Rozdział 6

Kylie's POV:

~21 styczeń, sobota

Następnego dnia wstałam wcześnie rano, aby zdążyć na autobus, który jako jedyny jedzie w stronę domu mojego dziadka. Koniec z końcem nie wiedziałam czy mam dzisiaj pojawić się w pracy czy nie, dlatego wolałam swoje prywatne sprawy załatwić wcześniej.

Wstałam z łóżka i przetarłam oczy zewnętrzną stroną dłoni. Spojrzałam za okno i automatycznie jęknęłam widząc małe śnieżynki, które powoli opadały na ziemię. Z jednej strony cieszyłam się, że w końcu piasek, który sypią sprzątaczki na chodniki nie pójdzie na marne, a z drugiej strony będzie ciężej jeździć po śniegu na rowerze co wiąże się z kolejnymi wydatkami, aby zmienić koła roweru na zimowe.

Podniosłam się z łóżka i spojrzałam na zegarek, który wskazywał równą siódmą, co oznaczało, że mam dokładnie półtorej godziny na wyszykowanie się.

Wyszłam z pokoju poprawiając spodenki od piżamy, które były o dwa rozmiary za duże. Spojrzałam w stronę kuchni, gdzie ujrzałam mojego starszego brata - Kevina.

- Cześć - przywitałam się drapiąc tył głowy. - Chcesz może zawieźć mnie do dziadka?

Chłopak zaprzeczył i założył marynarkę biorąc pod pache swój pokrowiec z aparatem.

- Chętnie siostrzyczko, ale mam teraz sesję i nie mogę się spóźnić - oznajmił, a ja westchnęłam i zajęłam miejsce przy stole. - Trzymaj się, ja lecę.

Brat podszedł do mnie całując czubek mojej głowy i najzwyczajniej wyszedł.

- Trzymaj się, ja lecę - powtórzyłam słowa mojego brata, po czym wstałam, aby zrobić sobie herbaty.

______

Piętnaście minut później byłam już po śniadaniu. Była godzina siódma trzydzieści, a mój autobus miał być o ósmej trzydzieści dwa, dlatego zbytnio się nie spieszyłam.

Stanęłam na przeciwko szafy, po czym przeleciałam wszystkie wieszaki wzrokiem. Ostatecznie zdecydowałam się na granatową koszule z kieszonką po prawej stronie i zwykłe jeansy.

Ściągnęłam piżame, po czym nałożyłam na siebie czyste ciuchy oraz świeżą bieliznę. Skierowałam się w stronę łazienki i wykonałam lekki makijaż oraz wyprostowałam moje naturalnie mocno kręcone włosy. Lubiłam je, ale czasami wolałam zrobić coś nowego.

_____

Wyszłam z domu dokładnie piętnaście minut wcześniej, aby zdążyć kupić bilet oraz się nie spóźnić. Przystanek nie był stosunkowo daleko, ale wolałam być przed czasem, co nie zawsze mi sie udawało.

Szłam powoli próbując patrzeć pod nogi i jednocześnie przed siebie, ponieważ ostatnio mam dość dużego pecha i wpadanie na kogoś, albo upadnie staję się moim hobby. Jeszcze natura postanowiła mi bardziej uprzykrzyć życie.

Założyłam kaptur, chociaż i tak końcówki moich włosów były już w połowie mokre, a przeszłam dopiero kilkanaście metrów. Nie mogłam zachorować dlatego wyciągnęłam z kieszeni rękawiczki, a czapkę i szalik zarzuciłam na siebie wcześniej. Naprawdę musiałam wyglądać komicznie, płaszcz, który był mega gruby, ale z drugiej strony ciepły i wygodny, szalik, którym obwiązałam sobie szyję pięć razy i czapka, która miała na szczycie wielkiego pompona.

Zanim zdążyłam założyć drugą rękawiczkę usłyszałam trąbniecie i automatycznie podskoczyłam. Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i ujrzałam znajome czarne bmw.

- Cześć, Kylie. - szyba rozsunęła się, a ja ujrzałam mojego szefa.

Byłam lekko zdziwiona, że Horan tędy przejeżdża, ponieważ nie było to centrum miasta, a mała wieś oddalona o paręnaście kilometrów od miasta.

- Niall? Co ty tutaj robisz? - zapytałam zakładając do końca drugą rękawiczkę i brakowało mi tylko marchewki na nos i wyglądałabym jak bałwan.

- Przejeżdżam - mruknął. - Będziesz dzisiaj w pracy?

Wzruszyłam ramionami, chociaż wiedziałam, że i tak czy siak mój odpowiedź będzie brzmieć - tak.

- Jeśli muszę to tak - oznajmiłam.

- A masz jakieś plany?

- Teraz chciałam jechać odebrać rower od dziadka i za dokładnie. - spojrzałam na zegarek w telefonie. - dziesięć minut mam autobus i nie chcę się spóźnić.

Niall przytaknął i zasuną szybę, a ja do końca nie byłam pewna czy właśnie go zezłościłam czy przyjął to dość łagodnie. Chociaż to niezbyt stosowne, postanowiłam to zignorować i obróciłam się na pięcie ruszając do przodu. Jeśli nie chciałam stracić pracy musiałam czymś dojeżdżać, dlatego uważam, że nie jest to powód do zwolnienia.

- Kylie!

Kiedy usłyszałam swoje imię automatycznie się obróciłam i ujrzałam Nialla, który wysiadał z samochodu. Chłopak podszedł w moją stronę, a ja poczułam się zażenowana, ponieważ naprawdę czułam się źle, kiedy Horan był blisko.

- Zrobimy tak. Ja zawiozę cię do dziadka, odbierzemy twój rower, zawieziemy go z powrotem i pomożesz mi z jedną dość istotną sprawą. Co ty na to? - zapytał, a ja nie byłam w stanie odmówić.

- Dobrze.

Zobaczyłam uśmiech Nialla i skierowaliśmy się w stronę samochodu.

_____

Piętnaście minut potem byliśmy już pod domem mojego dziadka. O dziwio Niall wiedział którędy jedzie i nie zgubiliśmy się w uliczkach.

- To ten domek - wskazałam, kiedy wysiedliśmy z samochodu. - Skąd wiedziałeś jak tu dojechać?

Chłopak wzruszył ramionami oglądając budynek.

- Dzięki twoim wskazówką. - puścił oczko, po czym obkrążył samochodu i położył dłoń na dole moich pleców. - Chodźmy.

Kiedy poczułam rękę Nialla, automatycznie oblały mnie zimne poty i poczułam się nieswojo. Mimo, iż było to zwykłe dotknięcie, strasznie się zestresowałam.

- Wybacz mojemu dziadkowi, jeśli będzie gadał coś od rzeczy, ale mieszka sam i zbytnio nie ma z kim rozmawiać na codzień - mruknęłam, a Horan przytaknął i ruszyliśmy w stronę bramki.

Otworzyłam furtkę, a Niall wpuścił mnie jako pierwszą i zdjął swoją dłoń z moich pleców. Musieliśmy wyglądać naprawdę komicznie, ponieważ Horan był elegancko ubrany, a ja wyglądałam jak jeden wielki pączek.

Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, a po chwili usłyszałam głos mojego dziadka. Spojrzałam na Nialla, który się uśmiechnął i znów przeniosłam wzrok na drzwi. Szczerze nie wiedziałam po co Horan ze mną wchodzi. Nie miałam nic przeciwko, ale znając życie mój dziadek nie da mi spokoju, gdy zobaczy mnie z mężczyzną.

Po moim krótkim monologu, drzwi uchyliły się, a ja zobaczyłam mojego dziadka.

- Kylie! - krzyknął i otworzył drzwi na ościerz.

Uśmiechnęłam się i przytuliłam mężczyznę.

- Dziadku, to jest Niall - mruknęłam wskazując na Horana.

- Dzień dobry.

- To twój partner? - zapytał, a ja poczułam, że moje policzki płoną.

Wiedziałam, że mój dziadek powie coś głupiego, ale nie wiedziałam, że przez to będę musiała zapewne przez kolejne miesiące unikać Nialla co będzie niemożliwe.

- Tak, nie, znaczy dziadku to jest mój szef - mruknęłam łapiąc się za głowę.

- Od kiedy szefowie przyjeżdzają z pracownikami do ich rodzin? - zapytał skanując wzorkiem Nialla.

- Dziadku, przyjechałam tylko odebrać rower, a potem jedziemy do pracy - oznajmiłam.

- A to było tak od razu. - zaśmiał się, a ja spojrzałam na Horana, który jedynie się uśmiechał. - To wejdźcie na herbatę, pewnie zimno wam, ogrzejecie się.

Zaczęłam automatycznie zaprzeczać do momentu, gdy poczułam dłoń Nialla na moim ramieniu.

- Spokojnie, chętnie wejdziemy na chwilę. - uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam czy to był sarkazm czy mówił to poważnie.

Koniec z końcem weszliśmy do środka.

___________

Była godzina szesnasta, kiedy wyszliśmy od mojego dziadka. Sama byłam mega zdziwiona, że tyle siedzieliśmy gadając ze starszym człowiekiem o błachostkach. Byłam także zaskoczona jak dobrze Horan rozumiał się z moim dziadkiem. Ciągle mieli nowe tematy do rozmów, a ja powoli tam usypiałam.

Na szczęście dziesięć byliśmy już w drodze do mojego domu. Z jednej strony byłam zła na dziadka, ponieważ miałam tylko zabrać rower, a okazało się, że zdążylismy wypić trzy herbaty. Chciałam także przeprosić Horana, ponieważ mieliśmy pracować, a wyszło co wyszło.

- Chciałam cię przeprosić - mruknęłam patrząc za okno, ponieważ nie lubiłam rozmawiać z kimś w cztery oczy.

- Za co. - zaśmiał się, a ja postanowiłam spojrzeć na Horana, który był skupiony na drodze, ponieważ już lekko się ściemniało.

- Miałam tylko wziąć rower, a okazało się, że przesiedzieliśmy tam około sześć godzin, a pewnie miałeś lepsze rzeczy do roboty - jęknęłam.

Horan już więcej się nie odezwał, a ja uznałam, że jest zły na mnie, dlatego wolałam się już nic więcej nie odzywać.

_____

Dziesięć minut potem Niall zaparkował pod moim domem. Spojrzałam się na chłopaka, który także mi sie przyglądał, dlatego automatycznie odwróciłam wzrok.

- Kylie, nie jestem zły - oznajmił kładąc dłoń na moim udzie. - Muszę przyznać, że naprawdę miło spędziłem czas z twoim dziadkiem.

Spojrzałam na dłoń Horana, która rysowała kółka na moim udzie. Czułam się strasznie nieswojo, ponieważ jego dotyk sprawiał, że kompletnie traciłam pewność siebie, chodź wcale jej nie miałam.

- Mieliśmy pracować - oznajmiłam spoglądając w stronę Nialla. - Po za tym masz pewnie żonę, rodzinę z, którą mógłbyś ten czas spędzić.

- Ale pojechałem z tobą i nie pieprz mi ciągle tego samego. - zaśmiał się. - Apropoo żony, rodziny. Mój tata nie żyje, a mama mieszka na drugim końcu miasta. Jeżdżę do niej tylko raz na miesiąc. A żony. - spojrzał na swoją dłoń. - nie mam żony.

Przytaknęłam, ponieważ nie chciałam więcej się kłócić, jeśli można było to nazwać kłótnią. Spojrzałam za szybę i zobaczyłam, że w pokoju mojego brata świeci się światło, dlatego zapewne był już w domu.

- To mogę jutro przyjść - oznajmiłam spogladając na Horana, który był skupiony na moim udzie.

- O nie, nie, jutro jest niedziela więc oboje mamy wolne. - uśmiechnął się i wziął dłoń z mojego uda. - Może jeszcze oddam ci rower.

Przytaknęłam i wysiadłam z samochodu. Horan zrobił to samo, po czym obkrążył auto i otworzył bagażnik. Wyciągnął rower, po czym go odebrałam, a chłopak zamknął bagażnik.

- Więc do poniedziałku? - zapytałam, a Niall przytaknął. - Więc dziękuję za dzień, w sumie trochę ci go zepsułam, ale i tak dziękuję.

- Jeśli jeszcze raz powiesz, że mi zepsułaś dzień to przysięgam, że stracisz pracę. - zaśmiał się. - Lepiej już pojadę, ponieważ nie chcę zostać pobity przez twojego brata. - spojrzał za mnie, a ja automatycznie się obróciłam i ujrzałam Kevina w oknie, który wyglądał jak dziki borsuk.

- Nie jest groźny. - zaśmiałam się z powrotem skupiając swoją uwagę na Horanie.

- Wolę nie ryzykować. To do zobaczenia, Kylie. - puścił oczko i udał się w stronę drzwi.

- Do zobaczenia. - pożegnałam się kierując się w stronę domu z rowerem.

_______________

Niall's POV:

Wróciłem do domu dwadzieścia minut później. Na szczęście światła w domu były zgaszone, co świadczyło, że Lary nie ma jeszcze w domu. Wysiadłem z samochodu i zakluczyłem drzwi. Otworzyłem furtkę i udałem się w stronę mieszkania. Wszedłem do środka i zapaliłem lampę na przed pokoju.

- Niall? - usłyszałem swoje imię i momentalnie przewróciłem oczami.

- Tak! - krzyknąłem i wszedłem do salonu, gdzie zauważyłem Larę z telefonem w dłoni.

- Czemu nie odbierałeś telefonu? - zapytała, a ja siegnąłem po komórkę do kieszeni.

- Rozładował się - mruknąłem pokazując telefon partnerce.

Dziewczyna przytaknęła i podeszła do mnie patrząc mi w oczy.

- Jak było u mamy? - zapytała.

- Trzyma się. - uśmiechnąłem się całując czubek głowy Lary, po czym przyciągnąłem ją do uścisku.

__________

I kolejny! Ostatnio strasznie jest mała aktywność i nie wiem czy jeszcze kto kolwiek to czyta haha, dlatego zostawcie coś po sobie.

Dziękuję, TaLaxx11.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top