W szpitalu
Loki pov.
Czekałem ze Starkiem w szpitalnej poczekalni. Siedziałem na jakimś krześle a Anthony kilka miejsc dalej udawał, że czyta broszurkę, którą wcześniej wziął od recepcjonistki. Zarówno jemu jak i mnie zależało na tym aby jak najmniej osób go rozpoznało. Zaraz by zadawali głupie pytania, przez co nie moglibyśmy zająć się kimś po kogo przyszliśmy, dlatego on przebrał się w jakieś bardziej nie rzucające się ubrania. Obok naszych nóg stała torba z najpotrzebniejszymi rzeczami dla Mili. Musiała zapewne spędzić w szpitalu jeszcze trochę czasu, więc się przygotowaliśmy.
Cała poczekalnia była duża i pełna Midgardczyków. Większość z nich miała powód aby tu przebywać, zazwyczaj związany z ich zdrowiem. W Asgardzie trzymałem się od takich problemów z daleka a jako dziecko wierzyłem w świat idealny. Z wiekiem uświadamiałem sobie, że w najuboższych warstwach społeczeństwa istnieje duża różnica warunków życia od tych w najbogatszych sferach. Ruszało mnie to trochę ale potem przestało gdy miałem własne problemy. Niewiele szlachty próbowało pomagać dla ubogich. Według mnie Frigga robiła to często, ale czy to nie było jej zadanie? Była królową i żoną, która ocieplała wizerunek męża poprzez takie czyny. Takie działania miały na celu pokazanie, że władcy troszczą się o swoich poddanych. Większość była jednak na pokaz.
Tutaj ludzie otrzymywali opiekę bez względu na to kim są. To jest bardzo hojne. Zawsze jednak są jakieś utrudnienia, chociażby cena potrzebnych leków. Nie dotyczyło to jednak ludzi takich jak Stark. Miał tyle pieniędzy, że spokojnie mógłby wykupić recepty dla tych ludzi, wraz ze szpitalem i personelem medycznym. W głębi byłem mu wdzięczny za to, że załatwił najlepszą opiekę i szpital dla Mili. Wiedziałem, że bardzo żałuje wiele rzeczy które zrobił w przeszłości z powodu własnej głupoty. Dużo starał się naprawić, chociażby stosunki z odrzuconą siostrą. Teraz jest w stanie dać wszystko czego ona zapragnie aby się na niego nie gniewała za tamte lata. Mili ma dobre serce, aż czasami nazbyt dobre i mu wybaczyła. Teraz starają się naprawić swoje relacje, ale muszą się z tym bardziej postarać. Tak naprawdę Stark jest mężczyzną utrzymującym Mili a ona pracuje jako Avenger prawie, że dla niego. Nieszczególnie widać pomiędzy nimi, że łączy ich coś więcej niż to.
Nie byłem świadomy, że przyglądałem się Starkowi już od dłuższej chwili, co on musiał najwidoczniej zauważyć. Posłał mi uśmiech, ale ja go nie odwzajemniłem.
- O czym myślisz Jelonku? Sądząc po twoim wzroku to o mnie. - stwierdził zajmując miejsce tuż obok mnie. Nie lubiłem kiedy siedział tak blisko, bo on sprawiał, że czułem się osaczony. Inne osoby tak na mnie nie wpływały. Może dlatego, że słyszałem historie na temat jego podbojów miłosnych i tak naprawdę niewiadomo czy Starka interesują tylko kobiety. W razie czego to znowu wywalę go przez okno.
- Tak, o tobie. - jego wzrok mówił, że oczekuje komplementów. Nie dzisiaj, nie ode mnie. - Nie patrz się tak na mnie. Myślałem o tobie i Mili. - zgromiłem go spojrzeniem tak, że się trochę odsunął i spoważniał. Poczułem się bezpieczniej odzyskując swoją przestrzeń prywatną.
- Coś nie tak? - zapytał teraz patrząc w posadzkę ułożoną ze sporych rozmiarów płytek. Ewidentnie spodziewał się, że na niego nakrzyczę.
- Wasze relacje są dziwne. - teraz zdziwiony powrócił wzrokiem na mnie. - Jesteś tak jakby jej sponsorem a ona jedną z Avengers. Nie widać pomiędzy wami, że jesteście rodzeństwem publicznie. - zauważyłem zapewne trafnie. Stark westchnął ciężko.
- Nie okazujemy tego zbytnio przy was, ale prywatnie jest inaczej. - zapewniał ciemnowłosy Midgardczyk. Ja jednak rzadko kiedy widziałem aby sobie okazywali uczucia. Z resztą po co ja o to pytam? Specjalistą od spraw rodzeństwa to ja nie jestem...
- Nieważne. - zakończyłem niepotrzebnie zaczęty temat. - Gdzie jest ten neurochirurg co się Mili zajmuje? Mam wrażenie, że się spóźnia. - powiedziałem rozglądając się wokół. Stark też to zrobił, ale chyba nie zobaczył go.
- Pewnie ma jakichś pacjentów, w końcu to nie byle jaki lekarz. Jeden z najlepszych. - powtórzył mi już kolejny raz. Powiem, że jest dobry jeśli stan Mili również będzie w porządku. Nic innego mnie nie obchodzi.
Nawet nie widziałem jej ani razu odkąd ona tu jest. Słyszałem od jej brata, że po prostu ona potrzebuje spokoju i ciszy bez zakłócania jej stanu niepotrzebnymi bodźcami. Uznałem, że tak będzie lepiej, ale nie wiem czy ona tak uzna. A jeśli... Cały ten czas słyszała co się dzieje wokół niej i jest w stanie myśleć, ale nie może się ruszyć? Tak jak ja kiedyś? Może ona za mną tęskni i czeka aż do niej przyjdę? Gdzie jest ten doktor!? Łaskę robi, że się nią zajmuje?
Jak na zawołanie Stark trącił mnie łokciem uzyskując moje rozdrażnione spojrzenie, po czym podbródkiem wskazał na zbliżającą się osobę. Okazał się nią wysoki mężczyzna ubrany w niebieskie szpitalne ubrania. Dłonią poprawiał swoje ciemne, przygniecione włosy. Wyglądał na zmęczonego w oczach ale jeśli chodzi o to jak się poruszał to jego postawa mówiła, że ciągle jest pełen sił i chęci do pracy. Ciekawy przypadek Midgardczyka. Stark widząc go podniósł się z siedzenia a ja za nim. Doktor podszedł jeszcze do recepcjonistki i zgarnął jakiś plik dokumentów i dopiero wtedy całą uwagę poświęcił nam. Najpierw przywitał się uściskiem dłoni ze Starkiem a potem spojrzał na mnie. Miliarder stanął obok i zaczął przedstawiać nas sobie.
- Loki, poznaj doktora Stephena Strange'a. To o nim ci mówiłem. - doktor podał mi dłoń a ja nieśpiesznie ją uścisnąłem. Stopniowo zaczęło opuszczać mnie zdenerwowanie i zastępował je spokój.
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - powiedział Strange odsuwając się trochę. Ja zachowałem swoją powagę i nie zamierzałem jakoś kontynuować ich uprzejmości.
- To jak bardzo pan jest dobry w swoim zawodzie okaże się przy tym jak czuje się pana pacjentka. - oznajmiłem bez emocji. Doktor też przybrał poważną minę najwidoczniej zachęcony aby postarać się jak najlepiej, by być najwspanialszym chirurgiem.
- Rozumiem obawy i to jest rozsądne. Stan panny Stark wcale nie był dobry i teraz mimo iż się poprawił to wciąż nie jest idealnie. - czy ja się przesłyszałem czy on powiedział "panny Stark"? Na pewno się nie przesłyszałem. Co ten Midgardczyk znowu wymyślił? Później zapytam. - Chciałbym omówić kwestię jej zdrowia w innym pomieszczeniu, tu jest za dużo ludzi. - doktor wskazał aby iść za nim, więc podążyliśmy. Mina Anthonego nie mówiła żeby był zaskoczony nagłą zmianą nazwiska Mili. Musiał coś kombinować gdy była w śpiączce. Po długiej drodze znaleźliśmy się w korytarzu gdzie było znacznie mniej ludzi. Dużo z nich było ubranych w szlafroki i spacerowało po korytarzach, czasem wchodząc do innych pokojów. Tutaj było przyjemniej dla oka, bo barwy ścian i podłóg były cieplejsze i mniej typowo szpitalne. Mijaliśmy sporo uchylonych drzwi ukazujących wnętrze pokojów jak i osób, które z wyraźnym szacunkiem odzywały się do doktora. Musiał być tutejszym gwiazdorem.
W końcu Strange zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami. Stark rozkojarzony przechodzącą obok pielęgniarką wpadł mi na plecy ponownie uzyskując moje rozdrażnione spojrzenie.
,, Panuj nad sobą i swoim popędem, Stark!" Powiedziałem mu w głowie, ciągle zabijając go spojrzeniem. Na początku się trochę wystraszył i dygnął, co nie uszło uwadze Strange'a który właśnie się do nas odwrócił.
- Wszystko w porządku? - zapytał uważnie obserwując rozbiegane oczy miliardera. Stark skupił swój wzrok na nim i posłał uśmiech.
- W jak najlepszym. - powiedział i na chwilę spojrzał na mnie. Doktor odwrócił się do mnie a ja obdarzyłem go spojrzeniem mówiącym " on już tak ma, ignoruj go". Strange skupił się na trzymanych przez niego dokumentach.
- Muszę jeszcze coś przynieść, nie będzie mnie chwilę, ale można odwiedzić pacjentkę. Zapraszam do środka. - otworzył przed nami drzwi i zaprosił gestem ręki. Ja pierwszy wepchnąłem się przed Starka i wszedłem do środka. Drzwi za nami się zamknęły pozostawiając mnie, Anthonego i śpiącą Mili samych.
Jej pokój był w odcieniu jasnego pomarańczowego a podłoga ułożoną była z kremowych płytek. Stało tam jedno łóżko z białą pościelą. W nim leżała Mili. Jej twarz była nienaturalnie blada z kontrastującymi zadrapaniami i sińcami pod oczami. Jej rude włosy upięto w warkocz na szybko aby jak najmniej jej przeszkadzały wyskakujące kosmyki. Jedna z jej dłoni była podłączona rurką do zwisającego woreczka pełnego przeźroczystej cieczy. Zapewne kroplówka. Oprócz tego obok niej stała podłączona maszyna śledząca bicie jej serca, które obecnie działało spokojnie. Od jej nosa też była poprowadzona rurka, ale nie wiedziałem w czym ona pomaga. Jak mam być szczery to postać leżąca tutaj nie przypominała mojej ukochanej. Była wyraźnie wychudzona a na jej ustach zamiast uśmiechu była obojętna powłoka. Nawet jej zamknięte oczy i zmarszczone brwi wydawały się okazywać lekkie zaniepokojenie albo zdenerwowanie. Niezwykle mnie to zmartwiło, ale nie dałem tego po sobie poznać. Stanąłem tuż przed jej łóżkiem a tym razem poważny Stark odłożył jej torbę pod łóżko. Przed oczyma mignęła mi jakaś kartka uczepiona do krawędzi łóżka przy stopach Mili, więc delikatnie przechyliłem ją do góry i zobaczyłem co na niej pisze.
Milagros Esperanza Stark – Da Silva. Do tego informacje o niej, jej stanie zdrowia i rozpiska podawanych dla niej leków.
Jej nazwisko nie dawało mi spokoju. Puściłem kartki i spojrzałem na Starka który również mnie obserwował. Chyba zauważył, że się tym zainteresowałem.
- Miałeś coś wspólnego z nowym nazwiskiem Mili. - to miało być pytanie, ale ostatecznie wyszło stwierdzenie. Może będzie brał to poważniej. Nie sądzę, że ktokolwiek inny mógłby się zajmować takimi rzeczami.
- Może... - cicho odpowiedział Stark. Przetarłem dłonią zmęczoną twarz.
- I to bez jej pozwolenia? - zapytałem mimo iż znałem odpowiedź. Anthony niepewnie pokiwał głową. - Ileż ty musiałeś się nakłamać po drodze żeby na siłę wepchać jej swoje nazwisko. Jesteś tak maleńki, że zrobiłeś to wtedy kiedy ona jest tak osłabiona. Żałosne. Wykorzystałeś jej niemoc. - powiedziałem otwarcie nie bojąc się jego odpowiedzi. Był słaby skoro tak postąpił bo mógł poczekać i zapytać Mili o zdanie. Stark jednak potrafi być zaborczy i niczym rozpieszczony dzieciak zrobił tak jak on chciał. Czasami zastanawiam się dlaczego został przyjęty do Avengers?
- Powiedział to ten co nigdy nikogo nie wykorzystał ani oszukał. - rzucił wyraźnie zdenerwowany tym co wcześniej powiedziałem. - Jedyny powód dla którego tu jesteś to to, że ona się za tobą wstawiła. - niedbale wskazał na nieprzytomną siostrę. Coraz bardziej mnie denerwował.
- A ile razy będziecie mi to jeszcze przypominać? - zapytałem chłodno. Ktoś mi już to kiedyś mówił. Nie lubiłem tego. Miałem wrażenie, że Avengers zrobili mi łaskę przyjmując mnie do siebie. Gdyby nie to, że zaintrygowała mnie postać Mili to nigdy bym tam się nie zjawił w przyjaznych zamiarach. Nigdy nie próbowałbym zdobyć ich zaufania żeby ktoś inny mnie polubił.
Cholera, właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że zmieniałem się bo zależało mi na tym żeby Milagros należała do mnie. A kiedyś uznawałem, że mnie się nie da zmienić przy rozmowach z innymi. I szczerze w to wierzyłem.
- Nic co powiesz nie zmieni faktu, że wcisnąłeś jej swoje nazwisko na siłę, bez jej zgody i wiedzy. - powiedziałem już spokojniej, po czym usiadłem na łóżku i chwyciłem jedną z bezwładnych dłoni Mili. Delikatnie ją ścisnąłem czując jak jej ciepło łączy się z moim zimnem. - Zapewne była zmuszona złożyć jakiś podpis, jak go podrobiłeś? - zapytałem przypominając sobie, że Midgardczycy mają taki sposób potwierdzania różnych spraw i rzeczy.
- Jak masz znajomości i wiesz gdzie pytać to możesz wiele. - odpowiedział tajemniczo. Jakoś mi się to skojarzyło z TARCZĄ. Nawet jeśli jej już nie ma to wciąż są ludzie którzy tam pracowali. Jak Stark już wcześniej wspomniał: jak wiesz gdzie pytać możesz wiele.
- Krętacz. - mruknąłem pod nosem.
- Hipokryta. - odpowiedział też cicho.
Skupiłem się na tym razem wyczuwalnej jaźni Mili. Przymknąłem oczy chcąc zobaczyć jak ona się czuje. Moje ciało wypełniło dziwne uczucie odrętwienia a mój umysł został tak jakby przysłonięty gęstą mgłą. Poczułem, że mam zawroty głowy i chęć zwrócenia na Starka tego co zjadłem w bazie. Zerwałem połączenie. Z Mili wciąż nie było zbyt dobrze, ale mogłem przyjąć niektóre z jej dolegliwości i trochę magicznie ją uzdrowić. W moich dłoniach rozbłysło zielone światło więc zacząłem działać. Mój organizm zaczęły wypełniać wybrane objawy Mili a gdy uznałem, że mi wystarczy to zieleń znikła.
Westchnąłem czując zmęczenie i objawy podobne do choroby. Byłem wdzięczny Starkowi za to, że nie miesza się w to co robię. Tylko się przyglądał. W końcu w pomieszczeniu pojawił się doktor Strange. Przy sobie miał jeszcze więcej dokumentów niż ostatnio.
- Przepraszam, że tak długo ale miałem mały bałagan w papierach. Teraz mogę całkowicie poświęcić się tutaj. - za doktorem szła ta sama pielęgniarka, co się na nią Stark wcześniej patrzył. Najwidoczniej ona zajmowała się Mili.
- Jak długo może to trwać? - zapytałem wstając i odchodząc trochę dalej. Nigdy nie miałem okazji uczestniczyć przy wybudzaniu z narkozy. W Asgardzie jest trochę inaczej z tym wszystkim. Tutaj Midgardczycy mają różne dziwne sprzęty potrafiące utrzymać przy życiu.
- Lepiej jest wybudzać stopniowo i powoli. Po wybudzeniu może dojść do zjawisk psychotycznych, nie oznacza to jednak, że do nich dojdzie. - ostrzegł doktor. Domyślałem się o czym mówił. Człowiek po wypadku pamięta to co się stało ostatnio. Ostatnie chwile przed zdarzeniem. Jeśli pamięta sporo to zaczyna panikować i rzucać się. Mili mogła pamiętać jak wybucha poszukiwany człowiek. Może pomyśleć, że to ciągle ten sam dzień. Może też pusto wpatrywać się w przestrzeń.
- A jak zobaczy swoich bliskich? - zapytał Stark gdy Strange i pielęgniarka zaczęli przygotowywać kobietę do działania.
- Czasami to nic nie zmienia. - odpowiedział. Wydawało mi się to trochę pesymistyczne, ale nie czepiałem się. Najwidoczniej ten człowiek miał problemy z okazywaniem uczuć i brakiem wiary w cokolwiek. Hardo trzymał się ziemi i tego co można dotknąć.
- Może lepiej stańmy bliżej. - zaproponował Stark gdy obsługa zabezpieczała Mili pasami ochronnymi. Zgodziłem się kiwnięciem głowy i ponownie usiadłem na brzegu łóżka.
Odpłynąłem myślami gdzie indziej na resztę czasu do wybudzenia. Kiedy uświadomiłem sobie, że to już trwa to skupiłem się na jej twarzy. Zacząłem wyszukiwać najdrobniejsze ruchy jej ciała. Delikatnie chwyciłem ją za dłoń odczuwając, że ona ją zaciska na mojej. Spowodowało to u mnie uśmiech, który się zwiększył gdy zobaczyłem jak ona marszczy nosek. Jej głowa lekko się przechyliła w prawo przez co kilka pasm jej włosów spadło jej na twarz. Chciała podnieść rękę aby je odgarnąć ale pasy jej to uniemożliwiły. I wtedy zaczęło się najgorsze. Mili otworzyła oczy i widząc, że nie może się ruszać, zaczęła się miotać. Usiłowałem w jakiś sposób ją uspokoić a po chwili dołączył do mnie Stark, następnie doktor i ta pielęgniarka. Minęło trochę czasu nim ją uspokoiliśmy całkowicie. Gładziłem jeden z jej policzków i patrzyłem w oczy. Ona też skupiała swój wzrok w moich. Mimo to ciągle dostrzegałem dziki błysk u niej.
****************************
Hejo! Zagłosujcie, skomentujcie itd. klasyczny zestaw. Nie wiem co jeszcze napisać więc spadam. Co myślicie o trailerze Infinity War? Loki znów ten zły... Ale nie u mnie XD. Pozdro!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top