie wyprostowałam. Miałam zamiar założyć dzisiaj czerwoną bluzkę na ramiączkach, która bardziej służyła za podkoszulek, a na to przeciągany przez głowę granatowy sweter. Na dworze było zimno, o czym informował mnie termometr za oknem, dlatego też nie zdecydowałam się na żadną zwiewną koszulę i marynarkę. Na nogi założyłam jeansy oraz czerwone szpilki. Mój makijaż wyróżniał się tylko tym, że zamiast beżowej szminki wybrałam krwistą czerwień. Wyglądałam dobrze, aczkolwiek mało profesjonalnie. Przymknęłam na to oko i modliłam się, aby brunet także to uczynił.
- Masz dwadzieścia minut.
- Jesteś lepszy niż mój alarm w telefonie. Wychodzę, kocham cię.
- Ja ciebie też. Robisz dzisiaj zakupy!
- Nie wiem kiedy wrócę! - krzyknęłam i zamknęłam za sobą drzwi. Pracując u zielonookiego tak naprawdę nigdy nie mogłam być pewna, o której godzinie pojawię się z powrotem w domu. Jednakże było to sprzeczne z jego stylem bycia. Nie miał ustalonej godziny końca pracy? Niemożliwe.
Pod firmą zaparkowałam o siódmej pięćdziesiąt pięć, więc byłam pięć minut przed czasem. Normalnym tempem zmierzałam w stronę windy. Wiedziałam, że mogłam się spodziewać Styles'a w biurze, aczkolwiek wciąż byłam przed czasem. Obok mnie szli inni ludzie, jednak podążali znacznie szybciej niż ja. Po prostu nie mieli okazji poznać Harry'ego tak jak ja, dlatego też starali się być dokładni, punktualni. O siódmej pięćdziesiąt dziewięć wychodziłam już z windy na piątym piętrze. Drzwi od biura pana Styles'a były uchylone, więc weszłam do środka, by się przywitać.
- Dzień dobry, panie Styles.
- Dzień dobry, Tiano. Lista zadań leży już na twoim biurku, ale zanim zaczniesz pracę muszę cię o czymś powiadomić.
- O co chodzi?
- Nie będzie mnie jutro cały dzień. Mam spotkanie rodzinne. Louis się wszystkim zajmie, dlatego proszę cię. Miej na niego oko.
- Uważa pan, że sobie nie poradzi?
- Znam go od dziewięciu lat, jestem w stanie przewidzieć jego ruchy i zachowania. Więc po prostu bądź uważna. Wszystkie umowy, które uważasz za niedopracowane odkładaj lub odrzucaj.
- Pan Tomlinson jest prawnikiem. Myślę, że da radę. - uśmiechnęłam się w jego kierunku, lecz nie odwzajemnił mojego małego gestu. Jego buzia nie wyrażała żadnych emocji, dlatego też stwierdziłam, że mówił poważnie. Firma bruneta była zapewne najważniejszą rzeczą w jego życiu, więc podchodził do tej sprawy dojrzale.
- Zrób to o co cię proszę.
- Jasne. - westchnęłam i wyszłam, ponieważ czułam już jego brak humoru. Zmieniał nastrój szybciej niż kobieta podczas ciąży, ewentualnie okresu. Po raz pierwszy zawitałam dzisiaj do swojego biura i natychmiast odwiesiłam swój płaszcz na wieszak. Usiadłam na obrotowym krześle i obróciwszy się dwa razy na nim, zaczęłam czytać listę zadań wyznaczonych przez mojego szefa. Dzisiaj musiałam zająć się rezerwacją hotelu w Madrycie, zapewnić apartament panu Logan'owi i jego żonie, rozwiązać problem, który pojawił się w pokoju numer 86, kupić mu lunch, zadzwonić do pana Horan'a i zapytać o szczegóły dotyczące umowy z panem Brown'em i sprawdzić błędy w dokumencie, który mi wysłał na maila. Było tego sporo, ale uprzedził mnie, gdy zjawił się w moim mieszkaniu. Zajęłam się pierwszym punktem i zaczęłam szperać w internecie w poszukiwaniu odpowiedniego hotelu. Wszystko musiało być w standardach pana Styles'a. Inne opcje nie wchodziły w grę. Zadzwoniłam do luksusowego apartamentowca, który znajdował się zaledwie ulicę od stadionu. Zarezerwowałam oczywiście pięć pokoi, tak jak chciał i zapisałam wszystkie ważne informacje. Postanowiłam przekazać mu to dopiero pod koniec dnia, gdyż miałam jeszcze dużo pracy.
Po zajęciu się sprawą związaną z obrzydliwym John'em Logan'em, rozpoczęłam swoją drogę do pokoju osiemdziesiąt, gdzie pracowali najlepsi architekci w Londynie. Miałam tylko jedno zasadnicze pytanie - Gdzie do cholery był pokój osiemdziesiąt sześć?! Wiedziałam jak dojść z parkingu do swojego biura, z mojego biura do toalety na piętrze i na dół do recepcji. Nikt mnie nigdy nie oprowadził po tym miejscu, a sama nie miałam czasu, aby zwiedzić ogromny gmach. Zjechałam na dół do recepcji, żeby zapytać gdzie znajdowało się pomieszczenie, w którym widocznie był jakiś spór.
- Hej, mogłabyś mi powiedzieć, gdzie są osiemdziesiątki?
- Każde piętro liczy po dwadzieścia pomieszczeń, więc czwarte piętro. Oczywiście oprócz piątki. Tam są tylko trzy pokoje. Biuro pana Styles'a, pana Tomlinson'a, który rzadko tam bywa i twoje.-ostatnie słowo wypowiedziała z taką niechęcią, iż postanowiłam jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Podziękowałam jej cicho i pognałam w stronę windy. Była dla mnie niemiła od pierwszego dnia, aczkolwiek sądziłam, że było to chwilowe. Niestety się pomyliłam.
Po ośmiu minutach byłam już na czwartym piętrze i w skupieniu szukałam numerka osiemdziesiąt sześć. Weszłam do środka bez pukania i zastałam tam kompletny nieład i chaos. Dwóch architektów kłóciło się pomiędzy swoimi biurkami, a jedyna kobieta w pomieszczeniu, oczywiście oprócz mnie, stała w kącie i piła kawę. Rozwalone projekty walały się po podłodze, a papierowe kubki po napojach tworzyły piramidę na szklanym stoliku.
- W czym możemy pani pomóc? - zaprzestali dość ostrej wymiany zdań i spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Cóż, zgadywałam, że nieczęsto ich tutaj odwiedzano.
- Pan Styles usłyszał o jakimś konflikcie pomiędzy wami, panowie...
- A panienka to kto? - zerknęłam na rudowłosą, która wyglądała na trzydzieści pięć lat. Miała na sobie szarą sukienkę do kolan z białymi elementami przy piersiach. Z twarzy nie przypominała sympatycznej osoby, w głosie zresztą też.
- Nieładnie jest przerywać. Nazywam się Tiana Prince i jestem asystentką pana Styles'a. - dałam szczególny nacisk na słowo "asystentka", mając nadzieję, że zmienię tym samym jej postawę. Niestety przyniosło to odwrotny skutek. Zaśmiała się pod nosem i znów zaczęła sączyć usta w swoim napoju.
- Kochana, myślisz, że jesteś jedyna? Było wielu na twoim miejscu, żaden nie wytrzymał nawet czterech miesięcy. To nie jest nie wiadomo jakie wyróżnienie.
- Może i nie, aczkolwiek niech pani pamięta, że moja pensja jest dwa razy większa niż pani. - uśmiechnęłam się sztucznie, a widząc jej minę mój fałszywy uśmiech przerodził się w zwycięski i prawdziwy. Chyba trafiłam w sedno.
- Możesz powiedzieć panu Styles'owi, że to chwilowe kłopoty.
- Pracujecie tu dłużej i pewnie wiecie, że takie argumenty nic nie zdziałają. Mam wyjaśnić tę sprawę. Wtedy wszyscy będziemy mieli spokój. - zwróciłam się do dwóch mężczyzn, którzy byli najbardziej uprzejmi z tej całej trójki. Zauważyłam, że większość facetów była tu milsza niż kobiety. Zadziwiające.
- Jackson pomylił projekt i nie uzgadniając tego ze mną, wysłał go firmie w Manchesterze!
- Mówię ci, że Iris powiedziała, iż to było to!
-Nie mieszajcie mnie w to.
- Czy próbowaliście zadzwonić do tej firmy, by wszystko wyjaśnić?
- Co? - wszyscy spojrzeli na mnie jakbym co najmniej miała troje oczu. To nie było nic nadzwyczajnego. Pierwsze o czym bym pomyślała to właśnie próba skomunikowania się z tą konkretną firmą.
- Czy wyglądamy na kretynów?
- A jednak nie wpadliście na to. - zwróciłam uwagę kobiecie, która miała sceptyczne nastawienie do mnie, chociaż nie zrobiłam nic złego. Po prostu wykonywałam swoją robotę. - Sądzę, że jak zadzwonicie i uzgodnicie każdą sprawę to nie będzie już problemu. Życzę miłego dnia. - pożegnałam się z każdą osobą w pomieszczeniu i wyszłam, by pojawić się zaraz u siebie w biurze.
Profesjonaliści. - prychnęłam w myślach, gdyż ich dokładność odbiegała od normy ich szefa. Nie zamierzałam na nich donosić, ale też nie chciałam kłamać.
- Panno Prince, zapraszam do siebie. - rozsiadłam się wygodnie na kanapie u niego w biurze i czekałam, aż zacznie mówić.-Rozwiązałaś problem w osiemdziesiąt sześć?
- Tak, ale dziękuję za informację, gdzie to się znajdowało.
- Nie powiedziałem ci, bo wiedziałem, że dasz sobie radę. O co chodziło?
- Nie dogadali się i popełnili błąd, aczkolwiek teraz jest wszystko w porządku. Za to ta kobieta była strasznie nieuprzejma i wkurzająca. - mruknęłam, robiąc grymas. Naprawdę nie spotkałam tutaj jeszcze żadnego człowieka płci żeńskiej, który by mnie polubił, a ja jego. Do moich uszu doszedł jego śmiech, więc moje kąciki podniosły się do góry.
- Chodzi ci o Iris Rey?
- Tak, raczej tak.
- Dobrze, a teraz zbliża się dwunasta, co oznacza przerwę na lunch.
- Rozumiem. Już jadę po pański...
- Nie, tym razem to ja zabieram cię na lunch, Tiano.
- To miła niespodzianka.
- Nie tylko ty umiesz zaskakiwać.
✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top