Uroczystość
Narrator pov.
Loki stał oparty o ścianę złotego korytarza. Znajdował się obecnie w pałacu a poszedł tam tuż po zabiciu władcy Jotunów. Obok niego stała Frigga mówiąca różne rzeczy, które w tym momencie tak bardzo nie miały znaczenia. Puste słowa typu "będzie w porządku" dobijały go jeszcze bardziej a bóg był już na skraju rozpaczy.
Prawie zabił Mili.
To była jego wina.
Jak mógł do tego dopuścić?
To się stało podczas walki z królem Jotunheimu. W pewnym momencie rzucił w stronę Lokiego nóż z tą rozpuszczającą toksyną a on go pięknie ominął. Nie przewidział jednak tego, że ostrze trafi kogoś innego a tym bardziej tego, że ucierpi Mili. To ona stała akurat na linii lotu noża. Gdyby tylko się nie odsunął to on przyjąłby cios a kobieta byłaby bezpieczna. Nie obchodziło go to, że prawdopodobnie sam by zginął. To jest to o czym mówił Jotun. Zapytał się przed śmiercią o to czy Loki nie czuje się jakby umierał? Później bóg wewnętrznie odczuł, że nie chodzi o niego a o jego ukochaną, którą następnie zobaczył leżącą w ramionach Tyra. Widział sterczący z jej brzucha sztylet, którego w pełni nie zdołała zatrzymać zbroja. Została szybko przeniesiona do uzdrowicieli przez kilku strażników i Lokiego. Tyr musiał zostać i pomóc w powstrzymywaniu Olbrzymów zbuntowanych po śmierci dowódcy. Nie zabawili długo bo Heimdall odesłał ich na ojczysty świat. Obecnie Loki nie wiedział co się dzieje na zewnątrz, ale to go nie obchodziło.
Mili leżała teraz obok w sali uzdrowicieli gdzie zajmowano się nią. Nie orzeczono jeszcze jej śmierci, ale bóg kłamstwa spodziewał się najgorszego, bo z tą toksyną nie ma żartów. Wszystko zależało od jej siły. Czuł w sobie cierpienie jego ukochanej przez te połączenie dusz. Narastało w każdej chwili i pomimo, że Loki próbował przejąć cały ból na siebie, to nie mógł. Nie rozumiał co się stało. Był rozproszony? Zbyt osłabiony? Świadomość tego, że nie jest w stanie jej pomóc dobijała go.
Loki odsunął się od ściany i zwrócił w końcu uwagę na swoją matkę.
- Powinienem tam iść. - powiedział cicho nie patrząc na nią. Nie chciał żeby widziała to jak teraz jest słaby nawet jeśli wiedział, że ona akurat zawsze była świadoma tego co jej syn czuje. Frigga stanęła przed nim kładąc jedną z jej dłoni na policzku Lokiego.
- Musisz zostać tutaj. Nie możesz jej na razie pomóc... - mówiła ciepłym głosem żeby go uspokoić. Jeśli chodzi o żonę Odyna to pomimo, że próbowała pocieszyć Lokiego to jednak sama była świadoma znikomych szans na a ocalenie Mili. Wiedziała też, że jeśli rudowłosa umrze to przez połączenie dusz bóg kłamstwa bardzo to przeżyje. Mógł nawet nigdy nie odzyskać pełni sił psychicznych.
- Gdybym tylko nie uniknął tego noża... - cicho mówił Loki tak jakby nie zauważył, że jego matka położyła mu dłoń na policzku. Kobieta zbliżyła się jeszcze trochę i przechyliła głowę syna tak aby leżała na jej ramieniu a on się nie opierał. Po tym objęła go mocno a on to odwzajemnił.
- Gdybyś go nie uniknął, Milagros stałaby teraz na twoim miejscu i przechodziłaby dokładnie to samo co ty. Wiesz, że na pewno wolałaby abyś ty był bezpieczny. - odpowiedziała miękkim głosem. Loki coraz bardziej czuł się złamany tymi wydarzeniami i nie wiedząc jak dać upust emocjom po prostu zaczął łkać w ramię matki. Frigga ścisnęła go mocniej aby wiedział, że jest ona tutaj dla niego. Wewnętrznie błagała o to żeby ukochana jej syna przetrwała a on nie musiał przechodzić bólu po jej stracie i po rozerwaniu więzi dusz.
Nie zauważyli pojawienia się Odyna, Tyra, Thora i Jane.
- Co z nią? - zapytał drżącym głosem ojciec Mili. Napływające do niego negatywne emocje Tyr próbował stłumić swoim zimnym rozsądkiem, ale okazało się to ciężkie i tylko na jego twarzy widać było obojętność. W sercu był bardzo przejęty stanem córki.
- Uzdrowiciele jeszcze nic nie powiedzieli. - odpowiedziała mu Frigga odsuwając się trochę od Lokiego. On spróbował ukrywać strach na twarzy, ale nagle odczuł, że jest zbyt słaby aby spróbować grać. Thor podszedł do brata i położył mu dłoń na ramieniu aby chociaż trochę go wesprzeć.
- To jeszcze nie pora na łamanie się, bracie. - powiedział mu cicho, ale on słyszał Thora jak przez ścianę. Coraz bardziej go wszystko bolało, umysł i ciało. Robiło się już tego za dużo i Loki chciał dać upust emocjom. Nie wiedział jak.
- Czy tej toksyny nie da się jakoś przezwyciężyć? - zapytała Jane podchodząc do swojego wybranka. Unikała spoglądania na Lokiego, bo czuła się z tym źle. Zrobił wiele złych rzeczy, ale teraz cierpiał i pomimo wszystkiego co działo się wcześniej, Foster współczuła mu. Może to właśnie była zapłata za przeszłość boga?
- To zależy od miejsca, w które się oberwie i od twojej własnej siły. - odpowiedział jej Thor patrząc na nią. - Milagros dostała w brzuch a toksyna rozpuszcza ciało. - dodał wiedząc, że to jedno z najdelikatniejszych miejsc na ciele, w które dostała się trucizna. Jej wnętrzności mogły się rozpuszczać sprawiając niewyobrażalną ilość bólu dla Mili. Do tego dołączał Loki odczuwający to, ale w mniejszym stopniu.
- Skoro wróg został pokonany, można teraz spokojnie skupić najlepszych uzdrowicieli wokół córki Tyra żeby zrobili dla niej co się da. - odezwał się Odyn. Kiedy Loki i kilku strażników eskortowało Milagros do pałacu, Wszechojciec, Thor i Tyr pozostali na miejscu aby ostatecznie rozprawić się z Elfami i Olbrzymami. Odyn spodziewał się, że władca Jotunów może ich w jakiś sposób zdradzić, ale nie sądził, że spróbuje przeciągnąć Lokiego na swoją stronę. To było duże szczęście, że bóg kłamstwa nie dał się przekonać, zwłaszcza, że chodziło o upragnioną władzę. Po walce i zniknięciu Lokiego wraz z Mili, Heimdall wysłał Jotunów na ojczysty świat a Asgardzka Flota ostatecznie rozprawiła się ze stojącym w oddali statkiem Elfów.
- Nie może umrzeć... - szepnął Loki pusto patrząc w przestrzeń. - A ja nie daję rady jej pomóc. Jestem zbyt słaby. - Frigga na powrót uścisnęła coraz gorzej czującego się syna.
- Nie jesteś słaby. - zaprzeczyła aby go pocieszyć. Dla Lokiego jednak to były następne puste słowa. Nienawidził ich.
- Jak możesz tak mówić? - zapytał prawie podnosząc głos i wyrywając się z objęć matki. - Kłamiesz. Powinienem teraz być na jej miejscu. - mówił ostro patrząc na swoją matkę. Wszyscy patrzyli na boga z litością w oczach a to tylko dodatkowo go rozjuszało.
- Przestań się obwiniać, Loki. - twardo powiedział Odyn aby jego syn opanował się. W tym temacie nawet Tyr go nie obwiniał za to co się stało. Bóg kłamstwa po prostu ominął nóż i nie mógł przewidzieć co się stanie z nim dalej. Może tak naprawdę o to chodziło dla władcy Jotunów. Przewidział, że Loki ominie sztylet a ten następnie uderzy w Mili sprawiając dla boga ból psychiczny.
- A może... - zaczął mówić czarnowłosy cofając się kilka kroków do tyłu. Na twarzy miał wymalowaną podejrzliwość i ból. - Wy nie chcecie żeby ona wyzdrowiała i dlatego mówicie, że nie mogę do niej wejść. Chcecie jej martwej... - jego głos coraz bardziej był przesiąknięty nienawiścią. Wszyscy zauważyli, że prawdopodobnie od nadmiaru emocji i bólu Loki stracił kontrolę. Nawet w swojej matce zaczął widzieć wroga...
- Popadasz w paranoję, bracie. Uspokój się. - powiedział do niego Thor próbując się do niego zbliżyć. Loki nieufnie oddalał się jeszcze bardziej.
- Trzymaj się ode mnie z daleka! - krzyknął bóg kłamstwa tworząc wokół siebie zielone smugi jego mocy. Był gotowy walczyć z osobami przed sobą, w których obecnie widział swoich wrogów. Thor znienacka podbiegł i złapał go za rękę tak mocno, że Lokiego aż zabolało a wtedy całkowicie stracił panowanie. Zaczął się szarpać, walczyć i płakać jednocześnie, bo to zrobiło się dla niego nie do wytrzymania. Uderzył brata łokciem w nos powodując u niego krwawienie, ale wtedy upadł na kolana i schował twarz w dłoniach szlochając głośno. Jego ciało zaczęło drżeć a chwilę później ukucnęła przy nim smutna Frigga. Wypowiedziała kilka słów w nieznanym języku a w jej dłoniach pojawiły się złote iskry, od których Loki wydawał się spokojniejszy osuwając się objęcia matki. On zasnął.
- Chyba najgorsza dla niego część zaczęła się. Lepiej będzie jak obudzi się po wszystkim... - powiedziała zdołowana tym co przechodzi śpiący w jej ramionach syn.
***
Loki obudził się nie będąc dłużej na korytarzu a w swojej komnacie w łóżku. Otworzył oczy tak jakby to była najcięższa dla niego czynność. Nie chciał się stąd ruszać, bo nagle wydało się to dla niego najbezpieczniejsze miejsce we wszechświecie. Ciepłem, które czuł od niego próbował zakryć wewnętrzny chłód, ból i pustkę. Wiedział co się stało.
Mili umarła.
Łzy same wychodziły mu z oczu a bóg ich nie hamował. To był sposób na jakiekolwiek odreagowanie i uwolnienie tego co w nim siedziało. Czuł... Pustkę i brak jego ukochanej. Nie posiadał już tego ciepła, którego udzielała mu cząstka jej duszy. Zamiast tego wszystko wydawało mu się takie zimne. Nie czuł jej fizycznego bólu, ale to tylko dawało mu znać, że ona nie żyje. Loki nie wiedział co się z nim teraz działo. Najdrobniejsze ruchy na łóżku typu szczelniejszego okrywania się kołdrą wydawały się tak ciężkie do wykonania. Pragnął tylko leżeć w swojej ciemni pełnej rozpaczy i samotności.
Za jego plecami siedziała Frigga czuwająca nad synem cały przespany przez niego czas a był późny poranek następnego dnia. Na jej twarzy wymalowane było zmartwienie i matczyna troska. Ciężko było jej patrzeć na cierpienie syna i zrobiłaby wszystko aby nie musiał tego przechodzić.
Frigga podniosła się ze swojego miejsca i przeszła na stronę, w którą zwrócona była twarz Lokiego. Usiadła obok niego i zgarnęła z jego twarzy kosmyki włosów zmierzwione przez sen. Serce się jej krajało widząc zaczerwienione oczy i brak jakiegokolwiek szczęścia w nich.
- Może powinieneś już wstać... - powiedziała do niego cicho nie bawiąc się w powitania. Loki nawet na nią nie spojrzał i dalej patrzył się przed siebie.
- Nie widzę powodu. - odpowiedział drżącym głosem powstrzymując nadchodzący wodospad łez. Same jego słowa zdradzały, że stracił chęci do normalnego funkcjonowania.
- Pożegnaj ją, bo później będziesz żałować, że tego nie zrobiłeś. - ciepło mówiła Frigga gładząc delikatnie włosy Lokiego. On przewrócił się na plecy i westchnął ścierając kolejne łzy z twarzy. Jego matka położyła dłoń na torsie aby dać mu poczucie wsparcia.
- Nawet nie wiesz co czuję... - powiedział słabym głosem wpatrując się w sufit. - Po prostu jej nie ma dla innych wokół, ale dla mnie... Dla mnie ja umarłem wraz z nią. To ciało po prostu utrzymuje resztki mnie. - opowiadał nie poprawiając nastroju dla matki. Dopiero teraz popatrzył w jej oczy. - Nie chce żebym do niej w pełni dołączył. To jest najgorsza kara za moje uczynki w przeszłości jaką mógłbym sobie wyobrazić. - po tym odwrócił wzrok. Frigga przymknęła na moment oczy przygnębiona.
- Twoja córka się niedługo pojawi. - powiedziała spoglądając na Lokiego. - Nie chciałbyś żeby widziała cię w takim stanie. - jej syn zignorował te słowa i zaczął zastanawiać się nad córką. Co jeśli w jej krainie przebywa teraz dusza Mili? Może jest szansa na ocalenie jej.
- Kiedy jest ostatnie pożegnanie? - zapytał zapalając w sobie małe światełko nadziei. Nie uszło to uwadze jego matki.
- Po południu. - odpowiedziała trochę zdziwiona zmianą nastroju. Loki podniósł się z łóżka pomimo w dalszym ciągu złego samopoczucia aby przygotować się do wyjścia.
- Może wciąż jest nadzieja...
***
Loki stał na zewnątrz pałacu w miejscu, w którym miał odbyć się obrzęd pogrzebu Mili i innych znalezionych osób. Osłony były opuszczone a powietrze po takim czasie oczyszczone, więc można było już się swobodnie poruszać. Bóg kłamstwa stał tam od jakiegoś czasu bojąc się podejść do ciała Mili. Pomimo, że w sercu miał nadzieję na ocalenie jej to jednak widok kobiety i świadomość tego co się z nią stało przerażała go. W tym momencie wolał poczekać na kogoś znajomego niż sam się przełamać i zobaczyć ją z bliska. Nie chciał być sam.
Po kilku minutach stania z dala poczuł, że ktoś łapie go za ramię. Kiedy odwrócił głowę zobaczył swoją córkę Hel z nałożoną iluzją na twarz. Miała na sobie czarną, długą suknię z nierzucającymi się w oczy purpurowymi zdobieniami.
- Tak mi przykro, ojcze. - powiedziała na wejściu z zasmuconą twarzą. Pomimo, że Hel nie była zwolenniczką związku Lokiego z Mili to jednak teraz mu współczuła. Widziała oznaki wcześniejszego płakania i odczuwała cierpienie wewnętrzne ojca.
- Hel, powiedz mi, że ona trafiła do ciebie.. - spojrzał na nią błagalnie. Młoda władczyni spodziewała się tego pytania i jej wyraz twarzy się nie zmienił. Ojciec dziewczyny domyślił się odpowiedzi i w jego środku znowu coś pękło. W oczach na nowo zabłysły łzy chociaż starał się je powstrzymywać.
- Pewnie trafiła do lepszego miejsca.. - spróbowała pocieszyć, ale wiedziała, że to nie pomoże zbyt wiele. Hel spojrzała w stronę gdzie leżały wszystkie ciała. - Nie było cię tam? - zapytała miękko spoglądając na ojca załamanego na nowo. Jego milczenie było dla niej wystarczającą odpowiedzią. - Chodź ze mną. - wtedy złapała go za rękę i zaczęła prowadzić w stronę ofiar ataku.
Wszystkie podesty, na których leżały ciała kobiet ubranych w piękne suknie przyozdobione były kwiatami i czasem zwiewnymi materiałami. Mężczyźni mieli na sobie zbroje i położoną broń, której używali. U nich też były ozdoby w postaci kwiatów. Mijali wiele osób znanych zarówno osobiście jak i z widzenia. Jak się okazało, Mili leżała na samym przodzie. Ubrana była w długą białą suknię z koronkami a na stopach miała dopasowane pantofelki. Jej rude włosy zostały rozłożone wokół jej twarzy a na nie nałożony był wianek z drobnych, jasnych kwiatów. Całe jej ciało okalały kwiaty zachowane w białych, jasnoróżowych i błękitnych barwach.
Obok ciała Mili czuwał jej ojciec. Tyr wpatrywał się w nią dumnie wyprostowany z niby twardą miną. Zachowywał swoją stoicką postawę wojownika, ale w jego wnętrzu działo się coś innego. Ciężko mu było znieść fakt, że jego córka, która dopiero co do niego wróciła, odeszła tym razem na zawsze. Jako ojciec młodej kobiety czuł się źle wiedząc, że to wszystko jakoś do siebie nie pasuje. To ona powinna być na pogrzebie jego a nie na odwrót. W jej wieku powinna wyjść za mąż i założyć rodzinę a nie umierać.
Loki zatrzymał się kilka metrów przed podestem z ciałem Mili. Wciąż bał się podejść i spojrzeć na nią czując, że pęknie całkowicie. Hel zauważyła opór jej ojca, który nie krył strachu przed podejściem do ciała ukochanej. Rozumiała jego niechęć, ale musiał się przełamać, więc ścisnęła go mocniej za dłoń aby dodać mu pewności siebie.
- Będziemy tam razem. - powiedziała cicho zwracając na siebie uwagę. Loki kiwnął niepewnie głową i ponowili swój spacer. Serce boga kłamstwa biło coraz szybciej w miarę jak podchodzili. W końcu stanęli przed Mili po stronie przeciwnej od Tyra. Loki na nowo odczuł jak bardzo brakuje mu obecności duszy ukochanej. Znowu czuł te zimno i samotność. W jego oczach na nowo pojawiły się łzy spowodowane bólem i bezsilnością.
- Wygląda na taką spokojną... - szepnął łamiącym się głosem spoglądając na twarz Mili nie strudzoną już żadnym bólem. Jej cera była blada, co wyraźnie odznaczało się pośród ciemnorudych włosów. Loki prześledził spojrzeniem brzuch, dokładniej miejsce, w które Mili została zraniona toksycznym sztyletem. Nie było niczego widać, żadnej krwi czy wklęsłości, zupełnie jakby nic się jej nie stało a ona spała.
- Jak anioł... - dopowiedział Tyr, który swoim głosem zdradzał to, że rusza go widok córki. W milczeniu przyglądali się jej ścierając pojedyncze łzy. Loki powstrzymywał prawdziwy wodospad jednocześnie czując ból głowy i mięśni od zbyt dużego napięcia i stresu. Jego oczy w końcu zwróciły uwagę na wisiorek na jej szyi z malutkim kawałkiem Bifrostu, który on jej dał. W tym momencie na jego twarzy wykwitł drobny uśmiech na miłe wspomnienia spędzonych razem chwil.
- Może powinieneś go wziąć jako pamiątkę? - zapytała Hel najwidoczniej zauważając reakcje ojca. On spojrzał na nią niepewnie nie wiedząc czy powinien to zrobić. Z jednej strony jakoś nie wypadało a z drugiej ta rzecz najbardziej przywodziła wspomnienia związane z ukochaną.
- Nie jestem pewien... - odpowiedział ponownie spoglądając na wisiorek. Hel pokręciła głową na boki jeszcze nigdy nie widząc takiego niezdecydowania u ojca. Musiał być tak załamany całym zdarzeniem, że nie był w stanie podejmować własnych decyzji i prawdopodobnie nie można było zostawiać go teraz samego. Hel sama zbliżyła się do ciała Mili i odpięła jej naszyjnik po czym przekazała go dla Lokiego. Tyr raczej nie miał nic przeciwko temu.
Po jakimś czasie przyszedł w końcu czas na właściwy obrzęd. Loki widząc nadchodzący tłum ludzi poczuł się słabo wiedząc, że to ostatnie momenty, w których widzi swoją ukochaną. Czuwająca przy nim Hel pociągnęła go w stronę miejsca, w których stawali zazwyczaj ludzie uczestniczący w ceremonii. Strażnicy zaczęli przenosić ciała na łodzie, które miały po jakimś czasie odpłynąć i spłonąć. Nagle Loki poczuł, że coś przywarło mu do torsu i gdy spojrzał okazało się, że to Wanda. Młoda zapłakana Avenger ubrana w czarną elegancką sukienkę najwidoczniej również przeżywała to co się stało z Mili, więc Loki odwzajemnił uścisk mając nadzieję, że sam poczuje się lepiej. Obok boga pojawił się Thor.
- Myślę, że odpowiednie było ściągnięcie ich tutaj. - powiedział cicho pokazując, że reszta Mścicieli też tutaj jest.
Wanda ocierając łzy odsunęła się od czarnowłosego robiąc miejsce dla ubranej na czarno Natashy, u której postawa ogólnie wydawała się silna. Kiedy jednak spojrzała na załamanego Lokiego coś ją dotknęło i kilka łez wyleciało jej z oczu. Bez słowa podobnie jak Wanda uścisnęła go nie będąc już w stanie się wysłowić z powodu uścisku w gardle. W trakcie przytulania pojawił się też najtwardszy Clint, który na moment objął ramieniem boga i powiedział kilka cichych słów pocieszenia. Od nadmiaru emocji Loki ich nie usłyszał, ale mimo wszystko był wdzięczny i w pewien sposób ich widok poprawiał mu trochę nastrój. To było dla niego miłe zaskoczenie, że pomimo przeszłości przyszli tutaj i okazali mu jakieś wsparcie. Reszta Avengers jakoś nieszczególnie do niego podchodziła, bo w końcu nie ze wszystkimi był blisko, ale czasem posyłali mu pocieszające uśmiechy. Większość z nich po prostu bała się podejść i zobaczyć to w jakim stanie był bóg kłamstwa, bo... Przerażało ich to. Niektórzy ciągle nie dowierzali w to co się stało tak jakby to był głupi sen.
Była jeszcze postać Tony'ego Starka. Zazwyczaj przebojowy miliarder teraz stał zapłakany patrząc na ciało jego siostry ułożone już na łodzi. W pewien sposób czuł jakąś obcość od niej bo wyglądała tak spokojnie a za życia to istna wariatka była. To mu się jakoś nie zgadzało z jej obecnym spokojem. Nie chciał żeby ktokolwiek go pocieszał, bo wierzył, że z tym musi poradzić sobie sam i nikt mu nie pomoże. Nie podchodził do Lokiego, bo kojarzył mu się z siostrą i bał się, że na oczach wszystkich wybuchnie płaczem przez pojawiające się wspomnienia. Stał, więc tak oddalony kilka metrów od reszty ciągle nie mogąc znieść świadomości, że jego siostra nie żyje.
W końcu łódź, na której była Mili odpłynęła jako pierwsza wśród pieśni Asgardczyków. Za nią wypływały następne ofiary. Im więcej bóg kłamstwa na to patrzył tym więcej łez mu płynęło z twarzy a on dawał im to robić wiedząc, że teraz już go nic nie obchodzi. Objęła go obojętność na resztę świata. Był tylko on i odpływające coraz dalej ciało jego ukochanej. Nie widział pięknych świateł wypuszczanych z dłoni mieszkańców tego świata, ich pieśni zaczęły go irytować. W końcu nadszedł moment, w którym leciały zapalone strzały aby postawić łodzie w ogniu. Loki miał nadzieję, że ktoś chybi i jedna strzała trafi w niego pozbawiając go życia i tego cierpienia. Wszystkie strzały jednak trafiły perfekcyjnie rozpalając łodzie i to co na nich było. Loki wiedział, że już nigdy jej nie zobaczy i zakrył twarz nie mogąc dłużej patrzeć na innych. Pragnął tylko powrotu do swojej ciemni, okrycia się kołdrą i ewentualnie snu.
To był już koniec uroczystości i ludzie po kilku minutach zaczęli się rozchodzić. Pozostawali głównie ci, którzy mieli bliskich w ofiarach ataku. Odyn i Frigga znaleźli się bliżej syna zmęczonego już tym wszystkim aby móc go jakoś wspomóc. Matka automatycznie przytuliła Lokiego ciągle zakrywającego swoją twarz. Tyr również znalazł się bliżej osób zaznajomionych z jego córką, wyraźnie przybity bez ukrywania tego. Odyn poklepał go po ramieniu jak wojownik wojownika.
- Co to za trudny czas nadszedł, że musiałem uczestniczyć w pogrzebie własnej córki a nie na odwrót? - zapytał retorycznie pokazując ból w oczach. Z takim wyrazem twarzy wyglądał na jeszcze starszego. - To nie powinno tak być. - powiedział uwalniając kilka łez z oczu. I to był pierwszy raz kiedy ktokolwiek widział płaczącego Tyra, który w obliczu śmierci córki zatracił swój stoicyzm.
Loki słysząc coraz więcej smutnych słów, coraz bardziej pragnął być martwy aby nie czuć tego wszystkiego.
Głupie ciało trzymało go tutaj.
*********************************************
Nie płakała na na żadnym pogrzebie. Łezka się w jej oku zakręciła pisząc to. Popieprzone to.
To jeszcze nie koniec.
Nie musicie jeszcze tego wywalać z biblioteki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top