Test nr. 1

Loki pov.

Kapitan mówił coś o testach, więc teraz idę do pokoju Mili. Poprosiła abym poszedł razem z nią. Przed drzwiami przystanąłem na chwilę. Wejść od razu? Czy zapukać... Ostatecznie zdecydowałem się zapukać. Po chwili do moich uszu dobiegł jej głos: ''Otwarte!''. Uchyliłem drzwi zaglądając do środka. Pokój jest bardzo przestronny, pomalowany na jasne kolory z dużym łóżkiem dwuosobowym. Właśnie na łóżku znajdowała się obecnie Mili czytająca jakąś książkę. Widząc mnie odłożyła ją na stolik nocny i podniosła się do pozycji stojącej.

-Loki, jak tam? Przygotowany do testów?- Zapytała się uśmiechając się szeroko. Odwzajemniłem uśmiech.

-Ciekawy jestem co oni wykombinują, bo taki Stark to ma łeb pełen pomysłów.- Odpowiedziałem podchodząc kilka kroków do przodu.

-To prawda.- Mili podeszła do mnie kilka kroków. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jej włosy. Chyba zauważyła, że się jej przypatruję, bo powiedziała- Coś nie tak?- Teraz zaczęła w nerwach układać swoje włosy.

-Nie, nic.- Złapałem za rękę którą układała włosy, ale zaraz ją puściłem widząc jej zakłopotane spojrzenie.- Po prostu twoje włosy są w innym kolorze.

-A co? Nie podobają ci się?- Zapytała nieco zdenerwowana.

-Nie, nie!- Odrzekłem od razu.- Są bardzo piękne. Z resztą jak zwykle u ciebie.- Mili uśmiechnęła się lekko.- Chyba pasują ci bardziej niż poprzedni odcień.- Dodałem. Pięknie jej w każdym kolorze..

-Dzięki. A teraz powinniśmy iść zdać testy.- Przypomniała. Już mieliśmy wychodzić, ale dodała- Najpierw chciałabym odwiedzić Wandę, jeśli nie miał byś nic przeciwko temu. Mam coś dla niej.- Zamachała mi przed oczyma jakimś opakowaniem.

-Możemy iść jak chcesz.- Odpowiedziałem.- A co to jest?- Zapytałem wskazując na pudełko. Wycelowała mnie spojrzeniem, którym ja tak często obdarowuję Thora. Mianowicie spojrzeniem na skończonego idiotę.

-To, mój drogi Loczku, jest czekolada.- Odpowiedziała sylabując ostatnie słowo, jednocześnie lustrując mnie spojrzeniem nauczycielki. A jeśli chodzi o czekoladę, to coś słyszałem..

-Aha.

-Wiesz, takie coś słodkie, smaczne może być białe, czarne, z bakaliami, z orzechami...

-Wiem co to czekolada!- Krzyknąłem.- Czy ty mnie masz za idiotę?- Zapytałem pretensjonalnie.

-To po co pytasz co to jest?- Teraz ona mnie zapytała. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc powiedziałem:

-Zakończmy te konwersację.- Zaproponowałem. Mili udała, że się zastanawia.

-Emmm... No dobra.- Odpowiedziała w końcu.

-A buzi dostanę?- Zapytałem robiąc tę midgardzką ''minkę smutnego szczeniaczka''. Musiało to na nią zadziałać, bo po chwili podniosła się na palce dając mi słodkiego całuska w policzek.

-Już. A teraz gnajmy do Wandy!- Zadowolony otworzyłem jej drzwi i przepuściłem ją pierwszą.

W trakcie drogi do pokoju Wandy, zacząłem się zastanawiać czy może jej coś dać. Mili daje jej czekoladę, więc może ja też coś dam? Jakieś kwiatki? Może róże? Nie, zbyt proste. Po chwili w mojej dłoni pojawił się bukiecik stokrotek. Moja towarzyszka spojrzała na mnie z uznaniem, ale nie powiedziała tego co chciałem usłyszeć.

-Wanda nie lubi stokrotek.- Nie? Hmm... To może lilie! Teraz w mojej dłoni pojawił się wieniec z różnokolorowych kwiatów. Mili dalej patrzyła na mnie z uznaniem, jednak nie usłyszałem dobrej odpowiedzi.- Chcesz jej dać wieniec pogrzebowy? Głupku! Ona jeszcze nie umarła!- Krzyknęła na mnie.

-Wy, midgardki, jesteście jeszcze bardziej rozpieszczone niż jakakolwiek dziewczyna w Asgardzie.- Mruknąłem pod nosem. Teraz w mojej dłoni pojawił się bukiecik z małych, czerwonych różyczek. Na dole przewiązane były zieloną kokardą. Mili znowu spojrzała na mnie.

-Idealnie.- Powiedziała z uśmiechem. Czyli niektóre midgardki wyznają zasadę ''piękno tkwi w prostocie''.

Po chwili stanęliśmy przed drzwiami prawdopodobnie do pokoju Wandy. Usłyszeliśmy ''Proszę''. Weszliśmy do pomieszczenia i nasze spojrzenia skierowały się na rozczochraną Wandę, leżącą na swoim dwuosobowym łóżku. Obok niej leżało pudełko chusteczek do nosa. Sama Wandzia była zaczerwieniona na policzkach, a jej oczy wydawały się nieco załzawione. Obecnie oglądała telewizję.

-Cześć Wandziu!- Powiedziała Mili i usiadła na skraju łóżka brązowowłosej dziewczyny. Ja sam nie wiedząc co zrobić, po prostu stanąłem przed jej łóżkiem.

-Witaj. Jak się czujesz?- Zapytałem z troską w głosie. Wanda była jedną z tych osób które tutaj lubiłem.

-Już lepiej. Dzięki za troskę.- Powiedziała lekko się uśmiechając. Potem spojrzała na moje dłonie.- A po co ci te róże? Dla Mili się oświadczasz?- Zapytała śmiejąc się pod nosem.

-Chciałbym, ale ona tak jakby nie bardzo mnie chce..- Powiedziałem załamanym głosem, czym rozbawiłem Wandę.- Ale te różyczki są dla ciebie.- Teraz uklękłem przed łóżkiem wręczając jej kwiaty.

-Dziękuję. Oby ona nie miała nic przeciwko.- Powiedziała patrząc na Mili.

-Nie martw się, nie ma.- Odpowiedziała uśmiechając się.- Ale skoro dajemy prezenty, to ja też chcę ci coś dać.- I w tym momencie wyjęła czekoladę patrząc na uradowaną Wandę.

-Jak ja mam wam dziękować? Uwielbiam czekoladę.- Powiedziała ucieszona.

-Życz nam powodzenia w testach.- Odpowiedziałem.

-Ah, no racja. Macie dzisiaj te testy.- Scarlet Witch złapała za kolejną chusteczkę.

-No tak, więc zaraz musimy iść.- Powiedziała Mili wstając.

-Jasne lećcie. Powodzenia!- Krzyknęła Wanda kiedy wychodziliśmy z pokoju.

Teraz Mili prowadziła mnie do sali w której miały odbyć się testy. Po drodze mijaliśmy wielu pracowników tego miejsca, którzy przyglądali mi się z ciekawością. Niektórzy wręcz natrętnie. Następnie znaleźliśmy się w ogromnej sali, w której chyba odbywały się ćwiczenia Avengers. Na miejscu spotkaliśmy Kapitana, Czarną Wdowę oraz Clinta. Z myśli Steve'a wynoszę, że na nas czekali.

-Spóźniliście się.- Zaczął.

-Wpadliśmy po drodze do Wandy.- Powiedziałem obojętnie.

-No dobra. A co u niej?- Zapytał z troską.

-Mówi, że wszystko u niej w porządku i czuje się lepiej, ale jej wygląd mówi sam za siebie.- Odpowiedziałem uśmiechając się.

-Wanda silna jest, szybko wyzdrowieje.- Usłyszałem Clinta, który jak zwykle zajmował się łukiem.

-Bez wątpienia.- Powiedziała Mili.

-To może przejdźmy do tych testów?- Zaproponowałem.

-Waszym pierwszym testem będą skojarzenia.- Powiedziała Natasha biorąc do ręki długopis i kartkę.

-W takim razie dobrze, że nie ma tu Starka.- Powiedziałem uśmiechając się pod nosem. Usłyszałem jak reszta się śmieje.

-Hehe, ale wracając do tematu. Wezmę jedną osobę, po czym podam słowo, a wy będziecie musieli podać swoje pierwsze skojarzenie z tym słowem.

-Zapowiada się ciekawie.- Powiedział Clint.

-Was w tym czasie tu nie będzie.- Dodała Nat.

-Ooo... No weź..- Mówił dalej zachęcającym tonem.

-Nie.- Sokole Oko nic więcej już nie mówił, więc Nat kontynuowała.- Kto na ochotnika?- Cisza...- Nikt? To może.. Loki! Zapraszam! Reszta niech nas zostawi samych.- Zakończyła mówić. Po chwili w sali zostaliśmy tylko my. Romanoff usiadła na krześle obok nas. Potem sam usiadłem obok niej.

-Mam się bać?- Zapytałem obserwując Nat piszącą coś w swoim notatniku.

-Kilka słów, nic wielkiego.- Odpowiedziała krótko. Kiedy zakończyła pisać spojrzała na mnie.- I żadnej magii, zrozumiano?

-Oczywiście agentko.- Odpowiedziałem z uśmiechem.

-Wiesz co masz robić?- Zapytała.

-Ty dajesz słowo, ja mówię pierwsze skojarzenie z nim związane.- Opisałem krótko. Coś wyczułem, że od Natashy wieje chłodem ostatnio.

-Dobrze. Gotowy?

-Jak nigdy.- Odpowiedziałem. Agentka znowu coś zapisała w notatniku.

-Pierwsze słowo. Avengers.- Zaczęła zabawę.

-Problem.- Odpowiedziałem nie patrząc na to czy ją tym urażę, czy nie.

-Thor?

-Zimna konkurencja.

-Jotunheim?- Dlaczego takie coś?

-Potwory.- Tylko tak mi się to kojarzy.

-Człowiek?

-Ofiara.- Tak mi się niewinnie powiedziało.

-Zabójstwo?

-Robota.

-Milagros?

-Urok.

-To wszystko. Możesz wołać Milagros.- Powiedziała chłodno nie patrząc na mnie. Co ona taka zimna dziś?

-Czemu mnie dziś nie lubisz?- Zapytałem proszącym tonem głosu. Nat spojrzała na mnie.

-Ja cię kiedyś lubiłam?- Zapytała pisząc w notatniku.

-Jakoś mnie znosiłaś ostatnio, a dziś taka chłodna dla mnie jesteś.- Powiedziałem dalej siedząc na krześle. Ruda zakończyła pisanie.

-A jaka mam być?- Zapytała ostro.- Co chcesz od Milagros?- No to mnie zaskoczyło.

-A co mam od niej chcieć?- Zapytałem zdegustowany.

-Posłuchaj, ciężko rozstać się wam chociaż na chwilę, i jak mam się nie martwić? Chcesz ją wykorzystać do swoich celów? Chcesz kolejnej ofiary?- Zasypała mnie pytaniami. Po chwili zaczęło mnie to wściekać.- Jeśli próbujesz nią manipulować, to przestań! Niczym sobie nie zasłużyła sobie na takie traktowanie.

-Dlaczego uważasz, że chcę nią manipulować?!- Zapytałem podnosząc głos.

-Jak już mówiłam nie rozstajesz się z nią.- Ona też podniosła głos.- Teraz popatrz co powiedziałeś w testach! Wszystko źle ci się kojarzy, tylko nie ona! Powiedz mi, to jakaś twoja gra?- Zapytała zła, jednocześnie podnosząc się z krzesła.

-Kim ty jesteś, że myślisz, że możesz oceniać moje motywy?- Zapytałem również wstając.

-Do cholery, chcesz ją skrzywdzić, to po prostu powiedz!- Krzyknęła celując we mnie wzrokiem.

-Skąd myśl, że chcę ją skrzywdzić?- Zapytałem z trudem hamując ogromną wściekłość.

-A czego mógłbyś od niej innego chcieć?- Zapytała. Odwróciłem się od niej i odeszłem kilka kroków, kładąc dłonie na twarzy. Znowu na nią spojrzałem.

-Na pewno bym jej nie skrzywdził.- Odpowiedziałem. Zabrzmiało to bardzo szczerze, sama Natasha była zaskoczona.

-Dlaczego?- Zapytała po chwili, teraz łagodnym tonem głosu.

-Bo... Bo nie chciałbym aby się jej coś stało. Jest moją przyjaciółką.

Czy naprawdę tak uważam? Nie wiem. Lubię ją, ale... Ale nie jestem pewien co czuję. Z jednej strony nie chcę siedzieć bez niej, ciągle chciałbym być z nią, nie mogę oczu od niej oderwać... Ale z drugiej, chciałbym aby była szczęśliwa, nie z kimś takim jak ja. Zasługuje na kogoś lepszego.

-Jest twoją przyjaciółką?- Nat wyglądała na rozluźnioną.- Dobrze, chociaż ja nie uważam, że tak myślisz.- Spojrzała na mnie znacząco uśmiechając się.- Ale pamiętaj! Jeśli ona będzie przez ciebie płakać, to skopię ci ten boży zad. Bez względu na to jak bardzo silny jesteś.- Ostrzegła mnie.

-Rozumiem.- Odpowiedziałem.- Mam wołać Mili?

-Mili?

-Milagros.- Poprawiłem się. Nat podniosła znacząco brew.

-Wołaj.- Odpowiedziała.

Dalej nic już nie mówiłem, podążyłem w stronę wyjścia aby zawołać przyjaciółkę na te skojarzenia.

Milagros pov.

Właśnie zostawiliśmy Loczka samego, z Nat w pomieszczeniu. Obecnie znajdowaliśmy się chyba w jakiejś szatni; stały tu wieszaki i prysznice, oprócz tego ławki i szafki. Ja usiadłam na jednej z ławek, Clint na przeciwko mnie a Steve oparł się o ścianę na prawo ode mnie. Panowała dość niezręczna cisza, więc Clint zaczął rozmowę:

-No, więc eee... Co sądzicie o Lokim? Według mnie typ się zmienił.- Stwierdził. Steve zastanowił się na chwilę.

-Hmm.. Według mnie też.- Powiedział.- Wiecie, że ja go z rana w kuchni spotkałem? Mówił, że spać nie może. Pogadaliśmy chwilę i teraz uważam, że Loki ma ogromny żal do Thora.- Stwierdził. Teraz usiadł obok mnie.- Widziałem ból w jego oczach.- Dodał z nutką zaskoczenia w głosie.

-A u mnie? Milagros pamiętasz te sytuację po jego przyjeździe?- Zapytał zwracając się do mnie Clint.

-Tak, pamiętam.- Odpowiedziałam bawiąc się rękawami swojej błękitnej bluzki.

-A co się działo?- Zapytał Kapitan podpierając się tarczą.

-Po prostu, piliśmy kawę, on mi powiedział, że nie jest taki zły jak mi się wydaje, ja mu na to, że nie wierzę, a on mi powiedział, że gdyby był zły to by wykorzystał przeciwko mnie moją rodzinę.- Zakończył Clint nieco zdyszany ciągłym mówieniem.

-Ta, ale to nie wszystko.- Dalej ja kontynuowałam wypowiedź.- Potem powiedział, że nie zrobił tego bo wie jak boli strata bliskich.- Skończyłam mówić. Kapitan patrzył na mnie przewiercającym spojrzeniem.

-To ty nas namówiłaś, żeby go tu przyjąć. Chyba mu to na dobre wyjdzie.- Powiedział Clint, zwracając tym na siebie uwagę Steve'a. Dzięki Bogu.- Ja uważam, ze to dzięki tobie bóg się zmienia.

-Mnie? Ja nic nie zrobiłam.- Powiedziałam.- On tu drugi dzień jest dopiero, i już się zmienił?- Zapytałam. Naszą rozmowę przerwał Loczek wchodzący do pomieszczenia.

-Ale mnie ona wykończyła. Mili, następna jesteś powodzenia.- Powiedział zostawiając otwarte drzwi.

-Jasne, lecę.- Odpowiedziałam wstając z ławki. Moje miejsce zajął Loczek.

Potem stanęłam w pomieszczeniu. Na środku zobaczyłam Nat piszącą coś w notesie. Zbliżyłam się do niej. Ona słysząc moje kroki odwróciła się i spojrzała na mnie uśmiechnięta.

-Jak? Gotowa?- Zapytała siadając na krześle. Następnie dała mi znak abym sama usiadła na przeciwko jej.

-No, raczej.- Odpowiedziałam uśmiechnięta, siadając na krześle.

-Znasz zasady?- Upewniła się. Kiwnęłam głową twierdząco.- Dobra, pierwsze słowo. Avengers.

-Ekipa.- Odpowiedziałam.

-Tony?

-Braciak.

-Argentyna?

-Dom.

-Człowiek?

-Życie.- Nie wiem dlaczego tak.

-Zabójstwo?

-Śmierć.

-Loki?- A on co ma do tego?

-Cierpienie.- Nat wyglądała na zaskoczoną moją odpowiedzią.

-Dobra, to wszystko.- Odpowiedziała pisząc w zeszycie.- Jeszcze jedno. Dlaczego cierpienie?

-Bo Loczek wiele w życiu przeżył, myślę, że to właśnie sprowadziło go na złą drogę.- Odpowiedziałam.

Nie wiem skąd takie teksty u mnie, ale niech będzie. Wyszłam z pomieszczenia, kierując się do innego miejsca w którym jest reszta. Tak jak myślałam, chłopcy siedzieli w szatni, żywo nad czymś dyskutując. Widząc mnie szybko zamilkli. Patrzyliśmy się tak na siebie jeszcze przez chwilę, dopóki nie powiedziałam:

-Kapitanie, mamy jeszcze jakieś testy na dziś?

-Następna część jutro. Możecie iść.- Odpowiedział.

Wszyscy wstali i rozeszli się w swoje strony. Ja i Loczek szliśmy w stronę kuchni. Mam nie pohamowaną ochotę zjedzenia czegoś. Mam nadzieję, że ktoś zostawił parę naleśników to sobie podgrzeję. Postanowiłam zapytać się mojego towarzysza:

-Loczek, jesteś głodny?

-Jak ty coś zrobisz to zawsze zjem.- Odpowiedział uśmiechając się szarmancko. Odwzajemniłam to.

-Nie dam rady dziś gotować, więc podgrzeję naleśniki. Ok?- Zapytałam.

-Zawsze.- Odpowiedział.

Kiedy doszliśmy do pustej kuchni, ku mojemu fartu znalazłam dwa naleśniki. Podgrzałam je, postawiłam dżem truskawkowy na stół i usiadłam obok Loczka. W ciszy smarowaliśmy i zajadaliśmy placki. Spojrzałam przy tym na okno. Za szybą było już ciemno. Kiedy spojrzałam na zegarek była 20:56. Ale szybko zleciał dzisiejszy dzień. Kiedy skończyliśmy jeść Loki, podążył do swojego pokoju, a ja zostałam aby posprzątać. Na szczęście nie było tego wiele. Następnie poszłam do pokoju wzięłam piżamę, weszłam do łazienki i tam zażyłam długiego prysznica. Po umyciu się, poszłam do łóżka i niemalże od razu zasnęłam.

Loki pov.

Po tym dniu byłem całkowicie wykończony. Razem z Mili zjedliśmy coś w kuchni, a następnie ja poszedłem do pokoju. Wziąłem ubrania i i wszedłem do łazienki. Tam wziąłem prysznic po czym dokładnie się wycierając założyłem coś do spania. Kiedy wszedłem do łóżka czułem, że to będzie ciężka noc. Nie myliłem się..

***

Wszędzie ciemno.. Jestem do czegoś przywiązany.. Widzę postać, ale nie widzę jej twarzy... Próbuję coś mówić, jednakże moje usta są zaszyte. Nie mogę się ruszać. Po chwili postać wyciąga bicz i zaczyna nim bić moje nieruchome ciało. Drę się z bólu, ale nie mogę nic z tym zrobić. Mogę tylko czuć...

******************

Siema! Jak życie? Next wklepany, jak widzicie. Sorry za błędy i moje nieudolne przecinki. Nie ogarnę tego nigdy chyba.

-Pisać nie umiesz!- Wanda

-Leż w tym łóżku jak Mili kazała.- Natasha

-Przez gorączkę jej odbiło..- Autorka

-Ale wyzdrowieje. Chyba.- Natasha

-Nie jestem chora!- Wanda

-Nie, wcale.- Autorka

-To wy jesteście bladzi.- Wanda

-Albo ty czerwona.- Natasha

-Nie przesadzasz z tą czerwienią?- Autorka

-Niee..- Wanda

-Dziwna rozmowa, zakończmy ją.- Autorka

-Popieram.- Wanda

-Ja również.- Natasha

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top