Zemsta musiała w końcu nadejść
Mili pov.
Pod powiekami czułam jakby uwierał mnie tam piasek. W plecach czułam stłumiony przez leki ból. Mimo wszystko jednak mi przeszkadzał. Byłam tak znudzona, że marzyłam o tym aby cały czas w szpitalu przespać i jak najszybciej wrócić do bazy. Tam przynajmniej się nie nudziłam. Od mojego przebudzenia z narkozy minęły cztery dni. Moje dziwne napady strachu, niepokoju i agresji minęły chyba całkowicie. Mój doktor powiedział, że to przez ilość leków jaka przeszła przez mój organizm. Ograłam chyba wszystkie gierki jakie miałam na nowej komórce od Tony'ego. Znalazłam ją przypadkowo w torbie i przy następnych odwiedzinach powiedział, że to po to żebym się nie nudziła. I jak chcę to mam dzwonić do niego w każdej chwili. Dzisiaj zrobiłam już to dwa razy a jest południe. Przespałam już tyle czasu, że teraz w nocy już nie dam rady. Tęskniłam też za Lokim i chciałam już jak najszybciej wrócić do niego. Nie odwiedzał mnie tak często jakbym sobie życzyła.
Co ja tu właściwie robię? Czuję się już dużo lepiej, powinnam wracać.
Chwyciłam podrasowaną komórkę od Tony'ego i wcisnęłam kontakty. On był jedynym numerem jaki posiadałam, więc nie miałam problemów z odnalezieniem go. Po chwili namysłu nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam przez chwilę. Mam nadzieję, że nie robi nic ważnego i będzie miał czas. W sumie to mnie to nie obchodzi, będzie ze mną rozmawiał, bo inaczej poproszę Lokiego żeby zrobił mu jakiś zabawny żarcik. Czekałam kilka sygnałów zanim brat odebrał. Pierwsze co usłyszałam to głośna muzyka w tle a dopiero później głos Tony'ego.
- Słucham? - grzecznie zaczął miliarder. Jakoś podejrzanie oficjalnie to zabrzmiało jak na niego. Na mojej twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek kiedy myślałam o tym co teraz powiem. W mojej głowie pojawił się pierwszy lepszy tekst:
- Dzień dobry, ja ze świadków Jehowy... - i wtedy połączenie się zerwało. W sumie nie dziwię mu się bo prawdopodobnie zrobiłabym to samo. O matko, spróbuję jeszcze raz. Ponownie wcisnęłam numer Tony'ego.
- Słucham? - raz jeszcze usłyszałam z drugiej strony. Zaskakujące, że nie zauważył, że to ten sam numer. Najwidoczniej nie jest aż tak bystry jak mu się wydaje. Tym razem już miałam mówić na poważnie.
- Tooony... - powiedziałam przeciągle. - Dlaczego nie zapisałeś mojego numeru w kontaktach na telefonie? - zapytałam. To było oczywiste skoro naprawdę uznał, że to jakiś przedstawiciel tego wyznania. Gdyby miał mnie zapisaną to by się domyślił, że to żarcik.
- A ty skąd to wiesz? - odpowiedział pytaniem. Na chwilę dałam mu czas na zastanowienie się. Po jakimś czasie usłyszałam - Czyli to ty jesteś świadkiem Jehowy? - w odpowiedzi niewinnie zachichotałam mu do komórki. - Przez telefon brzmisz zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. - dodał po chwili. Westchnęłam głęboko co dawało mu znak mojego wewnętrznego załamania.
- Zabierz mnie stąd... - zabrzmiało to płaczliwie ale być może dzięki temu zwiększy to szansę na powrót do bazy. W końcu to mój dom i czy chcę w to wierzyć, czy nie, innego nie mam. Sierociniec pozostawiłam daleko za sobą i jestem za stara żeby tam wracać, potem przez chwilę miałam własne, małe mieszkanko a później żyłam w HYDRZE. Ciekawe jak się mieszka w Asgardzie mojemu tatuśkowi? Może jak Loki kiedyś zabierze mnie do ojczystego świata Thora to... Zrobię mu nalot na chatę. Niespodziewany. To będzie zabawne.
- Ale musisz wytrzymać.. - z mojego gardła wydostał załamany jęk. - Tylko mi tu się nie rozpłacz. - sądząc o jego proszącym tonie, on nie lubi jak płaczę. To chyba kłuje go w serduszko. Może by to wykorzystać?
- Jak długo? Czuję się już dużo lepiej, mogę chodzić a moje rany regenerują się szybciej. Loki też mi na pewno pomoże. - podałam kilka argumentów, które mogą mi pomóc w powrocie. Tony westchnął ciężko.
- Może jednak dasz radę wytrzymać? - zapytał po chwili. Mimo iż trochę mi się chłopaka żal zrobiło, że tak go męczę to jednak postanowiłam trzymać się swojego zdania. Nie chciałam tu dłużej siedzieć.
- Nie! - zaprzeczyłam dziecinnym głosem. - Zadzwoń do tego doktora i zapytaj się go czy możesz mnie już zabrać. - rozkazałam. Tony na pewno nie czuł się zadowolony z tego, że obiecywał dać mi wiele, ale nie jest teraz w stanie załatwić mi wcześniejszego powrotu a ja właśnie tego chcę najbardziej. Wiedziałam, że w pewien sposób jest rozerwany. Spełnić prośbę jego siostrzyczki i postarać się zabrać ją ze szpitala przed czasem, czy może zostawić ją aby jak najlepiej doszła do siebie z czego ona nie będzie zadowolona. Przez chwilę panowała między nami cisza.
- Dobrze, zadzwonię.- ostatecznie powiedział brat. - Jeśli twój stan jest na tyle dobry jak sama twierdzisz to załatwię wcześniejszy wypis. Jeśli nie to zostaniesz i najwyżej Loki poleci do Asgardu tylko z Thorem i Jane... - zaraz, co? Znowu tam go chcą? Oby to nie było coś nazbyt poważnego i pewnie tak będzie skoro dziewczyna Thora również leci. Ciekawe jak wyglądają jej stosunki z rodzicami Gromowładnego?
- Znowu ktoś coś chce od Lokiego? - zapytałam z lekkim zniechęceniem. Mój chłopak najczęściej mówił, że lubią się jego czepiać i zrzucać winę na niego. Do tego nie ma z nimi dobrych stosunków, no może z wyjątkiem matki.
- Loki zabije mnie za to, że w ogóle coś ci wspomniałem, bo twierdzi, że ''potrzebujesz spokoju''. Sam ci wszystko kiedyś wyjaśni.- bez żadnego do widzenia Tony rozłączył się. Przez chwilę jeszcze trzymałam komórkę w dłoni, ale potem ją odłożyłam.
Ponownie zaczęłam szukać sobie jakiegoś zajęcia i padło na ściskanie mojego brzucha paskiem od czerwonego szlafroka raz mocniej i raz słabiej. Potem go plątałam, zaplatałam, rozwiązywałam, na koniec go wyjęłam i użyłam jako opaska do włosów. Dobry pomysł nie jest zły. Człowiekowi odbija gdy leży w szpitalu i nie ma co robić albo to tylko ja. Mam nadzieję, że Tony coś załatwi bo chyba kogoś zabiję jeśli nie zrobię jakiegoś żartu dla Szoferka. Nie wiedząc co robić dalej, zaczęłam po prostu gapić się w sufit. Nie jestem pewna ile czasu minęło, ale przestałam kiedy usłyszałam pukanie. Powiedziałam ''proszę'' i po chwili w środku zjawił się doktor Strange. Widząc go podniosłam się wyżej na łóżku. On sam postawił sobie bliżej stołek stojący wcześniej pod ścianą i usiadł na nim.
- Jak się dzisiaj czujemy? - zapytał tak jak zwykle przy naszych spotkaniach. Uśmiechnęłam się lekko czego nie widział, bo był zajęty przeglądaniem mojej karty zdrowia. Jak zwykle profesjonalista. Za każdym razem gdy tu przychodził zachowywał się uprzejmie, jednak widać było, że nie szuka przyjaciół wśród pacjentów. Mówił to raczej po to żeby nie wydawać się nazbyt oschłym i zimnym. Potrafił jednak zapewnić dobrą opiekę.
- Ja w porządku, ale jak pan się czuje to nie wiem. - odpowiedziałam pół żartem, pół serio. Wyjął długopis z kieszonki w szpitalnym wdzianku, po czym zaczął coś zapisywać w dokumentach. Miałam ogromną nadzieję na to, że stąd wychodzę. Oby się udało.
- U mnie też w porządku. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem na chwilę na mnie zerkając. W dalszym ciągu zapisywał coś w dokumentach, więc mu na razie w tym nie przeszkadzałam i po prostu czekałam. - Więc... - po jakimś czasie poświęcił swoją uwagę tylko mnie. - Zauważyłem szybką reakcję na obrażenia w pani organizmie, mianowicie komórki i tkanki nadzwyczaj prędko się regenerują. Nie będę wnikał jak to się dzieje. - jego spojrzenie mówiło, że jest zdziwiony takim przypadkiem. Ja wzruszyłam ramionami bo wiedziałam, że to moje boskie moce i zapewne jakieś oddziaływania Lokiego we mnie.
- Magia. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Heh, dla mnie prawda a dla niego sarkastyczna teza. Gdybym była zwykłą Midgardką myślałabym w ten sam sposób. Zbyt wiele czasu spędzam z Lokim bo już nawet mówię jak on.
- Gdyby istniała to zacząłbym się jej uczyć żeby ocalić jak najwięcej ludzi. - powiedział po chwili. - Jednak to tylko ludzkie wyobrażenie. - przez chwilę pomyślałam jak ma on dobre serce ale po drugim zdaniu czar jakoś prysł. Dobrze jednak wiedzieć, że jeśli posiadałby zdolności magiczne to używałby ich w dobrym celu. - Jednak nie przyszedłem rozmawiać o marzeniach. - zmienił temat. - Pan Stark dzwonił z pytaniem czy może panią już odebrać bo jesteś mu ponoć potrzebna. Sądząc po tym jak dobrze sobie pani radzi po operacji i tym, że pan Stark jest w stanie zapewnić najlepszą opiekę to myślę, że znajdą się pacjenci którzy bardziej potrzebują poleżeć w szpitalu. - na twarzy zachowałam powagę ale w środku skakałam z radości. Czyli Tony'emu się udało i nie jest on aż taką ofermą!
- Myślę, że to dobry pomysł. - przyznałam poważnym głosem. - Jestem pewna, że reszta moich przyjaciół się o mnie zatroszczy. - zapewniłam, chociaż pewnie i tak to go nie obchodziło. W końcu to profesjonalista.
- Oczywiście, jeśli pani nie jest pewna swojego stanu to wciąż pani może tu przebywać. - Strange uważnie mnie obserwował. Miałam nadzieje, że moja twarz nie wyraziła jakichś negatywnych emocji po tej propozycji bo trochę przypał.
- Myślę, że to już niekonieczne, mogę wracać do bazy. - zapewniłam naturalnym tonem. Stephen dłużej nie przedłużał i potwierdził kiwnięciem głowy.
- A zatem zorganizuję odpowiednią dokumentację. Założę się, że chce pani uciec już dzisiaj? - zapytał podnosząc się z miejsca. Uśmiechnęłam się niewinnie i wzięłam do ręki komórkę.
- Taak. - powiedziałam powolnie. Ponownie znalazłam numer Tony'ego aby wysłać mu wiadomość, że może po mnie przyjechać. Doktor stanął w drzwiach i na chwilę na mnie spojrzał.
- Nie przeszkadzam. - rzucił na tymczasowe pożegnanie.
- Nie ma w czym. - odparłam zgodnie z prawdą. Po chwili wyszedł i zamknął drzwi za sobą.
Wysłałam krótką wiadomość do brata na co on odpisał, że już wsiada do samochodu. Szybko wyskoczyłam z łóżka aby się przebrać i spakować. Czułam się tak zadowolona, że nie zwracałam uwagi na bóle w niektórych miejscach ciała. Jeszcze tylko papierologia szpitalna.
***
Znajdowałam się w gabinecie, w którym miałam wypełnić wszystkie dokumenty. Obok mnie siedział Tony niepewnie przyglądający się moim podpisom. Pewnie martwił się o to czy aby na pewno jestem gotowa wyjść ze szpitala. Po skończeniu przesunęłam papiery w stronę doktora Strange'a na przeciwko. Przejrzał miejsca gdzie pisałam ja i odwrócił je ponownie w moją stronę. Zdziwiłam się gdy pokazał mój podpis.
- Powinna pani użyć obu nazwisk, to ważne. - zerknęłam na to co napisałam. Milagros Esperanza Da Silva. Czego mu tu brakuje? Jakie drugie nazwisko? Dyskretnie spojrzałam na brata, który teraz ukrywał twarz pod dłonią. Na pewno miał coś z tym wspólnego.
- Zaraz się tym zajmę. Nie miałam okazji żeby się przyzwyczaić. - powiedziałam to tak żeby Tony odczuł, że domyślam się, że to on mi mieszał w nazwisku. Następnie spojrzałam na miejsce, w którym było wydrukowane moje pełne imię i nazwisko, czyli prawie na samej górze kartki. Milagros Esperanza Stark Da Silva. Można się było spodziewać, że w końcu jeśli sama nie przyjmę nazwiska "Stark" to on użyje wszystkich dostępnych i niedostępnych środków aby to zmienić. Pewnie użył słów "ważna sprawa dotycząca życia i śmierci w Avengers". Tak czy inaczej zaczęłam dodawać jedno nazwisko wszędzie gdzie trzeba. Po uprzejmym pożegnaniu i wzięciu recepty wyszliśmy ze szpitala.
- Dlaczego nie zapytałeś mnie o zdanie? - zapytałam od razu. Usłyszałam jego westchnięcie pomimo samochodów wokół nas. Oczywiście nie odpowiedział od razu. Nie byłam na niego wściekła. Bardziej czułam irytację z powodu jego zachowania. Był niczym rozpieszczony dzieciak, który koniecznie musi dostać wszystko czego chce.
- Ja tylko... - zaciął się szukając powodu dla którego mógłby zrobić coś takiego. Nie czekałam na to aż odpowie.
- Zamknij się. - powiedziałam idąc do apteki w pobliżu. Zatrzymałam się na chwilę i powiedziałam - Jesteś kretynem. - i poszłam kupić odpowiednie leki wiedząc, że Tony szedł gdzieś za mną. W końcu musiał za to wszystko zapłacić a raczej nie chciał podpadać mi jeszcze bardziej.
***
Weszłam do bazy a mianowicie do części mieszkalnej Avengers. Po postawieniu kilku kroków, zdjęciu płaszczu i butów, rzuceniu gdzieś w bok torby z rzeczami ze szpitala, wejściu do salonu poszłam zrobić sobie kawę. A ja myślałam, że to za Lokim tęskniłam najbardziej. Tak czy inaczej zaczęłam robić sobie piciu.
- Dlaczego tu jesteś? - usłyszałam za plecami dostając zawału. Oczywiście tylko Loki wita się tak z zaskoczenia. Odwróciłam się z szybciej bijącym sercem do boga. Klasycznie miał na sobie zielone i czarne barwy. Jego twarz jednak była trochę zmieniona. Odnosiłam wrażenie, że był bledszy niż zwykle a pod jego oczami pojawiły się sińce. Czyżby nie spał odkąd mnie nie było?Muszę o tym z nim później porozmawiać.
Patrzył na mnie tak obojętnie, że aż mnie to przerażało.
- Robię kawę? - powiedziałam niepewnie. Jego zielone oczy wręcz mnie przeszywały na wylot. Jakoś nie wydawało się, że jest bardzo szczęśliwy, że w końcu wróciłam w bardzo dobrym stanie.
- Powinnaś jeszcze odpoczywać. Dlaczego wyszłaś tak wcześnie? - zapytał znowu zimnym i poważnym głosem. Żadnego buziaka ani nic. Trochę się rozczarowałam.
- Bo dzięki moim boskim zdolnościom szybciej się regeneruję. Liczyłam, że się ucieszysz, czy coś albo przynajmniej cieplej mnie przywitasz. - ostatnie powiedziałam z lekkim niezadowoleniem odwracając się od niego tyłem. Ponownie kontynuowałam robienie kawy już dalej nie ciągnąc tematu. Gdy oparłam się o blat czekając aż woda się zagotuje nagle poczułam ciężar na prawym ramieniu. Okazało się, że to Loki położył na nim głowę. Jego ręce oplotły moją talię.
- Przepraszam. - cichutko i ledwo wyraźnie wymruczał mi do ucha. Nawet jeśli nie powiedział mi tego w twarz i zrobił to niewyraźnie to wiedziałam, że dla niego to i tak bardzo dużo. Zamruczałam w odpowiedzi i odwróciłam twarz tak żeby widzieć boga. Jakoś po chwili wyszło tak, że jego usta znalazły się na moich. Spokojnie odwzajemniałam jego pieszczotę przez bliżej nieokreślony czas. Nie wiem czy Jelonek zauważył, ale spory ciężar jego ciała przeszedł na mnie. Mam na myśli, że tak się rozluźnił, że się o mnie oparł a ja miałam okazję poczuć to jak jest ciężki.
- Przepraszam, nie spodziewałam się tu kochanków. - tuż obok nas wyrosła Natasha. To spowodowało, że oderwaliśmy się od siebie. Czując rumieńce na twarzy powróciłam do robienia kawy. Lokiego raczej nie wzruszyło przyłapanie nas na takich czułościach, ale w sumie to jest on. Niczego się nie boi. - Czyli jednak Tony cię zabrał ze szpitala? - zwróciła się do mnie wymuszając to żebym się w końcu odwróciła.
- Tak jak widać. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem który ona odwzajemniła. - Czuję się dużo lepiej więc nie czułam potrzeby siedzenia tam dłużej. - oznajmiłam jednocześnie wykonując tą czynność którą spróbuję w końcu skończyć.
- Zdrowiej. Bez ciebie trochę tu nudno. - powiedziała do mnie z troskliwym uśmiechem. - Thor jest z Jane? - zapytała rudowłosa tym razem zwracając się tylko do Lokiego. Czyżby dziewczyna Szofera była tutaj w bazie? Poznam ją w końcu! No i może trochę wykorzystam okazję...
- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. - w jego głosie dało się wyczuć obojętność. W sumie nie dziwię się, Loki jeśli już coś o niej wspominał to bardzo krótko. Bóg kłamstw nie interesował się obcymi ludźmi, czasami nawet i tymi bliższymi. Jednak kiedy kogoś uznał za ważnego w jego życiu, on będzie tego kogoś bronić i opiekować się nim. To jest słodkie na swój sposób.
- Wyczuwam nutkę zazdrości w twoim głosie czy mi się wydaje? - trochę prowokująco zapytała agentka Romanoff. Skończyłam już robienie swojej kawy więc się odwróciłam i podeszłam do wolnego siedzenia które po chwili zajęłam. Nie wdawałam się już w rozmowę pomiędzy tą dwójką.
Czasami jednak przerażała mnie bliskość relacji tej dwójki. Nat mogłaby być jedną z tych osób która Lokiego obchodzi. A jeśli ona próbuje mi odebrać mojego chłopaka? Nie wiem czy bym wtedy to wytrzymała. Nie wiem czy bym im to wybaczyła. Myślę, że jeśli zniosłabym to tak źle jak mi się wydaje, to byłabym w stanie skrzywdzić fizycznie i psychicznie ich oboje. Jak ostatnio miałam chłopaka to później nasze rozstanie sprawiło, że na początku chciałam umrzeć a później zabić każdą osobę która próbowała mi powiedzieć, że powinnam o nim zapomnieć. Strasznie mnie to irytowało. Kiedyś powiedziałam Lokiemu, że nie ma dobra bez zła. Myślę, że to jest ta moja drobna cząstka zła gdzieś w kącie mojej głowy. Nutka szaleństwa o którym zapominam kiedy ono próbuje przejąć kontrolę.
Moje rozmyślania przerwały wesołe śmiechy i rozmowy. Zauważyłam, że do salonu wchodzi Szofer i niższa brązowowłosa kobieta. To musi być Jane Foster! Mimo wszystko muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś więcej patrząc tak teraz na nich oboje. Chociaż w sumie wokół mnie fajerwerki też nie strzelają a Loki i tak się skusił. Nie będę oceniać póki jej nie poznam. Ale najpierw...
Zemsta! Po tym całym czasie jaki minął odkąd Szofer mnie obrażał.
Zerwałam się z siedzenia i pobiegłam do tej dwójki. Następnie rzuciłam się w objęcia blondyna nie zwracając uwagi na to jak reaguje na to z tyłu Loki.
- Szoferek! - wykrzyczałam zawieszając mu się na szyi. - Tak za tobą tęskniłam! Teraz znowu będziemy razem! - żeby moje przedstawienie było bardziej wiarygodne dałam mu całusa w policzek. Zależało mi na tym żeby Jane się zdenerwowała widząc jak ktoś się klei do jej faceta. Najwidoczniej zadziałało.
- A kim ty jesteś? - zapytała poddenerwowana widząc jak mocniej wtulam się w Thora. Ale jego mina po prostu bezcenna. Jakby nie wiedział co się dzieje.
- Ja jestem... - musiałam znaleźć jakąś dobrą więź łączącą mnie z Gromowładnym. -... przyszłą mamusią jego dziecka. - Szofer nagle zachłysnął się powietrzem. Ale mina tej dziewczyny... Bezcenna. Żeby było jeszcze lepiej, z troskliwym uśmiechem zaczęłam masować brzuszek.
- O czym ty mówisz!? - zapytał zagubiony blondyn między kaszlem.
- O naszej przyszłej rodzinie którą wspólnie założymy. - odpowiedziałam mu spokojnie. Nie wiedziałam co czuł teraz Szofer. Wyglądał na zdenerwowanego, zaskoczonego i zagubionego w jednym.
- O jakiej rodzinie ona mówi? - zapytała Foster z niedowierzaniem kręcąc głową. W duszy miałam ubaw z tego co robię. Chyba jeszcze nikt nie wpadł na to żeby wrobić Thora w dziecko.
- Ja jej nie znam. - w panice powiedział blondyn. No myślałam, że śmiechem wybuchnę! Nic głupszego na ten moment nie mógł wymyślić!
- On cię oszukuje. Zna mnie dogłębnie. - zabrzmiało to dwuznacznie ale to nawet lepiej. Dyskretnie zerknęłam w stronę Lokiego który dalej znajdował się w części kuchennej wraz z Natashą. Ona przyglądała się z rozbawieniem tej scenie a Loki... Jego twarz nie mówiła nic. Tylko stał i patrzył.
- Trochę nie rozumiem co tu...
- Dlaczego to robisz Milagros Esperanzo? - zapytał Thor przerywając swojej lubej. Ja niewinnie popatrzyłam mu w oczy żeby zrozumiał, że to moja zemsta. Potem powróciłam spojrzeniem do kobiety obok.
- Mówiłam, że oszukuje. Przed chwilą mówił, że mnie nie zna. - to chyba sprawiło, że brązowowłosa bardziej zaczęła wierzyć mnie niż chłopakowi. Dziwny u nich ten związek. Ja i Loki wierzymy sobie nawzajem.
- Nie będzie żadnego dziecka! - krzyknął Gromowładny. Zrobiłam zaskoczoną minę.
- No jak nie... A nasz ślub? Co moi rodzice powiedzą? - pytałam po kolei. Jane była ewidentnie wkurzona. Bardzo wkurzona.
- Thor! Wytłumacz się! - krzyknęła do niego. Na ten moment powinnam zniknąć, bo kłótnia się szykuje. Zrobiłam co chciałam zrobić już od jakiegoś czasu. Gromowładny najwidoczniej pomyślał, że tylko go straszę mówiąc o zemście. Jednak ja nie planowałam straszenia go tylko sprawienie problemu i utrudnienie mu życia.
- Młoteczku, wytłumacz wszystko tej pani obok jak do tego doszło a ja wezmę do mojego pokoju Lokiego i w końcu powiem mu, że po raz kolejny odbiłeś mu dziewczynę. - powiedziałam do parki która się rozpadnie jeśli Jane nie uwierzy Thorowi. - Wystarczająco cierpiał gdy mu przeleciałeś narzeczoną a teraz jeszcze mi dzidziusia zrobiłeś. Albo macie podobny gust w stosunku do kobiet, albo nie kochasz brata. - odwróciłam się od parki i podążyłam do części kuchennej żeby zgarnąć Lokiego którym się nie nacieszyłam po wyjściu ze szpitala oraz kawę. Po podejściu usłyszałam dyskretnie mówiącą do mnie Nat:
- Mówiłam, że bez ciebie tu nudno. A poza tym uwielbiam twoją bezpośredniość. - puściła do mnie oko rudowłosa. Posłałam jej delikatny uśmiech. Może jednak nie będzie próbowała odbić mi chłopaka. Mimo wszystko muszę uważać.
- Myślę, że muszę wyjaśnić ci kilka rzeczy... - powiedziałam do boga kłamstw głośniej żeby Jane i Szofer to usłyszeli. To było na tyle realistyczne, jakbym naprawdę chciała Lokiemu wyjaśnić to jak doszło do mojej zdrady. Na jego twarzy malowała się kamienna obojętność ale w oczach błyszczały mu łzy. To sprawiło, że trochę się przestraszyłam iż naprawdę uwierzył w moje przedstawienie. Wzięłam do ręki kubek kawy i ze smutkiem powiedziałam - To się stało tak nagle... Teleportujesz nas do pokoju? - smutny Loki podał mi dłoń którą ujęłam po czym zniknęliśmy w obłokach zielonego dymu. Tepnął nas do mojej sypialni a ja przy okazji rozlałam trochę kawy po ręce i podłodze. Cicho powiedziałam brzydkie słowo pod nosem bo to było gorące, jednak po chwili plamy zniknęły. Loki zapewne użył magii.
- Muszę przyznać, że jesteś dobrą aktorką i gdyby nie to, że w kłamstwach jestem lepszy niż ty to bym w ci w ten teatr uwierzył. - powiedział po chwili mnie obejmując. Musiałam się nieźle napracować żeby odstawić kubek bo bóg mnie nie chciał wypuścić. Co z tego, że mogłam na niego wylać gorącą ciecz?
W końcu mocno odwzajemniłam uścisk. Najwidoczniej gdy mnie nie było, nikt nie pieścił Lokiego. Musieliśmy to nadrobić. Po jakimś czasie trochę się odsunął i spojrzał mi w oczy.
- Będę musiał znowu wyruszyć do Asgardu i nie wiem na ile. - powiedział najwidoczniej niezadowolony z przyszłej wycieczki.
- Tony mi coś wspominał ale nie chciał mówić zbyt wiele. - odpowiedziałam kładąc jedną z dłoni na jego szyi. Jego głowa delikatnie się przechyliła, gdyż to był jego słaby punkt. Wiedziałam jednak, że lubi to jak go głaszczę po tych miejscach.
- Nie chciałem żebyś nad tym się zastanawiała i martwiła. Nie mogłaś się stresować bo to inaczej spowolniłoby gojenie się twoich ran. - uśmiechnęłam się czule na troskę Lokiego. To zaskakujące jak zmieniał się jego charakter na osobności. Stawał się bardziej opiekuńczy i ciepły. - Wiesz, chodzi o to, że w Asgardzie szykuje się bal z okazji Wygrania Wojny z Lodowymi Olbrzymami. Odynowi i Frigdze zależało bardzo żeby cię w końcu poznać i poprosili mnie abym cię ze sobą zabrał. Miałem taki plan, ale potem zdarzył się tamten wypadek, który wymagał wyspecjalizowanego chirurga i narkozy. Odrzuciłem ten pomysł bo uznałem, że jesteś zbyt osłabiona aby odbyć swoją pierwszą podróż na inny świat. Jednak widząc to jak dobrze radziłaś sobie z niszczeniem związku Thora i tej Midgardki to pomyślałem, że... - bóg zaciął się i spuścił wzrok trochę niepewny. To całkiem urocze biorąc pod uwagę, że czuję co się stanie. - Może uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją damą towarzyszącą na tym balu? - zapytał teraz trzymając mnie za jedną dłoń. To było tak czarujące, że aż moje serce przyśpieszyło a ja się zarumieniłam.
- Nie śmiem odmówić książę. - odpowiedziałam z uśmiechem. Loki to odwzajemnił i ucałował wierzch mojej dłoni. I pomyśleć, że kiedyś jako mała dziewczynka marzyłam o tym żeby mieć swojego przystojnego księcia, który zabierze mnie do magicznego królestwa na bal. Nie sądziłam, że dziecięce marzenie się spełni. Wszystkie przybrane siostrzyczki z sierocińca by mi zazdrościły.
- Będę się tobą opiekować zanim tam polecimy. - kiedy Loki położył dłonie na moich ramionach nagle jego wzrok stał się bardziej zamglony. Przestraszyłam się i objęłam Lokiego żeby chociaż nie upadł.
- Zaniedbałeś się jak mnie nie było... - powiedziałam odwracając się i podążając w stronę łóżka. Chwilę później posadziłam czarnowłosego na nim. Ukucnęłam i uprzednio dotykając jego policzków, spojrzałam mu w oczy. Zauważyłam też, że jego skóra była cieplejsza niż zwykle, bo zawsze był chłodny na całym ciele. Nieważne czy próbowałam go rozgrzać. Na jego czole zaczęły błyszczeć kropelki potu. - Powiedz mi kiedy ty ostatnio się wyspałeś?
- Nie wiem.. - słabo odpowiedział.
- Nie ma mnie, nie ma kto się tobą zająć. - czułam, że miał problemy z zasypaniem bo mnie nie było. Może jeśli ktoś z nim jest to czuje się pewniej i bezpieczniej a to ułatwia mu zasypianie. Do tego te jego koszmary o torturach... Jak on sobie wcześniej radził?
- Użyłem przed chwilą magii na tobie. - wyznał kiedy zmusiłam go do położenia się na łóżku. - Chciałem żebyś czuła się już dobrze w Asgardzie.
- Kosztem własnego zdrowia?
- Warto.
- Ale ja potrzebuję sprawnego księcia. Spróbuj teraz zasnąć. - rozkazałam mu. Posłał mi ten swój figlarny uśmieszek.
- A położysz się ze mną? - zapytał zapewne licząc, że będę się z nim wykłócać.
- To raczej konieczne biorąc pod uwagę fakt, że samemu nie jesteś w stanie się wyspać. - odpowiedziałam zdejmując bluzę z długim rękawem. Następnie przeszłam nad Lokim i wtuliłam się w niego. Jak mi bardzo tego brakowało po kilku dniach w szpitalu...
**********************************
Hej, hej, hej! Brawa dla mnie za wstawienie nexta. Głównie to mi się nie chciało pisać, ale przyszła pora spiąć poślady i napisać coś i macie rozdział. Do tego ten koniec półrocza i możliwe zagrożenie z matmy. Ja się stresuje i w ogóle a tu się okazuje, że bez poprawek mi 2 wstawiła. A koleżanka poprawiała bez przerwy i nad nią się nie zlitowała. Trochę lol xd. Przynajmniej polski bardzo dobrze mi idzie. Czy tylko mi psuje się klawiaturka na wattpadzie na komórce i w ogóle cała apka? Raz napisałam trochę rozdziału a później wywaliło mnie na ekran główny i nie zapisało mi zmian. To bardzo zniechęca do pisania wszystkiego drugi raz. Skomentujcie, zagłosujcie i Tarcza!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top