Z Prochów

Loki aktualnie siedział na dużym kamieniu przy niewielkim stawie. Znajdował się w jakimś Midgardzkim lesie. Nie wiedział dokładnie gdzie, bo wędrował po całym świecie i pojawiał się tam gdzie był potrzebny. Nazwy geograficzne nie miały dla niego znaczenia. Miejsce, w którym przebywał obecnie było jego tymczasową samotnią. No cóż - prawie samotnią. Oprócz Lokiego był ktoś jeszcze. Bóg kłamstwa znalazł sobie towarzysza podczas swoich podróży. Jego nowym przyjacielem stał się wilk.

Loki spotkał go podczas jednej z jego mniejszych misji ratunkowych. Zwierzę i kilka jego pobratymców przez przypadek wplątało się w strefę walki przez co zostało postrzelone. Okoliczna wataha wilków w wyniku sytuacji rozpierzchła się i pozostawiła go za sobą. Później Loki odnalazł go ledwo żywego, próbującego doczołgać się w stronę najbliższych zarośli. Na początku wilk próbował jakoś odstraszać boga kłamstw aby ten nie próbował go dotykać. Później jednak spokój boga udzielił się i jemu, więc ostatecznie dał sobie pomóc. Wilk od samego początku czuł wyobcowanie Lokiego i dlatego mu nie ufał. Kiedy mężczyzna używając magii wyleczył ranę postrzałową to też jakoś rozwinął ciało zwierzęcia sprawiając, że stało się większe i silniejsze. Wtedy spłoszony wilk wstał i pobiegł szybciej niż zazwyczaj aby jak najbardziej oddalić się od dziwnego bytu. Potem wilk zwolnił i obejrzał się aby upewnić się czy podejrzany osobnik goni go, ale zobaczył, że Loki stoi ciągle w tym samym miejscu i patrzy na niego. Zwierzę poczuło nagle potrzebę grzecznego powrócenia do mężczyzny i podziękowania mu za pomoc, więc po chwili biegł z powrotem. Loki nie spodziewał się tego, że zwierzę do niego wróci ale poczekał na nie i kucnął z nadzieją, że wilk da się pogłaskać. Kiedy ten znalazł się przy nim to na początku chodził wokół spokojnego boga a dopiero później go obwąchał. Loki wystawił dłoń i ten pozwolił mu się dotknąć. Później bóg gotowy już do opuszczenia tego miejsca podniósł się do góry i miał odchodzić, ale zwierzę zabiegło mu drogę. 

- Co chcesz? - zapytał cicho z lekką chrypką, bo rzadko ostatnimi czasy używał swego głosu. Nie było zbyt wiele ludzi, z którymi rozmawiał. Wolał pracować sam nie musząc na kogoś liczyć w razie czego.

Wilk nieoczekiwanie obniżył całe swoje ciało a jego uszy wydawały się oklapnąć. Stał tak przed Lokim przez chwilę a później przewrócił się na plecy ukazując swój brzuch. Jego cała wilcza mordka wydawała się być bardziej przyjazna a oczy wpatrywały się oczekująco w boga. Na początku mężczyzna nie był pewien jak zareagować, ale zdecydował się raz jeszcze ukucnąć przy wilku i tym razem pozwolił sobie dotknąć sierści na brzuchu. Futrzak był zadowolony wnioskując po mruczeniu. Całkiem spokojnie spoczywał tuż obok boga i na razie nie zanosiło się na to żeby miał go opuścić.

- Teraz chcesz się zaprzyjaźnić? - zapytał Loki siadając w trawie obok wilka i kontynuując pieszczoty. Ten oczywiście nic nie odpowiedział ale jego spojrzenie ewidentnie dawało znak, że chciałby tego. - Musiałbyś być wierny. Tylko dla mnie. - po tych słowach zwierzę przewróciło się na brzuch i uważnie zaczęło wpatrywać mu się w oczy. - Byłbym najważniejszą osobą dla ciebie? - zapytał Loki pochylając się w stronę wilka. Zwierzę zdające się rozumieć słowa boga nagle oblizało go po twarzy. - Chyba jednak chcesz żebym cię nie polubił. - mruknął z lekką złością wycierając swój policzek. Teraz zwierzę kłapnęło szczęką dosłownie tuż przed nosem Lokiego sprawiając, że bóg wzdrygnął się przestraszony. - Uspokój się. - powiedział starając się samemu doprowadzić do tego stanu. - Jeśli chcesz ze mną podróżować to musisz posiadać imię. - wilk z oczekiwaniem zaczął wpatrywać się w oczy boga. Minęła chwila nim Lokiemu  przyszło do głowy jakieś godne imię. - Od teraz jesteś Arius. - oświadczył z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Wilk podniósł się do góry i radośnie zamerdał ogonem. Zaraz potem jeszcze bardziej zbliżył się do Lokiego i pozwolił sobie po części położyć się mu na kolanach. - Leń. - skomentował bóg ale nie zdenerwowanym tonem. Czuł się w pewien sposób szczęśliwy, że znalazł kogoś kto będzie mu towarzyszyć podczas jego czynienia dobra w miejscach gdzie nikt tego nie robił. Dodatkowym plusem było to, że Arius nie będzie dużo gadać.

Od tamtej pory minęło już trochę czasu i wilk wiernie trwał przy swoim panie. Połączyła ich jakaś więź i oboje stali się przyjaciółmi. Arius wspierał Lokiego podczas walki a Loki dbał o Ariusa na co dzień. Zawsze byli razem.

Teraz oboje spędzali czas nad małym stawem w lesie. Bóg odpoczywał siedząc na kamieniu a wilk biegał i eksplorował pobliski teren. Obecnie nie było go na widoku, ale Loki nie martwił się, bo Arius potrafił sobie poradzić. Razem ćwiczyli nowe sztuczki i ataki kiedy mieli ochotę. Pod opieką boga kłamstw wilk stał się silniejszy i większy, oraz bardziej odporny. Loki wywierał na nim swoje magiczne wpływy doprowadzając do takich korzyści.

Aby przywołać swojego pupila bóg zagwizdał krótko. Kilka chwil po tym z pobliskich krzewów wyłoniła się dumna sylwetka wilka. Kiedy tylko dotarł do swojego pana to położył się tuż obok niego oddychając szybko i pokazując swój język. Loki pochylił się aby pogłaskać szare futro mądrego Ariusa.

- Zmęczyłeś się? - zapytał bóg spokojnym tonem. - Gdybyś nie był takim leniem i więcej się ruszał to nie męczyłbyś się tak szybko. - stwierdził, ale nie złośliwym tonem. Arius rozumiejąc co ma na myśli Loki, złapał go zębami za dłoń. Na tyle mocno żeby bóg nie mógł jej wyciągnąć, ale nie za mocno aby nie uszkodzić swojego pana. Mężczyzna kilka razy próbował wyciągnąć swoją rękę, ale na próżno. - Już, wystarczy. Więcej nie będę tak mówić. - i wtedy dopiero Arius wypuścił rękę pana. Loki z powrotem wrócił do gładzenia sierści pupila.

Loki lubił te ich momenty. Cisza, spokój i tylko oni. Po śmierci Mili Loki czuł się bardzo osamotniony i nie chciał się do nikogo zbliżać robiąc wyjątek tylko dla Hel. W końcu pozwolił sobie na przyjaźń względem Ariusa. Ból po stracie ukochanej znacznie zelżał w jego towarzystwie. Bóg czuł się coraz bardziej kompletny i miał mniejsze obawy co do powrotu do Asgardu. W pewnym momencie nabierze wystarczająco odwagi aby wrócić do miejsca, w którym się wychował i odwiedzi swoją rodzinę.

Błogi stan Lokiego przerwało uczucie bycia obserwowanym. Arius też coś wyczuł, więc gwałtownie podniósł się do góry i zaczął czujnie rozglądać się. Bóg zamknął oczy i skupił się na otoczeniu szukając przyczyny niepokoju. Wkrótce instynkt Lokiego wyczuł magiczną jaźń zbliżającą się w tą stronę. Tak bardzo źle, że znajomą.

Mięśnie mężczyzny napięły się, ale twarz pozostawała chłodna i obojętna. Tak bardzo nie chciał znać zbliżającej się osoby. Zraniła go i myślał, że nie będzie go już nękać w przyszłości. A jednak pojawiła się i on nie wiedział czego chciała. Nawet Arius wyczuł, że jego pan nie cieszy się zbytnio z obecności nieznanej mu kobiety, więc stał i obserwował zbliżającą się sylwetkę co chwilę ostrzegawczo pokazując zęby.

- Od kiedy bycie misjonarzem było twoim marzeniem? - zapytał aksamitny głosik zza pleców boga. Lokiego aż ciarki przeszły a umysł zalały nieprzyjemne wspomnienia. Tuż za nim stała jego była narzeczona, Erinya.

- Nie wiedziałem, że schodzisz na takie niziny. - odpowiedział obojętnym tonem. - Czego chcesz? - zapytał nie patrząc na nią i wiedząc, że taki brak uwagi denerwował Erinyę. Znał ją i wiedział co na nią działa.

- Może po prostu chciałam cię odwiedzić, dlaczego miałabym coś chcieć? - odpowiedziała pytaniem. Znając charakter swojego byłego narzeczonego wiedziała, że nie odwróci się do niej i sama będzie musiała przed nim stanąć jeśli chciała żeby na nią patrzył podczas rozmowy. Nie lubiąc braku kontaktu wzrokowego z rozmówcą, Erinya podeszła jeszcze bliżej tak, że Loki był zmuszony mieć ją przed oczyma. 

- Zawsze byłaś jeśli czegoś chciałaś. - mruknął obojętnie Loki dając znak dla Ariusa, że na razie nie musi atakować kobiety. Wilk był spokojniejszy, ale stale uważnie obserwował każdy odruch Erinyi. 

- A ty zawsze oceniałeś. - na jej twarzy zabłysł nostalgiczny uśmiech. Bóg kłamstwa nie chciał patrzeć na zadowoloną twarz kobiety, więc zawiesił spojrzenie na jej czarnej pelerynie i bordowej sukni z gorsetem. Najwidoczniej jej gust nie zmienił się przez tyle czasu, bo odkąd Loki pamiętał to Erinya uwielbiała różnego rodzaju gorsety ładnie uwydatniające jej sylwetkę. Kiedyś jej blond włosy sięgały trochę poniżej ramion a teraz już pasmami spływały po jej piersiach kończąc się poniżej nich. Zadbana jak zawsze.

- To są po prostu nasze charaktery. - odpowiedział zerkając na Ariusa aby upewnić się czy ten może nie chce rozerwać kobiecie gardła. Na szczęście wilk siedział spokojnie obok niego będąc gotowym zaatakować kiedy on mu rozkaże.

- Zgadzam się. - odpowiedziała uśmiechnięta Erinya. Pomiędzy nimi zapadła trwająca kilka chwil cisza, którą przerwała kobieta mająca teraz zmartwiony wyraz twarzy. - Słyszałam co ci się przydarzyło podczas ostatniej bitwy w Asgardzie. - musiała poruszyć ten temat. Kamienne oblicze Lokiego zgorzkniało przy tym wspomnieniu. - Nie znałam jej, ale słyszałam, że dokonała wspaniałych rzeczy. Nie wiem czy ja byłabym na tyle odważna żeby zostać z władcą Lodowych Olbrzymów, to taki niepewny grunt. Później zdołałam ją zobaczyć podczas ostatniego pożegnania. Bardzo piękna kobieta. - mówiła Erinya. Loki słuchał i te słowa bolały, jednak już nie tak jak kiedyś. Nie chciał już więcej płakać i nie czuł potrzeby aby to robić. Pustkę wypełniał teraz Arius. - Miała na imię Esperia Tyrdaughter, prawda? - zapytała siadając tuż obok niego. Teraz jej obecność tak blisko jakoś nie przeszkadzała Lokiemu.

- To jest imię, które nadał jej Tyr. Ja ją poznałem na Midgardzie jako Milagros, ale skracałem to do formy "Mili". - odpowiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy przypominając sobie ich pierwsze wspólne rozmowy. 

- Bardzo ładnie. - pochwaliła przyjemnym głosem. - Wiem, że była dla ciebie bardzo ważna. Wiem też, że ciągle trzymasz jej wspomnienie przy sobie. Nie sądzisz, że powinieneś już całkowicie ruszyć dalej? Bez złych wspomnień zacząć na nowo? - zapytała spoglądając mu na twarz. Loki wydawał się trochę nie wiedzieć o co jej chodzi.

- Zacząłem od początku. - odpowiedział pewnym głosem. Nie rozumiał dlaczego Erinya w ogóle przejmuje się tym co się z nim dzieje. Myślał, że ich relacja to dawno temu zakończony wątek, o który Loki już nie dbał. A teraz przyszła go odwiedzić. To było całkiem miłe z jej strony nawet jeśli on na początku nie cieszył się szczególnie z jej obecności. Teraz czuł obojętność.

- Dlatego masz przy sobie jej naszyjnik? - zapytała cichszym tonem. Przez chwilę bóg zastanawiał się skąd ona to wie, ale przypomniał sobie, że on sam uczył jej magii i zaklęć, więc coś z tych lekcji zostało. Erinya była bardzo zdolną uczennicą. - Nie musisz się tego wstydzić. Ale to cię ogranicza. - kontynuowała ciepłym głosem z troską na twarzy.

- Co ty chcesz? - zapytał odwracając spojrzenie w drugą stronę.

- Pomóc ci. - odpowiedziała kładąc swoją dłoń na jego ramieniu. - Chyba nie ma takiej osoby, która znałaby cię w ten sposób co ja. Wiem w jaki sposób funkcjonujesz i jak samodzielnie próbujesz rozwiązać swoje problemy. Jesteś dla mnie niczym otwarta księga. - mówiła zaczynając gładzić jego ramię. Bóg nie opierał się, bo kobieta mówiła prawdę. Znała jego właściwy charakter, który ukrywał nawet przed swoją matką. W tamtym okresie Loki i Erinya byli dla siebie bratnimi duszami, bo oboje zostali w pewien sposób odrzuceni i mieli spokojniejsze osobowości czekające na swój wyrzut emocji. Ich ukrywana nienawiść i bunt były czymś czym rozkoszowali się między sobą. Aż do dnia jej zdrady. - Wiem co cię teraz męczy. Zawsze miałeś problem z całkowitym zakończeniem problemu i musiałeś utknąć w tym martwym punkcie. Mogę ci pomóc, ale musisz sam się na to zgodzić.

- Co oferujesz? - zapytał Loki patrząc teraz na jej twarz. Po tym czasie kobieta wciąż była bardzo piękna. Nawet on musiał to przyznać chociaż chciałby zaprzeczyć.

- Nie odbiorę ci wszystkiego, ale mogę odsunąć to co cię trzyma przy Mili najbardziej. - powiedziała po chwili niepewnym głosem. - Oddaj mi jej naszyjnik. Zabiorę go stąd daleko od ciebie tak, że nie będziesz mógł go znaleźć. Wtedy dopiero zerwiesz z przeszłością. - jej słowa przepełnione były troską. Sam bóg kłamstwa ulegał temu.

- Dlaczego w ogóle chcesz mi pomagać? - zapytał nie rozumiejąc motywów Erinyi. Ona uśmiechnęła się delikatnie.

- Wiem, że między nami nie skończyło się najlepiej, ale to nie znaczy, że życzę ci najgorszego. - jakby to przez niego rozpadł się ich związek. - Słyszałam, że tamto wydarzenie cię złamało i postanowiłam cię wytropić aby spróbować ci pomóc. To trochę forma zadośćuczynienia za to co ja zrobiłam. - ostatnie zdanie powiedziała ciszej. Czyli jednak rozumie, że to przez nią ich relacja się zepsuła. - Tak czy inaczej, mogłabym ci pomóc w pójściu dalej. Po prostu daj mi jej naszyjnik a ja go zabiorę tak, że nic nie będzie przywracało ci wspomnień. - Loki nie był pewien czy chce to zrobić. Z jednej strony nie mógł tak po prostu zostawić Mili za sobą, a z drugiej chciał to zrobić skoro ktoś inny zabrałby tą pamiątkę. Może powinien podjąć decyzję tak samo spontanicznie jak tą dotyczącą opuszczenia krainy jego córki?

- Jesteś w stanie zrobić to dla mnie? - zapytał z poważną miną. Erinya kiwnęła twierdząco głową. - A zatem zabierz go ode mnie zanim zmienię zdanie. - Loki szybko rozpiął łańcuszek na swojej szyi i położył go na swojej dłoni. Jeszcze patrzył przez moment na mieniące się kolorami serduszko a potem przekazał je dla Erinyi. Kobieta z uznaniem popatrzyła na małą pamiątkę.

- Naprawdę musiała być godna tego podarku. - skomentowała po czym jej dłoń z naszyjnikiem poleciała na lewą pierś ukrywając go za gorsetem. To była kolejna rzecz niezmieniona w Erinyi. Kiedyś też lubiła chować różne rzeczy na piersiach wiedząc, że nikt nie będzie na tyle odważny żeby spróbować ją tam przeszukać. To było zabawne ale i praktyczne.

- Tak właściwie to co robiłaś przez ten cały czas po naszym rozstaniu? - zapytał bóg aby zmienić temat. Kobieta zaśmiała się lekko.

- To i owo. - odpowiedziała tajemniczo. - Po twoich lekcjach zaklęć postanowiłam się nie zatrzymywać i kontynuować to. Jak pamiętasz byłam bardzo zdolną uczennicą. - jej twarz uśmiechała się ładnie. - Teraz udzielam usług związanych z rzucaniem czarów i tym podobnych, ale wciąż się uczę. - opowiedziała trochę poważniej. Na twarzy boga niespodziewanie pojawiło się rozpogodzenie.

- Przynajmniej moje lekcje nie poszły na zmarnowanie. - mruknął patrząc w dal. Kobieta zgodziła się kiwnięciem głowy.

- Zawsze robiłam z nich użytek. - odpowiedziała tym razem poważniejszym tonem. Jeszcze jakiś czas siedzieli razem w ciszy dotąd aż Erinya podniosła się do góry. - Muszę już iść, ale miło było cię zobaczyć po takim czasie. - powiedziała na pożegnanie.

- Tak... - niepewnie mruknął Loki niewiedzący czy jemu miło się rozmawiało. - Upewnij się, że nie będę mógł znaleźć naszyjnika.

- Nie martw się. Zadbam o to...

***

Erinya jeszcze tego samego dnia wróciła do Asgardu. W dobrze ukrywającym jej twarz kapturze zmierzała w stronę głównego pałacu sprawnie unikając znajomych ludzi. Omijała straże niezdające sobie jeszcze sprawy z jej obecności. Bezdźwięcznie chowała się za kolumnami dokładnie wiedząc gdzie jest każde pomieszczenie pałacu. Prawie dotarła do najbardziej strzeżonego pokoju. Jej usta wypowiedziały zaklęcie bolesne dla niej, bo zmniejszające jej żywotność. Dzięki temu były jeszcze mniejsze szanse na wykrycie jej. Przed drzwiami stało dwóch uzbrojonych strażników, więc ona chwiejnym krokiem podążyła w ich stronę.

- Pani, co się stało? - zapytał jeden z nich podchodząc do niej. Erinya zamachała zgrabnie paluszkami i obaj upadli na złotą podłogę. Kobieta użyła jeszcze swojej siły aby zaciągnąć dwa ciężkie ciała za kolumny w pobliżu.

Wtedy zaklęciami otworzyła drzwi do skarbca Odyna. Na wejściu rozejrzała się po miejscu, w którym tak dawno jej nie było. Zeszła po schodach patrząc na artefakty ułożone na piedestałach. Jej uwagę przykuwał ten jeden.

Wieczny ogień.

Szybkim krokiem znalazła się tuż przy nim. Ze swoich piersi wyciągnęła naszyjnik i zawiesiła go na swoich palcach tuż przed oczami. Poczuła złość i chęć zemsty. Nie na tej kobiecie, która skradła serce Lokiego a właśnie na Lokim. On zabił jej ojca. Stało się to podczas ostatniej bitwy w Asgardzie a jej ojcem był nie kto inny jak władca Lodowych Olbrzymów. Ona również była Jotunką, ale jej prawdziwy wygląd ukryty został przez rzucone na nią zaklęcie. Była tutaj szpiegiem i miała zbliżyć się do rodziny królewskiej, więc najlepszym wyborem był osamotniony Loki. Później myślała, że ma jeszcze lepszą okazję aby dostać się do uwielbianego Thora, jednak coś poszło nie tak. A wtedy jej kariera na dworze skończyła się, ale praktykowanie magii ciągle pozwalało dostarczać jej ojcu informacji o działaniach Odyna. Pomimo poniesionej porażki w pałacu, to władca Jotunów nie był na nią zły i dał jej następną szansę. Teraz po jego śmierci nie miała już nikogo kto by o nią dbał i zamierzała w zemście poznęcać się na bogu kłamstw. Chyba już miała w sobie tyle mocy, że mogła użyć artefaktu.

Naszyjnik wleciał do Wiecznego Ognia.

- Na moc Wiecznego Ognia, rozkazuję ci się odrodzić. - wyszeptała a po tym języki wyskoczyły do góry. Erinya odsunęła się gdy płomienie przeniosły się na podłogę gdzie było widać jakąś sylwetkę. Potem jednak ogień wybuchnął przenosząc się na mogące zapalić się materiały. To nie był efekt, który miałby towarzyszyć temu wydarzeniu, więc coś poszło w złą stronę.

Erinya z niepokojem patrzyła na to co się przed nią pojawiło. To była kobieta, ale z jej pleców wyrastały białe, piękne skrzydła. Jej ciemnorude włosy w nieładzie zakrywały pochyloną twarz. Stała tam nieruchomo, cała naga najwidoczniej nie mając z tym problemu. Dopiero po chwili zaczęła się poruszać.

- Ciężka podróż? - zapytała obojętnie Erinya zwracając na siebie uwagę co chyba nie było zbyt dobrym posunięciem. Mili otworzyła swoje puste oczy i automatycznie ją zaatakowała. Po krótkiej szarpaninie rudowłosa została odepchnięta tak, że upadła na podłogę. - Co z tobą nie tak? - zapytała zirytowana Erinya poprawiając swoje ubrania. Dopiero wtedy zauważyła, że oczy Mili zaszły dziwnym, szarawym odcieniem. Zupełnie jakby ogarnęła ją niebezpieczna niepoczytalność. Rudowłosa podniosła się tym razem używając do tego swoich skrzydeł po czym poleciała do góry pod sam sufit pomieszczenia. Gdzieś z tyłu dało się usłyszeć jakieś krzyki służby albo strażników, więc Erinya wiedząc, że gdzieś popełniła błąd uznała, że pora stąd zniknąć. - Oni ci to zrobili. - powiedziała w stronę Mili i zniknęła tuż przed tym jak ktoś wszedł do środka. Uskrzydlona kobieta już leciała w stronę pierwszej osoby.

- Na wszystkie zbroje Starka, co tu się dzieje o tej godzi... - nie dokończył zdenerwowany Thor po naga Mili wleciała w niego okładając go pięściami. - Ty nie powinnaś być martwa? - zapytał zszokowany między uderzeniami w jego twarz.

********************************

Elo! Łapcie nexta ci co to jeszcze to czytają. Skomentujcie, zagłosujcie i nie wiem kiedy następny. Tarcza!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top