Pojedynek


Tego samego dnia, Baza Avengers

Sam pov.

Po wyjściu z pokoju Wandy, od razu skierowałem się do reszty chłopaków, aby pogadać na temat Kamczatki. Wanda twierdzi, że coś się stało, a ja jej wierzę. Nie możliwe, żeby siedzieli tyle czasu na jednej misji. Weszłem do salonu spotykając resztę, która piła herbatę (z wyjątkiem Visiona). Popatrzyli na mnie dziwnie, a chwilę później Thor zadał pytanie:

-Co z nią? Bo w trakcie jej chwili słabości widziałem, że zaczęła płakać.- Usłyszałem troskę w jego głosie.

-Przeszło jej. Boi się swoich zdolności.- Odpowiedziałem krótko siadając obok nich.- Martwi się o resztę na misji, i nie może znieść swojego uczucia zagrożenia. Twierdzi, że coś im się stało i dlatego nie wracają. Chciała abym namówił was na to, aby pojechać tam i samemu się przekonać.- Opowiedziałem przyjaciołom.- Uważam, że to nie jest głupi pomysł.- Skończyłem mówić. James poruszył się nerwowo na siedzeniu.

-Rozumiem przyjaźń twoją i Wandy, ale to nie oznacza, że powinniśmy wierzyć każdemu jej przeczuciu. To jest niesubordynacja.- Skończył War Machine.

-Przez tę niesubordynację nasi przyjaciele mogą przeżyć. Cokolwiek ich tam spotkało.- Dalej popierałem swoją opinię.

-Zgadzam się z Samem.- Usłyszałem tym razem Thora- Kiedy byłem młodszy sam łamałem rozkazy ojca jeśli chodziło o życie moich bliskich. Myślę, że powinniśmy to sprawdzić. Sam odczuwam to zagrożenie.

-Właśnie!- Poparłem Thora- Dzięki przyjacielu.

-Do usług, przyjacielu.- Powiedział z uśmiechem.

-Więc co zamierzamy?- Zapytał Vision ze spokojem.

-Proponuję, abyśmy odwiedzili tą bazę, i sprawdzili co tam się dzieje.- Wszyscy spojrzeli w stronę kuchni. Założę się, że Wanda która była tam obecna podniosła ciśnienie połowie z nas. W tym mnie. Z tego co mi mówiła, na prawdę uwielbia odzywać się tak z nienacka.

-Od kiedy tam jesteś?- Zapytał James z powagą w głosie.

-Od dawna.- Odpowiedziała krótko zaglądając do lodówki i wyjmując mleko czekoladowe. Ona na prawdę uwielbia czekoladę.

-A zabijesz nas?- Zapytał Thor z troską i lekkim szokiem.

-To zależy.- Stwierdziła nalewając sobie trochę do kubka.

-Aha. A przeszło ci?- Zapytał znowu bóg.

-Tak. Ale pewnie wróci, jak mnie zdenerwujecie.

-Wracając do tematu co w końcu robimy?- Zapytał z typowym dla niego spokojem Vision. Wanda usiadła ze szklanką mleka czekoladowego tuż obok mnie. Nikt się już nie odezwał. Ciszę postanowiła przerwać Wandzia.

-Głosujmy. Kto za tym, żeby wpaść na Kamczatkę i złożyć wizytę temu, co tam zastaniemy, łapka w górę.- Powiedziała upijając powoli mleko. Rękę podniosła jako pierwsza, ja za nią, potem Thor. Vision i James popatrzyli na siebie nie pewnie. Po krótkiej chwili namysłu James podniósł rękę, a za nim Vision.

-No dobra, ale jak coś to nie był mój pomysł.- Powiedział Rhodes z nie pewnym wyrazem twarzy.

-Jak sobie życzysz, ale ja wam mówię coś się tam stało.- Pewnym i silnym głosem powiedziała Scarlet Witch. Po chwili dodała- Aha i chciałam was przeprosić za tamten atak wcześniej, zwyczajnie straciłam panowanie. Byłam wściekła, i nie kontrolowałam się.

-Jasne, ale muszę przyznać, że twój atak był bardzo przekonujący.- Powiedział z uśmiechem bóg. Wanda lekko się zaśmiała, miło widzieć ją w dobrym nastroju.

-Dobra radzę się szykować, bo z rana ruszamy. Prześpijcie się trochę. Następny punkt: Kamczatka.- Powiedział James.

Dalej wszyscy rozeszliśmy się do naszych pokoi, szykując się do jutrzejszej misji. Ciekawe co tam napotkamy, co mogło tak wystraszyć Wandę.

***

Wanda pov.

Rano, czyli o 5:00 wstałam słysząc budzik mojej komórki, w której włączyła się ostatnio umiłowana przeze mnie piosenka zespołu Pussycat Dolls pt. Magic. Wyłączyłam budzik. Gdyby nie to, że czeka na mnie ważna misja poleżała bym jeszcze chwilę w moim cieplutkim łóżku. Zerwałam się na równe nogi i skierowałam się do mojej prywatnej łazienki. Tam wzięłam szybki, ciepły prysznic. Zauważyłam, że nie wzięłam ze sobą żadnej bielizny, więc szybko owinęłam ręcznik wokół ciała i otworzyłam drzwi do mojej sypialni. Weszłam i skierowałam się do szafy w celu wzięcia bielizny i mojego stroju roboczego (czyt. do walki). Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że kontem oka wyłapałam ruch za mną. Szybko się odwróciłam, a moim oczom ukazał się nie kto inny, jak Sam. Poczułam, że się czerwienię, ze względu na mój bardzo ubogo zasłaniający ciało ręcznik. On z resztą nie wyglądał lepiej, patrzył się na każdy element pokoju, aby tylko nie na do połowy rozebranej mnie. Patrzył by się jeszcze dalej w inne miejsca niż na mnie, gdyby nie to, że wybudziłam go z tej czynności.

-Eeee.. Sam, potrzebujesz czegoś?- Zapytałam jak gdyby nigdy nic.

-Eeee... Co? To znaczy, chciałem cię obudzić, ale ty byłaś pod prysznicem i nie chciałem tam wchodzić i przeszkadzać.- Mówił nieco jąkając się między słowami. Jakie to urocze.

-Już nie śpię.- Odpowiedziałam.

-No właśnie widzę, więc ja już sobie chyba pójdę.- Powiedział wskazując na drzwi. Zaczął odchodzić, ja też wracałam do swojej czynności, gdyby nie to, że odwrócił się przy drzwiach i jeszcze spojrzał na moje nagie nogi. Natychmiast się odwróciłam i krzyknęłam:

-Gdzie się patrzysz idioto!- Natychmiast się odwrócił i powiedział:

-Yyyy wybacz!- Odpowiedział znikając za drzwiami. Zbok.

Chwilę później miałam już na sobie wszystkie ubrania. Wyszłam z pokoju spotykając James'a który też był w swoim pancerzu.

-Cześć, jesteś gotowa?- Zapytał.

-Cześć, już tak wskoczę do kuchni żeby coś zjeść i to wszystko.- Powiedziałam mu.

-No to szybko, bo zaraz lecimy- Powiedział i odszedł.

Skierowałam się w stronę kuchni. Kiedy weszłam spotkałam Thora pijącego kawę (bo nawet bóg czasem musi), oraz Visiona czekającego na odlot.

-Cześć wam!- Krzyknęłam do nich kierując się w stronę lodówki. Wyjęłam z niej jogurt czekoladowy. Mój ukochany.

-Witaj.- Powiedział Vision.

-Cześć, chcesz kawy?- Zapytał Thor podnosząc dzbanek z magicznym napojem do góry.

-Poproszę.- Powiedziałam z uśmiechem, siadając koło Thora. Wziął następny kubek i nalał do pełna.

-W dobrym nastroju jesteś dzisiaj, wyspałaś się? Z tego co pamiętam nie lubiłaś wstawać wcześnie rano.- Zapytał bóg z uśmiechem. Najwidoczniej mój nastrój udzielił się mu. Otworzyłam jogurt i zaczęłam jeść go nieco szybciej niż zwykle.

-Chyba tak, sama jestem zaskoczona.- Odpowiedziałam dalej siedzieliśmy w ciszy jedząc nasze posiłki, bo w końcu czas gonił. Kiedy skończyłam wyrzuciłam puste opakowanie i czekałam aż wszyscy się zbiorą. Następnie wsiedliśmy do samolotu i polecieliśmy na zimną Kamczatkę. Co oni tam spotkali?

Tymczasem na Kamczatce...

Tony pov.

Obudziłem się ponownie z ostrym bólem głowy, usiłując przyzwyczaić się do światła panującego w pomieszczeniu. Kiedy już to osiągnąłem, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Tym razem miało cztery ściany, i nie miały loga HYDRY na ścianach. Leżałem na jakiejś nie wygodnej pryczy, więc to jest pewnie mój tymczasowy dom. Przypomniałem sobie sytuację z poprzednich chwil... Albo dni... A może miesięcy...? Moja siostra... Hmm, ona mi raczej nie pomoże. Więc co dalej? Po chwili usłyszałem kroki.

-Śpiąca królewna się obudziła. Śniadanie czeka.- Usłyszałem, że burczy mi w brzuchu. Zauważyłem, że przez szparę w drzwiach wpada niewielka tacka z czymś czerwonym, co wyglądało na jedzenie.

Wziąłem trochę na plastikowy widelec, który był w zestawie i skosztowałem. O dziwo było bardzo dobre, miało smak sphagetti z sosem pomidorowym! Bez problemu zjadłem całą resztę, i jeszcze palce nawet oblizałem. Siedząc na jednej z pryczy (bo były dwie), czekałem na dalszy rozwój fabuły. Po chwili ktoś otworzył drzwi i co się stało?

Ktoś mi wrzucił Clinta do celi! Podniosłem się do pozycji stojącej i przywitałem się z Bartonem:

-Siema Clint! Jak tam życie?- Z bananem na twarzy podeszłem do niego.

-O, Stark ty żyjesz!- Również uśmiechnął się szeroko. To wyglądało trochę jak spotkanie kogoś znajomego na wojnie. Czyli, rozmawiamy ze sobą o pogodzie, podczas gdy świat wokół nas wali się w diabły.- Właśnie rozmawiała ze mną jakaś pokręcona, ruda laska z fetyszem na punkcie swojej organizacji.

-Taka niska, ciemnorude włosy, w fioletowym kombinezonie z pająkiem na klacie?- Musiałem się upewnić.

-Tak, właśnie. A co też ją spotkałeś?- Zapytał ciągle uśmiechnięty. Zignorowałem go. I nie kontrolowanie wyszeptałem:

-Milagros...

-Heh, Stark, ty to nawet w takich momentach musisz zaliczyć...- Przerwałem mu, bo miałem mu powiedzieć, że to moja siostra.

-Wcale nie. Chciałem powiedzieć, że...- Teraz mi przerwał strażnik, który wszedł do środka.

-Koniec pogaduszek panienki.- Teraz zwrócił się do mnie.- Ty idziesz ze mną. Szefowa chce pogadać.- Odsunął się od przejścia dając znak abym przeszedł. Spełniłem oczekiwanie strażnika, wychodząc z celi.

Teraz szedłem przez korytarz równie biały jak pozostałe pomieszczenia. Zatrzymaliśmy się przy ścianie która okazała się drzwiami do sali w której byłem torturowany. Za szybą czekała już ONA. Strażnik zamknął drzwi, a ja się oparłem o ścianę.

-Witaj.- Przywitałem się grzecznie. Na sobie miała to samo co wcześniej, tylko włosy miała tym razem rozpuszczone. Jej pająk mignął ostrzejszym czerwonym światłem. Wyglądał mi nie jak ozdoba, tylko jak jakieś urządzenie.

-Witaj z powrotem.- Odpowiedziała chłodnym tonem.- Jak się czujesz?- To pytanie było tak przesiąknięte sztuczną troską, że ciężko było uwierzyć, że była prawdziwa.

-Po twoich torturach? Jak nowo narodzony.- Powiedziałem ze sztucznym uśmiechem. Odwzajemniła uśmiech, równie sztuczny jak mój.

-Mogłeś tego uniknąć.- Stwierdziła spokojnie.- Gdybyś grzecznie odpowiadał na moje pytania.- Ale ten jej głos, mówiła jak jakiś robot. Niby jej głos, ale nie jej.

-Tia.- Stwierdziłem z powątpiewaniem.

-Nie chcesz wiedzieć co z resztą twoich wspólników?- Zapytała znowu tym suchym, mechanicznym tonem.

-A co z nimi?- zapytałem mając nadzieję na prawdziwe odpowiedzi.

-Są bezpieczni, agenta Bartona widziałeś.- O dziwo to zabrzmiało prawdziwie.- Do pewnego momentu.- Znowu ten jej ton.

-Powiadasz...

BUUUUUUUMM!!!!!

James pov.

Właśnie wylądowaliśmy na tej zamarzniętej skale o nazwie Kamczatka. Kiedy wyszliśmy z naszego samolotu, zaczeliśmy iść w kierunku tej bazy, powiedziałem Falconowi aby zrobił wstępny skan tej bazy. Kiedy wrócił powiedział, że tam nic niema, oprócz jeziora otoczonego górami.

-Wanda, mogłabyś stworzyć coś w rodzaju jakiegoś pola, przez które nie przechodziłby ten mróz?- Zapytał ją Sam.

-Spróbuję.- Odpowiedziała. Po chwili nad naszymi głowami unosiła się bańka która chroniła nas przed zimnem.

-Idziemy.- Stwierdziłem. Po chwili staliśmy obok ładnego zamrożonego jeziora.

-Dziwne. Nie ma samolotu, ciał, ani żadnych oznak walki.- Powiedział cicho Thor.

-Według danych ośrodek jest na środku tego jeziora, jak sądzę pod wodą.- Powiedział Vision. Zaczeliśmy się kierować na środek jeziora.

-Trzeba rozwalić ten lód, aby się dowiedzieć.- Powiedziałem. Już miałem rozwalić lód gdy, usłyszałem Wandę:

-Czuję ich...- Powiedziała patrząc nieprzytomnie w lód.- Są zmęczeni, ale żyją... Cała czwórka. Są uwięzieni. Nie mają jak się uwolnić.- Czyli Wanda miała rację.

-Chyba należą ci się moje przeprosiny, bo nie do końca ci wierzyłem...- Nie dała mi skończyć.

-Przeprosiny przyjęte, ale teraz skupmy się na misji.

-Dobra. Trzeba by rozwalić lód. Mogę to zrobić.- Zaproponowałem.

-Mogłabym zrobić jeszcze większą osłonę, która ukrywałaby dźwięk kruszenia.- Zaproponowała Wanda.

-Zatem tak postąpmy.- Zakończył Thor.

Po chwili rozkruszenia lodu na wierzchu ukazała się platforma.

-Może powinniśmy zrobić tak. Vision możesz przenikać przez ściany, mógłbyś wyłączyć im zasilanie, dałoby nam to wtedy czas na pozostanie niezauważonymi, po czym uwolnić Starka, bo jest w innej części niż reszta.- Powiedział Falcon patrząc na swoją rękawicę, na której miał wgląd na mapę ośrodka.- My moglibyśmy wjechać windą, zrobić rozpierduchę po czym uwolnić resztę.- Skończył mówić Sam. Kto jak kto, ale on zawsze miał łeb od taktyki.

-Moglibyśmy tak zrobić.- Stwierdził Vision.- Będą mieli problem z wykryciem mnie, a ich broń mnie nie zabije. W jakiś sposób go uwolnię. Wskaż mi tylko gdzie jest.- Zbliżył się do Falcona. Tamten pokazywał mu co i jak, i gdzie co jest a ja zwróciłem się w stronę Wandy.

-I jak, gotowa?- zapytałem.

-Jak nigdy.- Odpowiedziała odważnie. Młoda, ale odważniejsza niż nie jeden superbohater. To w niej lubiłem.

-No to wchodzimy.

Vision pov.

Podczas gdy reszta skorzystała z windy, ja szybko poleciałem do miejsca które wskazał mi pan Wilson, aby wyłączyć zasilanie. Kiedy się tam dostałem zauważyłem kilku strażników, ale ich pokonanie nie stanowiło żadnego problemu. Po krótkiej walce spojrzałem na monitory przy których siedzieli. Oglądali nagrania z przesłuchania, na którym zobaczyłem pana Starka. Chwila, to się dzieje teraz! Podgłosiłem rozmowę.

-...Grzecznie odpowiadał na moje pytania.- Usłyszałem głos nie znanej mi kobiety. Nawet ładnej.

-Tia.- Tym razem mówił pan Stark.

-Nie chcesz wiedzieć co z resztą twoich wspólników?- Zapytała rudowłosa.

-A co z nimi?- Zapytał Tony.

-Są bezpieczni, agenta Bartona widziałeś.- Czyli Clint żyje.- Do pewnego momentu.- To trzeba się śpieszyć.

-Powiadasz...- Tutaj już nie słuchałem zbliżyłem się do wyłącznika prądu, i zamiast go wyłączyć to go zniszczyłem za pomocą kryształu na mojej głowie.

BUUUUUUUMM!!!!!

Umysłem połączyłem się z głośnikami w miejscu w którym trzymano pana Starka i powiedziałem:

-Panie Stark proszę się śpieszyć!

Tony pov.

BUUUUUUUMM!!!!!

Ale huk!! Nagle całe światło zniknęło. Włączyło się za to oświetlenie, chyba awaryjne. Spojrzałem na Milagros. Dziwnie wyglądała. Mianowicie, odkąd straciliśmy zasilanie stała z opuszczoną głową, a jej pająk już nie świecił. Po chwili usłyszałem głos:

-Panie Stark proszę się śpieszyć!- Vision? Ale co on tutaj? Nieważne.

-Vision, co ty tu robisz!?

-Później odpowiem na pana pytania, teraz trzeba uciekać. Reszta Avengers też jest, a pan niech podąża za awaryjnym oświetleniem na podłodze.- Na ziemi ujrzałem czerwone migające światła. Postanowiłem posłuchać rady Visiona i wyszedłem na korytarz.- Po pana lewej stronie znajduje się laboratorium w którym wyczuwam pana rękawice.

- No to lecimy- Weszłem do pomieszczenia i zobaczyłem moje rękawice, jednak reszty pancerza nie wyczaiłem.- Vision, a wyczuwasz resztę pancerza?

-Nie panie Stark, prawdopodobnie jest w zbrojowni, a tam pójdziemy kiedy połączymy się z resztą Avengers.- Odpowiedział spokojnie. Po chwili znów się odezwał- Panie Stark, proszę się przygotować, do pana zbliża się kilku żołnierzy HYDRY!- Zrobiłem jak mówił i schowałem się za pobliski, gruby słup. Zacząłem nasłuchwać, i po chwili usłyszałem kroki ciężkiego obuwia. Wychyliłem się nieco, i strzeliłem ładunkiem, który powinien ich ogłuszyć. Fajnie, że działa, bo jeszcze nie testowałem! Dalej podążałem z światłami awaryjnymi, ale tu się skończyły, więc zapytałem:

-Vision te światła się skończyły, a mam 3 drzwi do wyboru. Które wybrać?- Zapytałem przyjaciela.

-Te przed sobą. Przejdź do następnego pomieszczenia tam się spotkamy.- Zrobiłem jak mówił, i faktycznie tam go spotkałem.

-Dobrze cię znowu widzieć.- Powiedziałem z uśmiechem.

-Pana też, panie Stark.- Odpowiedział mi. Następnie skierowaliśmy się do innego pomieszczenia gdzie spotkaliśmy resztę.

-Ile tu byliśmy, bo straciłem poczucie czasu?- zapytałem.

-Wylecieliście w sobotę, a dziś jest czwartek.- Odpowiedziała Wanda. Zaraz coś zauważyłem.

-A gdzie Natasha?- zapytałem.

-Musieli pojawić się przed nami i gdzieś ją zabrać, bo nie było jej w żadnej celi.- Odpowiedział Sam.

-Chyba powinniśmy podziękować za ratunek- Kapitan zwrócił się do James'a.

-Nie dziękujcie mnie tylko Wandzie, gdyby nie jej wpadnięcie w furię to chyba byśmy nie przylecieli.- Odpowiedział James.- I to dosłownie, wszystkie rzeczy lewitowały.

-Ale jesteśmy.- Powiedziała Wanda.

-Wypadałoby jeszcze Nat znaleźć.- Przypomniał Clint.

-A tak, ale jej niema.- Powiedział James.

-Dlatego musimy ją znaleźć.- Skończyła Wanda.

-I nasze rzeczy.- Przypomniałem. Falcon zrobił szybki skan bazy.

-Zbrojownia jest tam.- Wskazał palcem.

I tam podążyliśmy. Na miejscu znaleźliśmy nasze rzeczy, po czym się w nie ubraliśmy. Wanda wzięła jeszcze kombinezon Czarnej Wdowy.

-Kapitanie, tego miejsca nie możemy tak zostawić.- Powiedział Vision.

-Co sugerujesz?- Zapytał Steve.

-Myślę, że powinniśmy wykorzystać te ładunki wybuchowe aby wysadzić ten kompleks- Zasugerował, a mi w głowie zapaliła się czerwona lampka. I krzyknąłem:

-Nie!- Wszyscy popatrzyli na mnie dziwnie. Skończyłem nakładać zbroję.

-Ja też nie zgodzę się, zostawić tak Natashy- Powiedział Clint.

-Ehhh... Nie chodzi o to.

-O co?- Zapytała Wanda.- I ja też nie chcę zostawić Nat.

-Clint, pamiętasz jak gadaliśmy o rudej lasce?

-No tak, uznałem, że chcesz ją zaliczyć, ale ty zaprzeczyłeś i próbowałeś powiedzieć coś jeszcze, ale strażnik nam przeszkodził.- Opowiedział krótko Clint. W tym czasie reszta zamieściła ładunki i już wychodziliśmy.

-Próbowałem powiedzieć, że...- No i znowu mi przerwano. A kto? Siostrzyczka! Jej pająk znowu świecił czerwienią.

-Dalej nie przejdziecie.- Stwierdziła krótko. Wokół niej była cała obstawa.

-Niby dlaczego, kobieto?- Zapytał Thor. Że też musieliśmy wpaść na nią tuż przy wyjściu!

-Bo was powstrzymam. Przygotować broń!- Wydała rozkaz.

I zaczęła się walka. Musiałem przyznać, że jest niezła. Używała dwóch pistoletów szybko strzelnych. Dodać do tego akrobacje i silne ataki, a efekt robił wrażenie. Mimo to walka poszła łatwo dla nas.

-Przyprowadzić więźnia!- Krzyknęła, a naszym oczom ukazała się Natasha. Nieco poobijana i posiniaczona.

Walka zatrzymała się na chwilę, a po chwili Milagros powiedziała:

-Ona zginie, jeśli blaszak się ze mną nie zmierzy- I popatrzyła na mnie.

-Zazwyczaj kobiet nie biję.- Stwierdziłem.

-Oj będziesz musiał.

-No cóż, trzeba to trzeba.- Po chwili ona uderzyła Nat w szyję, przez co ona straciła przytomność. Nasi znowu zaczeli ją atakować, ale ich powstrzymałem za pomocą jednego strzału w bok. Ustawiłem się na przeciwko jej, i rozpoczęła się walka. Ona rozłożyła jakiś oszczep.

-To vibranium szefie.- Usłyszałem Veronicę, zapomniałem, że ona tu jest.

-Skan poproszę.

-Jej czułym punktem jest ten pająk, można by go jej wyrwać, a on przestałby ją kontrolować.- Zaraz ona jest kontrolowana? Nie robi tego z własnej woli? To wiele wyjaśnia. Obmyśliłem plan, będę ją atakować tak aby jej nie skrzywdzić, ale unieszkodliwić. W tym czasie reszta walczyła ze strażnikami.

Walka się rozpoczęła. Zaatakowała mnie włócznią, ale ją odbiłem. Wiele minut później, oboje byliśmy już zmęczeni i nieco rozkojarzeni, a ona wykorzystała to przeciwko mnie i wywróciła mnie na plecy. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a ona wyrwała mi maskę z twarzy. Już widziałem dobrze, a ona położyła mi rękę na gardle po czym mnie podniosła jakbym nic nie ważył. Kiedy spojrzała mi w twarz zaśmiała się widząc mój ból. Ale wtedy usłyszałem Veronicę:

-Teraz szefie!- I wyrwałem jej tego pająka. Milagros mnie puściła, przez co oboje wylądowaliśmy na ziemi. Rzuciłem tego pająka kilka metrów dalej. Zauważyłem, że ona dostała jakichś drgawek. Potem wróciłem do pająka, a to draństwo jeszcze próbowało na nią wskoczyć. Wycelowałem ostatecznie i strzeliłem w urządzenie. Rozpadło się na małe kawałeczki, a jej drgawki minęły.

-Właź na windę Tony!- Usłyszałem Steve'a. Spojrzałem na nią i zobaczyłem, że wszyscy już tam na mnie czekają. W tym Clint trzymający Nat na rękach.

Tym razem jej nie zostawię. Po chwili miałem już ją na rękach i dopiero wtedy wskoczyłem na platformę.

Usłyszałem wybuch ładunków.

-Stark po co ją wziąłeś, próbowała nas zabić- Powiedział Steve.

-Byłem jej to winny.

-Mam nadzieję, że wiesz co robisz.- Usłyszałem głos Thora.

Kiedy dotarliśmy na samolot (drugi bo pierwszy gdzieś zniknął) położyłem ją na siedzeniach, gdyż Nat zajęła łóżko.

-Dlaczego ją zabrałeś- Usłyszałem Wandę. Reszta także na mnie popatrzyła pytająco.

-Bo...- Zaciąłem się.

-Bo...?- Zapytał Sam.

-Bo... To moja siostra.- Ich miny bezcenne.

***********

Siema, jak tam? Co sądzicie o nowym diabelnie długim rozdziale? INFO w nast. pojawi się Loki. Prawdopodobnie jutro będzie gotowy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top