Rozmyślania i Bal
Loki pov.
Od nieudanej misji w RPA minęło osiem dni. Od tamtej pory jakoś wzięliśmy się w garść po porażce i zaczęliśmy normalnie funkcjonować. Stark stale dzielił się informacjami na temat stanu zdrowia Mili. Jej obrażenia były na tyle poważne, że konieczna była natychmiastowa operacja w okolicach jej kręgosłupa. Teraz była pod narkozą, ale kiedy zostanie wybudzona to zależy od szybkości gojenia się jej rany w plecach. Nie odwiedzałem jej, bo się zwyczajnie bałem. Nie wiem czego. Była półboginią. Te gorsze obrażenia powinny znacznie szybciej się goić niż u zwykłego Midgardczyka. Zapewne to przykuje uwagę jej doktora w szpitalu.
Mimo wszystko wciąż się o nią martwiłem. Była jedną z najbliższych mi osób w całym życiu. Nie chciałem jej tracić, to by za bardzo bolało. Bardzo w sensie psychicznym. Nasze dusze były ze sobą splecione a to tylko nasilało przywiązanie. Gdyby jedno z nas umarło... Drugie jeśli byłoby słabe psychicznie mogłoby tego nie znieść. Ze znajomych mi przypadków innych ludzi wiedziałem, że to straszne cierpienie. Opisywano to jako okropne uczucie pustki i ogromnej rany w duszy. Rozerwanie, rozdarcie i chęć dołączenia do utraconej drugiej cząstki. W naszym przypadku byłoby dodatkowo zranione serce z powodu uczucia, którym się wzajemnie obdarzyliśmy.
To wszystko mnie trochę przerażało. Nie wiem w jaki sposób ja bym zareagował na śmierć Mili. Nie wiem... Czy pociągnąłbym długo. Ona nadała mi nowy sens w życiu a to co robię teraz, chociażby dowodzenie Drużyną Straceńców to tylko poboczne działania, które pomogą mi się zrehabilitować.
Wyrządziłem zbyt wiele złego. Musiałem w końcu zaprzestać i tworzyć coś dobrego.
Obserwowałem powolnie spadający śnieg zza szklanej ściany apartamentu przeznaczonego tylko dla Straceńców. Był już środek dnia, ale słońca nie było widać. Przede mną rozpościerał się idealnie ośnieżony krajobraz. Ta cisza i spokój oraz klimatyczne opady wprawiały mnie w melancholię, przez co dochodziłem do różnych wniosków. Chociażby tego, że Mili nadała sens mego istnienia. Wszystko jednak musiało się skończyć.
Obok mnie zatrzymał się Vision. Zerknąłem na chwilę w jego stronę po czym wróciłem do widoków. Ulubionym ubraniem androida były różnego rodzaju swetry. Sam to wywnioskowałem po tym, że zakłada je on codziennie. Teraz miał na sobie beżowy a do tego ciemne jeansy. Ja sam założyłem czarną marynarkę, spodnie w tym samym kolorze i jakąś szarą koszulkę.
Przez dłuższą chwilę nikt nie przerywał ciszy. W końcu jednak Vision zaczął rozmowę.
- Niektóre spadają tak bez celu. - powiedział obserwując to co się dzieje za oknem. Spojrzałem pytająco w jego stronę. - Chodzi mi o płatki śniegu. Wiele ma ładnie wyrzeźbiony kształt, ale brakuje im za to celu. - w tym kryło się coś więcej. Czułem to. - Trochę jak ludzie. - dodał po chwili. Kiwnąłem głową twierdząco. - To dziwne istoty. - prawił dalej. Skrzyżowałem ramiona na piersi i pokręciłem głową z politowaniem. Kolega na prawo słynął z filozoficznego podejścia do życia.
- Czego ci trzeba? - zapytałem aby nie prowadził dalej swojego wywodu. To na pewno pomogło mu w sformowaniu swojej wypowiedzi.
- Mam pytania dotyczące ludzkich zachowań. - odpowiedział po chwili. Spojrzałem na niego bez emocji, ale ze zdziwieniem w środku.
- Dlaczego pytasz mnie a nie, na przykład Starka? Ja nie jestem człowiekiem. - zauważyłem. Vision nie odpowiadał przez chwilę. Sądząc po jego twarzy, zastanawiał się przed wypowiedzeniem słów.
- Ludzkie zachowania, odnoszę wrażenie znasz lepiej niż ktokolwiek. Nie chciałem zadawać tych pytań ludziom, bo nie sądziłem, że znają na nie odpowiedź. A u pana Starka chyba wszystko sprowadza się do różnych sposobów reprodukcji. - zignorowałem ostatnie, nawet jeśli mnie to trochę rozbawiło. A poza tym, niby dlaczego to ja mam znać i rozumieć ludzkie zachowania? Właśnie ja większości nie rozumiem. To był jeden z powodów, dla których nie lubiłem tej planety. Midgardczycy potrafią być nieprzewidywalnymi istotami. Byłem ciekawy jednak jakie pytania nasunęły się Visionowi.
- A zatem pytaj. - powiedziałem ponownie spoglądając za szklaną ścianę. Minęła dłuższa chwila zanim on zadał to pytanie.
- Jaki jest cel życia ludzkiego? - wyrzucił z siebie w końcu. Ja na chwilę spojrzałem na niego zszokowany. Zaraz jednak opanowałem nagłe zdziwienie. Jak ja mogłem odpowiedzieć na takie pytanie? Nikt tego nie wie.
- Myślę, że... - ostrożnie dobierałem słowa tak, aby miały sens, ale żeby nie trafiły zbytnio do wnętrza Androida. - każdy Midgardczyk sam sobie ustanawia cel. Później do niego dąży i robi wszystko aby go osiągnąć. - starałem się mu tłumaczyć, ale ciężko cokolwiek odpowiedzieć na takie pytanie. Vision milczał przetwarzając informacje.
- Mówisz o każdym człowieku oddzielnie, ale mi bardziej chodzi o cały ten gatunek. - sprostował. Z nim czasami ciężko było rozmawiać. Potrafił filozofować a to w małym stopniu zacieśniało więzi pomiędzy nim a resztą Midgardczyków. Westchnąłem ciężko.
- Nie będę w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie. - wyznałem w końcu. - Nikt nie jest w stanie. Możesz pomyśleć nad tym co ci powiedziałem wcześniej. Niektórzy Midgardczycy starają się wnieść ze sobą coś dobrego a inni wręcz przeciwnie. Ciężko stwierdzić jaki jest sens tylu istnień. - powiedziałem nie patrząc na niego. Po tych słowach zapadła dłuższa cisza.
- Dziękuję. - odezwał się po długim czasie Vision. Ta istota mnie zadziwiała. Co ten Stark tworzy?
- Za co? - zapytałem marszcząc brwi.
- Zrozumiałem, że ludzie to tak naprawdę enigmatyczne stworzenia i to od nich zależy co osiągną i co po sobie pozostawią. Ważne jest dla nich to żeby ktoś o nich pamiętał. - wyjaśnił z lekkim zafascynowaniem. Nie sądziłem, że zrozumie on to w taki sposób, ale nie chciałem go poprawiać. W pewien sposób miało to sens i przynajmniej nie będzie męczył innych tym pytaniem.
- Nie ma za co. - odpowiedziałem krótko i ponownie skupiłem się na krajobrazie za szybą. W międzyczasie Vision się ulotnił już mi więcej nie przeszkadzając.
Ponownie zatopiłem się melancholijnym nastroju rozmyślając nade mną i moim otoczeniem. Ciekawe jak będą przebiegać sprawy pomiędzy mną a Mili. Czy poprzestaniemy na takiej relacji jaka nas teraz łączy? W Asgardzie nie ma czegoś takiego jak związek typu "chłopak i dziewczyna". Zaczyna się od ukochanych, potem narzeczonych i małżeństwo. No chyba, że ktoś ma kochanka, taka moja była narzeczona na przykład. Nigdy tego nie wybaczę ani jej, ani Thorowi. Jakby jeszcze dalej sięgnąć pamięcią to zanim zobaczyłem ich razem, Thor już starał się odsunąć mnie od Erinyi. Wmawiał mi, że ona mnie oszukuje i robi to dla władzy. Jednak jak spotkałem tę dwójkę przypadkowo w łóżku to utwierdziło mnie w przekonaniu, że starał się o to żebym sam od niej odszedł a on po prostu później zacząłby żyć z nią w otwartym związku, bez skazy. Czemu nie?
Wróciłem myślami do tematu mnie i Mili. Myślenie o niej sprawiało mi więcej przyjemności niż o tamtych. Na pewno nie zatrzymam się tylko na tym i postaram się o coś więcej, ale to w przyszłości. Nie chcę na nią naciskać, wolałbym żeby ona czuła się swobodnie w naszym związku. Wiążę jednak z nią swoją przyszłość, nawet jeśli nigdy nie wiadomo co się stanie. Jeśli zajdzie taka potrzeba to uciekniemy gdyby ktoś się temu sprzeciwiał. Albo... Tego kogoś zabiję. Tak jest szybciej.
Moje słodkie rozmyślania przerwały ciężkie kroki i rozmowy w pobliżu. Uniosłem dumnie głowę i załączyłem dłonie na plecach uzyskując surową postawę. Te dźwięki mi zepsuły cały nastrój, ponieważ domyśliłem kto idzie.
Thor i Sif. Co ją tu sprowadza?
To ja zapewne byłem powodem ich nagłego zamilknięcia. Nie odwróciłem się do nich tylko w dalszym ciągu obserwowałem to co się dzieje za szybą. Thor musiał odezwać się pierwszy.
- Loki, szukaliśmy ciebie akurat. - nie musiałem się odwracać żeby wiedzieć, że ma na twarzy ten swój głupi uśmiech. Niewzruszony obdarzyłem ich krótkim spojrzeniem przez ramię i ponownie wróciłem do krajobrazu.
- Jestem. - mruknąłem niedbale. Usłyszałem głębokie westchnięcie lady Sif. Chyba nie liczyła, że zasługuje na jakąś większą uwagę czy coś.
- Może byś się przywitał najpierw? - zapytała z lekką kpiną. Pozostałem spokojny mimo iż starała się mnie poniżyć, obrazić czy może zasugerować brak kultury. Nie obchodziło mnie to co tej kobiecie po głowie chodzi.
- Thora widziałem już wcześniej, więc to niekonieczne aby robić to drugi raz. A względem ciebie... Osoba, która wchodzi do pomieszczenia zawsze wita się jako pierwsza z tymi co już są w środku. - przypomniałem ze zwycięskim uśmieszkiem, którego ona nie widziała. Zamierzałem trochę ją jeszcze poirytować. - Oczywiście jestem przekonany, że osoba o twojej pozycji wie o takich rzeczach, tylko teraz jakoś zapomniałaś, ale wybaczam. - dodałem sztucznie miłym głosem. Wiedziałem, że to ją tylko bardziej zdenerwowało.
- Ale to chyba mężczyzna powinien jako pierwszy przywitać się z damą. - próbowała mnie jakoś podkosić. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, bo rozbawiło mnie to co jej teraz powiem. Z gracją odwróciłem w ich stronę obdarzając rozbawionym spojrzeniem. Sif miała na sobie srebrną zbroję z bordowymi wstawkami, oraz miecz na plecach. Thor wyglądał jak typowy Midgardczyk. Miał szarą bluzę, ciemne spodnie i długie włosy spięte w świetlisty kuc.
- A gdzie ty tu damę widzisz? - zapytałem ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Sif wyciągnęła miecz z pochwy i postawiła kilka kroków do przodu, ale powstrzymał ją Thor.
- Ja go zaraz... - syczała ledwo zrozumiale pod nosem. Tak, miałem zamiar denerwować ją bardziej.
- Ależ ja podziwiam twoje męstwo. - powiedziałem uśmiechając się z rozbawieniem. - Zaiste, jesteś bardziej męska od Thora. - dodałem rozwścieczając ją bardziej. Mnie to oczywiście bawiło. Blondyn już ledwo ją utrzymywał, tak się wyrywała.
- Agresywna koleżanka Thora znowu u nas. - do pomieszczenia weszła Wanda. Miała na sobie czarne legginsy i czerwoną bluzkę. Sif uspokoiła się, ale wciąż zerkała na mnie nienawistnym spojrzeniem. Ja jednak ze spokojnym uśmiechem stałem z dala od niej. Maximoff poszła w stronę części kuchennej już dalej nie zwracając uwagi na nas. Nie chcąc rozmawiać z Thorem i Sif dołączyłem do Wandy siadając obok i obserwując ją.
- Co robisz? - zapytałem ignorując coś co mówili tamci z tyłu. Młoda dziewczyna otworzyła lodówkę wyciągając po kolei różne składniki. Odwróciła się na chwilę w moją stronę.
- Paprykarz. - odpowiedziała. Chwilę później dodała - A przynajmniej próbuję. Widziałam jak robi to Mili, ale nie wiem czy wyjdzie tak samo dobry. - westchnąłem kiedy wspomniała o kobiecie obecnie leżącej w szpitalu. Wanda zauważyła i posłała mi pocieszające spojrzenie.
- Loki! Może byś przynajmniej posłuchał co chciałam powiedzieć? - zapytała Sif z tyłu. Przewróciłem oczami zirytowany, jednocześnie zyskując rozbawioną minę dziewczyny przede mną. Łaskawie odwróciłem się do bogów z tyłu.
- A zatem co aż tak ważnego chcesz mi powiedzieć, że mi przerywasz rozmowę z przyjaciółką? - zapytałem mierząc ją spojrzeniem. Sif najwidoczniej niechętnie mi odpowiadała.
- Odyn chciał abym przekazała, że już za tydzień jest bal z okazji wygrania Wojny z Lodowymi Olbrzymami. - parsknąłem ironicznie śmiechem. Thor wydawał się być bardziej ucieszony z tego powodu.
- To będzie dobra okazja żeby władcy Asgardu poznali twoją wybrankę serca. - nie lubiłem gdy ktoś mówił tak otwarcie o osobach, na których mi zależy. To było dla mnie krępujące. Zwłaszcza kiedy takie rzeczy mówił Thor.
- Nie wiem czy idę. - powiedziałem ignorując poprzednie słowa tego tak zwanego "brata". Jak teraz Mili jest pod narkozą to straciłem chęci żeby się nią chwalić. Chciałem żeby po prostu doszła do siebie i wróciła do mnie, bo noce bez jej osoby bywają dla mnie cieżkie. O ile w ogóle zasypiam, bo ostatnio to trochę z tym słabo.
- To rozkaz Odyna. - odezwała się Sif. Uff, a już myślałem, że to zaproszenie. Niechętnie patrzyłem na kobietę obok zadowolonego Thora.
- No pomyśl tylko. - zwrócił moją uwagę Thor. - Ja wezmę ze sobą Jane a ty Milagros Esperanzę. Na pewno się zaprzyjaźnią. - tak, bo to czego najbardziej pragnie Mili to przyjaźń z Foster i odpowiadanie na jej głupie pytania. Marzenie każdego, normalnie.
- Ona nie czuje się obecnie na siłach. - powiedziałem ostro. To trochę mu zamknęło usta.
- Nie obchodzi mnie z kim pójdziesz. - usłyszałem chłodny głos Sif. - Zrobiłam co musiałam, teraz wracam do Asgardu. - odwróciłem się z powrotem do Wandy, która obecnie kroiła jakiś warzywa.
- Nareszcie.. - mruknąłem tak aby tylko brązowowłosa usłyszała. Ona zachichotała dyskretnie zasłaniając dłonią usta.
- Odprowadzić cię? - zaproponował Thor wojowniczce. Wiedziałem, że Sif jest zakochana w blondasku. Ciekawe jak ona się czuje z tym, że tamten nie zwraca na nią uwagi w ten sposób i żyje przekonany o ich przyjaźni, oraz jest w związku z Foster.
Ah, no tak. Czuje się tak jak ja kiedy Mili chodziła z Rogersem. Beznadziejnie.
- Nie musisz, poznałam drogę ostatnim razem. - odpowiedziała czarnowłosa.
Uznawano ją za najpiękniejszą kobietę w Asgardzie, zaraz po tym kiedy otrzymała kruczoczarne włosy. To jest tam rzadko spotykane u kobiet, gdyż większość z nich ma blond. Dlatego kiedyś w głowie uznałem Mili za egzotyczną. Rudowłose dziewczęta są jeszcze rzadziej spotykane niż czarnowłose, a co za tym idzie - bardziej pożądane przez mężczyzn. Musiałem przyznać, że miałem szczęście gdy poznałem rudowłosą i na dodatek nie zajętą kobietę. Kiedy zabiorę ją kiedyś do Asgardu, wiele oczu będzie skierowane właśnie w jej stronę. Będę dumny, ale i zazdrosny gdy zaczną się do niej kleić. Muszę wtedy bardziej się nią opiekować, bo nie wszyscy Asgardczycy dbają o swój honor. Zwłaszcza jeśli owa piękność jest sama i bezbronna.
- Lepiej zajmij się swoim bratem, bo nie chcę żeby Odyn potem chodził zdenerwowany. - usłyszałem z tyłu. Przewróciłem oczami, bo najwidoczniej Sif uważała mnie za rozwydrzonego dzieciaka. Bynajmniej to sugerował ton, który miał zwrócić moją uwagę na nią.
- Jeszcze go namówię, nie martw się. - odpowiedział Thor. Nie potrzebuję jego namawiania. Ja po prostu chcę żeby mnie zostawił w spokoju. Sam nie mam zamiaru nigdzie iść. Zaraz po tym usłyszałem oddalające się kroki, jak i podchodzącego Thora.
- Będę wdzięczny jak nie będziesz mnie męczyć. - oznajmiłem od razu. Usłyszałem jego westchnięcie.
- Więc to jest bal z okazji wygrania Wojny z Lodowymi Olbrzymami? - zapytała Wanda mieszając coś. Ona chyba wiedziała o moim pochodzeniu, o ile dobrze pamiętam. Thor kiwnął głową twierdząco w odpowiedzi. - A Loki jest... - tutaj jej przerwałem.
- Milcz. - nie zabrzmiało to wrednie ani chłodno. Bardziej jak jakaś prośba. Wanda zerknęła na mnie przepraszająco.
- No więc mamy tu do czynienia z obrazą innej rasy, poprzez zapraszanie jednego z nich na święto wygrania wojny z jego pobratymcami albo z genialnym ukazywaniem, że wszyscy są jednak równi. Jeśli tu chodzi o to drugie to ten wasz Odyn jest geniuszem. - zauważyła dziewczyna lekko rozbawiona spostrzeżeniem. Mnie jednak nie było do śmiechu, bo sam byłem Lodowym Olbrzymem.
- Nie rozumiem jaki jest twój problem z pójściem na ten bal. - odezwał się Thor uprzednio zajmując miejsce obok. Jego słowa wprawiały mnie w większą irytację. Mógł się domyślić co mnie tu trzyma.
- Naprawdę muszę ci to mówić po raz kolejny? - zapytałem nie kryjąc moich emocji.
- Nie będzie tam leżeć wiecznie a do balu jest jeszcze trochę czasu. - w duszy zaklaskałem blondynowi za to, że załapał o co mi chodzi. Dałem mu przy okazji w pysk za to, że próbuje męczyć nieprzytomną Mili balem. Też w duszy, oczywiście.
- Ale to nie oznacza, że wyjdzie zaraz po przebudzeniu. Jest po operacji i leży pod narkozą, więc nie może wykonywać zbyt wielu gwałtownych ruchów. Na jakiś czas zabronię jej chodzić na jakiekolwiek misje i w miarę możliwości będę ją leczył magią. - wyjaśniłem schodząc z krzesła i podchodząc do ekspresu do kawy. Miałem dość tłumaczenia Thorowi, dlaczego Mili może nie być w stanie ruszać do Asgardu. Musiałem się napić kawy na uspokojenie.
- Masz rację. - przyznała mi Wanda. - Nie ma sensu jej przeciążać byle czym zaraz po przebudzeniu. Nie wiemy też w jakim stanie psychicznym będzie. - o tym nie pomyślałem. Mam nadzieję, że nie będzie źle, bo to by utrudniło jej dojście do siebie. Muszę wierzyć, że Mili jest silna.
- Szukałem cię. - usłyszałem gdzieś z tyłu. Odwróciłem się przerywając robienie kawy. Stark szedł w naszą stronę szybkim krokiem, poprawiając marynarkę na sobie. Dzisiaj byliśmy wyjątkowo podobnie ubrani. On też miał ciemne spodnie i jakąś koszulkę i jeśli to co chce powiedzieć nie jest ważne, to powie mi, że biorę z niego przykład albo go kopiuję. Jeśli wiadomość jest ważna to o tym zapomni.
- Co się stało? - zapytałem opierając się o blat kuchenny. Iron Man prawie się przewrócił o Wandę, która kucnęła szukając czegoś w dolnej szafce. Już miał coś do niej mówić na ten temat, ale wystarczyło, że jej oczy zabłysły czerwienią i z powrotem wrócił do mnie.
- Dostałem wiadomość ze szpitala, pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć. - kiwnąłem głową potwierdzając te słowa. - Zamierzają wybudzać Mili. Lepiej żebyśmy przy tym byli, bo nie wiadomo jakie będą jej reakcje. - wyjaśnił. Odczułem lekki stres związany ze stanem Mili. Niby wszystko powinno być dobrze, ale jak ona sobie z tym poradzi?
- Kiedy?
*****************************
Elo! Nowy już jak widać jest, więc zagłosujcie, skomentujcie czy coś. Ten uczuć kiedy jesteś świadomy tego, że już coraz bliżej końca...
- Co? - Tony
Lujów sto. To co słyszałeś.
- Kiedy koniec? - Loki
Niedługo. Nie wiem ile rozdziałów powstanie z tego co mam w głowie.
- Tak, wszyscy wiedzą, że to się skończy z korzyścią dla Jelonka. - Tony
- Właśnie... Prawda Autorko? - Loki
Taak.
- Słucham? - Loki
To dobrze, że słuchasz.
- Jakieś to niepewne było... - Tony
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top