Misja w Święta cz. 3

Loki pov.

Usłyszałem za nami strzały. Hel i ja przeciskaliśmy się przez szyb wentylacyjny a goniło nas dwóch ludzi HYDRY. Jeden prawie w nas trafił. Właściwie to we mnie, bo moja córka szła przede mną i to mój tyłek był wystawiony na odstrzał. Dobrze, że hełmu nie wziąłem, tylko by mi zawadzał.

Stale posuwaliśmy się do przodu. W tych rurach jest niesamowicie ciepło i to wcale nie ułatwiało sprawy. Kolejny chybiony strzał. Dotarliśmy do końca szybu. Hel usiadła nogami do przodu i mocnym uderzeniem wywaliła osłonę, przez co mogliśmy wyjść. Dziewczyna wyskoczyła pierwsza, ja za nią. Znaleźliśmy się na podłodze i ja automatycznie zrobiłem coś w rodzaju pola przyciągania, co sprawiło, że dwójka śmiertelników została wyciągnięta z szybu. Moja córka dobiła ich rzucając nimi o ścianę. Przetarłem głowę lekko spocony.

- No... To się nazywa klasa.- Dobiegł do moich uszu głos gdzieś z tyłu. 

Natychmiast się odwróciłem w tamtą stronę. Moim oczom ukazała się grupka uczniów w swobodnych ubraniach. Jakieś siedem osób. Zaczęliśmy się sobie nawzajem przyglądać, dopóki nie przerwała nam tego osoba wchodząca do pomieszczenia. Okazał się nim ciemnowłosy mężczyzna w średnim wieku z lekkim zarostem na twarzy. Ubrany był w również luźniejsze ubrania. Kiedy oprzytomniał jego twarz przybrała wrogą postać.

- Kim wy jesteście?- Zapytał ustawiając się tak, że dzieciaki a raczej nastolatkowie byli za jego plecami. Jakby chciał ich wszystkich obronić...

- Przybywamy z pomocą.- Odparłem wybitnie.- Wasza placówka jest pod atakiem...

- Jakim atakiem?- Zapytało ciemnoskóre dziewczę zza pleców opiekuna. 

No tak, przecież oni nic nie wiedzą.

- To miejsce zaatakowała HYDRA. Mamy wam pomóc się wydostać.- Wytłumaczyłem.

- Nie było żadnego ataku!- Przerwał ten starszy. Przewróciłem oczyma.

- Nauczyciele nie chcieli abyście się dowiedzieli.- Dodała Hel.

- Nie ma żadnego ataku! A wy lepiej się stąd...- Nie dokończył, bo podszedłem i przywaliłem mu pięścią w twarz. Gwałtownie złapał oddech.- Ty...

- Dwójka uczniów. Dziewczyna jej wzrostu- Wskazałem na Hel.- i nieco wyższy chłopak. Bardzo podobni do siebie. Nie zastanawiacie się dlaczego ich tak długo u was nie ma?- Zapytałem mijając śmiertelnika.

- Sarah i Nathan..- Szepnęła jakaś rudowłosa dziewczyna.

- Spotkaliśmy ich wyczerpanych w innych pomieszczeniach. Gdybyśmy się nie zjawili zapewne HYDRA by ostatecznie ich zabiła lub porwała. Jeśli nie chcecie takiej przyszłości, lepiej pójdźcie z nami. Jesteśmy Avengers.- Nie no, nie wierzę, że to mówię. Ale ładnie podałem argument.

- To nieprawda.- Odezwał się irytujący Midgardczyk.- Wyjechali do...- Tym razem przerwała mu dziewczyna o długich blond włosach zaplecionych w dwa kłosy i niebieskich oczach.

- Czy to co oni mówią to prawda?- Zapytała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Pod jej wpływem ich wychowawca zakrył twarz w dłoniach.

- Mieliście się nie dowiedzieć...

- Zginiemy...?- Szepnęła wystraszona rudowłosa. Większość z tych dzieciaków była przerażona.

- Nikt nie zginie jeśli pójdziecie ze mną.- Powiedziałem brzmiąc jak najbardziej przekonująco. Blondyna chodziła zdenerwowana w tę i we w tę.

- Jeśli oni stąd wyjdą zostaną narażeni na niebezpieczeństwo!- Sprzeczał się ten Midgardczyk.

- Jeśli zostaną to HYDRA w końcu się do nich dostanie.- Nie dawałem za wygraną. Opiekuna najwidoczniej olśniło.

- Zaraz... Czy ty przypadkiem nie jesteś tym rogatym przybyszem z kosmosu co pół Nowego Yorku zniszczył?- Zapytał zdziwiony. Zaśmiałem się wesoło.

- To tak jestem znany na Midgardzie?- Na mojej twarzy wykwitł uśmiech.

- Teraz jest w Avengers, właśnie go sprawdziłam.- Odezwała się znowu blondynka z kłosami, pokazując to urządzenie zwane komórką.- I widziałam go w wiadomościach kiedy mówili o jakiejś bazie HYDRY na Wakandzie.- Ta młoda mi imponuje. A to u mnie rzadkość względem Midgardczyków. 

- Bystra jak na mieszkankę tego świata.- Pochwaliłem. Ta o dziwo stała niewzruszona komplementem. 

- Tak czy inaczej pozostaje jeden problem. Iść czy zostać?- Zapytała swoich kolegów całkowicie ignorując obecność opiekuna.

- Jeśli pójdziemy, możemy zginąć.- Odezwała się czarnoskóra.

- Jeśli zostaniemy, prędzej czy później się do nas dobiorą.- Odrzekła ta sama blondynka. Widzę u niej objawy zdolności przywódczych.

- Ty zdecyduj, przecież zawsze to robiłaś za nas.- Powiedział jakiś młodzieniec. Reszta także chyba wolała aby to ona podjęła decyzję. Dziewczyna zwróciła się w naszą stronę.

- Idziemy z wami.- Rzekła zdecydowanym tonem głosu. Kiwnąłem głową twierdząco.

- A jeśli nam się nie uda? Jeśli naprawdę zginiemy?- Nerwowo mówiła rudowłosa dziewczyna. Blondynka uśmiechnęła się z lekkim zdenerwowaniem.

- Nie po to harowaliśmy te półrocze żeby teraz zginąć.- Powiedziała podchodząc do rudej. Ta podniosła się z fotela na którym siedziała.

- Ale...- Dowodząca tą grupą jej przerwała.

- No coś ty Lawson, nie zrobisz mi chyba tego.- Teraz złapała rudą za ramię pocieszająco. Ta kiwnęła głową twierdząco.- Więc weź się w garść, i tak jak proszą, skop im dupy.- Zakończyła wypowiedź.

Moje kąciki ust nieznacznie uniosły się do góry. Nie ma to jak profesjonalne mowy motywacyjne! Ta dziewczyna ma talent do dowodzenia.

- Zanim pójdziemy podajcie swoje imiona.- Zaproponowałem. W końcu trzeba wiedzieć jak to zawołać. Jako pierwsza odezwała się blondynka.

- Aleksandra Lisowska.- Przedstawiła się grzecznie jednak jej twarz pozostawała bez emocji. Teraz podawała imiona swoich kolegów i koleżanek.- To jest Annie Lawson, Hatice Korel, Tatiana Siergiejewna, Jamal Ryder, Facundo Di Carlo, Isaac Valentine.- Wskazywała mi każdego z uczniów.

Każdy dawał swego rodzaju powitanie, na przykład dziewczyny machały do mnie a chłopcy kiwnęli po prostu głową. I sądząc po ich imionach każdy był innej narodowości.

- Musimy iść. Nie wiemy czy tamci sobie radzą.- Powiedziała Hel. Przycisnąłem słuchawkę w uchu.

- James? Jak tam u was?- Zapytałem War Machine'a. Do moich uszu dobiegł cichutki dźwięk oddawanych pocisków.

- Jak na razie sobie radzimy. Wypuszczają coraz to większych! Aha i spotkaliśmy kilku uczniów,  więc wysłaliśmy ich do dyrektorki.- Opowiedział Rhodes. Spojrzałem na młodych ludzi zabierających najpotrzebniejsze rzeczy.

- My też spotkaliśmy dwoje po drodze i teraz jeszcze całą resztę. Zaraz ich stąd zabierzemy. Postaramy się do was dołączyć.- Powiedziałem kiedy przede mną stanęła Aleksandra Lisowska.

Stanowiła coś w rodzaju przywódcy dla reszty tych Midgardczyków. Sama jej postawa wskazywała, że to ona jest ta najrozsądniejsza. Młodzież wyglądająca mniej więcej na wiek Wandy szła za nią.

- Jest stąd inne wyjście. Pozwólcie, że was poprowadzę.- Machnęła ręką do reszty dając im znak, że idziemy. Poczułem na sobie wzrok córki.

- Musimy stworzyć barierę wokół nich. To będzie rozsądniejsze a oni bezpieczniejsi.- Powiedziała półszeptem. Kiwnąłem głową twierdząco. Tak się stało, że usłyszał to jeden z chłopaków. Chyba Isaac. 

- Jeśli chodzi o bariery to mogę się nimi zająć.- Zaproponował brązowowłosy młodzieniec. Niepewnie zmierzyłem go spojrzeniem.

- Jesteś pewien?- Zapytała Hel. Chłopak wzruszył ramionami.

- To najlepsze co potrafię.- Odpowiedział z lekkim uśmiechem. Kiwnąłem głową twierdząco.

- Ręczę za niego.- Poparła go Aleksandra stojąca przy jakichś drzwiach.

- To tamtędy wychodzimy?- Zapytałem. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. 

- Tak będzie najszybciej, chociaż nie obiecuję, że nas nie zaatakują.- Odpowiedziała zarzucając na siebie jakąś bluzę.

- Zaatakują nas na pewno.- Sprostowałem całkowicie poważnie.

- Twój optymizm, panie Laufeyson jest godny podziwu.- Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Chyba wszyscy byli gotowi do drogi.

- Myślisz, że dlaczego teraz ja dowodzę Avengers?- Stanąłem przy drzwiach, tuż obok Lisowskiej.

- Dobra, wszyscy tutaj! Ruszamy już teraz!- Krzyknęła do przyjaciół. Przed nami zjawił się ten nauczyciel.

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz?- Zapytał nie kryjąc swej wrogości.

- Ewakuuję ich. Ty rób co se chcesz.- Odpowiedziałem chłodno. Wszyscy się ustawili się gotowi.

- Pójdę z wami, ale jeśli nas zdradzisz...

- To co?- Nie odpowiedział tylko pokręcił głowa z widoczną groźbą. 

- Musimy iść.- Ponagliła Hel.

Aleksandra otworzyła drzwi i jako pierwsza je przekroczyła. Reszta poszła za nią. Ostrożnie sprawdzała następne pomieszczenia. Szliśmy chyba pięć minut dotąd aż blondynka się zatrzymała.

- Tutaj kończy się bezpieczna część mieszkalna budynku.- Powiedziała spoglądając na mnie.

- Dalej poprowadzę ja.- Powiedziałem i ruszyłem do przodu. Ku mojej niechęci wyprzedził mnie ten ich nauczyciel.

- Ja znam to miejsce lepiej.- Otworzył następne drzwi wciskając jakiś przycisk. 

Wychylił się, spojrzał w lewo a z prawej jego czaszkę na wylot przebiła kula. Uderzyłem się w czoło na tą głupotę. Ze strony nastolatków dobiegły powstrzymywane okrzyki strachu.

- Głupi Midgardczyk...- Mruknąłem zabierając dłoń z czoła.- Isaac, rób barierę.- Zwróciłem się do chłopaka. Od razu wokół nas zabłysła błękitna bańka.- Hel, my się nimi zajmiemy.- Dziewczyna kiwnęła głową i oboje poszliśmy pierwsi. Dzieciaki szły za nami trzymając się jak najbliżej nas. 

- Chyba mu nie pomożemy..- Usłyszałem komentarz jednego z chłopaków na temat martwego nauczyciela.

- Oczywiście, że nie! Dostał kulkę w łeb!- Odpowiedziała mu któraś z dziewczyn.

- I tak go nie lubiłem...- Znowu chłopak. 

- Kiedy wyjdziemy osłońcie się za czymś dla większego bezpieczeństwa.- Powiedziała głośno moja córka. 

Po powiedzeniu poleceń wszyscy wyszli na ogromny hol, w którym roiło się od żołnierzy HYDRY. My znajdowaliśmy się na balkonie co nam nieco ułatwiało sprawę. Zza osłony magicznymi pociskami eliminowałem tych śmiertelników. Hel także atakowała zza bariery, która była dość potężna. Po kilku poległych żołnierzach zdecydowałem się napierać naprzód. Isaac stale utrzymywał naszą tarczę. Uczniowie podążali za nami czasem utrudniając podejście ludziom HYDRY do nas. Do moich uszu dobiegł swego rodzaju dźwięk. Jakby coś większego szło w naszą stronę. Kiedy udało się nam oczyścić pomieszczenie spojrzałem w stronę, z której dochodził hałas. Moim oczom, piętro niżej ukazał się jakiś duży robot prowadzony przez kolejnego pachołka tej organizacji. Nieubłaganie zbliżał się w nasza stronę. Aby odwrócić uwagę od uczniów przeskoczyłem przez barierkę i za pomocą lewitacji stanąłem mu na drodze. 

- On jest zbyt wielki! Nie poradzisz sobie!- Usłyszałem krzyki Heli. 

- Ostrzeliwujcie go z góry! Ja go postaram się zatrzymać!- Odkrzyknąłem i po chwili młodzież zaczęła wypuszczać jakieś smugi światła trafiające w robota. Hel też dołączyła.- Róbcie to dalej!- Dodałem widząc, że to zmniejsza jego równowagę.

Skupiłem energię na tej kupie złomu. Próbowałem go zgnieść siłą woli, ale był zbyt opancerzony. Kolejny dźwięk dotarł do moich uszu. I głos. Ten najbardziej irytujący.

- Jelonku, tęskniłeś?- Stark poleciał nad robotem celując w jego szybę i rozwalając ja pociskiem. 

Mimo nielubianego przeze mnie przezwiska to kąciki moich ust uniosły się lekko do góry. Tylko dlaczego Stark leciał z Kapitanem objętym ramieniem? Nieważne, później zapytam. Ważne, że Iron Manowi udało się rozwalić szybę w robocie, dając mi dostęp do żołnierza. Bez wahania wyciągnąłem śmiertelnika telekinezą i z przyjemnością rzuciłem go o ścianę. Na mojej twarzy wykwitł uśmiech zahaczający o ten psychopatyczny. 

- Bawisz się w prawdziwego bohatera, Stark?- Zapytałem kiedy ten wylądował stawiając Kapitana na powierzchni. Podszedłem do tego złomiarza.

- A ty co? Raz kogoś uratowałeś i czujesz się jak nie byle kto?- Odgryzł się odsłaniając maskę pancerza i ukazując uradowaną twarz.

- Ja nigdy nie byłem byle kim.- Odpowiedziałem mierząc go spojrzeniem.

- Ahh, no tak. Jesteś asgardzką królewną. Wybacz, zapomniałem.- Rzucił uśmiechnięty. Pokręciłem głową z politowaniem.

- Dlaczego lecieliście razem?

- Musiałem ratować Kapitana, bo jakiś duży prawie go zgniótł.- Wytłumaczył brat mojej ukochanej.

- Aż tak źle u was było?- Zapytałem już poważnie. Kapitan westchnął.

- Mieliśmy całą armię do pokonania, ale tak jak przewidziałeś to zmusiło nas do współpracy.- Powiedział z lekką skruchą. 

- Szacuneczek jelonku. Pogodzić nas dwoje...- Stark zaczął szukać odpowiedniego zakończenia. Postanowiłem mu w tym pomóc. 

-... Jest równoznaczne z próbą utopienia ryby.- Zakończyłem. Ciemnowłosy uśmiechnął się szeroko.

- Właśnie udało ci się dowieść, że rybę można utopić. Ponownie szacuneczek.- Powiedział Iron Man. Mimowolnie na moją twarz wpełzł uśmiech.

- Wszystko jest możliwe.- Odezwał się Rogers.- Spotkałem dwóch bożków, kto powiedział, że nie da się utopić ryby?- Zapytał retorycznie z lekkim uśmiechem.

- Celna uwaga Kapitanie. Ryby...- Znowu mówił Stark, ale przerwała mu Aleksandra z Hel u boku.

- Rozumiem, że panowie wędkarstwem i rybołówstwem się interesują, ale tutaj w budynku panoszy się HYDRA i przydałoby się ją stąd wykurzyć...- Mówiła blondynka na jednym wydechu. Tym razem blaszak jej przerwał.

- A kimże jesteś piękne dziewczę? Ja jestem Tony Stark. Pewnie to wiesz z licznych magazynów, które śledzą każdy mój ruch. Może chcesz aby śledzili również i twoje ruchy? Ze mną? Nasze ruchy?- Tutaj puścił jej te znaczące oczko z szarmanckim uśmiechem. 

Jej reakcja nie była taka jakiej się spodziewał. Wręcz przeciwnie. Aleksandra skrzyżowała ręce na piersi i pokręciła głową z poirytowaniem. Na jej twarz wstąpił grymas obrzydzenia, którego sławny Iron Man chyba się nie spodziewał.

- Zbyt wysoko cenię swe ciało i umysł, aby dać się nabrać na ten tani flirt.- Rzekła po dłuższej chwili milczenia. Miliarder popatrzył na nią z niedowierzaniem. Ja i Kapitan zachichotaliśmy cicho.

- Jesteś co najmniej dziwna... Jak mogłaś zignorować mnie?- Szczególnie podkreślił ostatni wyraz. Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Ważne, że moi słowiańscy przodkowie patrzą na mnie z dumą.

- Słowianie? Z jakiego kraju pochodzisz?- Zapytał zaciekawiony Kapitan. 

- Jestem z Polski.

- Aha..- Rogers pokiwał głową z uśmiechem. 

- Ej no! Musimy iść.- Przypomniała Hel. Kiwnąłem głową twierdząco.

- Stark, gdzie mamy iść dalej?- Zapytałem ciągle zdziwionego blacharza. Nałożył maskę i zaczął pytać Veronicę tak, abyśmy i my ją usłyszeli.

- Veronico, jakieś sugestie?

- Sugeruję iść kilka pomieszczeń w prawo i dołączyć do reszty oddziału.

- Bariera Isaaca nie podziała długo pod takim ostrzałem.- Przypomniałem. Spojrzałem w stronę chłopaka, który miał obecnie usuniętą osłonę.

- Uczniowie mogliby iść balkonem znajdującym się znacznie wyżej niż reszta piętra. Niżej walczy reszta Avengers i byliby w stanie ich osłaniać. Ktoś może jeszcze eskortować młodzież. Droga dolna i górna w pewnym momencie się krzyżują, więc wtedy moglibyście się połączyć i dostać do śmigłowców.

- To... Niegłupie.- Przyznała Lisowska. Zamyśliłem się na chwilę.

- Zrobimy tak.- Powiedziałem w końcu.- W którą stronę?

- Idźcie w prawo szefie, potem przed siebie. Duże drzwi wskażą wam gdzie koniec.- Wytłumaczyła Veronica. 

Podszedłem do dzieciaków, które ustawiły się nieopodal nas podziwiając Kapitana i Iron Mana. 

- Ruszamy już teraz. Będziemy pod dużym ostrzałem, więc ty Isaacu znowu zrobisz barierę.- Chłopak potwierdził kiwnięciem głowy.- Macie na siebie uważać i w miarę możliwości utrudniać życie naszym przeciwnikom.- Na to rozległy się zadowolone i wesołe pomruki.

- Jeszcze jedno. White Queen przebywa w waszym następnym celu.- Usłyszałem Veronicę za sobą. Zapomniałem, że ta mutantka tu jest.

- Ruszamy.- Rzekłem i poszliśmy dalej.

Musiałem się jeszcze dowiedzieć czy Mili i Thor się nie pozabijali. Nacisnąłem słuchawkę w uchu.

- Mili? Co u was?- Do mych uszu dobiegły strzały.

- Eee... Wszystko w porządku. No może z wyjątkiem tego, że mamy tu całą gromadę ludu do ukatrupienia. Właściwie nie narzekamy!- Wyjaśniła dziewczyna. Mimo to trochę się zaniepokoiłem.

- Na pewno wszystko w porządku?- Zapytałem.

- Jesteśmy przerażeni! Szofer na lewo, uważaj!- Krzyknęła, że na moją twarz wpełzł grymas lekkiego zdenerwowania z powodu głośnego wrzasku.- Ale też się dobrze bawimy! HYDRA jest nieustępliwa! Zupełnie jakby chcieli coś osiągnąć przed śmiercią, ale blondasek twierdzi, że oni po prostu są idiotami! W sumie ma to sens!

- Nie potrzebujecie wsparcia?- Ponownie zapytałem.

- Nie, nie. Bo będzie mniej ofiar dla nas. Szofer założył się ze mną, że to on ukatrupi więcej, ale ja mu powiedziałam, że nie ma ze mną szans i tak teraz trwamy!- Wyjaśniła. Ona jest niemożliwa.

- Napierajcie naprzód. Spotkamy się w sali gdzie walczy reszta grupy.- Rozkazałem kobiecie.- Isaac, załatwiaj bariery.- Kazałem chłopakowi.

- Jak sobie życzysz, skarbie. Będziemy tam niebawem.- Odpowiedziała.- Szofer, musimy stąd powoli znikać, bo Lokiś każe nam ruszać do reszty!- Zwróciła się do Odinsona.- Dobra, muszę kończyć, bo powoli przegrywam! Do usłyszenia kotku!- Powiedziała i więcej jej nie słyszałem. Westchnąłem lekko i poszedłem naprzód.

Zaraz wchodzimy w największe bagno.

Mili pov.

Kolejny wróg ciachnięty mieczem wpół. Następny. I jeszcze jeden. 

Ja i Szofer walczyliśmy ramię w ramię z grupą tych tępaków z HYDRY, jednocześnie też rywalizując. A o co? Umówiliśmy się, że ten kto przegra zrobi to co rozkaże wygrany. Mam kilka pomysłów, przeważnie z Lokim w roli głównej. Odnoszę wrażenie, że myśli i pomysły Gromowładnego też toczą się wokół boga kłamstw. Ciekawe dlaczego? Pewnie dlatego, że się szybko denerwuje i są łatwiejsze szanse na to, że zabije kogoś, kogo ty nie lubisz. 

- Musimy iść Panie Szoferku!- Krzyknęłam powalając na podłogę następnego gościa. Thor wydawał się zajęty liczeniem swoich ofiar. Ja miałam dziewiętnaście.

- Pękasz Da Silva!?- Zapytał starając się przebić do mnie.

- Nie ma mowy!- Odkrzyknęłam uderzając jakiegoś ciula z dyńki w nos. Dobiłam go ukręcając mu kark nogami.

W końcu się lekko uspokoiło. Wyszukałam spojrzeniem Szofera, który obecnie ścierał krew z twarzy. Nie swoją oczywiście. Szybko do niego podbiegłam. Ten zaśmiał się wesoło.

- Ha! Mam dziewiętnastu! I co?- Thor z wyczekiwaniem obserwował mój wyraz twarzy. Chyba spodziewał się grymasu przegranej, czy coś. 

- Dwudziestu, Szofer. Dwudziestu.- Powiedziałam niemalże beznamiętnie, chociaż w duszy czułam dziką satysfakcję! W końcu nie codziennie pokonuje się asgardzkiego boga i księcia w pojedynku! Loki będzie dumny!

Jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił. 

- Jak to?- Zapytał załamany. Wzruszyłam ramionami.

- Wkrótce powiem ci co masz zrobić. Aczkolwiek nie będzie to dla ciebie honorowe, więc dumę wsadź wtedy do kieszeni.- Powiedziałam. W mojej głowie zrodził się głupi plan z użyciem Thora.- Teraz musimy się stąd wydostać.- W tym momencie jedna ze ścian wybuchła. Za nią pojawiła się kolejna masa żołnierzy.

- Wskakuj na mnie!- Krzyknął Thor. Spojrzałam na niego jak na idiotę.

- Czego ty chcesz!?- Zapytałam zaskoczona rozkazem.

- Jak zginiesz ty to zginę i ja!- Odpowiedział.- Mamy dołączyć do reszty, tymczasem my gadamy! Szybko.- Thor ustawił się tak, abym wskoczyła mu na plecy. 

Lekko się schylił i ja wskoczyłam na niego, ramionami zawieszając mu się na szyi. Wtedy gdy już miał pewność, że nie spadnę zamachnął się młotem. W ten taki jeden sposób oznaczający jedno: będziemy lecieć. Nim zdążyłam zaprotestować, z ogromną prędkością leciałam na Szoferze. Ja zawsze mówiłam, że on nim jest! Kurczowo złapałam go za długie włosy na co ten krzyknął z bólu. Przez to zamknął oczy i nie widział gdzie lecimy, więc pociągnęłam go jeszcze mocniej.

- Szofer, w prawo, tu jest ściana!- Krzyczałam jak małe dziecko. 

Thor jednak z bólu dalej nie otworzył oczu. Chwyciłam go mocniej za prawą część włosów i przyciągnęłam w moją stronę, przez to ten skręcił we właściwą stronę. Ja nie mogę! Ciągając go za włosy mogę nim kierować! Dalej leciałam kierując bogiem. Wszyscy źli schodzili nam z drogi. Teraz szarpnęłam lewą stronę blond sierści Szofera. Tak jak przewidziałam mięśniak skręcił w lewo.

- Aua! Nie szarp tak!- Krzyknął Thor.- Już wiem gdzie mam lecieć!- Przed nami miejsce połączenia się z resztą ekipy.

Tak jak prosił puściłam jego włosy. Kiedy już byliśmy przed drzwiami, ten nie zdążył złapać orientacji i rozwalił je młotem. Resztę załatwiła jego głowa. Kiedy spotkaliśmy się w punkcie zbornym moim oczom ukazała się ogromna sala z walczącymi Avengers, HYDRĄ i...

White Queen.

Tym razem się jej dostanie za te kłamstwa. Bez zastanowienia ponownie złapałam blondasa za czuprynę. Wydarł się z bólu, ale nie zwróciłam na to uwagi. Nakręciłam go na tą pudernicę i po prostu w nią wleciałam. Mój rumak się zatrzymał a ona poleciała na ścianę za nią. Zeskoczyłam z Thora i podbiegłam do blondynki. Leżała na brzuchu, więc przewróciłam ją na plecy i usiadłam na ziemi. Z jej brwi leciała spora strużka krwi a ona sama była nieprzytomna. Usłyszałam kroki wokół mnie. Jakoś mnie tak naszło, że zaczęłam się psychopatycznie śmiać w stylu Jokera. 

- Mili, nic ci nie jest?- Zapytał Lokiś klękając obok mnie. Spojrzałam na niego rozbawiona.

- Wszystko ok, ale nie z nią...- Odpowiedziałam. Znowu zachichotałam.

- To chyba koniec.- Powiedział Steve oglądając pobojowisko.

- Zaprowadźmy ich do śmigłowców, wtedy będzie koniec.- Odezwała się rozczochrana Natasha.  

- Tony, znalazłbyś coś u siebie, co nie pozwoliłoby jej korzystać z mocy?- Zapytałam braciaka, który odsłonił twarz.

- Coś mam w samolocie.- Odpowiedział zbliżając się do mnie.

- Wrzućmy ją do celi.- Zaproponował Sam.

- O tak...- Położyłam się zmęczona na plecach.- Możemy wracać do domu?- Zapytałam tonem małej dziewczynki.

- Odprowadźmy ich do śmigłowców i dalej już sobie poradzą.- Odpowiedział James.

- Jestem za...- Wymruczałam ze zmęczeniem.

No... To chyba koniec misji! Ciężkie miałam święta w tym roku.

***********************************************

Elo! Taki dłuższy rozdział dzisiaj. Chyba troszkę nudny a przynajmniej mi się tak wydaje. Nie mam pojęcia kiedy next.

- Batman w drodze.- Loki

- Nareszcie!- Autorka

- Ha! Ha! Ha!- Joker

- Czego się śmiejesz? Gacek w drodze. Bój się.- Autorka

- O ile tu dotrze nim my uciekniemy!- Harley

- A uciekajcie!- Loki

- W sumie... Jak przyjedzie to będzie śmieszniej!- Joker

- Tak, bo mi następny idiota pod dachem potrzebny.- Autorka


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top