Nowy Avengers

Niedziela, Baza Avengers

Milagros pov.

Niedzielnym porankiem wstałam w bardzo dobrym nastroju. Podążyłam do łazienki w celu porannej toalety, zajrzałam w lustro, a tam... Moje włosy zmieniły kolor, znowu. Efekt powinien zniknąć jutro, albo pojutrze, i włosy powinny wrócić do mojego ciemnorudego koloru. Obecnie były w odcieniu malinowym, albo takim połyskującym wiśniowym. Nie cierpię jak zmieniają kolor, bo ciężko mi się potem do nich przyzwyczaić. No, ale co ja na to poradzę? Rozczesałam włosy, które znowu zakręciły się w loki, i podążyłam do szafy aby ubrać się w jakieś fajne ciuszki. Może dzisiaj czarna bluzka z połyskującym paskiem w talii, i krótka, zielona spódniczka w stylu małej księżniczki. I rajstopy z dużymi oczkami. Ubrałam się w wybrane ciuszki, i skierowałam się do kuchni aby zrobić śniadanie. Tak jak przewidziałam wszyscy jeszcze spali, kuchnia i salon świeciły pustkami. Nawet lepiej, że nikt mi się nie będzie plątał pod nogami. Puściłam cicho muzykę. Teraz szło ''The Second Stone'' Epiki. Nie znałam utworu, więc zostawiłam to aby ocenić. Dzisiaj na śniadanie zrobię grzanki, a właściwie cały stos grzanek, bo wykarmić resztę domowników, to nie lada wyzwanie. Taki Pan Szofer, to potrafi zjeść ponad 20! A propos Pana Szofera, on chyba jest w Asgardzie, wczoraj wieczorem widziałam jak machał młotkiem i nagle poleciał do góry... Ciekawe czy jego brat, ten Loczek, jest taki okrutny jak mówi Nat, Clint i Steve. Starka nie liczę, on się mnie boi, więc co tu gadać o Zbuntowanym Bogu. A poza tym, wyrzucił go przez okno (Loczek), więc już go chyba lubię. Dzisiaj przyleci, to się okaże. Po chwili usłyszałam kroki. Ah, Steve zapomniałam, że on rano zawsze idzie pobiegać, nawet jak tak zimno jest.

-Cześć!- Krzyknął wchodząc do pomieszczenia.

-Hola!- Okrzyknęłam w moim ojczystym języku.- Bardzo zimno jest? Dzisiaj pierwszy dzień grudnia.

-Całkiem chłodno, i chyba się na śnieg już powoli zbiera.- Powiedział nalewając sobie do kubka świeżą kawę- A co tam robisz?- Zapytał popijając swoją kawę.

-Grzanki. Nic wielkiego, ale są całkiem ok.-Odpowiedziałam smarząc kolejne kawałki chleba.

-Uwielbiam.- Odpowiedział zadowolony.- I czy ktokolwiek podziękował ci za gotowanie?

-Przy pierwszym razie gdy robiłam śniadanie.- Odpowiedziałam uśmiechnięta, przypominając sobie resztę uśmiechniętych, najedzonych domowników.

-To za mało ci dziękujemy.- Odpowiedział.- Może mógłbym ci tu w czymś pomóc?

-Si. Mógłbyś rozstawić naczynia na stole.- Kapitan od razu zajął się wyznaczonym zadaniem, co nieźle mu szło.

Jak zwykle zaraz schodzili wszyscy Avengersi, zaczynając od Sama, jak zwykle kończąc na Starku. Znowu wszyscy zadowoleni ze śniadania, i czasem nawet niezłych sucharów Starka, w dobrym nastroju pomogli mi sprzątać ze stołu, aby następnie zająć się swoim czasem wolnym. Nawet super bohaterzy muszą mieć jakieś wolne dni. Ja, Nat i Wanda rozmawiałyśmy przy kawie o przyjeździe Loczka.

-Ja już nie wiem, co o tym myśleć.- Stwierdziła Natasha.

-Najlepiej po mojemu.- Odpowiedziałam upijając kawę.- Każdy zasługuje na drugą szansę.- Przypomniałam machając palcem, jakbym jakieś kazanie głosiła. Romanoff nie wyglądała na przekonaną.

-No z jednej strony bym mu ją dała, ale wciąż mu nie ufam.- Odpowiedziała zarzucając włosami do tyłu. Wanda poruszyła się na swoim siedzeniu, odgarniając fałdy swojej ciemnej sukienki.

-Mi też od razu nie zaufałaś, ale szansę dałaś, a być może jestem bardziej nie bezpieczna od niego, ze względu na moje zdolności, których nie kontroluję.- Przypomniała młoda.- A teraz siedzimy, popijając kawę, jak gdyby się nic nie stało.

-Ja też chciałam was zabić.- Przypomniałam jak jakaś niedoceniona nastolatka.- Starka nadal chcę zabić, ale mimo wszystko.

-W sumie ty Nat, też święta nie jesteś.- Wypomniała cicho Wandzia. Ruda spojrzała na nią zabójczo.- TARCZA dała ci szansę, a powinni wrzucić cię do paki. A teraz jesteś wzorową Avengers.

-A więc wniosek jest taki, że wszystkie jesteśmy diablice w owczej skórze.- Skwitowała Natasha.

-Nawet mi się podoba.- Stwierdziłam. Chociaż do mnie to bardziej upadła anielica, ze względu na moje skrzydła... Tak podczas cholernej przemiany mam zbroję, a do tego skrzydła, które są wyłamane, i żadnych z nich korzyści. Jeśli się postaram, to mogę uniknąć pokazywania zniszczonych i poszarpanych skrzydeł. Po chwili coś mnie obudziło z zamyślenia.

-Ej, wszystko w porządku?- Wanda.

-Tak się zamyśliłam, bo do mnie bardziej pasuje upadła anielica.- Powiem im.

-Dlaczego, bo lubisz biały i srebrny?- Zapytała Nat.

-Nie, bo ja mam w trakcie przemiany skrzydła.

-Jakiej przemiany, i jakie skrzydła.- Teraz Nat.

-No bo ja nie... Ale mogę wam zaufać, nikomu nie powiecie?- Zapytałam dziewczyny.

-Jasne, wszystko zostanie między nami.- Odpowiedziała agentka TARCZY.

-Wal.- Wanda spojrzała na mnie oczekująco.

-No więc, nie jestem w pełni człowiekiem. Jestem półboginią.- Spojrzałam na ich zszokowane miny.- Moim ojcem jest skandynawski bóg o imieniu Tyr. Jest bogiem walki, honoru i innych spraw związanych z wojaczką. Dzięki temu mam różne zdolności. Mama mnie nie rozpieszczała, a tato przychodził do mnie w snach. Dawał mi wtedy różne dary, mianowicie zbroję, diadem, miecz, linkę, tarczę a wszystko było jego roboty. Uczył mnie wtedy też różnych zaklęć, i nawet się bawił ze mną. Mogę czytać w myślach, zmuszać rośliny do szybszego wzrostu, telekineza, telepatia, supersiła, zwiększona wytrzymałość, zdolność zmniejszania rozmiarów przedmiotów, i inne takie których jeszcze nie pamiętam, i nie umiem. Do tego, w trakcie zmiany mojego stroju, mogą mi wyrosnąć skrzydła, które są cholernie brzydkie, poszarpane, połamane i ogółem zniszczone. Możecie mnie teraz przestać lubić. Przyzwyczaiłam się.- Znowu na nie spojrzałam, a one patrzyły na mnie zszokowane, i chyba nie wiedziały co powiedzieć. W końcu odezwała się Nat.

-No to mnie zaskoczyłaś.- Uśmiechnęłam się wzruszając ramionami.

-Mnie też. Ale dlaczego mamy cię nie lubić?- Zapytała Wanda, patrząc na mnie oczekująco.

-No bo zawsze jak komuś o tym mówiłam, to uznawano mnie za wariatkę, i zrywano ze mną wszelkie kontakty.- Odpowiedziałam z obojętnym wyrazem twarzy.

-Ja tyle w życiu widziałam, że to, że jesteś boginią już na mnie nie działa. I nadal cię lubię.- Powiedziała Romanoff.

-Ja też jestem jakaś nie wiadomo jaka, więc cię dobrze rozumiem. I też cię lubię.- Oświadczyła Wandzia.

-A więc przyjmijmy nie ''nie wiadomo jakie'', tylko ''niezwykłe''.- Powiedziałam zadowolona przebiegiem spraw.

-Teraz ja się czuję inna.- Powiedziała rozbawiona Natasha.

-Oj nie jest tak źle... Ale wracając do tematu Loczka- Przypomniałam, teraz już chyba przyjaciółkom.

-Ja dalej nic nie wiem..- Stwierdziła Nat.

-Jak mam być szczera, to Pan Szofer względem Loczka też nie był święty.- Powiedziałam przypominając sobie (nie) moje myśli.

-Co masz na myśli?- Zapytały jednocześnie, następnie spoglądając na siebie uśmiechnięte.

-Ale nikomu nie powiecie?- Musiałam się upewnić.

-No jasne.- Zapewniły.

-Jak była rozmowa na temat Loczka i mojej kandydatury do Avengers, zajrzałam do główki Pana Szofera, a tam napotkałam takie wspomnienie, że ja się dziwię, jak on może patrzeć na siebie w lustrze. Tym bardziej Loczkowi w twarz.- Odpowiedziałam delektując się chwilą trzymania ich w niepewności. Myślałam, że zaraz się na mnie rzucą. Ktoś tu ploteczki lubi.

-No mów!- Ponagliła zniecierpliwiona Nat. Kto by pomyślał, że lubi obgadywać innych.

-Widziałam, że Loczek ma narzeczoną, nawet ładną.- Powiedziałam przypominając sobie urodę tej laski ze wspomnienia.- Kiedy nadszedł dzień ślubu, Loczek nakrył ją, ze swoim braciszkiem w łóżku, w pętach namiętnej miłości.- Zakończyłam swoją wypowiedź, teraz delektując się zaskoczonymi minami koleżanek.

-Nie! Ty coś kłamiesz!- Stwierdziła Natasha wskazując na mnie palcem.

-Pieprzysz!- Teraz mówiła Wanda.- Naprawdę?- Potwierdziłam kiwając głową. Teraz popatrzyły po sobie.

-Kto by się spodziewał, że z naszego świętego Thora, takie niezłe ziółko.- Stwierdziła Nat. Naszą rozmowę przerwał zbliżający się Steve.

-Wybaczcie, że plotki przerywam, ale...

-A żebyś wiedział.- Przerwała mu Natasha.

-Ale Thor i Loki już są.- Zakończył Kapitan.

-O wilku mowa, a wilk tu.- Powiedziała ładnie Romanoff.

-Wypada się przywitać.- Stwierdziła Wanda.

-To chodźmy.- Powiedziałam, wstając z krzesła, i sięgając po biały płaszczyk wiszący na oparciu.

Podążyłyśmy cieplutko ubrane, do ogrodu w którym ponoć znajdował się Pan Szofer i Loczek. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, ujrzałam resztę Avengers z wyjątkiem Starka,oraz tego (zbyt) umięśnionego blondasa, którego wyglądu nie chce mi się opisywać. Obok niego stał czarnowłosy bóg, ubrany w zieloną koszulę, pewnie w asgardzkim stylu, i czarne spodnie. Jego oczy mają taki intensywny, szmaragdowy odcień..... A te jego oczy... ZWRÓCIŁY SIĘ TERAZ NA MNIE!!!! Spanikowałam, przez co natychmiast odwróciłam wzrok. Musiałam przyznać, że niezły z niego przystojniak. Nie dorównywał umięśnieniem dla brata, ale założę się, że był znacznie inteligentniejszy i bardziej uzdolniony w innych dziedzinach. Zazwyczaj tak właśnie jest. Czułam, że nadal się na mnie gapi, ale ku mojemu zadowoleniu Thor zaczął rozmowę:

-Przyprowadziłem go...

-Ten ''go'' ma imię.- Przypomniał zielonooki.

-Ehhh.. Przyprowadziłem Lokiego.- Poprawił się Pan Szofer. To ''poznanie'' będzie bardzo nie komfortowe dla nas wszystkich.

-To widzimy.- Przypomniałam obojętnie. A tamten dalej się gapi.

-Wiem...- Nie dałam mu skończyć.

-Więc po co nam o tym mówisz?- Zapytałam dalej obojętnym tonem głosu, zyskując rozbawione spojrzenia Avengersów, a nawet tego Loczka.

-Bo chciałem rozmowę jakoś zacząć.- Odpowiedział nieco zmieszany.

-Kontynuuj.- Powiedział Steve. Już jestem nieco zirytowana.

-Ja pierdziele...- Teraz mi przerwano. A kto? A Srark.

-Damom nie wypada tak mówić.- Powiedział zadowolony z siebie.

-Idiotom nie wypada przerywać damom- Odpowiedziałam, wysyłając mu zwycięski uśmieszek. Kilka osób się zaśmiało, w tym Loczek. Ale Srark chyba nie chce przegrać.

-A to...- Przerwano nam kłótnię.

-Skończcie już. Da Silva nie zachowuj się tak, jak mała ulicznica.- Usłyszałam Pana Szofera, który do nas podszedł. Zielonooki został z tyłu, przyglądając się nam z ciekawością. A ja? Ja zwyczajnie strzeliłam Szoferowi z liścia w twarz. Takiego pięknego, idealnego liścia. Spojrzał na mnie zszokowany. Avengersi chichotali z tyłu patrząc na przebieg sytuacji. Szofer dalej patrzył na mnie zszokowany, z wściekłością w oczach, masując zaczerwieniony policzek.

-Ty mała... I to dlatego nie masz rodziców wiesz? Nikt by nie chciał mieć takiej małej, opryskliwej, nie kochanej ulicznicy! Dlatego jesteś sama, taka nie chciana uliczna panienka której nikt nie chce nawet płacić za usługi...- Nie wytrzymałam dłużej, wokół mnie pojawiły się srebrne pasma magii. Ze łzami w oczach podniosłam tego idiotę, i zaczełam go torturować.

-Zginiesz za to sukinsynu!- Krzyknęłam zalewając się łzami. Thor krzyczał z bólu, ale nikt nie odważył się podejść. Po chwili poczułam rękę na ramieniu. A kto to był? Mój brat.

-Przestań, tym nic nie zyskasz, Milagros.- Popatrzyłam na niego. Patrzył na mnie z takim ciepłem, i zmartwieniem. Teraz zerknęłam na Thora, który dalej zwijał się z bólu. Zaprzestałam tortury, a potem popatrzyłam na resztę Avengers i Loczka. Patrzyli na mnie przestraszeni i zszokowani. Odwróciłam się i pobiegłam w stronę pokoju dalej zalewając się łzami, nie patrząc na to co się dzieje za moimi plecami.

Tony pov.

Pobiegła. Spojrzałem na Thora leżącego na ziemi, i przez chwilę się zastanawiałem, czy go nie uderzyć. Po chwili podniósł się do pozycji stojącej i miał już coś mówić, ale zamiast niego usłyszałem jelonka który do nas podszedł.

-I to mnie nazywają potworem.- Stwierdził nieco uśmiechnięty.

-Bo nim jesteś.- Odpowiedział mu młotek.

-Z tym, że ja nigdy nie obrażałem kobiet.- Odparował Jeleń. Naprawdę nigdy tego nie robił?

-A co ja takiego zrobiłem? Prawdę powiedziałem. Uciekła.- Thor zbliżył się do braciaka.

-Wyzywałeś dziewczynę od dziwek, więc czego ty się spodziewałeś?- Dalej... Bronił?? Mojej siostry jelonek.

-Dlaczego ja chcę mu przyznać rację?- Zapytał Clint, który do nas podszedł drapiąc się po głowie, i drugą ręką wskazując Lokiego.

-Bo ją mówię.- Odpowiedział czarnowłosy bóg.

-Nie da się ukryć..- Powiedziała tym razem zdecydowanie Wanda.

Postanowiłem dalej nie słuchać tej rozmowy i skierowałem się w stronę naszej bazy, ale zatrzymał mnie głos jelonka:

-A ty Stark, gdzie idziesz?- Zapytał mnie bóg.

-Do niej.- Odpowiedziałem nie zaszczycając go spojrzeniem.

Dalej wszedłem do naszego domu, i zdejmując ubrania wierzchnie, skierowałem się do pokoju mojej siostry. Kiedy stanąłem przed jej drzwiami, lekko zapukałem, jednak nie usłyszałem odpowiedzi. Ponowiłem czynność, ale tym razem było tak samo. Postanowiłem wejść do środka. Kiedy znalazłem się w jej sypialni, zobaczyłem, że łóżko jest zasłonięte baldachimem pokrytym bluczczem, a pod nim błyskało jasne światło. Postanowiłem podejść. Usłyszałem ciche łkanie. Odsłoniłem zasłonę z liści, i moim oczom ukazała się siedząca po turecku, czerwonowłosa dziewczyna. Głowę miała spuszczoną do dołu, więc nie mogłem zobaczyć jej twarzy, ale głowę dam, że ściekały z niej łzy. Usiadłem obok niej, i z powrotem zasunąłem baldachim bluszczu. Zauważyłem, że w powietrzu unoszą się maleńkie srebrne światełka, które stworzyła za pomocą swojej mocy. Postanowiłem położyć swoją rękę na jej głowie, a ona poruszyła się nerwowo pod wpływem mojego dotyku. Zacząłem mówić:

-Milagros, nie płacz...- Ja nie mogę, nic lepszego mi nie mogło przyjść do głowy? Cholercia, jestem jej bratem.

-Pffff...- Prychnęła siostrzyczka.- Nie masz nic lepszego w zanadrzu?- Zapytała nieco uśmiechnięta. Ulga.

-No wiesz, ja zawsze w takich momentach tracę mowę.- Odpowiedziałem starając się ją trochę rozbawić.

-A ja myślałam, że twojego gadulstwa nic nie powstrzyma.- Stwierdziła lekko się uśmiechając przez łzy.

-Oj no naprawdę, nie płacz.- Teraz lekko chichotaliśmy z mojego bezsensownego pocieszania.

-Jesteś nieudolny.- Powiedziała delkatnie ścierając łzy z twarzy.

-Ale są rzeczy, które robię naprawdę dobrze.- Powiedziałem słodko, do wiśniowowłosej siostry.

-Na przykład?- Zapytała teraz patrząc na mnie czerwonymi od płaczu oczami.

-Emmm... O! Potrafię rozśmieszać!- Teraz się uśmiechnęła, i miała coś mówić, ale jej nie pozwoliłem.- Ale to nie wszystko! Potrafię dobrze przytulać!- Teraz już się śmiała na całego.

-Zademonstruj.- Zaproponowała. Po chwili zamknąłem ją w żelaznym uścisku, który, o dziwo, odwzajemniła.- Wiesz, nie jesteś taki zły, jak rozmawiamy prywatnie.- Powiedziała lekko się odsuwając i patrząc na mnie, ale nie przerywając naszego pierwszego przytulaska. Zrobiłem minę niedowierzania, otwierając przy tym szeroko buzię, ale po chwili ona mi ją zamknęła.-Ale nie otwieraj tak buzi, bo to nie ładnie, Tony.

-Nazwałaś mnie Tony...- Udałem, że wycieram łezkę z policzka, na co ona się roześmiała.- To co, dasz mi jeszcze jedną szansę? Przysięgam, że będę wzorowym braciszkiem.- Zapewniłem, gładząc ją po głowie.

-No dobra, ale jak to spieprzysz, to cię zabiję.- Powiedziała lekko się uśmiechając w moją klatę.

-I jak tu się nie starać?- Zapytałem retorycznie.- Potrafisz być bardzo przekonująca.

-Wiem.- Odpowiedziała odsuwając się na dobre.- Ale teraz muszę się zająć nowym Avengersem, więc wybacz..- Powiedziała wstając z łóżka.

-Oooo, a ja liczyłem na buziaka.- Powiedziałem zawiedzionym głosem, i ze smutną minką.

-Wiesz, Loczek też potrzebuje przytulania i całuska na dobranoc, nie bądź samolubny, ty w końcu też dostaniesz...- Stanęła teraz przed łóżkiem, ja również się podniosłem. Była taka niska.

-Ale nie całuj go zbyt długo, bo mu się spodoba i zostanie tu dłużej, niż to ustawa przewidziała.- Odpowiedziałem.- A na dzieci też jesteś za młoda.- Przypomniałem tonem troskliwego brata.

-Tobie tylko robienie dzieci w głowie..- Powiedziała chichocząc lekko pod nosem. Taką ją lubię najbardziej.- Dobra, ale naprawdę musze lecieć... Braciszku.- Ja zaraz będę płakał...

-Leć, siostrzyczko, tylko uważaj na niego.- Powiedziałem zanim nie zniknęła za drzwiami, i nie podążyła w stronę miejsca pobytu jelonka. Mam teraz siostrzyczkę... Jak słodko!

Loki pov.

No i jesteśmy na Midgardzie. Prymitywnej planecie, którą próbowałem podbić. Obecnie staliśmy w jakimś, chyba, ogrodzie. Na początku nic się nie działo, ale po chwili wyszli ci pseudo superbohaterowie. Nie zauważyłem wśród nich Starka, ale on mnie nie obchodzi. Najbardziej chciałem zobaczyć, tę midgardkę o, której wspominał Thor, nie żeby ona mnie coś obchodziła... Ale wracając, połowy z nich nie znałem, jednak troszkę poszperania w ich umysłach, i wiedziałem co chciałem o nich wiedzieć. Resztę zostawiłem dla nich. Zobaczyłem znajome twarze, takie jak Rogers, czy agent Barton. Po chwili odezwał sie Kapitan:

-Dziewczyny zaraz przyjdą, Stark nie wiem.

Po dłuższej chwili patrzenia się na siebie z budynku wyszedły trzy mieszkanki Midgardu. Pierwsza wyszła agentka Romanoff, która przesłuchiwała mnie, kiedy byłem przetrzymywany w TARCZY. Druga była brązowowłosa dziewczyna, chyba młoda, ale to się zaraz okaże. Próbowałem na wszelkie sposoby dostać się do środka jej głowy, ale mi to nie wychodziło. Albo ja się starzeję, albo ona jest inna niż pozostali mieszkańcy tej planety. Ostatnia wyszła niska czerwonowłosa kobieta, ubrana w jakiś jasny płaszcz, spod którego wyglądała zielona spódnica. Najpierw spojrzała na Thora, a potem na mnie, poczułem to. Kiedy spojrzałem na nią, ta natychmiast speszona odwróciła wzrok w inną stronę. I lekko się przy tym zarumieniła... Słodko wygląda... Do tego ten zaczerwieniony nosek od zimna. Naprawdę uroczo.. STOP!! O czym ja teraz myślę? O jakiejś nędznej Midgardce? Nie wartej mojej uwagi? Tak, tak. Tak właśnie myślę. Nie warta mojej uwagi. Przyłapałem się na tym, że znowu na nią patrzę. Teraz moje patrzenie przerwał Thor:

-Przyprowadziłem go...- Zaczął mówić, ale musiałem mu przerwać.

-Ten ''go'' ma imię.- Powiedziałem.

-Ehhh.. Przyprowadziłem Lokiego.- Poprawił się od razu. Zabawne, że się posłuchał.

-To widzimy.- Odezwała się ta midgardka, i musiałem na nią znowu spojrzeć. Czemu chcę na nią patrzeć?

-Wiem...- Czerwonowłosa znowu przerwała mu.

-Więc po co nam o tym mówisz?- Zadała konkretne pytanie Thorowi, który wyglądał na nieźle zmieszanego, co mnie rozbawiło i się uśmiechnąłem.

-Bo chciałem rozmowę jakoś zacząć.- Odpowiedział lekko rozkojarzony, co mnie rozbawiło jeszcze bardziej.

-Kontynuuj.- Powiedział Kapitan Ameryka. Ta mała na którą znowu się patrzyłem, musiała coś powiedzieć.

-Ja pierdziele...- Zaczęła, ale tym razem przerwał jej Stark, który pojawił sie z nikąd.

-Damom nie wypada tak mówić.- Powiedział zadowolony z siebie. Nie spodobało się to jej.

-Idiotom nie wypada przerywać damom- Zgasiła go, i w tym momencie się cicho zaśmiałem.

-A to...- Zaczął Stark, ale Thor mu przerwał, a szkoda bo, fajna kłótnia się szykowała.

-Skończcie już. Da Silva nie zachowuj się tak, jak mała ulicznica.- Powiedział, co się nie spodobało tej małej, bo po chwili strzeliła go w pysk, przez co mi się śmiać zachciało, bo Thor rozmasowujący policzek był niezmiernie zabawny. Czułem emanującą wściekłość gromowładnego.

-Ty mała... I to dlatego nie masz rodziców wiesz? Nikt by nie chciał mieć takiej małej, opryskliwej, nie kochanej ulicznicy! Dlatego jesteś sama, taka nie chciana uliczna panienka której nikt nie chce nawet płacić za usługi...- Widziałem jak w jej oczach zbierają się łzy, co nie jest dla mnie dziwne, po takich słowach... Zaraz po tym z dziewczyny zaczęła emanować potężna energia, która uniosła Thora nad ziemię i sprawiła, że zaczął się drzeć w niebogłosy.

-Zginiesz za to sukinsynu!- Krzyknęła załzawionymi oczami, i nadal torturując Odinsona. Po chwili podszedł do niej Stark i powiedział jej coś, co sprawiło, że przestała go męczyć i uciekła dalej płacząc... Trochę mi jej szkoda... Nie jest mi jej szkoda! Ale jej umiejętności są imponujące. Może je kiedyś wykorzystam. Odezwałem się po raz pierwszy od początku spotkania:

-I to mnie nazywają potworem.- Uśmiechnąłem się słabo, patrząc na Thora, który dopiero podniósł się z ziemi.

-Bo nim jesteś.- Odpowiedział. Jak miło, że już zrozumiał. Ale jeszcze coś mu powiedziałem, nie wiem dlaczego zacząłem jej bronić:

-Z tym, że ja nigdy nie obrażałem kobiet.- Spojrzałem na niego wyzywająco. To prawda tego nie robiłem nigdy. Nie prosto w twarz.

-A co ja takiego zrobiłem? Prawdę powiedziałem. Uciekła.- No myślałem, że mu zaraz telekinezą zwalę drzewo na łeb.

-Wyzywałeś dziewczynę od dziwek, więc czego ty się spodziewałeś?- Zapytałem retorycznie tego idiotę. Coś mi kazało jej bronić. Niewiem co.

-Dlaczego ja chcę mu przyznać rację?- Zapytał Clint, który do nas podszedł wskazując na mnie. Wracają wspomnienia, jak go kontrolowałem..

-Bo ją mówię.- Odpowiedziałem beznamiętnie.

-Nie da się ukryć.- Usłyszałem głos tej ciemnowłosej dziewczyny.

-A ty Stark, gdzie idziesz?- Zapytałem, kiedy ten próbował zniknąć bez słowa. Nie odwrócił się i powiedział:

-Do niej.- Kolejna jego kochanka pewnie. No bo co innego mogłoby łączyć tę naprawdę ładną dziewczynę ze Starkiem.

-Pocieszać ją będzie?- Zapytał głupio Thor.

-No a czego się spodziewasz?- Zapytałem. Nie chciałem myśleć w jaki sposób będzie ją pocieszać.

-A z ciebie co taki obrońca uciśnionych?- Zapytał znowu ten sam tępy osobnik. To mnie zdenerwowało i zirytowało.

-Przynajmniej jej nie nazywał tak jak ty.- Odezwała się znowu ta dziewczyna.- Loki, jeśli pozwolisz zaprowadzę cię do salonu wspólnego.- Nerwy mi przeszły, i zapytałem:

-Jeśli tylko zdradzisz mi swe imię panienko.- Rzuciłem zawadiacko. Uśmiechnęła się i powiedziała:

-Wanda. Po prostu Wanda. I nie nazywaj mnie panienką, proszę.- Odpowiedziała bardzo uprzejmie powoli odchodząc od reszty ludzi. Myślę, że ją polubię.

-Piękne imię. Takie, rzadko spotykane w tych stronach.- Skomplementowałem ją.

-Dziękuję. Nie jestem z tych stron, to dlatego.- Chyba znajdowaliśmy się w tym salonie, bo Wanda poleciła mi usiąść na jednej z kanap się tam znajdujących. Zrobiłem o co prosiła, po czym sama usiadła.

-A z kąd pochodzisz?- Zapytałem zainteresowany.

-Z Socovii.- Odpowiedziała. Po chwili oboje odwróciliśmy się słysząc kroki zbliżające się w tę stronę. W wejściu stanęła ta sama co wcześniej, zielonooka dziewczyna.

************

Siema! Wiem, że miało być na przed wczoraj, ale mi nie wyszło, więc jest dziś. Next niewiem kiedy, pojutrze chyba. Loki jakiś taki rozmarzony... Zostawcie koma, żebym miała pewność, że ktoś to czyta. Do nexta!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top