Tortury i Furia


Thor pov.

Właśnie wylądowałem na Midgardzie chcąc poinformować ekipę o pomyśle mojego ojca. Nadal uważam, że to głupi pomysł wysyłać tutaj Lokiego. I on ma być królem Asgardu? A poza tym nie chce mi się go potem znowu ścigać jak ucieknie. Ale wracając do tematu wylądowałem na ziemi tworząc po sobie znak, następnie skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Kiedy weszłem, pierwszą osobą którą rzuciła mi się w oczy był Rhodes.

-Ej James witaj przyjacielu!- Podeszłem do niego z lekkim uśmiechem na twarzy.

-Siemasz Thor, witaj z powrotem.- Uśmiechnął się do mnie.

-Coś ciekawego było jak mnie nie było? Gdzie reszta?- Spytałem przyjaciela.

-Niektórzy są na misji. Wanda i Vision w salonie, Sam pojechał do miasta, ja tutaj jak już zauważyłeś.- Odpowiedział mi War Machine.

-To niech szybko wracają bo mam ważną informację i prośbę od mojego ojca.- Tutaj na chwilę przystanąłem gdyż właśnie wchodziliśmy do salonu wspólnego.- Cześć wam!- Krzyknąłem do Wandy i Visiona siedzących na kanapie.

-Cześć Thor!- odkrzyknęła Wanda.

-Witaj Thorze- powiedział dosyć oficjalnym tonem Vision.

-To co to za misja o której wspominałeś?- zapytałem towarzysza siadając na przeciwko naszej parki. James już miał zacząć mówić kiedy wyprzedził go Vision:

-Pan Stark kazał przekazać, że polecieli sprawdzić bazę prawdopodobnie należącą do HYDRY, znajdującą się na Kamczatce.- Przekazał wiadomość Vision.

-Kiedy wyjechali?- Zapytałem.

-Wczoraj.- Odpowiedziała krótko i na temat Wanda.

-Mówiłeś coś o swoim ojcu i jakiejś prośbie?- Przypomniał mi James.

-Wiesz, może będzie lepiej jak wszyscy się dowiedzą od razu, poczekajmy jak wrócą.- Stwierdziłem po krótkiej chwili namysłu.- Dobra a teraz wybaczcie ale muszę iść do pokoju umyć i przebrać się w jakieś inne ubrania.

W tym momencie w ciszy już odeszłem do swojego pokoju, rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami jakie miały miejsce w moim życiu. Ciekawe co powiedzą na temat pomysłu Wszechojca. Oj już się boję.

***

Tymczasem na Kamczatce...

Tony pov.

O mój Boże... Jak mnie czaszkę rozwala od środka. Otworzyłem oczy, ale natychmiast je zamknąłem ze względu na jasność panującą w pomieszczeniu. Kiedy przyzwyczaiłem się do światła i śmiało otworzyłem oczy, zobaczyłem, że znajduję się w pomieszczeniu które ma osiem wysokich, białych i podświetlonych ścian. Wsparłem się na łokciach, i nieco podniosłem do góry. Spojrzałem na podłogę, widniało na niej logo HYDRY, tak samo jak na suficie. Ohh, no to mam przerąbane... A gdzie reszta? Nigdzie nie ma żadnych ciał, jestem tylko ja. Spojrzałem na ścianę znajdującą się na przeciwko mnie. Jako jedyna różniła się od pozostałych, mianowicie miała w sobie szybę za którą było całkowicie czarno. Fajny kontrast, tutaj biało, a tam czarno. O czym ja teraz myślę? Reszta ekipy gdzieś znikła, jestem sam, nie wiem co dalej, nie mam mojego pancerza Iron Mana... A gdzie on tak właściwie znikł!? Ożesz... Spojrzałem na swoje ubranie, jakaś długa i luźna koszula. Nie mój styl. Usłyszałem dźwięk dochodzący z tej ściany na której znajduje się czarna szyba. Włączyło się tam światło. Zauważyłem, że weszło tam czterech uzbrojonych żołnieży. Ciekawe dla kogo obstawę robią. Tak jak podejrzewałem, po chwili weszła osoba która zapewne ma tu największą wartość. Okazała się nią kobieta niskiego wzrostu, nieco umięśniona, zapewne po szkoleniu dla agentów HYDRY. Ubrana była w obcisły fioletowy kombinezon z dużym dekoltem na którym znajdowała się ozdoba w kształcie czerwonego pająka zupełnie nie pasująca do reszty ubioru, ciemnorude włosy spięte w kuc... Jasnozielone oczy... Niewielkie ale różowe pełne usta.....

Nie, to nie może być prawda.. To jest jakaś popieprzona pomyłka! Nie mogę widzieć jej... Ale jednak widzę.. Widzę ją... Widzę moją młodszą siostrę którą olałem wieki temu. Przyszła do mnie kiedyś, oświadczyła, że mamy wspólną matkę. Nie uwierzyłem jej, więc zrobiliśmy testy które wykazały, że jesteśmy rodzeństwem. Mimo wszystko... Zwyczajnie przepędziłem ją z mojego życia. Powiedziałem, że nie chcę jej znać, wygnałem ją z mojego domu, kiedy mnie najbardziej potrzebowała... Podczas kiedy ja obżerałem się różnymi wykwintnymi potrawami w willi, ona musiała się modlić żeby miała coś do jedzenia w sierocińcu w Argentynie. Przyszła do mnie w nieco podartej spódnicy i kurtce a ja ją wygnałem. Miała wtedy 18 lat. Od tamtej pory mineło 9 lat. Działo się to po śmierci rodziców. Tego jak ją zraniłem nigdy sobie nie wybaczyłem i nie wybaczę.

A teraz stoi za tą szybą, mając nade mną znaczną przewagę. Może zrobić ze mną co chce. To czy mnie zabije zaraz się okaże. Zaczęła rozmowę, a raczej przesłuchanie:

-Panie Stark, dlaczego obrócił się pan przeciwko naszej organizacji?- Zapytała oficjalnym nieco mechanicznym tonem. Zignorowałem pytanie. Zamiast tego sam ją zapytałem:

-Milagros czy to ty?- Zapomiałem wspomnieć jak ma na imię. Milagros Esperanza Da Silva.

-Powtórzę pytanie. Dlaczego obrócił się pan przeciwko naszej organizacji?- Znowu zapytała tym okropnym mechanicznym głosem. Jak nie jej. Nie odpowiedziałem. Po chwili do moich uszu dotarł dziwny dźwięk, rozrywał mi czaszkę. Wrzasnąłem z bólu łapiąc się za głowę. Kiedy skończyła się krótka, ale bolesna tortura, spojrzałem na Milagros. Zauważyłem, że stoi w tej samej nieruchomej pozycji, z tym samym chłodnym obliczem twarzy. Usiadłem na klęczkach nieco się trzęsąc. Nie wiedziałem z jakiego powodu. Czy ze strachu, czy dlatego, że niewiem gdzie jest reszta, czy dlatego, że ze wszystkich znanych mi osób, w tym miejscu musiałem znaleźć akurat ją. Chyba wszystkiego po trochu. Zadałem siostrze pytanie:

-Milagros... DLACZEGO TO ROBISZ!?- Wywrzeszczałem ostatnie. Tortura znowu została ponowiona i znowu musiałem z bólu złapać się za głowę, ale tym razem zemdlałem i nie pamiętam co dalej.

Środa, Baza Avengers...

Wanda pov.

Wyjechali w Sobotę, a jest już Środa i ich niema! Ja tu zaraz zwariuję! Postanowiłam opuścić pokój i skierowałam się do salonu gdzie zastałam Sama i James'a. W kuchni zobaczyłam Thora robiącego sobie chyba herbatę. Usiadłam na kanapie zdenerwowana jak nigdy i krzyknęłam:

-Ja zaraz zgłupieję!

-Te dni?- Zapytał James z całkowicie obojętnym wyrazem twarzy.

-Nie radziłbym.- Powiedział cicho Sammy. Moje oczy zalśniły czerwienią. Zawsze tak robią kiedy się pożądnie wkurzę.

-Idioto! Czy wy jesteście jacyś ograniczeni!?- Wykrzyczałam na nich i w tym momencie przez ścianę przyszedł Vision i zapytał:

-Co się stało Wando?- Mnie ta obojętność w ich głosie dobija.

-Milcz!- wywrzeszczałam na niego.

-Ale o co ci chodzi Wandziu?- Zapytał nieco rozbawiony Thor. Oj zaraz mu przejdzie. Między moimi palcami zabłysły iskierki złowrogiej czerwieni.

-A o to, że wasi przyjaciele odlecieli na misję kilka dni temu i jeszcze nie wrócili a wy, jak gdyby nigdy nic pijecie sobie herbatkę...- Thor mi przerwał i powiedział:

-Tobie też zrobię co za problem...- No teraz już przesadzili. Moje oczy zrobiły się czerwone a iskry zamieniły się w smugi mojej nie kontrolowanej mocy, rozlatując się po całym pomieszczeniu, opływając wystraszonych i zaskoczonych Avengers.

-Wando przestań!- Krzyknął Vision. Teraz cała furia przekształciła się w smutek i strach. W moich oczach zebrały się łzy. Tak oto z potężnej i zdecydowanej Scarlet Witch, znowu stałam się małą, osieroconą Wandą z Socovii.

-Nie potrafię!- Krzyknęłam przez łzy.

-Skup się!- Usłyszałam głos Sama- Wyobraź to sobie!- Zrobiłam jak mi doradził. Po chwili lewitujące przedmioty wróciły na swoje miejsce, a smugi zniknęły. Spojrzałam na resztę ciągle nieco wystraszonych ludzi, i po chwili uciekłam do swojego pokoju znowu zalewając się łzami. Użyłam mocy tak, żeby się nikomu nie otwierały. Po chwili ktoś zaczął się do nich dobijać.

-Wanda otwórz!- Usłyszałam głos Sama. Niech to! Nie chcę żeby widział mnie w takim stanie.

-Nie!- odkrzyknęłam przyjacielowi. Zaraz po tym zobaczyłam Visiona wychodzącego z ściany.

-Wando, sama nic nie zdziałasz- Powiedział.

-A z kąd ty możesz wiedzieć co chcę zdziałać!- powiedziałam podniesionym tonem głosu.- A poza tym nie właź do mnie przez ścianę!- Znowu się uspokoiłam i przestałam płakać. Muszę wyglądać żałośnie. Po chwili zdjełam moje ''zaklęcia'' z drzwi, przez co od razu wparował przez nie Sammy. Usiadłam po turecku na moim łóżku, próbując się wyciszyć.

-Wando, musisz się nauczyć kontrolować swoje zdolności.- Stwierdził Vision- Takie wypadki zagrażają życiu reszty domowników.

-Nie pocieszasz mnie- Powiedziałam beznamiętnie. Po chwili poczułam jakieś zagłębienie w łóżku obok mnie. Nie musiałam otwierać oczu aby wiedzieć, że to Sammy który mnie po chwili objął. TO można nazwać pocieszeniem. Oddałam uścisk.

-Spokojnie, to nie twoja wina, że tracisz nad nimi panowanie. Z czasem tą sztukę opanujesz.- Usłyszałam ciepły głos Falcona. TO też można nazwać pocieszeniem.

-To ja was może zostawię.- Powiedział Vision i nie czekał na odpowiedź tylko zniknął. Po chwili Sammy zapytał:

-Bardzo się martwisz o resztę na misji?- Odsunęłam się od niego i odpowiedziałam:

-Jestem pewna, że coś się stało.- Zabrzmiało to bardzo stanowczo.- Zawsze wracali szybko, maks po dwóch dniach. A poza tym nie mogę się wyzbyć tego uczucia zagrożenia. I to potężnego zagrożenia.

-Porozmawiam z nimi. Zobaczymy co da się zrobić.- Wstał z łóżka.- Kto wie może polecimy na Kamczatkę. A teraz skup się i nie płacz więcej, bo nasi przyjaciele potrzebują twojej pomocy.- Wyszedł zamykając za sobą drzwi. TO można też nazwać pomocą.

No i co tu robić? Nic tylko czekać. Oby coś udało mu się załatwić. Takiego przyjaciela to ze świecą szukać.

***************

No i jest next. Nast. przewidziany na jutro. A Lokiego jak nie było tak niema, Ale w końcu i on się gdzieś zakręci. Komentujcie gwiazdkujcie itp. Pamiętajcie, że komy karmią weną. O i napiszcie jak wam się podoba perspektywa Wandy. To jedna z moich ulub postaci. A i co myślicie o siostrze Tony'ego. Wciela się w nią Natalia Oreiro. Do nexta!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top