11

Wróciłam do domu w okolicach dwudziestej. James nie czekał na mnie, nawet nie było go w domu. Tęskniłam za swoją rodziną, choć były to jedynie trzy dni. Nie rozmawiałam z nikim oprócz starszego brata.

W mieszkaniu panował ogromny syf i widać było, że to sprawka brązowookiego. Jego skarpetki walały się po całym salonie, a artystyczna góra naczyń wyglądała jakby miała się zaraz przewalić. Otworzyłam lodówkę, w której był tylko pomidor i jedno jajko. Na blacie leżały różne styropianowe opakowania po jedzeniu na wynos i plastikowe sztućce. W łazience było najmniej bałaganu, ponieważ było to najmniejsze pomieszczenie. Przynajmniej tyle.

Zaniosłam swoją walizkę do swojego pokoju, który był jedynym najczystszym pomieszczeniem w domu. Otworzyłam bagaż, aby wyjąć z niego kosmetyczkę. Z szafy zabrałam nową piżamę i razem z nią poszłam do łazienki. Ominęłam wszystkie rzeczy, które szwendały mi się pod nogami i odkręciłam kran w celu puszczenia ciepłej wody. Wlałam do niej truskawkowy żel pod prysznic i zaczęłam się rozbierać.

Cały wyjazd mogłam ocenić za nieudany. Na początku było w porządku, aż do momentu ukazania prezentacji. Nie spodziewałam się takiej reakcji ze strony Styles'a. Nie mogłam uwierzyć, że pomyślał o tym, iż była to moja sprawka. Nie miałam powodu, by zniszczyć mu wizytę z panem Brown'em. Byłam wściekła i wciąż to we mnie tkwiło, lecz na szczęście mniej. Nie było mi szkoda Smith'a, zasłużył na utratę pracy, bo to co zrobił było paskudne. Od samego początku za sobą nie przepadaliśmy i dzięki Bogu długo ta współpraca nie potrwała. Pan Logan także nie wywarł na mnie dobrego wrażenia z uwagi na swoje ohydne spojrzenia. Nie docierało do mnie jak mógł tak się zachowywać, kiedy obok stała jego żona. Pokazywał tym brak szacunku do mnie jak i do swojej małżonki. Podsumowując, musiałam powiedzieć, że żaden biznesmen, którego jak na razie poznałam nie był uprzejmy i bezinteresowny. Oprócz oczywiście pana Horan'a, Tomlinson'a i Payne'a. Jedynym dobrym momentem było zwolnienie Tom'a Smith'a. Cieszyłam się, że nie musiałam widzieć jego twarzy ani razu więcej. Nie powinnam tak uważać, gdyż człowiek stracił sposób zarabiania na życie, jednak w tym wypadku - należało mu się.

Nie znałam Harry'ego zbyt dobrze, lecz na pewno nie był aż taki zły jak opisywali go inni. Wprawdzie był wymagający, często oschły, rzadko miły, czasem gburowaty, ale nadal był człowiekiem i potrafił to okazać. Po prostu takie podstawowe czynności, uprzejmość przychodziła mu z trudem. Trzeba było to nadzwyczajnie w świecie zrozumieć i poprawiać jego czyny. W końcu człowiek uczył się na błędach.

Widziałam troskę i zmartwienie na jego twarzy, gdy mnie znalazł w tamtym parku. To z pewnością nie był ten sam sztywny biznesmen, którego widywałam w biurze. Dlatego też nie można było go nazwać "bezdusznym gburem". Choć słyszałam takie określenia. Uważałam, że najzwyczajniej w świecie nie miał nigdy okazji, ani śmiałości do pokazania swojej dobrej strony.

Kiedy woda stała się zimna, stwierdziłam, że czas wyjść z wanny i ubrać się w piżamę. Założyłam jasnoróżowe, długie spodnie i białą bluzkę z długim rękawem. Wypuściłam wodę i umyłam zęby. Spojrzałam w swoje odbicie i dostrzegłam w nim zmęczoną dziewczynę, która jedyne czego potrzebowała to snu.

Gotowa do spania wróciłam do siebie. Nie kłopotałam się z wyjęciem pozostałych rzeczy, nie miałam na to siły. Na moje nieszczęście jutro był czwartek i miałam obowiązek wstawić się o ósmej  w swoim biurze. Z tą niezbyt ciekawą myślą położyłam się spać.

Obudziło mnie mocne walenie w drzwi, które nie było tak złe jak budzik tuż przy uchu. Jednak niechętnie otworzyłam oczy i zerknęłam na zegarek. Wskazówki pokazywały godzinę 10:20, a więc domyśliłam się kim był gość. Nie mogłam uwierzyć, iż nawet głośny, irytujący dzwonek nastawiony na 6:20 mnie nie obudził. Miałam kłopoty i to cholerne. Wstałam szybko z wygodnego łóżka i nałożywszy na siebie biały szlafrok, ruszyłam by otworzyć.

- Czy pani postradała zmysły?! - właśnie tego człowieka spodziewałam się zobaczyć. Zapewne dzwonił do mnie z milion razy, a ja nie odebrałam ani razu. Rozszerzyłam drzwi, aby mógł wejść. Uczynił to i od razu zasiadł na kanapie. - Wyjaśnisz mi dlaczego o ósmej nie zobaczyłem cię w twoim biurze?!

- Najwidoczniej byłam tak zmęczona po podróży, że spałam bardzo długo. Przepraszam, panie Styles.

- Jesteś nie do wytrzymania! Ale wybaczę ci, jeśli zrobisz mi kawę.

- Przypominam panu, że to pan ma jeszcze niespełnione obietnice.

- Owszem, dlatego właśnie teraz zapraszam cię na kolację. Przyjadę po ciebie o osiemnastej. - kiwnęłam głową i poszłam do kuchni, żeby przyrządzić mu jego czarną kawę bez cukru. Nawet we własnym domu musiałam mu usługiwać. Był to taki pierwszy raz i miałam nadzieję, że ostatni. Jego zachowanie było zmienne i trudno było tego człowieka rozgryźć. Na wstępie był wkurzony i zdenerwowany, a potem złagodniał i zaprosił mnie 

- I dlatego, że nie przyszłam do pracy, pan się pofatygował do mnie?

- Kiedy wylądowaliśmy było już ciemno. Nie wiedziałem czy dojechałaś do domu. Pomyślałem, że może się coś stało i nie wróciłaś do domu. - wszedł do kuchni i oparłszy się na blacie, wzruszył ramionami. Właśnie o tym rozmyślałam wczoraj. W tej chwili w żadnym razie nie przypominał profesjonalnego biznesmena, a normalnego człowieka.

- Pan się martwił? - chrząknął zbyt głośno i przyjął kubek z ciepłym napojem. Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ jego zakłopotanie mówiło wszystko. Zaśmiałam się cicho i zaczęłam robić sobie herbatę z mlekiem. Byłam zdecydowanie pozytywnie zaskoczona jego zachowaniem. Szkoda, że okazywał to tylko wtedy gdy nikt nie był obok nas.

- Tak, cóż tak, pamiętasz umowę na czterdzieści milionów?

- Chodzi o ten stadion z Madrycie?

- Tak, właśnie o to chodzi. Wysłali mi umowę, jednak jest ona po hiszpańsku.

- Kto wysyła umowę do firmy angielskiej po hiszpańsku?

- Nie zwracajmy uwagi na ich nieprofesjonalizm. Przetłumaczysz mi tę umowę. - przewróciłam oczami na jego typowy oschły ton. Patrzyłam jak kładł na stole swojego laptopa i odwraca go w moją stronę. Dokument był o wiele dłuższy niż poprzednie, które tłumaczyłam na mój ojczysty język. Westchnęłam, mając świadomość ile czekało mnie pracy. - Mogłabyś mi powiedzieć, kiedy mam jeszcze wolny termin? Muszę pojechać do Madrytu i zobaczyć stadion na żywo. Będzie to czterodniowy wyjazd.

- Czternastego października jest pan umówiony z panem Logan'em. - zrobił grymas, który ja także uczyniłam. Ten człowiek nie przywoływał dobrych wspomnień. - Zaś dwudziestego ma pan bal charytatywny.

- Dobra, zapisz, że szóstego listopada lecimy do Madrytu i nie ma nas do dziesiątego. - zapisałam wszystko w swoim kalendarzu i nawet nie udałam zdziwionej, iż jechałam razem z nim. Mogłam się założyć, że z nim zwiedzę więcej miejsc niż zrobiłam to ze swoimi rodzicami. Do tego momentu byłam tylko w Holandii, Francji i Irlandii, a z nim już miałam za sobą Stany Zjednoczone i niedługo przyjdzie mi jechać do Hiszpanii. Dodatkowo nie płaciłam ani grosza. Z dnia na dzień praca u niego podobała mi się coraz bardziej. - Załatwisz najlepszy hotel i najbliżej położony od stadionu. Dane wyślę ci mailem, ale to dopiero jutro. Zarezerwuj pięć apartamentów i z moją pomocą zrobisz dwie prezentacje. Jedna będzie po angielsku, a druga po hiszpańsku.

- W porządku, będzie mi pan towarzyszyć przy tłumaczeniu? - zapytałam, gdy rozsiadł się na krześle w kuchni, aby potem wstać i zrobić sobie kolejną kawę. Proszę się rozgościć, jasne. Czemu nie? - pomyślałam, obserwując jak zaczął grzebać w mojej lodówce.

- Jest po jedenastej, panno Prince. Powinienem jeść teraz lunch, jednak nikt mi go nie przyniósł.

- Biedaczek. - mruknęłam do siebie, ale doskonale to usłyszał. Zaprzestał swoich działań i zerknął na mnie z znikomym uśmiechem.

- Dokładnie, Tiano. Zjem coś u ciebie, a następnie wrócę do firmy. Jutro czeka cię sporo roboty.

- Umie pan pocieszać ludzi, panie Styles. - podszedł bliżej i gdy jego twarz była bardzo bliskiej mojej, mogłam spokojnie wyczuć jego oddech na swoim policzku. Jego ręce opierały się na oparciach mojego krzesła, a na buzi wpłynął malutki uśmiech.

- Tylko panią, panno Prince.

✰✰✰✰✰✰







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top