Rozdział 11
Niall's POV:
~ 29 styczeń, sobota
- Niall, na pewno nie chcesz jechać? - zapytała Lara pakując torbę podręczną w niezbędne rzeczy na weekend. - To są twoi rodzice, miło by im było gdybyśmy zjawili się razem.
- Lara, proszę cię - westchnąłem i opadłem zmęczony na łóżko. - Nie muszą mnie widzieć co tydzień, po za tym powiedzieli, że wystarczy jeżeli przyjadę raz na miesiąc.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i zarzuciła torbę na ramię. Wiedziałem, że Lara nie będzie w stanie zmusić mnie do wyjazdu na weekend z bardzo prostego powodu - nie miałem na to ochoty. Pomijając to, dzisiaj miała przyjść Kylie i nie chciałem jej wystawić, obiecałem jej podwyżkę więc to zrobię.
- Będę w niedzielę wieczorem - oznajmiła otwierając drzwi. - Nie odprowadzisz mnie do samochodu?
- A sama nie trafisz? - przewróciłem oczami lekko się uśmiechając. Wiedziałem, że to ją zirytuje.
- Jesteś żałosny, Niall - fuknęła i chwyciła za klamkę, a ja automatycznie rozbawiony zerwałem się z łóżka.
- Skarbie, zaczekaj. - wybiegłem z pokoju. - To tylko takie żarty. - uśmiechnąłem się łapiąc moją partnerkę w talii.
- Kiepskie żarty - oznajmiła obracając się w moją stronę, kiedy byliśmy w przed pokoju. - Co ja zrobię przez dwa dni nie widząc twojej brzydkiej mordki.
Zaśmiałem się na uwagę Lary, jednak postanowiłem się odgryźć.
- Gdzie będę prasował ciuchy? - zapytałem spoglądając na jej dekolt udając zaniepokojonego.
Dziewczyna automatycznie popchnęła mnie w strony ściany robiąc naburmuszoną minę.
- Nienawidzę cię, Horan! - krzyknęła wychodząc.
Zaśmiałem się opierając o framuge drzwi i ilustrowałem Larę wzorkiem.
- Też cię kocham, skarbie - krzyknąłem śmiejąc się i kręcąc głową. Zamknąłem drzwi i spojrzałem na zegarek. Była dokładnie godzina dziesiąta, a jeśli dobrze pamiętam Kylie miała odwiedzić moją posiadłość dokładnie o godzinie dwunastej, dlatego postanowiłem przygotować dla nas drugie śniadanie. Nie byłem w tym dobry, ponieważ zawsze moja partnerka gotowała, ale postanowiłem zaryzykować.
Skierowałem się w stronę kuchni i zacząłem przeglądać szafki w celu znalezienia odpowiednich składników. Nie byłem do końca przekonany co do moich zdolności, ale miałem nadzieję, że Kylie nie jest wymagająca i zwykłe naleśniki ją zadowolą.
Przygotowałem wszystkie składniki i siegnąłem po miskę. Wbiłem dwa jajka, wlałem dwie szklanki mleka i na tym się zatrzymałem.
- Niall, Niall co daję się po mleku? - mruknąłem sam do siebie drapiąc czubek głowy. - Ty tępaku.
Wziąłem do ręki telefon i wpisałem w wyszukiwarkę "Składniki na naleśniki".
______________
Zbliżała się godzina dwunasta, a ja czułem się być lekko zestresowany. Wcześniej zdążyłem pochować wszystkie zdjęcia, które posiadam z Larą, gdyż zdjęcie w zoo nie wywołałoby u Kylie zbytnio dużego zaskoczenia, niż zdjęcie przed kościołem w dniu ślubu.
Przygotowałem także stół do pracy na którym położyłem głównie jedzenie, bo kto nie lubi jeść? Na szczęście moje naleśniki na pozór były jak z najdroższej naleśnikarni jednak już pod spodem przybrały kolor węgla.
Ściągnąłem fartuch i położyłem na blat. Starłem pot z czoła i spojrzałem w stronę okna, gdzie zauważyłem przejeżdżające samochody, ale w żadnym z nich nie było Kylie. Westchnąłem i podszedłem do lusterka w celu ustabilizowania moich włosów, które akurat w tym momencie postanowiły żyć własnym życiem.
Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Westchnąłem i poprawiłem krawat. Chwyciłem za klamkę i po chwili ujrzałem Kylie z parasolką w dłoni. Nawet nie zorientowałem się kiedy zaczęło padać.
- Dzień dobry Panie Horanie - przywitała się ciągle się uśmiechając.
- Nie musisz się fałszywie uśmiechać, Harison. - zaśmiałem się zapraszając dziewczynę do środka.
- Uf, dziękuję, to było trudne - przyznała składając parasolke i wchodząc do środka. - Tak naprawdę nie wiedziałam czego się spodziewać, dlatego tym razem wolałam udawać człowieka o dobrych zamiarach, niż zostać posądzona o próbę włamania.
Spojrzałem zdezorientowany na Kylie.
- Co masz na myśli? - zapytałem podchodząc do dziewczyny i ściągając jej płaszcz.
- To, że pomyliłam domy i jakiś starszy pan wziął mnie za kobietę, która podszywając się za sekretarkę chciała wejść do jego domu i okraść. - zaśmiałam się.
- Nie przejmuj się. - schowałem rzeczy Kylie i zaprosiłem ją do środka. - Pan Brown pracował kiedyś w wojsku i teraz myśli, że każdy człowiek to wrodzony Hilter.
- Jakie to uczucie wiedzieć, że mieszka się koło człowieka, który kiedyś posługiwał się karabinem? - zapytała rozglądając się po salonie.
- Nie można się czuć zagrożonym, jeśli nie stanie się mu na drodze - stwierdziłem, a Kylie obróciła się w moją stronę i lekko uśmiechnęła.
- Ładnie tu - mruknęła i odłożyła torebkę na stół. - Widać, że ciężko na to pracowałeś - przyznała.
Uśmiechnąłem się i wskazałem palcem na kuchnię.
- Tutaj też ciężko pracowałem - oznajmiłem i pociągnąłem Kylie do jadalni, gdzie na stole leżały przygotowane naleśniki. - Tada! - krzyknąłem.
Dziewczyna jedynie się zaśmiała i położyła ręce na biodra.
- Prezes, taksówkarz, kucharz, czy ja o czymś nie wiem? - zapytała śmiejąc się pod nosem.
- Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz, Kylie - mruknąłem.
Przez chwilę panowała głucha cisza do momentu, kiedy czyjś telefon nie wydał dźwięku.
- Prze-przepraszam - mruknęła wyciągając telefon z kieszeni. - Muszę odebrać, mój brat. - uśmichnęła się lekko i wyszła z pomieszczenia.
Westchnąłem i usiadłem na jednym z krzeseł. Przez chwilę przyglądałem się na pozór dobrym naleśnikom do chwili, gdy usłyszałem huk pochodzący z pomieszczenia obok. Automatycznie zerwałem się z krzesła i podbiegłem w stronę salonu.
- Niall, ja, to było niechcący. - zaczęła tłumaczyć stojąc nad rozbitym wazonem. - Zachaczyłam ręką, ja naprawdę nie chciałam.
- Spokojnie. - westchnąłem. - To tylko wazon.
- Tylko wazon, a jeśli stałaby tu jakaś ważna pamiątka, a ja tak po prostu, ja przepraszam, odkupie, oddam pieniądze. - panikowała, a ja mogłem stwierdzić, że Kylie jest bliska płaczu.
Podszedłem do dziewczyny i położyłem dłonie na jej biodrach.
- Spójrz na mnie - poprosiłem. - Nic się nie stało, to tylko wazon. Teraz ja posprzątam resztki szkła z podłogi, a ty idź zajmij miejsce w jadalni, zaraz wrócę.
Dziewczyna przez chwilę się wahała, ale ostatecznie przytaknęła i ruszyła w stronę pomieszczenia.
________
Zbliżała się godzina szesnasta, a od przyjścia Kylie ani razu nie tchnęliśmy projektu. Ciągle rozmawialiśmy na błahe tematy, które tak naprawdę nie mają żadnego większego sensu.
- Niezły z ciebie kucharz - stwierdziła. - Profesjonalny kamuflaż to podstawa każdego kucharza. - zaśmiała się.
- Widziałem, że trafię w twoje kubki smakowe. - uśmiechnąłem się, a dziewczyna odwzajemniła mój gest.
Przez dłuższą chwilę oboje siedzieliśmy w ciszy nie spuszczając z siebie wzroku.
- Um, napiłabyś się wina? - spytałem, a dziewczyna przytaknęła.
Przyniosłem z barku jedno z lepszych win i zaproponowałem, abyśmy się przenieśli do salonu.
- Teraz popracujemy trochę nad projektem - stwierdziła zajmując jedno z miejsc na kanapie. - Bo chyba po to tutaj przyszłam.
Przytaknąłem, choć wiedziałem, że do tego nie dojdzie. Nalałem do dwóch kieliszków wina i podałem jeden Harrison.
- Dzięki - mruknęła.
- W porządku, tylko nie wypij za dużo bo nie zamierzam cię wynosić na plecach. - zaśmiałem się.
- Zobaczymy kto kogo będzie tu wynosić - stwierdziła lekko się uśmiechając i upijając łyk wina. - Nie czujesz się tutaj, um, samotny?
Wzruszyłem ramionami i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
- Czasami - przyznałem zerując kieliszek. - Ale życie w samotności nie jest czymś złym, przeciwnie, lubię to.
Dziewczyna przytaknęła i sięgnęła po telefon, który leżał na stole. Automatycznie złapałem Kylie za nadgarstek.
- To nie czas, żeby bawić się telefonem - oznajmiłem nie puszczając dłoni Kylie.
Przez dłuższy moment oboje nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, a ja postanowiłem zamknąć dwa centymetry między nami. Złączyłem nasze usta czekając na reakcję Kylie. Dziewczyna nie protestowała, dlatego postanowiłem nie przerywać pocałunku.
Byłem lekko zdezorientowany, kiedy Harrison zaczęła bardziej naciskać, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, czekałem na to. Położyłem dłonie po dwóch stronach dziewczyny i przyparłem ją do łóżka nie przerywając pocałunku.
W tamtym momencie nie myślałem o konsekwencjach, nie myślałem o niczym.
Postanowiłem zrobić krok dalej i powoli zacząłem rozpinać guziki w koszuli Kylie zjeżdżając pocałunkami w dół szyi. Dalej nie słyszałem protestu Harrison do chwili, kiedy moja ręka powędrowała w dół próbując ściągnąć spódniczke dziewczyny. Kylie automatycznie przerwała nasz pocałunek i zaczęła z powrotem zapinać guziki w koszuli.
- Niall, nie, ja muszę iść. - zaczęła się jąkać, a gdy znów spróbowałem pocałować Harrison, dziewczyna zeszła z kanapy i spojrzała w moją stronę. - Chyba nie możemy, jesteś moim szefem.
- Gówno mnie to obchodzi - warknąłem i wstałem przypierając Kylie do ściany. - Teraz należysz do mnie. Nie obchodzi mnie zdanie innych, rozumiesz?
Harrison jedynie lekko się uśmiechnęła i ponownie złączyła nasze usta. Dziewczyna podskoczyła i owinęła nogi wokół moich bioder. Zacząłem pocałunkami schodzić w dół, a Kylie powoli zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli. Ściągnąłem Harrison buty i pomogłem pozbyć się koszuli dziewczyny.
- Napewno? - upewniłem się na ułamek sekundy przerywając pocałunek. Dziewczyna bez zastanowienia przytaknęła, a ja postanowiłem przenieść nas do sypialni.
_____________
Więc uważam, że nie muszę się tłumaczyć z mojej nieobecności, ponieważ nadzwyczajnie nie miałam czasu, którego pochłaniała moja szkoła.
Do egzaminów rozdziały będą się pojawiać nieregularnie, ale myślę, że od maja wszystko już wyjdzie na prostą.
Druga rzecz, nie jestem najlepsza w pisaniu tego typu scenach, bo mam jedynie 16 lat i nie zbyt duże doświadczenia w takich typu sprawach XD A nie chcę żeby ktoś mnie osądzał o to, że po prostu piszę rzeczy, o których nie mam zbytnio dużego pojęcia.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i czekam na wasze komentarze i gwiazdki ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top