Randka we troje
Loki pov.
-Muszę ci coś powiedzieć.- Powiedzieliśmy oboje. Cicho zachichotaliśmy.- Ty pierwsza.
-Ok.- Powiedziała zadowolona.- Chodzę z Stevem.
Zatkało mnie. Ja, to szczęścia nie mam. Chodzi, czyli jest z nim w związku, prawda? Mam jeszcze taką cichą nadzieję na to, że jednak nie oznacza to właśnie związku. Może chodzenie oznacza, że będą razem gdzieś szli, albo... Jasna cholera, mnie takie myślenie nie pomoże, ja doskonale wiem, co to oznacza. To oznacza, że nie będę mógł nic powiedzieć o tym, co ja czuję. W mordę! Musiał się Rogers napatoczyć! Wysiliłem się na jak najbardziej fałszywy uśmiech.
-To chyba dobrze...- Powiedziałem jak najbardziej starając się na naturalny ton głosu.
-I tak nikogo nie mam, więc w sumie...- Mili uśmiechnęła się szeroko. Ja dalej się szczerzyłem.- Lubię Steve'a, to dałam mu szansę.- Oby mu się ta szansa nie powiodła! Mili jest moja! Wpuszczę mu żmiję do pokoju.
-Jesteś pewna?- Zapytałem siadając na łóżku. Milagros spojrzała na mnie zdziwiona.
-Jak to? Nie rozumiem.
-No, czy jesteś pewna tego, że będziesz szczęśliwa?- Sprostowałem.
-Głupie pytanie.- Stwierdziła. Spojrzałem na nią poważnie.
-Martwię się, to wszystko.- Powiedziałem z wyrzutem w głosie.
-Nie musisz.- Oznajmiła nieco chłodnym tonem. Wstałem z łóżka.
-To coś złego? Że się martwię?- Zapytałem podnosząc trochę głos.
-Dziękuję za troskę, ale nic mi nie będzie! Co mi może przy nim grozić?- Powiedziała podchodząc.
-W sumie.. O co ja się martwię? Najlepszy i pierwszy Avengers, przystojny, sławny...- Zacząłem wymieniać cechy Rogersa. Na twarzy Mili pojawił się grymas wściekłości, co mi się spodobało.
-Uważasz, że jestem z nim dla sławy?- Zapytała zaciskając dłonie w pięści.
-Może, nie wiem. Ty mi to powiedz. Która kobieta by nie chciała być z takim ide...- Poczułem ból w lewym policzku. Uderzyła mnie! Otworzyłem oczy i ujrzałem moją Mili z łzami w oczach. Co ja narobiłem?
-Dlaczego tak mówisz?- Zapytała, odwróciła się i wybiegła z pokoju.
Znowu jestem sam... Z szokiem wymalowanym na twarzy i rozmasowując obolały policzek wyszedłem z jej pokoju i poszłem do swojego własnego. Nigdy nie potrafiłem utrzymać swojej przyjaźni. Zawsze musiałem coś skrewić. Zazwyczaj powodem rozpadu relacji był mój humor. Jakby mnie tam w nocy Thor zabił, wyświadczyłby mi tylko przysługę. Kilka razy miałem ochotę popełnić samobójstwo, ale zabrakło mi odwagi. Może... Może jeszcze raz spróbuję? Nikt by nie płakał, to jest pewne. W duszy czułem kłucie, ale nie moje. Jej. Cierpi przeze mnie. Usłyszałem pukanie do drzwi.
-Proszę!- Krzyknąłem. Moim oczom ukazała się Wanda. Dziś ubrała się w czarną sukienkę i sweterek w kolorze czerwieni.
-Loki, wszystko w porządku?- Zapytała mierząc mnie spojrzeniem. Zdałem sobie sprawę, że po mojej twarzy spływają pojedyncze łzy. Schowałem twarz w dłonie chcąc uniknąć wstydu. Poczułem, że klęknęła obok fotelu, na którym siedziałem.- Co się stało?- Wycierając łzy odsłoniłem twarz.
-Znowu zawaliłem sprawę.- Powiedziałem. Wanda spojrzała na mnie z troską.
-Opowiedz.- Poprosiła.
-Mili chodzi z Rogersem, wiedziałaś o tym?- Dziewczyna spojrzała na mnie teraz nie dowierzając.
-Co? Od kiedy? Nic nie wiedziałam.- Powiedziała zaskoczona. Uśmiechnąłem się nieznacznie.
-Tak, chodzi z nim. Od jakiejś połowy godziny. Ja też się nie dawno dowiedziałem.- Odpowiedziałem po kolei na jej pytania.
-Co dalej?
-No ja się dowiedziałem i zapytałem czy będzie z nim szczęśliwa. Ona mi powiedziała, że to głupie pytanie, a ja jej na to, czy to źle, że się troszczę. Odpowiedziała, że nie muszę i co ma jej przy nim grozić. Wtedy ja jej zaczałem chrzanić, że jest z nim dla sławy i on taki wspaniały, więc dała mi po pysku na ogarnięcie...- Zaciąłem się.- Tyle, że wtedy już płakała.. Przeze mnie.. Zapytała jeszcze dlaczego to robię i uciekła... Najgorsze jest jednak to, że przeze mnie.- Wyznałem co mi leży na sercu.
O ile je mam... A nie sądzę...
-Loki, to nie twoja wina.- Wanda powiedziała przypatrując mi się w skupieniu. Miała coś w sobie, coś co sprawiało, że nie mogłem jej okłamywać. Jakby znała każdy mój sekret. A takowych jest wiele.- Nie obwiniaj się.
-A kto to zrobi, jak nie ja?- Zapytałem.- Trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje czyny, jesteś młoda, ale powinnaś o tym wiedzieć.- Dodałem patrząc na nią przenikliwie.
-Nie przekonam cię?- Zapytała uśmiechając się lekko.
-Znasz mnie wystarczająco, aby to wiedzieć.- Odwzajemniłem uśmiech.
-Znam cię i Mili. Uwierz mi, że jej zależy na tobie, mimo wszystko co się stało.- Powiedziała patrząc mi w oczy.
-Tak uważasz?
-Wystarczy spojrzeć na początek waszej znajomości.- Wanda usiadła na fotelu obok.- Mimo, iż wiedziała co nabroiłeś wcześniej- Uśmiechnąłem się szeroko.- zaakceptowała cię pierwsza. Ja poszłam za jej przykładem!- Oznajmiła dumna z siebie.
-Tak, ja też cię polubiłem jak pierwszy raz rozmawialiśmy.- Z uśmiechem wróciłem wspomnieniami do tego spotkania.
-Wiem, że mnie lubisz i miałabym do ciebie prośbę.- Spojrzałem na nią wyczekująco.- Mógłbyś mnie poduczyć panowania nad moimi zdolnościami?
-Pewnie, co mi szkodzi.- Odpowiedziałem, co ucieszyło Wandę.- Kiedy chcesz zacząć?
-Może juto, albo pojutrze?
-Mi pasuje i tak nie mam planów.- Zgodziłem się.
-Dzisiaj co robisz? Reszta kaca leczy.- Zapytała.
-Miałem udać się do mojego mieszkania w centrum Nowego Jorku.- Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Masz mieszkanie?- Zapytała nie wierząc mi.
-Mam. Kiedy jeszcze Avengers rozpoczynało swoją działalność je kupiłem.- Odpowiedziałem.
-Gdzie konkretnie? To może cię kiedyś odwiedzę.- Zaproponowała. Wyjaśniłem jej gdzie może znaleźć moje mieszkanie, a raczej cały apartament. Pokazałem jej moje kluczyki do niego i jeszcze zapasowe, bo dalej mi niewierzyła.- Powiedzmy, że teraz ci wierzę. A kiedy tam pojedziesz?
-Dziś, to jest pewne. Może o 19:00? Chcę jeszcze iść gdzieś. Konkretniej powłuczyć się po mieście.- Odpowiedziałem. Wanda uśmiechnęła się.
-Muszę już iść i dzięki, że mi o tym powiedziałeś.
-Jasne. Na razie.- Powiedziałem jak stanęła przy drzwiach.
-Cześć!- Powiedziała i wyszła.
Zaczęłem się ubierać. Wziąłem klucze do mieszkania. W trakcie teleportowałem się na jakąś ulicę Nowego Jorku. Stałem w jakiejś ciemnej uliczce, więc wyszedłem na główną. Pierwsze co zrobiłem, to poszedłem do jakiegoś muzeum historii. Jak na muzeum historyczne, to dosyć nowoczesne jest. Kiedy skończyłem zwiedzać, poszedłem do drogiej restauracji. Tam kelner zabrał moje ubranie wierzchnie, potem zamówiłem jakieś midgardzką potrawę, nie pamiętam jaką. Siedząc i czekając, do moich uszu dobiegł damski głos. Znajomy głos.
-Witaj znowu. Loki, o ile dobrze pamiętam.- Spojrzałem na kobietę. Na imprezie Starka była. Miała na imię... Eee... Nie pamiętam.- Mogę się przysiąść?- Zapytała. Ja wstałem jak na prawdziwego mężczyznę przystało i odsunąłem jej krzesło.
-Oczywiście! Proszę, usiądź...- Przypomniałem sobie, że nie znam jej imienia. Poszperałem w jej głowie.-... Amando.
-Przez chwilę pomyślałam, że nie pamiętasz mojego imienia.- To się za bardzo nie pomyliłaś... Amanda usiadła na odsuniętym krześle. Ja wróciłem na swoje miejsce.
-Cóż za spotkanie.- Powiedziałem do dziewczyny. Miała blond włosy do ramion, na sobie długą, jasną suknię. Jej makijaż, to masa pudru, tuszu i czerwona szminka. Nie dorównywała Mili.
-Jak cię zobaczyłam u Tonego, to miałam nadzieję, że się zobaczymy jeszcze raz.- Kobieta pożerała mnie wzrokiem, jestem pewien, że chce mnie do łóżka zaciągnąć. Kto wie, może się jej to uda... Kelner podał jej kartę menu.
-Doprawdy?- Spojrzała na mnie uwodzicielsko i wskazała zamówienie dla kelnera. Po chwili podszedł znowu pytając o coś do picia. Ja zamówiłem czerwone wino, ona także.
-Takiego mężczyzny nie sposób by zapomnieć.- Cukier, cukier, cuuukier!
-Ja nie byłbym w stanie zapomnieć takiej kobiety.- Odpowiedziałem obdarzając ją uśmiechem. Kłamstwo na kłamstwie. Byłbym w stanie ją zapomnieć. Właściwie już to zrobiłem! Na imprezie Starka nie zwróciłem na nią uwagi, nawet.
-Schlebiasz mi.- Powiedziała uśmiechając się lekko. Kelner przyniósł nam nasze zamówienia.- Niemniej jednak, dziękuję.
-Stwierdzam tylko fakty.- Teraz spojrzała na mnie z taką pychą w oczach. Kolejna córeczka bogatego tatusia.
-To jest najlepsze wino w tej restauracji, wiesz?- Stwierdziła konsumując ciemnoczerwonej cieczy.
-Tak uważasz?- Zapytałem także go próbując. Ciutkę za słabe jak dla boga.
-Ja zawsze biorę to, co najlepsze.- Odpowiedziała.
Teraz zaczęliśmy jeść nasze potrawy. To robiliśmy już w ciszy. Kiedy skończyliśmy, przyszła kolej na zapłatę. Ja oczywiście musiałem to zrobić. Nie chciała się odczepić, więc zapowiada się na to, że wieczór spędzimy razem. Finał pewnie będzie w moim mieszkaniu...
Mili pov.
Kiedy uciekłam z pokoju, poszłam do Tonego. Do tego czasu ogarnęłam się i nie płakałam. Ku mojej uldze, Tony nic nie zauważył. Siedzieliśmy u niego w pokoju i graliśmy w gry na konsoli, potem poszliśmy do laboratorium. Rozmawialiśmy o tym, co się stało w urodziny. Ja nadal uważam, że to dobrze, że nic nie pamiętam. Typ musiał mi coś podać, coś bardzo silnego. Potem jescze o innych sprawach, mniej ważnych. Kiedy mi się znudziło, poszłam do pokoju Wandy. Ta spojrzała na mnie wściekła.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że chodzisz ze Steve'em?
-Bo, to miała być tajemnica. A skąd o tym wiesz?- Zapytałam.
-Loki mi mówił, co się między wami stało.- Odpowiedziała.
-Nie musiał się tak czepiać.- Stwierdziłam obojętnie. Usiadłam na jej łóżku, po chwili ona do mnie dołączyła.
-Ale żałuje.- Zdziwiłam się.- Cierpi przez to jak się potoczyły sprawy.- Loki żałuje?
-Tak uważasz?- Zapytałam.
-Nie płakałby.- Teraz to mnie zamurowało. Płakał? Może powinnam do niego pójść..
-Obwinia się o to wszystko. Z tego co widzę, to oboje strasznie cierpicie. Spotkajcie się, pogadajcie i niech wszystko wróci do normy.- Zaproponowała Wanda. Schyliłam głowę.
-Mam teraz do niego pójść?- Zapytałam.
-Teraz go nie ma, ale...- Wanda błyskawicznie na mnie spojrzała, jakby olśnienia doznała.- Wiem! Mam pomysł!
-Jaki?
-Dzisiaj jak u niego byłam, to mówił, że idzie na miasto! Mówił też, że ma mieszkanie i podał mi dokładny adres.- Mówiła z podnieceniem w głosie Wanda.
-Fajnie, a jak tam wejdziemy?- Zapytałam. Wanda uśmiechnęła się chytrze.
-Pokazywał mi swoje klucze zapasowe.. Wiem gdzie są.
-Chcesz, abyśmy się tam włamały?- Spojrzałam na nią mrużąc oczy.
-Oj tam, zaraz włamiemy... Przygotujemy wam kolację na zgodę!- Powiedziała z entuzjazmem.- Najpierw zrobimy zakupy spożywcze, kupimy ci sukienkę, potem zrobimy kilka potraw, ja zniknę i zostaniecie sami.
-Nie jestem tego pewna...- Zaczęłam.
-Oj, no dajesz! Czas się kończy, Loki mówił, że przyjdzie tam mniej więcej o 19:00.
-Dobra, ale kto nas zawiezie?- Zapytałam. Wanda zamyśliła się na chwilę.
-Może Nat ma czas..
-Idziemy, czas się kończy!- Powiedziałam i poszłyśmy do jej pokoju.
Ku naszej radości Natasha zgodziła się pomóc, nawet przy kolacji. ''Pożyczyłyśmy'' auto mojego brata i pojechałyśmy do miasta. Najpierw kupiłyśmy kieckę, potem zakupy spożywcze. Zdecydowałam, że zrobię sphagetti, sushi i kilka sałatek. Do tego dwa ciasta. Potem pojechałyśmy pod adres, który dała nam Wanda i włamałyśmy się do jego mieszkania. A raczej apartamentu, bo był naprawdę wielki i luksusowy, z widokiem na miasto. Ja i Nat pracowałyśmy przy kuchni, a Wanda robiła dekoracje do stoliku. Na środku stołu stał wazonik z czerwoną różą, obrus był też czerwony, tak samo jak serwetki i dwie świece. Jedynie naczynia były białe ze złotymi zdobieniami. Kiedy skończyłyśmy, dziewczyny zmusiły mnie do nałożenia sukienki. Była ciemnozielona i prosta, ale przez to ładna. Całkiem niezła. Nałożyłam do niej czarne szpilki, złotą bransoletkę, a włosy pozostawiłam rozpuszczone. Kiedy już musiały mnie opuścić zapaliłam świeczki. Całość prezentowała się idealnie. Wyjrzałam za ścianę ze szkła. Za nią padał drobny śnieg. W większości miejsc dało zobaczyć się, już świąteczne ozdoby. Musiałam troszkę poczekać zanim Loki wrócił. Ale kiedy usłyszałam otwierające się drzwi, niezmiernie się ucieszyłam.
-Niespodzianka!!!!- Krzyknęłam głośno. I zamarłam. Zauważyłam, że Loki wbiegł do pokoju, ale w przedpokoju był ktoś jeszcze... Kobieta...
-Loki, to ty mówiłeś?- Zapytała wchodząc. Loki zaskoczony i zdziwiony jednocześnie nic nie odpowiedział. Korzystając z tego, że mnie nie widzi (jeszcze), wskoczyłam cichutko za kanapę. Wychyliłam się lekko aby widzieć co robią.
-Eee.. Tak, tak. Rozgość się.- Loki szybko podszedł do kanapy, na której siedziałam, po czym zgarnął jedną z poduszek, usiadł i udając, że wyrzuca ją za kanapę, tak naprawdę uderzył mnie nią w głowę. Zabrałam mu ją i położyłam obok. Dokładnie obejrzałam tą typiarę. Dobra... Wysoka, ładna, elegancka... Nie dziwne, że Loki ją sobie przygruchał.
-Wspaniałe masz mieszkanie.- Powiedziała, delikatnymi krokami zbliżając się do stolika, na którym stało jedzenie.- Jak ty to zrobiłeś? Byłeś w mieszkaniu wcześniej?- Zapytała oglądając moje potrawy. Ja, tu idiotko byłam!
-Mam swoje sposoby.- Powiedział Loki trzymając w dalszym ciągu rękę obok mojej twarzy.
-Cholera, Loki, jeśli ona zeżre moje sushi, to ją zabiję!- Powiedziałam sycząc. Czarnowłosy złapał mnie za głowę i przysunął ją do ziemi. Jak na zawołanie blondyna nachyliła się nad sushi i je powąchała.
-Mogę spróbować?- Zapytała ta blondyna. Loki dalej trzymał mnie za głowę.
-Nie krępuj się.- Odpowiedział jej z głupim uśmiechem. Normalnie by mi się spodobał, ale jak do tej zdziry, to mi się nie podoba. Typiara wzięła kawałek potrawy pałeczkami i zjadła bez skrępowania.
-Ostrzegałam cię.- Szepnęłam bogowi. Zdjęłam rękę Lokiego z mojej głowy i go w nią ugryzłam. Ścisnęłam go na tyle mocno, że zajęczał. Kobieta spojrzała na Lokiego zdziwiona.
-Wszystko w porządku?
-Tak, tak zaraz do ciebie przyjdę.- Odpowiedział siląc się na uśmiech. Próbował zrzucić moje szczęki, ale nic z tego.
-Zanim zasiądziemy. Mógłbyś wskazać mi drogę do łazienki?- Zapytała odsuwając się od stołu.
-Tym korytarzem i w lewo.- Odpowiedział Loki machając ręką, tą co w mojej buzi jest.
-Zaraz wrócę.- Powiedziała i poszła. Wypuściłam rękę z zębów. Loki ze wściekłością na twarzy spojrzał na mnie, a ja wyjrzałam zza kanapy. Zaczął rozmasowywać dłoń.
-Co ty tu robisz?- Zapytał cicho.
-Siedzę jak widzisz.- Odpowiedziałam obojętnie. Z Lokiego kipiała wściekłość.
-Po co tu przyszłaś?
-Chciałam się pogodzić, więc zrobiłam nam kolację, ale skąd mogłam wiedzieć, że chcesz panienkę zaliczyć?- Zapytałam teraz też zła. Spojrzenie Lokiego złagodniało.
-Nie chciałem jej zaliczyć.- Zaprzeczył. Strzeliłam uśmiech typu ''oh, seriously?''.
-Ja mam ci, w to uwierzyć?- Zapytałam dalej zachowując uśmiech.
-Nie zrobiłbym czegoś takiego, znasz mnie.- Odpowiedział czarnowłosy patrząc mi w oczy.- A poza tym, nie jesteśmy razem, więc co cię to obchodzi?- Zapytał.
-Nie obchodzi mnie to.- Stwierdziłam i doznałam olśnienia.- Loki, ty najzwyczajniej w świecie zazdrosny jesteś.
-Co? Że niby o Rogersa?- Loczek mówił niedowierzając.- Pfff.. Tak, jasne. Co jeszcze? Jestem wyżej urodzony, niż on. Potężniejszy, lepszy we wszystkim.- Czułam, że wątpi w swoje słowa. Nie zauważyliśmy, że kobieta wróciła. Przeniosła swoje oczy na mnie, a ja strzeliłam uśmiech jak gdyby nic się nie stało.
-Hola!- Powiedziałam i pomachałam do niej zza kanapy. Jej mina bezcenna.
-Loki, kto to jest?
-To... To.. Moja służąca.- Służąca??? Ja ci dam służąca, ty baranie jeden!
-Jak ci na imię?- Zapytała blondyna. Mając na twarzy fałszywy uśmiech, wstałam zza kanapy.
,,Zemsta będzie słodka, jelonku." Powiedziałam uśmiechając się szyderczo do Lokisia. Spojrzał na mnie z ostrzeżeniem w oczach.
,,Co ty kombinujesz?'' Zapytał.
,,Nic dobrego dla twojej dumy i honoru'' Od razu zerwałam połączenie. Takiego bezradnego boga, to ja nie widziałam. Znowu spojrzałam na kobietę.
-Milagros, proszę pani.
-A, więc Milagros, co tu robisz o tej porze?- Zapytała znowu. Niewychowana, nie podała mi swojego imienia.
-Milagros już idzie...- Zaczął Loki wstając.
-E-e, szefie. Ktoś musi was obsłużyć.- Powiedziałam. Dziewczyna usiadła do stołu. Poszłam w stronę kuchni, w celu podania pierwszego dania.
-Nieźle się ubiera, jak na zwykłą służącą.- Usłyszałam ją za plecami. Moje dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści. Oj, lepiej dla niej żeby nie wiedziała, jak bardzo jestem nie zwykła...
Po podaniu dania i nakładania innych pierduł, trzeba było posprzątać. Ja musiałam to zrobić, oczywiście. Tamta dwójka zachowywała się tak, jakby mnie nie było. Loki też się zmienił. Nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, jak... Jak nie on... Zawsze coś do mnie mówił, a przy tej lasencji o mnie zapominał. Idź już sobie głupia babo, bo chcę odzyskać mojego ukochanego boga, o imieniu Loki! Mojego ukochanego? A, nieważne, nie spojrzałby na mnie w ten sposób. Jestem ''midgardką''. Przez moje rozkojarzenie, przez przypadek zrzuciłam Lokiemu sushi na spodnie.
-Milagros!- Krzyknął na mnie. Już nawet zdrobnienia mojego imienia, które sam wymyślił już nie używa. Przechyliłam lekko głowę pod wpływem jego głosu.
-Przepraszam, zaraz posprzątam, proszę pana.- Powiedziałam ze smutkiem. Nazwałam go jak jeszcze nigdy. Czy tylko mnie, to tak dobija?
Za to na tej zdzirze... Mam butelkę wina w ręce.. Podeszłam kilka kroków w celu ''napełnienia kielicha''. I... Ups! Kilka kropelek spadło na jej kosztowną suknię. Jej twarz nic nie mówiła.
... Cisza ...
-Milagros Esperanzo.- Użył mojego pełnego imienia Loki. Zły Loki.
-Zaraz to umyję, potrzebna jest mi tylko ta suknia.- Zaproponowałam. Lokiś był wściekły.. Czułam, że próbuje ze mną nawiązać kontakt umysłowy, ale ja nie chcę... Nie teraz.
-Zrób to, natychmiast.- Wysyczała ta blać. Ta, która mi Lokiego zabrała.- Idę z tobą. Loki, wybaczysz na chwilę..- Blondyna uśmiechnęła się przepraszająco.
-Idźcie.- Powiedział wkurzony. Obie skierowałyśmy się do łazienki. Tam zgarnęła sukienkę tak, abym mogła namoczyć ją w zlewie.
-On jest zły?- Zapytała. Do drzwi zaczął pukać, a raczej tłuc, Loki. Namoczyłam materiał w ciepłej wodzie.
-Loki...- Zaczęłam mówić, ale typiara przerwała.
-Pan Loki, dla ciebie.- Co za suka! Gdyby ta typiara wiedziała ile my dla siebie znaczymy, ile on dla mnie znaczy... Znaczy, chyba coś.. Już nie wiem.. Może ja go koch... Temat skończony!
-Pan Loki nie jest zły.- Poprawiłam się.
-Wszystko tam w porządku?- Zapytał mniej wkurzony dobijając się dalej. Teraz usiłuje nawiązać kontakt umysłowy.
-To jeszcze nie jest u niego złość. Jak ostatnio była tu kobieta...- Zaczęłam kłamać, co chyba ją przeraża.
-Ile tych kobiet jest??
-3-4 w tygodniu. Tak na oko licząc.- Dalej oszukiwałam.- No, więc jak się naprawdę wkurzy, to rzuca we mnie różnymi przedmiotami.- Kobieta się zaczęła bać.
-A jak często się denerwuje w ten sposób?- Zapytała z lekkim przerażeniem.
-Często. Jak ostatnio była tu kobieta, to jej też się dostało przy okazji.- Zaczęłam wymyślać na poczekaniu. Ta, bała się coraz bardziej. Jestem na dobrej drodze.
-Milagros, co tam się dzieje!- Krzyknął Lokiś.
-Opowiadam tej pani o tym co się dzieje!- Krzyknęłam.
-Co??- Loki wkurzył się jeszcze bardziej.
-Zrobione.- Powiedziałam. Kobieta się wyraźnie rozluźniła.- I niech pani uważa, bo lepiej ostrzec.
-Dobrze, dobrze, zaraz pójdę.- W końcu!!! Jeszcze żeby mnie Loki nie zabił, to będzie ok...- Powiem, że dostałam telefon od ojca i muszę wracać.
-Dobry pomysł.- Powiedziałam bez zastanowienia.
-Wychodzimy? On nadal się dobija.- Zapytała i popatrzyła na mnie przerażona.- Boję się.
-Może załatwmy to szybko. Pani ucieknie, kiedy ja go zajmę.- Zaproponowałam. Popatrzyła na mnie z wdzięcznością.
-Zróby tak.
Po chwili otworzyłyśmy drzwi i bóg nie zachował równowagi, po czym wpadł na mnie. Udało mi się go złapać, a jego lasencja powiedziała:
-Eee, dostałam telofon od ojca i muszę wracać, było miło, ale muszę lecieć! Dobranoc!
-Ale poczekaj!- Powiedział Loki i wyrwał się z mych objęć. Pobiegłam za nimi.
-Słyszałam co robisz!- Krzyknęła kobieta w przedpokoju. Pobiegłam w jej stronę i pomogłam jej się ubrać.
-Co wiesz?!- Zapytał zdegustowany bóg.- Co jej powiedziałaś?- Zwrócił się do mnie.
-Tylko prawdę o tym, jak pan się denerwuje, to we mnie różnymi rzeczami rzuca!- Powiedziałam patrząc na niego. Kobieta dalej się ubierała.
-Ty, mała...- Syknął. Wziął poduszkę i nią we mnie rzucił. Ja uniknęłam ciosu, ale on już nie. To go bardziej rozwścieczyło i rzucił we mnie talerzem. Ja go uniknęłam.
-Mówiłam, że rzuca, a teraz pani ucieka!!- Powiedziałam do nieźle wystraszonej blondyny.
-Dobranoc!!- Krzyknęła, a ja ją za drzwi wypchnęłam. Pozostaliśmy z Lokim sami. On wściekły, ja wystraszona...?
-Tylko wyświadczyłam ci przysługę.- Powiedziałam.
-Dlaczego miałbym cię teraz nie zabić?- Zapytał zbliżając się do mnie. Ja starałam się odsunąć.
-Bo? Bo, mnie lubisz?- Zbliżyłam się do stołu z jedzeniem.
-I myślisz, że nie wiem tego, że chcesz we mnie jedzeniem rzucić?- Kurde, skąd wiedział?
-Yyy.. Tak właśnie myślę!!- Kupka jedzenia poleciała do boga.
I tak rozpętaliśmy wojnę na jedzenie. Wszędzie coś było, a na nas? Na nas to jeść można. W końcu po nie wiem jakim czasie, ja wzięłam sphagetti, które było na talerzu i wycelowałam nim w Lokiego, który stał przede mną. Udał, że oddaje wygraną.
-Rozejm?- Zaproponował. Udałam, że się zastanawiam.
-Emmm.. Rozejm!- Powiedziałam i podaliśmy sobie ręce. Pech Lokiego chciał, aby poślizgnął się na moim ulubionym kawałku sushi... I pociągnął mnie za sobą, więc oboje leżeliśmy na podłodze.
-Życie nie ma sensu...- Powiedział leżąc obok i patrząc w sufit.
-Jest jeszcze ciasto...- Spojrzałam na niego lekko się uśmiechając.- Chcesz?
-Mmm.. Możesz dać.
-Ok.- I ciasto leżało na jego twarzy. Wybuchnęłam śmiechem. Loki dalej leżał z ciastem na twarzy.- Buhahaha... Zdejmiesz z siebie to jedzonko, czy nie?- Zapytałam dalej się śmiejąc.
-Zrobię to, ale najpierw...- Podniósł się do pozycji siedzącej i wziął drugie ciasto... O niee!!!!! Teraz ja mam ciasto na twarzy. Teraz on się śmiał w niebogłosy.
-Zabiję cię!!!!!- Krzyknęłam.
-Dobra, ale najpierw się umyj.- Zaproponował.
-Nie mam ze sobą żadnych rzeczy, jak ty to sobie wyobrażasz głupku?- Zapytałam obserwując wesołego teraz boga.
-No, to może ty pójdziesz się umyć, a ja postoję i popatrzę.- Popatrzyłam na niego jak na idiotę. I jeszcze się chichra, debil jeden!
-Ty chyba sobie ze mnie żartujesz?- Zapytałam i rzuciłam w niego kawałkiem ciasta.
-No to umyjemy się razem w jednej wannie.- Zaproponował.
-Loki, ja cię naprawdę zabiję!!!
-No, co? Pomóc tylko chciałem..- Powiedział i oberwał w czaszkę.- Nie bij się, bo ci do łóżka w nocy wejdę.- Uśmiechnęłam się chytrze.
-Nie mam nic przeciwko.- Takiej odpowiedzi chyba się nie spodziewał. Na jego twarzy wykwitło zaskoczenie, a po chwili uśmiech.
-A, co na to Kapitan Rogers?- On jest zazdrosny!!
-Zazdroooośnik z ciebie!!- Krzyczałam na całe gardło.- Nananananana, Loki jest zazdrosny nanana...
-Nie jestem zazdrosny!!- Wstałam z podłogi.
-Jesteś, jesteś. A teraz daj mi jakieś suche ubranka, czyste.- Powiedziałam strzepując z zielonej sukienki jedzenie, bo resztkami to nie można tego nazwać.
-Ja mam tylko męskie.- Odpowiedział też wstając.
-Nadadzą się.
-A, skoro już się lubimy, to...- Zaczął Loki, ale nagle się zaciął.
-To?
-...Przepraszam.- Zaskoczyło mnie to wyznanie. Ale przeprosił, to się liczy. Ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu, to nie był koniec.- Za to jak się uczepiłem. Po prostu stałaś się dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu.
-Oj, Lokiś...- Podeszłam i się przytuliłam, tak bardzo mocno.- Słodki jesteś.
-Wiem, że mnie kochasz.- Odpowiedział chyba się uśmiechając.
-Idziemy się umyć?- Po kilku minutach przytulasków odunęliśmy się od siebie.
-Razem??- Loki uśmiechnął się zawadiacko.
-Zboczeniec.- Skomentowałam.
-To ty chcesz się ze mną myć.- Odpowiedział obojętnie.
-A co? Odmówisz?- Znowu nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
-C-co?- Zapytał zagubiony.
-Żartowałam przecież.
-Ale byłaś zazdrosna jak Amanda przyszła?- Zapytał szczerząc się.
-Nie, nie byłam zazdrosna.- Odpowiedziałam.
-Zazdrośnica mała, ruda..
-A patelnią chcesz? Ty jesteś zazdrosny o Steve'a.
-Nie chcę patelnią i nie jestem zazdrosny.- Odpowiedział zadowolony.
-Zaaazdoosny!!
Chyba znowu się zaczyna...
************************
Siemanko! Next wklepany, chyba najdłuższy w całym moim życiu. No i co tam więcej... Chyba nic i dzięki za komy, głosy i wglądy.
-Też was lubię!!- Mili
-Ja nawet też!- Wanda
-Moi poddani.- Loki
-Loki, mam ci przypomieć, że przegrałeś bitwę w Nowym Jorku?- Autorka
-Milcz! To było zaplanowane.- Loki
-Akurat.- Wanda
-Znowu mi nie wierzysz?- Loki
-Tak?- Wanda
-Ja też nie bardzo...- Mili
-Zdradziłaś mnie, znowu!- Loki
-A z kim ja cię wcześniej zdradziłam?- Mili
-Ze Stevem...- Autorka, Wanda
-Co??- Mili
-Nic!- Loki
-Trza jej powiedzieć.- Wanda
-KONIEC ROZDZIAŁU!!!- Loki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top