Poszukiwania Starka

Tony pov.

Musiałem przejść do CIB żeby skorzystać z komputerów. Zamierzałem korzystać z pomysłu Lokiego, czyli śledzenie jej monitoringiem. Kazałem wszystkim swoim myślom usunąć się gdzieś w kąt mojego mózgu, abym mógł skupić się na zadaniu. W końcu dotarłem na miejsce. Widziałem ludzi pracujących przy maszynach a to wszystko nadzorowała Sharon Carter. Z tego co słyszałem to kręci ona z Kapitanem.

Widząc mnie podeszła bliżej.

- Pomóc w czymś? - Zapytała uprzejmie.

- W sumie tak. - Potwierdziłem. - Mogłabyś mi przygotować komputer, na którym będę mógł oglądać nagrania z monitoringu? - Zapytałem. Blondynka kiwnęła głową twierdząco.

- Każdy się do tego nada. Proszę za mną. - Powiedziała teraz idąc w lewą stronę. Podążyłem za nią. Na miejscu czekała na mnie włączona już maszyna, która śledziła obecny stan na drogach. Usiadłem na wolnym krześle obrotowym.

- Dzięki. - Powiedziałem w celu zakończenia rozmowy i rozpoczęcia poszukiwań, jednak ona ciągle stała obok. Zerknąłem w jej stronę. - Coś się stało?

- Czy mogę zadać pytanie? - Kiwnąłem głową twierdząco. - Co się tam wtedy stało? - Z niezrozumieniem patrzyłem na Carter. - Mam na myśli tam przed tym jak tłumaczyłam o co chodzi w misji. Loki był zdenerwowany, a potem chodził po pokoju obrad, do którego nie chciał mnie wpuścić. - Jaki ja teraz byłem wdzięczny bogowi kłamstw. - Nagle zniknął i pojawił się z tobą a ty byłeś w samej bieliźnie.. - Agentka patrzyła na mnie z zdziwieniem. Ja westchnąłem cicho.

- Loki rozwiązywał drobne problemy w środku ekipy. - Odpowiedziałem tylko. Ona uśmiechnęła się przebiegle.

- Nie chcesz mi powiedzieć. - Wywnioskowała. W sumie to tak.

- Można tak powiedzieć. - Przyznałem. Ona jednak nie chciała przegrać.

- A tamta dziewczyna? Aleksandra? - O nie, ona zdecydowanie na zbyt dużo sobie pozwala. Nie jest ważniejsza jeśli flirtuje z Kapitanem! - Wcześniej bywała tu często a teraz jej nie widzę nigdzie. Coś się stało? - Zapytała chytrze. Miałem już jej odpowiadać w jakiś niezbyt uprzejmy sposób, ale ktoś inny mnie ubiegł.

- Carter! Wracaj do pracy. - Usłyszałem władczy głos Lokiego. Dopiero teraz zakręciłem się na krześle i byłem tyłem do monitora. Sharon najwidoczniej go nie zauważyła, bo widziałem grymas przestraszenia na jej twarzy.

- Tak, przepraszam. - Posłusznie powiedziała i miała gdzieś iść, ale Loki najwidoczniej nie skończył.

- Jeszcze jedno. Będziesz z kamer ulicznych nadzorować naszą misję, więc bądź przygotowana. Dostaniesz wiadomość od agentki Romanoff, kiedy się podłączyć. - Rozkazał. To zaskakujące jak bardzo spokojnie pracownicy przyjęli wiadomość od Kapitana, gdy Loki zaczął dowodzić. Zabawne jest to jak podnosi ciśnienie obecnym...

- Oczywiście. - Zgodziła się i poszła jak najdalej od niego. Zaśmiałem się cicho.

- Swoją obecnością, wszystkich stresujesz, wiesz? - Powiedziałem swobodnie kręcąc się w tę i z powrotem na krześle. Loki patrzył na mnie z góry.

- Jeśli się stresują to lepiej pracują. Tak samo jest z tobą. - Wyznał. - I dobrze, że nie powiedziałeś Carter o tym co się działo. - Dodał ściszonym tonem. Kiwnąłem głową twierdząco.

- Dobra, daj mi jakąś ładną laurkę i mi wystarczy. - Odpowiedziałem z żartobliwym uśmiechem. Loki pozostał poważny.

- Pamiętaj nową zasadę: to co się dzieje w ekipie, zostaje w ekipie. - Rozkazał. Wpatrywałem się w niego ze zrozumieniem. - Na najbliższym zebraniu też to rozgłoszę, żeby potem nie było problemów. - Loki splótł ręce na piersi.

- Na pewno takie działania wesprą twoją działalność. - Zauważyłem, że bóg nie zrozumiał. - No wiesz, dużo osób wątpiło w twoje dowodzenie, ale jakoś potem się to zmieniło. Teraz nikt nie chce cię zrzucać ze stołka, ale nikt też tego nie powie głośno. Wiesz, godność, honor... - Wymieniałem po kolei. Loki teraz wysilił się na delikatny uśmiech.

- A ty? - Zapytał z zaciekawieniem. Wzruszyłem ramionami.

- Co ja?

- Co ty o mnie sądzisz? - Ponownie zadał pytanie. Rozsiadłem się wygodniej na siedzeniu.

- Ja sądzę, że jesteś w porządku dopóki nie czepiasz się moich cudeniek. - Tutaj miałem na myśli moje zbroje. Posłałem bogowi zadziorne spojrzenie. - Ale rozumiem, lubisz słuchać komplementów. Jednak z takimi rzeczami idź do Mili i jak ją znam to ci pomoże. - Zaproponowałem stale się uśmiechając. Bóg też to odwzajemnił.

- Tak, na pewno... Zwłaszcza, że na misji będę tam z nią a ty nam nie będziesz przeszkadzał. - Odpowiedział uśmiechając się. Moja twarz wyrażała teraz zniechęcenie. Loki ponownie przybrał poważną minę. - Muszę już iść. Powodzenia w zadaniu. - Dodał wskazując spojrzeniem komputer.

- Jasne i nawzajem. - Odpowiedziałem odwracając się twarzą do monitora.

W końcu mogłem swobodnie pracować. Przekierowałem się do folderu, w którym jak nazwa wskazuje znajdywały się wszystkie nagrania z wczoraj. Teraz trzeba było znaleźć odpowiednie miejsce, czyli kamera obok naszej siedziby. Kiedy znalazłem, przesunąłem na odpowiednią godzinę, czyli coś na prawie 23:00. Teraz oglądałem nagranie.

Musiałem trochę poczekać zanim ujrzałem ją wychodzącą, a raczej wybiegającą z bazy. Miała niedbale narzuconą na siebie kurtkę, z której właśnie wyjęła swoją komórkę. Szła przyśpieszonym krokiem w stronę bramy poprawiając swoje nakrycie. Musiałem przerzucić się na inną kamerę, bo zniknęła za ogrodzeniem. Ponownie ją widziałem, teraz jak robiła coś na telefonie. Przyłożyła go do ucha, teraz coś mówiąc. Kiedy skończyła, znacznie przyśpieszyła kroku, czasem po drodze trącając przechodniów. Zatrzymała się na przystanku autobusowym gdzie oprócz niej były jeszcze trzy osoby. Chwilę stała oparta o ściankę a później zatrzymała się obok niej taksówka.

Czyli po to dzwoniła...

Wsiadła do środka i odjechała. Teraz szybciej musiałem zmieniać kamery, bo samochód się śpieszył. Po jakimś czasie wjechała do centrum miasta i zatrzymała się przed... Wejściem na lotnisko? W mordę, to już pewnie daleko jest! Uciekła samolotem, tylko gdzie? Podejrzewam, że do Polski, chociaż Aleksandra kiedyś mówiła, że nie dogaduje się z rodzicami i przyjemność jej sprawiło wydostanie się od nich. No, ale gdzie indziej?

Muszę pojechać na lotnisko i dowiedzieć się gdzie poleciała. Mam nadzieję, że wpuszczą mnie do rejestrów...

***

Zatrzymałem się moim pomarańczowym Lamborghini na parkingu należącym do lotniska. Jak zwykle w takich miejscach było dużo ludzi i jeszcze nie wchodząc do środka widziałem przez szyby spory tłok. W końcu pokusiłem się wyjść z samochodu i wejść do środka. Dokonałem ostatnich poprawek wyglądu, pchnąłem szklane drzwi i znalazłem się w gromadzie ludzi usiłujących kupić bilet, czekających na samolot i bliskich, oraz pracowników lotniska. Poszedłem do recepcji a raczej do Informacji w celu poproszenia o pozwolenie. Siedziały tam trzy starsze kobiety osłonięte szybą, i tylko otwory w niej umożliwiały kontakt z nimi. Musiałem ustawić się w kolejkę, bo jak zwykle stał tłum ludzi chcących poprosić o pomoc, zapytać gdzie i jak zakupić bilet, czy po prostu zaklepać lot przed czasem.

Wszystko tutaj było jak zawsze. Znałem to lotnisko, bo tutaj zazwyczaj startowały moje prywatne samoloty. Nie musiałem się o nic martwić, bo wszystko załatwiała Pepper i obawiam się, że znowu będę potrzebować jej pomocy. Zobaczy się jak będzie...

Zauważyłem, że do recepcjonistek zbliżyła się jakaś czarnowłosa kobieta z dzieckiem. Na oko miała mniej niż trzydzieści lat a chłopiec obok niej z osiem. Postawiłem mały kroczek do przodu, bo jeden z użytkowników Informacji właśnie odszedł. Czarnowłosa zagadała do pracownicy wygodnie siedzącej przy biurku za szybą. Sądząc po wyglądzie sytuacji, tamte dwie się nie dogadały. Usłyszałem coś w stylu '' proszę się ustawić w kolejce''. Poirytowana kobieta odwróciła się i trzymając dziecko za rękę, ponownie przepychała się przez tłum. Jakoś tak się złożyło, że mężczyzna z kolejki obok popchnął ją przypadkiem na mnie.

Złapałem kobietę tak, aby utrzymała równowagę. Dziecko tymczasem puściło jej dłoń i patrzyło onieśmielone na mnie.

- Wszystko w porządku?- Zapytałem kiedy spojrzała na mnie. Kobieta uśmiechnęła się słabo.

- To ja staranowałam pana. Na jedno małe pytanie nie mogli mi odpowiedzieć...- Westchnęła zmęczona. Dziecko obok dalej się na mnie gapiło.

- O co chodzi?- Zapytałem ponownie chcąc jej pomóc. Czarnowłosa speszyła się trochę.

- Chciałam tylko zapytać gdzie łazienka, ale najwidoczniej i z takimi pytaniami trzeba stać w kolejce..- Najwidoczniej była tym wszystkim zażenowana sądząc po delikatnym rumieńcu, który wykwitł na jej twarzy. Znałem to miejsce, więc wiedziałem gdzie co jest.

- Łazienki są w tamtym korytarzu.- Wskazałem nieopodal nas przejście. Matka teraz patrzyła z wdzięcznością.

- Dziękuję!- Wystawiła rękę do chłopca, który nie zwrócił na nią uwagi.- Jim?- Zwróciła jego uwagę na siebie.

- Da pan autograf?- Zapytał chłopiec patrząc prosząco. Jego matka chyba dopiero teraz zauważyła z kim rozmawia. Na jej twarzy ponownie wykwitł rumieniec zawstydzenia.

- Jim, musimy iść, pan Stark na pewno ma ważniejsze sprawy na głowie.- Powiedziała prawdopodobnie chcąc jak najszybciej zniknąć.

- Na pewno znajdę czas na autograf, potrzebuję tylko kartki i długopisu.- Poprosiłem z uśmiechem. Kobieta zaczęła szukać w torebce rzeczy i po krótkiej chwili je wyjęła. Szybko napisałem parę ważnych słów, które prawdopodobnie będą motto życiowym dziecka, oraz swój podpis.- Proszę.- Dałem dla młodego karteczkę. Najwidoczniej sprawiłem mu tym dużo radochy, bo pojawił się u niego szeroki uśmiech.

- Dziękuję!- Odpowiedział młody.

- Ja też dziękuję.- Dodała jego matka i oddaliła się w stronę łazienek, wraz z dzieckiem.

To było miłe uczucie uszczęśliwić dzieciaka, którego nawet nie znam. Zauważyłem, że kolejka przede mną znacznie się zmniejszyła, więc postawiłem kilka kroków do przodu. Poczekałem aż typ przede mną załatwi swoje sprawy i odejdzie. W końcu przyszła kolej na mnie. 

- Mam małą sprawę..- Całkiem uprzejmie zacząłem. Kobieta niechętnie mi się przypatrywała.

- Jak każdy kto tu przychodzi.- Zauważyła nie zmieniając wyrazu twarzy. Jeszcze nigdy nie korzystałem z Informacji, bo zawsze wszystko załatwiała Pepper a ja tylko wsiadałem do samolotu. Najwidoczniej niemiła pani jest po jakichś dobrych studiach, pracuje tu długo i pewnie za małe wynagrodzenie. Jej niedola sprawiająca, że jest wredna, nie zachęca do pracy z ludźmi.

Postarałem się zachować uprzejmy wyraz twarzy.

- Muszę uzyskać dostęp do waszych rejestrów na temat ostatnich lotów, pasażerów, oraz kierunków ich tras.- Wyjaśniłem poważnie. Starsza pani poprawiła okulary na nosie, wpatrując się we mnie.

- I niby dlaczego pan uważa, że zasługuje na specjalne traktowanie?- Zapytała ciągle nieprzyjemnie. W duszy westchnąłem ciężko. Kobieta nie była skora do pomocy.

- Nie sądzę, że zasługuję na specjalne traktowanie.- Odpowiedziałem starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.- A jeśli chodzi o te rejestry, to jest to sprawą Avengers.- Posłałem jej wymuszony uśmiech. Ta siedziała niewzruszona tym co powiedziałem.

- Tak, wy i te wasze sprawy, od których ludzkość ginie.- Mówiła przeciągle jakby chciała mnie sprowokować.- Mimo to nie mogę dać panu dostępu.- Dodała. Teraz już byłem mocno poirytowany.

- Chcę mówić z twoim szefem.- Powiedziałem ostro. Kobieta zbierała się do odpowiedzi, ale ją uprzedziłem.- Proszę mi nawet nie mówić, że nie mogę, bo mogę. I teraz chcę go widzieć.

- Nie sądzę, że...- Przerwałem jej wypowiedź, zwracając się do jej koleżanki obok.

- Ej!- Zwróciłem na siebie uwagę, na oko trzydziestolatki. Patrzyła na mnie pytająco.- Proszę, sprowadź tutaj swojego szefa, bo koleżanka nie rozumie.- Oznajmiłem. Ona najpierw zerknęła na tą starszą i wzięła telefon do ręki wykonując szybkie połączenie.

Czekałem ze zwycięskim uśmiechem aż zjawi się szefunio tego zacnego przybytku. W międzyczasie tamta bardziej pomocna pani wpuściła mnie do ich pokoju, w którym pracowały, a żeby ta starsza mogła w dalszym ciągu ''pomagać'' innym. W końcu zjawił się typ w garniaku. Starszy pan o ciemnych włosach i niebieskich oczach, widząc mnie podszedł i wyciągnął dłoń w geście powitania. Oczywiście to odwzajemniłem a on zaczął mi się przyglądać.

- Stanley Tran.- Przedstawił się.- Doszły mnie słuchy o problemach tutaj. O co chodzi?- Zapytał nie zdradzając żadnych objaw fangirlu na mój widok. Zauważyłem, że tamta kobieta ukradkiem nam się przygląda.

- W sumie to... Miałem problemy z dogadaniem się z tamtą panią, ale to nie jest ważne.- Oznajmiłem jedynie wspominając o zajściach z nią.- Mam do pana prośbę. Ja i reszta Avengers potrzebujemy dostępu do rejestrów o ostatnich lotach i pasażerach.- Poprosiłem mężczyznę. On pokiwał głową ze zrozumieniem.

 - Dostanie pan dostęp, skoro to ważne. Czy mamy się obawiać, że przepuściliśmy kogoś o złych zamiarach?- Zapytał z powagą. Ja automatycznie pokiwałem przecząco głową.

- Nie, nie mogę panu powiedzieć o co chodzi, ale to nie był nikt o złych zamiarach.- Wytłumaczyłem. Tamten tylko pokiwał głową i dodał:

- Prześlemy do pana agentów całą rozpiskę z ostatnich dni.- Powiedział. 

- Dziękuję za pomoc.- Grzecznie podałem mu dłoń.

- Nie ma problemu.- Odpowiedział podając i swoją dłoń. 

- I jeszcze jedno. Niech pan przekaże rejestry mojej asystentce, Pepper Poots.- Poprosiłem. Nie ufałem zbytnio agentom w bazie, więc lepiej będzie jak załatwi to moja była. Wciąż u mnie pracuje, nawet jeśli nie jesteśmy razem.

- Jak pan sobie życzy. Wyślę kogoś z tym wszystkim.

***

Przebywałem już w bazie, w swoim pokoju. Obecnie piłem sobie whiskey i dzwoniłem do Pepper. Chciałem ją uprzedzić, że dostanie te dokumenty. Jako iż ona jest sumienną pracownicą, odebrała po dwóch sygnałach. 

- Słucham.- Zaczęła rozmowę uprzejmym głosem. Wygodniej rozsiadłem się na fotelu.

- Pepper? Niedługo przybędzie do ciebie kurier, który dostarczy papiery z lotniska. Udaj się z nimi do mnie, do bazy i to jak najszybciej.- Mówiłem do niej jak prawdziwy szef. Nie chciałem się rozmazywać, bo ze mną zerwała i teraz traktowałem ją chłodno.

- Rozumiem. Coś jeszcze?- Zapytała jak profesjonalna asystentka. Zastanowiłem się przez chwilę.

- Chyba tylko tyle.

- A zatem na razie.

- Na razie.

Rozłączyłem się i rzuciłem mój specjalny telefon na stolik. Upiłem trochę whiskey.

Musiałem dokładnie zlokalizować miejsce pobytu Aleksandry. Zależało mi. Musiałem odzyskać dobre imię w ekipie, oraz moja ofiara musiała mi przebaczyć. Ciekawi mnie jeszcze jak potoczą się nasze dalsze relacje?

**************************

Siemano! Znowu jakiś kijowy rozdział wyszedł, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Zdecydowanie lepiej pisze mi się o Mili i Lokim.

- Bo jestem super- Loki

- Jesteś boski!- Harley

- A ja jestem Batman.- Batman

- A ja Joker! I ty w sumie też Batku.- Joker

- Co masz na myśli?- Loki

- Nie pamiętasz, że chorujesz na Jokerozę, Batku?- Joker

- Czy to znaczy, że mam kolejnego psychopatę w domu?- Autorka

- Tak.- Harley

- Zaraz przybędzie całe Gotham City Sirens...- Autorka

- Coś mówiliście?- Poison Ivy

- Ivy!- Harley

- Harley...- Poison Ivy

- W sumie ją lubię...- Autorka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top