Załamka Tonego

Mili pov.

Jak powiedziano tak zrobiono, po chwili wędrowaliśmy w stronę salonu. Nie mówiliśmy już do siebie nic, każdy był skupiony na swoich myślach. Jednak ciszę musieliśmy przerwać ze względu na to, iż wchodziliśmy do salonu wspólnego. Tam każdy wydawał się skupiony na sobie np. Wanda malowała paznokcie czarnym lakierem, Tony robił coś na jakimś urządzeniu, którego nazwy nie znałam, Steve i Sam wyglądali za okno, Nat czytała jakieś czasopisma itd. Widząc nas Maximoff wstała przerywając swoją czynność, po czym podeszła do nas.

-Loki, jak miło, że się obudziłeś.- Powiedziała, a następnie się do niego przytuliła, tak aby nie rozmazać na nim lakieru. Czy ja poczułam ukłucie zazdrości w sercu? Bo chyba moja mina to mówiła, a Wanda ją zauważyła.- Spokojnie, nie zabiorę ci go.

-No ja myślę.- Odpowiedziałam cicho. Pieprzone moje gadulstwo!!!! Loki to zauważył i odsuwając się od Wandy uśmiechnął się i powiedział:

-Ja wiedziałem, że mnie kochasz.

-Aaa, jelonek się obudził.- Podszedł do nas Tony.- To co, słyszałeś co do ciebie mówiłem?- Ja chyba o czymś nie wiem.

-Głośno i wyraźnie.- Odpowiedział dalej zadowolony Loki.

-Czy ja o czymś nie wiem?- Zapytałam zagubiona.

-Kiedy ja spałem...- Zaczął Loki, ale przerwał mu Tony.

-Ja go odwiedziłem.

-I pogadaliśmy sobie. Znaczy on mówił.- Kontynuował wypowiedź Lokiś.

-Tak po męsku rozmawialiśmy.- Teraz mówił uśmiechnięty Tony.

-Dokładnie.- Zakończył Loki, ale mój brat popatrzył na niego krzywo.

-Ale to co ci mówiłem, to jasne jest?- Zapytał Tony. Loki dalej się uśmiechał, tak nieco po chamsku.

-Jak słońce, ale nic nie obiecuję.- Odpowiedział czarnowłosy.

-Za to ja ci obiecuję to, że zrobię to co ci mówiłem.- Odpowiedział całkowicie poważnie (jak nigdy) mój brat.- Ale przyznajesz, że jest tak jak mówiłem?- Znowu zapytał.

-No cóż...- Zaczął się zastanawiac nad czymś Loki. Tematu jego rozmyślań nie znam.- To.. Dosyć filozoficzne pytanie...- Odpowiedział przyciszonym tonem głosu.

-Co znaczy???- Zapytał zniecierpliwiony Tony.

-Co znaczy???- Teraz ja zapytałam zdenerwowana.

-Nic nie znaczy.- Odpowiedział mi Loki.

-Nic a nic.- Poparł go Tony.

-Tony wiesz, że ja ci myśli mogę przeczytać?- Przypomniałam patrząc na niego oczekująco.

-Eee.. Ja muszę iść do laboratorium!- Krzyknął i już go więcej nie widziałam. Spojrzałam wściekła na Lokiego.

-Powiedz co się między wami stało.- Powiedziałam jeszcze spokojnym głosem.

-Nic, przecież twój brat mówił..

Podeszłam do niego krok bliżej, a on się odsunął. Znowu podeszłam, a on powtórzył czynność. I tak zaczęłam go ganiać po całym pomieszczeniu. Reszta śmiała się i patrzyła. Lokiś też się śmiał i uciekał do momentu, w którym wyłożył się na kanapie. Bo potknął się na stoliku. Ja weszłam na niego i usiadłam okrakiem na nim. Zaczęłam tłuc go poduszką po głowie. Ten dalej leżał i się chichrał, jak gdyby nigdy nic.

-Co on ci powiedział?- Zapytałam nie schodząc z niego.

-A co zrobisz jak ci nie powiem?- Zapytał uśmiechnięty.

-Nie zejdę z ciebie.- Oświadczyłam twardym głosem, a on znowu się zaczął śmiać.

-Jak mam być szczery, ehehehe.. To mi ta pozycja nie przeszkadza.. Hahahaha!- Dalej śmiał się jak głupi, dopuki nie walnęłam go znowu poduszką.- Ale jak bym chciał to bym już dawno cię zrzucił, ale ehehehe... Nie chcę.

-Doprawdy?- Zapytałam zaciekawiona.

-Tak, a co? Chcesz się przekonać?- Zapytał poważnym już głosem.

-Wiesz, nie bardzo ci wierzę, więc...- Loki nie dał mi skończyć i po chwili przerzucił mnie tak, że teraz ja leżałam pod nim, a on mi między nogami. Reszta ludu oglądała w skupieniu sytuację. W trakcie naszych rozmów z salonu zniknęli oprócz Tonego: Sam, Steve, James i Vision.

-Teraz wierzysz?- Zapytał patrząc mi w oczy. On ma takie śliczne, szmaragdowe oczy...

-Chyba...- Odpowiedziałam dalej patrząc mu w oczy.- Wypuścisz mnie?

-No nie wiem, nie wiem.- Loki udał, że się zastanawia.

-Loki, jak jej nie wypuścisz, to kto nam obiad zrobi?- Zapytał Clint pretensjonalnie.

-W sumie, to zmienia postać rzeczy...- Powiedział Loki uśmiechnięty i już miał wstawać, ale powiedział jeszcze- Na obiad mają być naleśniki, jasne? Cały stos naleśników. Z dżemem truskawkowym, ewentualnie z brzoskwiniowym. Do tego polewa czekoladowa, albo malinowa. I buziak.- Dodał na koniec.

-No dobrze, będą naleśniki.- Odpowiedziałam.- Zejdź ze mnie, dobrze?

-Dobra, ale dasz buziaka.- Powiedział uśmiechnięty i po chwili usiadłam oswobodzona. Lokiś nachylił się czekając aż go pocałuję. Delikatnie cmoknęłam go w policzek, po czym wstałam i podeszłam do lodówki.

-Teraz, ja będę robić naleśniki, a wy róbcie co chcecie.

Loki pov.

Usiadłem przy kuchni i zacząłem przyglądać się temu co ona tam robi. A właściwie nie temu co robi, tylko jej. Wygląda prześlicznie w tej sukience. I miałem swego rodzaju chwilę słabości do niej, wtedy jak na niej leżałem. Miałem ochotę ją pocałować. Tak po prostu! Ciekawe czy by się mi opierała... Może się to kiedyś okaże. Oczywiście jak się obudziłem, ona była pierwszą osobą, która do mnie przyszła. I od razu mnie przytuliła. Ja oczywiście nie wiedziałem co zrobić, ale odwzajemniłem uścisk. Chyba powinienem, nie? Mili chyba zobaczyła, że się na nią patrzę.

-Coś nie w porządku?- Zapytała coś mieszając.

-Wszystko w jak najlepszym.- Odpowiedziałem uśmiechając się uroczo.

-Więc czemu mnie obserwujesz?- Zapytała dalej wykonując tę samą czynność.

-A nie wolno mi?- Zapytałem nie odrywając oczu od niej.

-Dziwny jesteś.- Stwierdziła.

-Raczej czarujący.- Odpowiedziałem.

-Ok...- Teraz zwróciła swój wzrok na to co robi. A ja dalej się na nią gapię. I robiłem tak dotąd aż skończyła.- Loki?- Zapytała

-Tak?

-Kiedy ty tak właściwie masz urodziny?- Zapytała patrząc na mnie. Hmmm... Niedługo.

-Niedługo.- Odpowiedziałem.

-To znaczy kiedy?- Znowu zapytała.

-Wkrótce.- Odpowiedziałem uśmiechając się. Mili wyglądała na zirytowaną.

-Konkretnie Lokiś, data.- Powiedziała.

-No dobra. Siedemnasty grudzień...- Mili przerwała mi, patrząc na mnie wielkimi oczyma.

-To za kilka dni! Dziś dwunasty!- Krzyknęła.- Trzeba ci imprę robić!

-Wiesz, że Asgardczycy nie robią żadnej ''impry'' jak ty to ujęłaś, w urodziny.- Odpowiedziałem patrząc na nią niepoważnie.

-Ale jesteś na Ziemi, nie w Asgardzie.- Powiedziała uśmiechając się lekko. Jaka śliczna...

-Ej, Mili organizuję ci imprezę urodzinową. Cieszysz się?- Do kuchni wszedł Stark. Mili uśmiechnęła się znacząco.

-Z nieba mi spadłeś braciszku!- Powiedziała uściskając Starka. Żeby mnie i Thora łączyły takie relacje jak ich... I tak im nie zazdroszczę. Może kiedyś... Ale teraz za późno.

-Dlaczego uważasz, że spadłem z nieba?- Zapytał Tony.

-No bo mi jesteś potrzebny!- Oświadczyła wesoło półbogini.

-Do czego?- Znowu Tony.

-Bo Loki ma urodziny!- Krzyknęła zadowolona. Stark popatrzył na mnie zdziwiony.

-To on się starzeje?- Zapytał patrząc na mnie.

-Wiesz, jestem bogiem..- Odpowiedziałem uśmiechając się nieznacznie.

-Ale dałoby się zrobić tak, żebyśmy mieli urodziny razem?- Zapytała Mili. Nie no, ona chce żebym uczestniczył w głupiej midgardzkiej zabawie?

-Myślę, że tak. W sobotę tak se myślę, że dobrze by było. Loki musi się najpierw zgodzić.- Odpowiedział Tony spoglądając na mnie. Mili także zwróciła swoje jasnozielone oczka na mnie.- Więc jelonku? Chcesz?

-Nie.- Odpowiedziałem twardo.- Nie chcę żadnej impry. Nie lubię.- Dodałem chłodno.

-Oj no weź...- Spojrzał na mnie błagalnie Tony.- Zabawę nam psujesz..

-Powiedziałem nie, śmiertelniku!- Krzyknąłem zirytowany.

-Ale...- Zaczął Stark.

-Nie! Powiedziałem coś! Masz się dostosować, bo...

-Lokiś...- Zwróciła się do mnie takim słabym, niemalże wykończonym tonem Mili. Spojrzałem na nią pytająco. Ona zrobiła tą swoją minę smutnego szczeniaczka. Słabo się stara.

-Hehehe, na mnie to nie działa.- Powiedziałem śmiejąc się. O-o. Do jej minki szczeniaczka doszły jeszcze łzy w oczach, co wzbudziło we mnie wielkie poczucie winy...

.... Poczucie winy? ....

.... U mnie? ....

.... Z powodu smutnej minki? ...

.... Co się ze mną dzieje? ....

.... Eeee? ....

-Nie, nie, nie. Przestań!- Krzyknąłem, ale ona tylko zwiększyła ilość łez w oczach. Czemu na mnie to tak działa?- Oj no weź, no! Nie rób tak!- Poprosiłem już powoli nie wytrzymując tego co ona mi robi z sumieniem.

.... Sumienie? ....

.... U mnie? ....

.... Z powodu smutnej minki? ...

.... Co się ze mną dzieje? ....

.... Eeee? ....

-Dobra! Stark, idź robić tę imprezę!- Powiedziałem nie wytrzymując smutku w oczach Mili. To jest gorsze od tortur! Jej mina od razu się rozpogodziła.

-Jej!!!- Podbiegła do mnie mijając blat kuchenny przy, którym siedziałem. Po chwili owinęła się wokół mnie i mocno przytuliła.- Uwielbiam cię Loczku!- Wywrzeszczała mi do ucha. Spojrzałam na Starka, na którego tortura słodkich oczu chyba też podziałała.

-Ja jeszcze nie spotkałem kogoś takiego, kto tak nastroje szybko zmienia.- Powiedziałem do niego.

-Okey...- Zaczął Stark.- To ja idę się zająć przygotowaniami. Jaki tort chcecie?- Zapytał.

-Duuuży.- Powiedziała Mili przeciągając słowo i odsuwając się na chwilę ode mnie. Na chwilę.

-Będzie taki. A smak?- Zapytał jeszcze raz. Mili spojrzała na mnie pytająco.

-Lokiś, wybieraj.- Powiedziała.

-Ale, że ja?- Zapytałem zagubiony.

-A znasz kogoś innego, kogo nazywam Lokisiem.- Zapytała sarkastycznie.

-No chyba nie...

-Więc wybieraj ten smak, bo ci naleśników nie dam.- Oświadczyła karającym tonem głosu. No i tu pojawia się problem... Ja się na midgardzkiej kuchni nie znam...

-Eee.. Zdam się na twój gust Stark.- Wyratowałem się szybko.- Mam nadzieję, że mnie zaskoczysz.

-Ok.- Powiedział tylko i nagle mi się coś przypomniało.

-A, i jakbyś mógł załatwić, żeby bez prezentów dla mnie było...?

-Dla mnie też.- Dodała Mili.

-Da się zrobić. Ale jesteście pewni?- Upewniał się Stark, robiąc kawę jednocześnie.

-Ja tak.- Odpowiedziałem szybko.- Nie lubię przyjmować prezentów od obcych ludzi.

-Z oglądanych przeze mnie ostatnio wiadomości wnioskuję, iż ja też nie chcę.- Powiedziała Mili.- Wiecie, bomba tam może być. Wolę nie mieć prezentów na urodziny, ale być żywa.- Mili wróciła do smażenia reszty naleśników. Zostawiając mnie...

-Tak, ci terroryści szaleją ostatnio.- Powiedział Tony.

-Ja jakoś nie w temacie..- Powiedziałem patrząc na nich zaciekawiony.

-Ah, zapomniałem, że kolega nie z tych stron.- Tony przysiadł się do mnie z uśmiechem.- Wiesz, stworzyło się samozwańcze Państwo Islamskie. Oni nasyłają swoich członków do miast i miejsc, w których znajdują się większe skupiska ludności, po czym dzieje się tam rzeź.- Opowiedział mi Stark.

-To znaczy?- Takie sprawy mnie zaintrygowały. Państwo, które zabija ludzi?

-Próbują zachęcić do swoich poglądów używając siły, bomb, karabinów...- Powiedziała Mili odwracając się lekko do nas.- Szkoda mi tych wszystkich niewinnych ofiar, które muszą ginąć w takich atakach terrorystycznych.

-Tak, mi również.- Poparł ją Stark.- Głupia, bezcelowa utrata życia.- Przez chwilę miałem ochotę wypomnieć mu, czym on w przeszłości się zajmował... Powstrzymałem się patrząc na jego minę. Postanowiłem zmienić temat.

-Mili, tam jak cię wtedy uratowałem, powiedziałem...

-Zaklęcie zjednoczenia.- Dokończyła za mnie Mili.

-Przez to mogą być drobne komplikacje, albo przywileje. Jak wolisz.- Powiedziałem obserwując jak ona zanosi naleśniki na stół.

-Jakie?- Zapytała nie kryjąc zainteresowania.

-No na przykład będziemy mogli czytać swoje myśli. Jeśli, któreś będzie chciało coś zrobić oboje będziemy o tym wiedzieć, bez mówienia. Albo wzmocniona znacznie telepatia.- Wymieniłem kilka dobrych stron.

-To się może przydać.- Stwierdziła.- Tony, rozstawisz stół?

-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.- Oświadczył jej Stark, po czym zajął się rozstawianiem talerzy na stole.

-Mogą być też problemy.- Dodałem.

-Jakie? Czasem lepiej wiedzieć przed czasem.- Zapytała szykując różno smakowe dżemy.

-No na przykład twoje myśli mogą okazać się nie twoimi myślami.- Podałem przykład siadając przy stole.

-Poradzimy z tym sobie, o ile masz czyste myśli.- Odpowiedziała machając ręką w geście olewania sobie.- Masz nieczyste myśli?

-Nie myślę o tym co Stark.- Oświadczyłem przypominając sobie co ja tam ujrzałem. W sensie, że w głowie Tonego.

-To dobrze.. A mogą być jeszcze jakieś powikłania?- Zapytała najwidoczniej będąc zainteresowana tym co mówię.

-Możemy odczuwać wzajemnie swój ból. Nie tak silny, ale jednak. I da się też go sobie nawzajem odbierać, tak jak wtedy, kiedy cię uratowałem.- Mili się skrzywiła na to wspomnienie. Nie lubi mnie za to, że ją uratowałem?- Jeśli któreś będzie potrzebowało drugiego, to to odczuje w cząstce duszy twojego...- Nie wiem jak to nazwać.- Twojego... Wspólnika?

-A jakby się komuś chciało siku, to drugie to odczuje?- Takie pytanie mógł zadać tylko Tony Stark.

-Debil.- Skomentowała Milagros.

-Idiota.- Dodałem ja.

-Chciałem się tylko dowiedzieć.- Skomentował Stark.- Nie, to nie.

-Nie warte mojej odpowiedzi.- Powiedziałem.- No i ogółem takie rzeczy..

-Ok, poradzimy sobie.- Mam taką nadzieję, bo jak mi się w głowie wymsknie, że ją kocham to przypał będzie.

-O czym tak nawijacie?- Wanda usiadła obok mnie. Za nią wszedł Kapitan.

-O korzyściach i wadach połączenia naszych duszyczek.- Odpowiedziała Mili siadając obok mnie. Na lewo ode mnie usiadł Stark. Jestem otoczony przez Starkowską krew!!

-To on ją ma?- Do pomieszczenia wszedł Thor w swojej zbroi z młotkiem. Od razu wyczułem, że Mili się nie podoba, że on tu jest. Mi z resztą też.

-Tylko nie ten złamas.- Szepnęła zirytowana Mili.

-Tylko nie ten idiota.- Szepnąłem do niej.

-Nie szeptać między sobą gołąbeczki, bo powiem Odynowi, że Loki ma ukochaną.- No to za bardzo się nie mylisz.

-Bardzo zazdrosny?- Zapytałem patrząc jak siada. Ten spojrzał na mnie zdziwiony.

,,Mili?'' Przetestowałem telepatię.

,,Tak?'' Na początku lekko zachłysnęła się naleśnikiem, którego jadła, ale po chwili już rozumiała o co w tym wszystkim chodzi.

,,Zabawmy się teraz w parę.'' Zaproponowałem. Na jej twarzy wykwitł diabelski uśmiech, ale starannie zakryła go włosami.

,,Jak sobie życzysz.'' Odpowiedziała jedząc. Ja sam zapychałem się naleśnikiem, chyba najlepszym jakiego w życiu jadłem.

,,To będzie zabawne'' Oświadczyłem uśmiechając się lekko.

,,Ooo tak'' Powiedziała.

-Przynajmniej ją ma na miejscu.- Rzuciła Mili obojętnie.- A twoja, jak jej tam?

-Jane.- Przypomniałem.

-O właśnie. Ta twoja Jane, to nawet nie wiesz gdzie jest. I z kim.- Ostatnie powiedziała z lekkim rozbawieniem.- Kochanie?- Oj, mnie to boli, jak ja bym chciał żeby to było prawdą.

-Tak?- Zapytałem i spojrzałem na moją ''ukochaną''.

-Podaj mi proszę, sos malinowy.- Odpowiedziała. Spojrzałem na zebranych, a było ich wyjątkowo mało teraz. Mina Thora: zdziwienie, mina Wandy i Steve'a: Z trudem pochamowany śmiech, mina Starka: szok, wściekłość.

-Cokolwiek powiesz, skarbie.- Odpowiedziałem uśmiechając się lekko.

-Kocham cię.- Nie rań, nie rań!

-Ja ciebie też.- Wysiliłem się na uśmiech, a płakać mi się chciało.

-To wy jesteście razem?- Zapytał zszokowany Thor. Na naszych twarzach wymalowały się diabelskie uśmiechy.

-Tak. A bo co? To pożądny bóg nie może ukochanej mieć?- Zapytałem mierząc gromowładnego wzrokiem.

,,Obejmij mnie.'' Usłyszałem tego rudego diabła w głowie. Spełniłem prośbę.

-Nie, no może.- Odpowiedział szybko.- Ale wy się tak krótko znacie.

-Ty z Jane się pocałowaliście po kilku dniach.- Przypomniałem. Szczerze? Jane była ładna, ale w niczym nie dorównywała mojej Mili.

-Ale mimo wszystko. To tak trochę dziwne, że sobie szybko zaufaliście.- Powiedział blondas.

-Co w tym dziwnego?- Zapytała Wanda. Ja pakowałem sobie do ust kolejny naleśnik. Piąty, albo szósty?

-No niby nic, ale...- Thor się zaciął nagle.

-Ale?- Zapytała zniecierpliwiona Mili. Stark trząsł się z gniewu.

-Nic już, nieważne.- Skończył Thor i skupił się na naleśniku. Tony dalej siedział wkurzony.- A tak właściwie czemu nas tak mało?

-Natasha, Sam, James pojechali do miasta, coś załatwić. Vision nie wiem.- Powiedział Tony ledwo zachowując spokój.- A Clint pojechał odwiedzić rodzinę.- Dodał mierząc mnie i Mili wzrokiem.

-I właśnie sobie przypomniałem, że mój brat się obudził.- Thor jest idiotą. Po takim czasie rozmów on dopiero zauważył, że nie śpię? Dowód na to, że nie jesteśmy rodzeństwem.

-Gratuluję instynktu.- Odpowiedziałem nie patrząc na niego więcej.- I nie jesteśmy rodzeństwem.- Przypomniałem ostro. Skończyłem jeść następnego naleśnika. Nie wiem, którego.

-A tak właściwie to kiedy te przyjęcie urodzinowe?- Zapytała Wanda przerywając nieprzyjemną sytuację. Spojrzeliśmy z oczekiwaniem na Tonego.- Tony?

-Co? Co? Coś się stało?- Co on taki nieprzytomny?

-Wanda się spytała kiedy przyjęcie urodzinowe.- Powiedział Steve.

-W sobotę.- Odpowiedział krótko.- Wieczorem.

-Tony, wszystko w porządku?- Zapytała Mili uważnie obserwując brata.

-Nie. To znaczy tak. Tak.- Gubił się w słowach, czyli coś się stało.- Idę do laboratorium.- Po tych słowach wstał i wyszedł niosąc, chyba komórkę. Tak to się nazywa? Takie małe pudełko przez, które midgardczycy rozmawiają.

-Co mu się stało? Milagros, wiesz?- Zapytał Steve.

-Nie, ale zaraz się dowiem.- Powiedziała wstając.- Moglibyście posprzątać?- Zapytała zatrzymując się w drzwiach.

-Ja się tym zajmę.- Oświadczyła Wanda.

-Ok, dzięki.- Popatrzyła na nas ostatni raz i poszła szukać Starka.

Mili pov.

Po wyjściu z jadalni udałam się na poszukiwania brata. Mówił, że idzie do laboratorium, więc to będzie pierwsze miejsce, które sprawdzę. Szłam wieloma długimi korytarzami nim doszłam do miejsca, w którym powinien być Tony. Kiedy weszłam zastałam zgaszone światło, czyli wszyscy pracownicy poszli sobie. Włączyłam światło i zaczęłam szukać Tonego wzrokiem. Wyczaiłam go dopiero kiedy miałam znowu zgasić światło. Siedział przy jakimś stanowisku, głowę miał spuszczoną i położoną na ramionach, które ukrywały jego twarz. Zapamiętując drogę i przeszkody zgasiłam światło, po czym ruszyłam do Tonego. Po drodze prawie zabiłam się o krzesło czyniąc przy tym niemożliwie dużo hałasu, ale w ostatniej chwili złapałam się blatu badawczego. Zgarnęłam krzesło ze sobą i kontynuowałam drogę do brata. Kiedy go wymacałam po głowie postawiłam krzesło, aby na nim następnie usiąść. Kiedy to zrobiłam, stworzyłam małą kulę srebrnego światła, która unosiła się nad stołem. Nie miałam pojęcia jak zacząć rozmowę, więc zaczęłam jak najprościej.

-Tonyś?

-Mmm?- Mruknął pytająco nie podnosząc głowy.

-Co się stało?- Zapytałam głaszcząc go po głowie.

-Nic takiego.- Odpowiedział. Po chwili zapytał- Ty i Loki naprawdę jesteście razem?- O to mu chodzi? Tylko o to? Spojrzał na mnie nie podnosząc głowy.

-Nie, no co ty? Udawaliśmy, żeby pośmiać się z Szofera.- Zapewniłam.- Między nami oprócz przyjaźni nie ma nic.

-Aha.- Odpowiedział.- Ale wyglądacie jakbyście byli razem. Jelonek przy tobie się całkowicie zmienia, wiesz?

-Naprawdę tak uważasz?- Zapytałam nie wiedząc co o tym myśleć.

-No.. Nie jest taki przemądrzały, niemiły... Tak łagodnieje. Czasem mi się wydaje, że mógłbym się z nim zaprzyjaźnić.- Wyznał mi brat.

-Po prostu Loczek czasem potrzebuje kogoś, kto by go wysłuchał bez względu na wszystko.- Powiedziałam. I taka jest prawda. Każdy skupiał się na Thorze całkowicie zapominając o Lokim.

-On cię lubi. Ale tak trochę bardziej.- Tony podniósł swój podbrudek. Czy on chce mi powiedzieć, że Loki mnie kocha?

-Co sugerujesz?- Zapytałam bojąc się troszkę odpowiedzi.

-To co myślisz.- Odpowiedział spoglądając w moją stronę. On se chyba żartuje. Loki we mnie... Nie, nie związałby się z ziemianką. Nie możliwe. Znam go. Nawet jeśli, to ja go nie! Tak mi się przynajmniej wydaje... Może i ja go lubię... Eh, już ja nic nie wiem.- Ale nie mów mu, że ja ci powiedziałem coś takiego.

-Nie powiem, ale...- Przerwałam na chwilę.- Ale odnoszę wrażenie, że to nie tylko o to chodzi.- Tony znowu schował twarz w ramionach.

-No, bo...- Biedak nie wie co powiedzieć. Co u niego rzadko spotykane jest.

-Tonyś, mi możesz powiedzieć.- Brat podniósł się do pozycji siedzącej wyprostowanej.

-Pepper ze mną zerwała.- Głos mu się łamał. Wyjął komórkę i zaczął w niej czegoś szukać. Po chwili podał ją mnie. Włączona została wiadomość od Pepper. Zerwała z nim przez sms-a?!

Brzmiała ona tak:

Tony,

dobrze wiesz, że mi na tobie zależy. Ja wiem, że tobie zależy na mnie, ale to właśnie dlatego chcę zakończyć nasz związek. Boję się, że ciebie stracę kiedy wyruszasz na te swoje misje. Nie chcę tego, ale tak będzie lepiej dla nas obojga. Gdybyś zakończył swoją działalność jako Iron Man, moglibyśmy porozmawiać o dalszym związku. Nie zmuszam cię do tego, ale proszę.

Twoja na zawsze,

Pepper.

Zaniemówiłam. Nie wiem czy mam ją zrozumieć, czy znienawidzić za to jak potraktowała Tonego. Spojrzałam na brata, który był załamany. Zrobiło mi się go niezwykle szkoda.

-Tonyś, tak mi przykro.- W głowie miałam jedno zdanie: A to suka jedna. Każe wybierać mojemu braciszkowi pomiędzy sobą, a ratowaniem świata.

-Ja to nawet ją rozumiem, wiesz. Dostałem tę wiadomość na obiedzie.- Stwierdził.

-Chodź tu.- Otworzyłam ramiona tak, żeby mógł się przytulić. Po chwili położył się na moim ramieniu i tak siedzieliśmy kilka minut.

-Mili? Chyba spać powinniśmy iść.- Stwierdził.

-Dobrze. Dzisiaj śpię u ciebie, żebyś nic głupiego nie zrobił.- Oświadczyłam, bo naprawdę się tego obawiałam. Nie wiem czy byłby do tego zdolny, ale ostrożności nigdy za wiele.

-Nie będę odmawiać.- Odpowiedział chyba już w lepszym nastroju.

Później wstaliśmy i poszliśmy do mojego pokoju abym wzięła ze sobą jakieś rzeczy, mianowicie: Kilka torebek żelków, parę różnych czekolad, jakiś sok w dużej butelce i cukierki. Do tego piżama i kosmetyki, ale to mniej ważne. Myślę, że duża ilość czekolady poprawi nastrój mojemu załamanemu bratowi. Bo kto czekolady nie lubi?

****************

Witajcie ziomki! Next jest, ale to pewnie zauważyliście, tak samo jak to, że zmieniłam okładkę, którą sama robiłam. O i myślicie, że czekolada poprawi nastrój Tonemu? Piszcie w komach.

-Mnie nic nie poprawi nastroju.- Tony

-Zapchaj się tą czekoladą, potem mów.- Mili

-Dlaczego nie chcesz jej jeść?- Autorka

-Bo życie i tak nie ma sensu.- Tony

-Mówię, że najpierw zjedz całą czekoladę, potem stwierdzaj fakty.- Mili

-Ale...- Tony

-Lamcisiu, weź potrzymaj Tonego za włosy.- Mili

-Ok...- Autorka

-Dobre?- Mili (wpychając na siłę kawałek czekolady (z biedry chyba) do ust Tonego)

-Teraz tym sokiem zalej.- Autorka

-A teraz lepsze?- Mili (zalewając czekoladę (z biedry chyba) w ustach Tonego sokiem pomarańczowym (też z biedry chyba))

-Aghhgasgha!!!!- Tony (zalewają mu usta pełne czekolady (z biedry chyba) sokiem pomarańczowym (też z biedry chyba))

-Ale żeś się umazał, jak dzieciak normalnie.- Mili (kończąc nalewać sok (z biedry chyba) do ust Tonego i oglądając teraz jak bardzo umazany jest on w czekoladzie (też z biedry chyba)).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top