Próba zabójstwa?
Tony pov.
Obecnie siedzimy sobie w salonie dalej świętując urodziny mojej małej i Lokiego, który gdzieś poszedł z Wandą. A tak właściwie, to gdzie jest Mili? Rozejrzałem się po salonie, ale nigdzie nie zauważyłem rudych loków. Dużo ludzi jest, więc pewnie dlatego. Najlepsze jest to, że większości nie znam. Wokół mnie, na kanapach siedziała przeważnie reszta ekipy. Kilka minut wcześniej dosiadł się jakiś taki zmartwiony Steve.
-Ej, widział ktoś Mili?- Zapytałem. Natasha odpowiedziała pierwsza.
-Siedziała wcześniej przy barze, obsługując jakiegoś człowieka. Niezły przystojniak, swoją drogą.
-Sugerujesz, iż ona teraz z nim...- Zacząłem mówić, ale mi przerwała.
-Ja nic nie sugeruję.- Powiedziała rozbawiona, upijając jakiegoś drinka.- Czy wszystko wokół jednego musi się u ciebie toczyć?
-To jest Stark, więc czego się spodziewasz?- Zapytał James.
-Ale jakby się tak przyjrzeć, to Milagros nie jest tak zboczona jak jej brat.- Zauważył Sam.
-Ale lubi ludzi przytulać. Nawet Loki daje się jej przytulić, co jest dziwne.- Powiedział Thor.
-Przytulanie to raczej nic dziwnego.- Odpowiedziałem przekonany własnym zdaniem.- I pewnie mówisz tak dlatego, że z tobą nigdy tego nie zrobiła. A jeleń? Nie ma dnia, w którym by go nie przytuliła.- Kilka osób zachichotało.
-Weź, bo kompleksy będzie miał.- Teraz mówił Clint.
-Tylko uważaj żeby...- Zaczął mówić Thor, ale przerwała mu Wanda, która wbiła jak huragan. Zdyszana, spocona i wystraszona, co u niej dziwne.
-Stark!
-Coś się stało?- Zapytałem nieco zaniepokojony jej stanem.
-Mili..- Zrobiła przerwę na złapanie oddechu.- On chciał ją zgwałcić..- Gwałtownie podniosłem się z kanapy. Troszkę mi się w głowie zakręciło od wypitego alkoholu. Na moich rękach pojawiły się rękawice Iron Mana.
-Kto!- Krzyknąłem.
-Nie wiem... Nie znam go.. Loki tam jest, chyba skopał mu tyłek..- Odpowiedziała zmęczona.
-Gdzie?- Zapytała Nat.
-W jej pokoju.. Loki kazał was zawołać.- Odpowiedziała.
-Biegnę.- Powiedziałem i już udałem się w stronę pokoju mojej siostry. Za mną pobiegła Wanda, Steve, Clint i Nat. Po chwili reszta także zaczęła biec. Na miejscu zauważyłem, że nie ma drzwi. Spojrzałem na Wandę.
-Loki je rozwalił, bo zamknięte były.- Odpowiedziała obojętnie.
Weszłem cicho do środka, w którym panowała ciemność. Nie było jednak tak ciemno, abym nie zauważył Mili w łóżku, a obok niej klęczącego Lokiego... Za, którym stał jakiś człowiek próbujący wbić mu nóż w plecy. Już się zamachnął, ale w ostatniej chwili strzeliłem do niego z mojej rękawicy. Loki odwrócił się gwałtownie. Na nasz widok podniósł się i podszedł do nas.
-Co tu się działo?- Zapytała Nat celując pistoletem w Lokiego. A skąd ona wzięła ten pistolet?
-Wanda nic nie mówiła?- Zapytał spoglądając, to na Wandę, to na Natashę. W pokoju nastała jasność, gdyż Clint włączył światło.
-Mówiłam, ale chyba nie zrozumieli.- Odpowiedziała podchodząc do typka leżącego na ziemi, Wanda.
-Ehh..- Westchnął zniesmaczony jelonek.
-Żyje, ale jest nieprzytomny.- Opisała stan tego mężczyzny, Maximoff. Ja za to minąłem resztę i podążyłem do Mili. Usiadłem obok niej na łóżku. Leżała śpiąca, nieco poobijana. Jej sukienka w górnej części była podarta.- Co z nią?- Zapytała Wanda klękając obok niej.
-Chyba będzie żyć.- Usłyszałem Lokiego, który do nas podchodził, ale Nat mu to uniemożliwiła.- Przestań we mnie celować i zejdź mi z drogi.- Wysyczał. Romanoff stała jednak nieugięta.
-Skąd możemy wiedzieć, że to nie twoja sprawka?- Zapytała nieufnie.
-Chcesz mi powiedzieć, że niby ja to zrobiłem?- Zapytał pretensjonalnie.
-Po tobie można się wszystkiego spodziewać.- Stwierdziła dalej celując.
-Tak. A ja nie spodziewałem się czegoś takiego po was.- Odpowiedział Loki zdenerwowany przez Romanoff.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- Zapytał Kapitan stając w jej obronie.
-Hmmm...- Loki udał, że się zastanawia.- Ile z nas obecnych zauważyło, że nagle zniknęła?- Zapytał. Ma rację. Nikt nie zauważył z wyjątkiem jego.- Chyba tylko ja i Wanda. Ciekawe, czy gdyby nie my, dożyłaby do poranka?- Zapytał retorycznie. Znowu mi siostrę uratował, a ja ani razu mu nie podziękowałem. Uwaga Nat została nieco zachwiana.
-To... Nic nie znaczy.- Odpowiedział mu Kapitan. Teraz ja się wkurzyłem.
-Jak to nic nie znaczy? To moja siostra!- Krzyknąłem.
-Panie Stark, to, że raz ją uratował, to nie znaczy, że się zmienił.- Usłyszałem Visiona. On też?- Nie mamy pewności, że ten raz był ratunkiem, czy też kolejną intrygą.
-I to na niego zmarnowało się moje berło?- Zapytał Loki. Jego głos był mieszanką wściekłości, rozbawienia, irytacji i zawodu.
-Bracie, jeśli znowu coś zrobiłeś, to...- Zaczął Thor gwałtownie zbliżając się do jelonka.
-To co?- Zapytał nie obawiając się bliskości gromowładnego.
-To tym razem cię zabiję. Nie będzie litości.- Odpowiedział wskazując na niego palcem. Oj, Mili by się to nie spodobało.
-Ja się dziwię, że ona nadal jest.- Stwierdził rozbawiony teraz bóg kłamstw.- I weź tu kogoś uratuj...- Thor mu przerwał łapiąc go nagle za gardło.
-Thor! Co ty robisz!- Krzyknął Clint odzywając się po raz pierwszy od całego zajścia. Natasha opuściła broń.
-Ej, to przesada!- Powiedziała, ale gromowładny nie słuchał.
-Myślisz, że to żarty?- Wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-No dalej... Zabij mnie.. Ułatw mi to..- Odpowiedział Loki nie próbując łapać oddechu... Jakby miał nadzieję na to, że Thor go zabije... O cholera, teraz to nawet od Mili by opieprz dostał za takie teksty.- Zrób to!!!
-Thor!- Rzuciłem ostrzegawczo. Dopiero Wanda musiała interweniować, aby go naprawdę nie udusił.
-Ostrzegam cię..- W jej dłoniach zjawiło się jaskrawoczerwone światło.- Puść go... Natychmiast..- Powiedziała stanowczo. Thor spojrzał na nią zaskoczony, po chwili puścił Lokiego. Ten upadł na ziemię kaszląc i trzymając się za gardło.
-Dlaczego.. Tego nie zrobiłeś?- Zapytał przerywając co chwilę kaszlem. Wanda uklękła obok niego łapiąc go za ramię. Thor popatrzył na niego, potem na nas i nic nie mówiąc poszedł gdzieś.
-Bardzo boli?- Zapytała jelonka Maximoff z troską w głosie. Spojrzał na nią spod opuszczonej głowy.
-Wszystko w porządku.- Powiedział. Znowu zaczął kaszleć, a gdy przestał parsknął śmiechem.- Tak mi się wydaje.
-Loki, on cię chciał zabić.- Powiedziała Natasha podchodząc krok bliżej. Ten z rozbawieniem na twarzy oparł się o ścianę.
-To teraz ci nagle zależeć na mnie zaczęło?- Zapytał.
-Ja... Nie spodziewałam się, że dojdzie do czegoś takiego.- Stwierdziła.
-Nic mi nie jest.- Powiedział twardo.- A poza tym, co ja was obchodzę? Moja śmierć i tak będzie dla was na rękę. Nawet się ucieszycie!- Powiedział zadowolony. To jest człowiek zagadka. Jak można tak radośnie mówić o swojej śmierci?- Nie rozumiem, w czym problem?
-Przestań tak mówić.- Powiedziała zmartwiona Wanda.
-Nie, ale naprawdę.- Loki spojrzał po zgromadzonych.- Kogoś z was to obchodzi? Ciebie?- Wskazał na Natashę.- Ciebie?- Wskazał na Visiona.- A może ciebie, Kapitanie?- Teraz wskazał na Rogersa.
-To wcale nie jest tak...- Loki przerwał mu wybuchem śmiechu.
-Prawda jest jasna, ale wy w nią wierzyć nie chcecie. A może inaczej; chcecie się z nią mijać i nie chcecie stanąć z nią twarzą w twarz.- Stwierdził patrząc na resztę perfidnym wyrazem twarzy, ale w jego oczach widziałem ból i cierpienie. Nikt się nie kwapił do odpowiedzi i zapadła taka niezręczna cisza. Postanowiłem ją przerwać:
-Dobra, koniec zbiegowiska. Wracajcie do siebie, a ja zajmę się Mili.- Reszta wykonała moje polecenie, pozostaliśmy ja, Wanda, Loki i Mili. Spojrzałem na czarodziejkę pytająco.
-Pomogę ci. To moja przyjaciółka.- Zaproponowała. Kiwnąłem głową twierdząco. Loki podszedł do Mili nic nie mówiąc.- Przyniosę bandaż i inne takie.- Powiedziała i zniknęła za wywalonymi drzwiami. Loki usiadł na łóżku, a ja obok niego.
-Znowu ją uratowałeś.- Powiedziałem patrząc na siostrę.
-Zrobiłem co musiałem.- Odpowiedział krótko obserwując Mili.
-Jaasne.- Stwierdziłem.
-Sugerujesz coś?
-Po raz kolejny ją uratowałeś. Wątpię, że zrobiłbyś to dla innej osoby.- Loki spojrzał na mnie po raz pierwszy.
-Przejdź do rzeczy, midgardczyku.
-Kochasz ją.- Stwierdziłem bez żadnych ceregieli. Teraz na jego twarzy zagościło zdziwienie.
-Co?
-Oj, no dalej. W tej kwestii mnie nie oszukasz. Przyznaj, że na niej ci zależy.
-Nie kocham jej.
-Kochasz, kochasz.
-Nie kocham.
-Kochasz, kochasz.
-Nawet jeśli, to...- Klasnąłem w dłonie. Czasem bycie irytującym przydaje się.
-Wiedziałem, że tak!- Powiedziałem zadowolony.- Nie bój się, nie mam nic przeciwko.
-A po co mi twoje pozwolenie?- Zapytał znowu patrząc na Mili.
-Bo od tego zależy, czy będziecie razem.- Odpowiedziałem uśmiechając się.
-Wierzysz w to, że cię posłucha?- Zapytała Wanda.
-Wanda! Przez ciebie znowu prawie zszedłem! Nie rób tego więcej!- Powiedziałem patrząc na nią.
-Od jak dawna nas podsłuchujesz?- Zapytał się jej Loki.
-Wystarczająco długo żeby wiedzieć, że kochasz Mili.- Powiedziała rozbawiona.
-Odczepcie się ode mnie, śmiertelnicy!- Głośno powiedział jeleń.
-Opatrzmy jej w końcu te rany, a nie ciągle marudzicie.- Zaproponowała Maximoff.
-Jestem za.- Powiedział Loki.
Ja zdjąłem swoje rękawice i odchyliliśmy kołdrę. Ogółem nie była zbyt poraniona, ale miała dużo sińców i zadrapań. Jej lewa ręka była skręcona, ale jelonek się tym zajął i po chwili wszystko było dobrze. Oprócz tego zaproponował, że zaopiekuje się nią w nocy. Miałem wątpliwości aby się zgodzić, ale ostatecznie przystałem na propozycję. Ja i Wandzia poszliśmy do swoich pokoi, aby pospać. Do tego czasu ludzie rozeszli się z imprezy i chyba wrócili do domów. A jeśli chodzi o typa, który zabawiał się moją siostrą, to go nie ma. Loki wysłał go... Emm.. Jak to miejsce się nazywało? Jaten... Aaa! Jotunheim! Loki go wysłał na Jotunheim! Gdziekolwiek to jest, ale myślę, że gdzieś w Rosji.
***
Mili pov.
Obudziłam się czując ciężar na boku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tam jakąś rękę, która jak się okazało należała do Lokisia. Ale co on tu robi? Zdjęłam z siebie łapkę, co sprawiło, że się obudził. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja posłałam mu lekki uśmieszek, który zdziwił go jeszcze bardziej.
-Mili, nie śpisz.
-Spostrzegawczy jesteś.- Zauważyłam.- Dlaczego śpimy razem?
-Eee.. Nic się między nami nie zdarzyło.- Zapewnił zmieszany.
Poczułam luz w okolicach klatki piersiowej, więc podniosłam kołdrę i spojrzałam na nią. Prawie, że naga... Moje gardło wydało dźwięk przerażenia, a oczy się szeroko otwarły.
-Dlaczego moja sukienka jest podarta, że cycki mi prawie widać!?- Zapytałam teraz bardzo szczelnie okrywając się kołdrą. Jestem pewna, że się czerwona ze wstydu zrobiłam!
-Eee.. Nic nie pamiętasz?- Zapytał szybko wstając z łóżka. Zaczęłam sobie przypominać.. Gadałam z Erickiem, piłam wino, źle się poczułam, Steve mnie pocałował... A dalej nic.
-Jest coś, co powinnam pamiętać?
-No właściwie tak...
-Co?- Zapytałam ostro.
-Nie pamiętasz nic??
-Co mam pamiętać!?
-Mili... Ktoś cię zgwałcić próbował..- Wyznał mi, a mnie zatkało.
-Co?- Musiałam się upewnić.
-To co powiedziałem...- Odpowiedział całkowicie poważnie. Złapałam się za głowę.
-Ale.. Ale ja nic nie pamiętam...- Powiedziałam cicho. Spojrzałam na Lokisia przestraszona.- Nie kłamiesz, prawda?- Zapytałam. Loki podszedł i ukląkł przy moim łóżku.
-Nie okłamałbym cię w tej sprawie.- Powiedział, a mi w oczach zebrały się łzy.
Poczułam jak mnie obejmuje, odwzajemniłam uścisk. Kilka łez spłynęło po mojej twarzy. Kilka minut później odsunęłam się od Lokiego.
-Dobra, starczy tego mazgajstwa. Muszę się umyć, więc odwróć się proszę, bo boję się, że ta sukienka zaraz ze mnie spadnie.- Powiedziałam. Loki spełnił prośbę.
Wstałam, wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie podartą sukienkę i weszłam pod prysznic oblewając się ciepłą wodą. Po umyciu się, założyłam na siebie ciemne legginsy i długi czerwony sweter. Włosy po wysuszeniu związałam w warkoczyk na boku. Makijaż zrobiłam używając pudru, tuszu i czerwonej szminki. Kiedy wyszłam ujrzałam przebranego w codzienne ubrania Lokisia, leżącego na moim łóżku i czytającego książkę.
-Co czytasz?- Zapytałam.
-''Władca pierścieni'', całkiem ciekawe to jest, mogę pożyczyć?- Zapytał.
-Możesz.- Odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
-Mili, ty naprawdę nic nie pamiętasz?- Zapytał zamykając książkę i siadając po turecku.
-Ja się z tego powodu cieszę.- Odpowiedziałam poważniejąc. Do pokoju wszedł Vision. Przez ścianę.
-Prywatności trochę!- Krzyknęłam.
-Eee, przepraszam, ale Kapitan chce z tobą pomówić, na osobności.- Powiedział obserwując nas. Jak dla mnie za wysoki jest.
-Zaraz przyjdę.- Odpowiedziałam, a Vision zniknął za ścianą. Spojrzałam na Lokiego.- Poczekasz tu chwilę, dobrze?
-Poczekam i poczytam.- Odpowiedział uśmiechając się.
-To narazie.- Powiedziałam i wyszłam. Pokój Steve'a jest nie daleko, więc krótko szłam. Zapukałam do drzwi. Usłyszałam ''proszę!'' i weszłam.
-Mili, przyszłaś.- Wstał z krzesła przy biurku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Większość była urządzona w odcieniach bieli z niewielkim dodatkiem niebieskiego. Łóżko dwuosobowe, chyba w jak każdym pokoju.
-Chciałeś mnie widzieć.- Powiedziałam chcąc jakoś rozmowę zacząć.
-Tak... Chciałem porozmawiać o... Nas.- Jakich nas?
-Nas?- Zapytałam.
-Pamiętasz wszystko, co się wczoraj stało?- Zapytał. Następny.
-Nie pamiętam jak ktoś mnie próbował zgwałcić, więc skończmy temat.- Odpowiedziałam.
-Jak sobie życzysz.- Popatrzył na mnie z troską.- A pamiętasz jak ja cię...
-Tak. Pamiętam.
-Przepraszam za to.
-Byłeś podpity, więc...
-Byłem w pełni świadomy. Ale...- Zaciął się i spuścił wzrok na podłogę. Trochę się boję...- Czy ty coś do mnie czujesz?- Ok...
-Nie wiem... Naprawdę...- Odpowiedziałam zmieszana.
-Bo mi się wydaje, że ja coś do ciebie tak.- Powiedział, a ja czuję się teraz jak... Jak... Jak, nie wiem jak. Szczęśliwa? Przybita?
-Ja nie wiem co do ciebie czuję, ale... Może, coś? Takie te poważniejsze?- Steve spojrzał na mnie z iskierkami radości w oczach.
-A zgodziłabyś się... Dać nam szansę?- Zapytał z nadzieją w głosie. Co tu odpowiedzieć? Z jednej strony lubię go, ale... Może powinnam mu dać mu szansę? I tak nikogo innego nie mam.
-Możemy spróbować...- Powiedziałam niepewnie i myślałam, że on się na mnie rzuci.
-Zgadzasz się?
-Zgadzam się.- Teraz to dopiero się rzucił z uściskiem. Mimo to, odwzajemniłam go.- Dobra, muszę iść. Narazie.
-Narazie.- Odpowiedział odsuwając się.
Wyszłam z jego pokoju uśmiechnięta, jak nigdy. Ciekawe co Loki powie jak się dowie?
Loki pov.
Po wyjściu Mili z pokoju zagłębiłem się w lekturze. Może w końcu powinienem powiedzieć co czuję? Ale co by odpowiedziała. Nie wiem. Wyśmiałaby mnie? Dałaby mi po twarzy? Nie wiem. Ciekawe czego ten Kapitanek od niej chce? Zapytam o to później. Dobra, powiem wszystko, bo chyba nie będę tego w sobie dusić przez całe życie. Minęło jakieś dziesięć minut, zanim ona przyszła. Wstałem uśmiechnięty z łóżka, ona to odwzajemniła.
-Muszę ci coś powiedzieć.- Powiedzieliśmy oboje. Cicho zachichotaliśmy.- Ty pierwsza.
-Ok.- Powiedziała zadowolona.- Chodzę z Stevem.
*****************
Siema w nexcie! Jak życie? Dzięki za pozytywne komentarze, bo to człowieka weną karmi. Przepraszam za te przecinki, ale to mnie dobija.
-Ty mnie dobiłaś!- Loki
-Co się stało?- Steve
-Głupio się pytasz! Jak mogłaś!- Loki
-Ja??- Autorka
-Rozdzieliłaś mnie z Mili.. Nienawidzę cię.- Loki
-Ale...- Autorka
-Milcz!! Jeszcze z nim?!- Loki
-Ze mną.- Steve
-W czym jest on lepszy?- Loki
-W wojsku.- Steve
-A odczep się ode mnie!- Autorka
-On jest taki... Idealny..- Loki (wybiega zapłakany z pomieszczenia)
-Nie rozumiem o co mu chodzi.- Steve
-Jeszcze wiele rzeczy nie zrozumiesz...- Autorka
-Mili wybrała. On poszedł płakać. Słaby jest.- Steve
-SŁYSZAŁEM TO!!!- Loki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top