Misja w Święta
Loki pov.
Właśnie szliśmy do szkoły. Źle to brzmi. Samolot Avengers został umieszczony na niewielkim polu, bo w tym miejscu większość terenu zajmował las. Musieliśmy także przejść kilka kilometrów, bo ciężko było lądować na takim łonie natury. Sam, Stark i James lecieli, więc zbytnio się nie zmęczyli. Do tego sprawdzali teren z góry. Ja, Mili, Thor i Hel mamy w sobie krew bogów, także nie męczyliśmy się chodzeniem. W sumie nawet fajnie tak po lesie chodzić... Rogers i Natasha...? Ta dwójka ma świetną kondycję, fakt, że blondas przez eksperymenty, ale... Romanoff przynajmniej wyrobiła ją sobie naturalnie. Vision jest nie wiadomo czym i ma kamień nieskończoności, też się nie męczy. Wanda miała najgorzej. Nie była zbytnio wysportowana a tutejszy gorący klimat też robił swoje. W gorszych momentach po prostu dawałem jej swoją cząstkę energii, czego młoda dziewczyna nie była świadoma.
Las, którym obecnie wędrowaliśmy był bardzo urokliwy. Wszystko było w kolorze intensywnej zieleni. Po pniach wysokich drzew wspinały się różnego rodzaju rośliny pnące. W wielu miejscach były kwiaty o wielu różnych odcieniach. Każdy był piękny, ale najwięcej fanów zdobył chyba czerwony hibiskus. Właśnie wokół niego toczyły się najdłuższe rozmowy.
W końcu znaleźliśmy tą szkołę. Spory budynek pomalowany na jasne kolory wyglądał jak jakaś stacja badawcza. Jego ściany były zapewne zrobione bardzo solidnie, bo gdy dzieciak nie potrafi kontrolować swoich zdolności, to należy bardzo dobrze zabezpieczyć teren, na którym pracuje. Jak na razie nie wychylaliśmy się wcale. Ja jako pierwszy lekko wychyliłem się zza krzaków i obejrzałem teren.
Na placu stało kilka samochodów z logiem HYDRY. Trzeba być naprawdę idiotą, żeby tak oznakować samochód i po prostu pojechać na misję. Na pewno nikt się nie domyśli, że to organizacja zabijająca duże liczby ludności. Oprócz tego było obok nich czworo żołnierzy mających gdzieś co się wokół nich dzieje. Zauważyłem jeszcze jedną kamerę wiszącą przy drzwiach. Odsunąłem się kilka kroków w cień, jednocześnie wracając do reszty.
- I jak tam Jelonku?- Zapytał jak zawsze irytujący Stark. Splotłem dłonie na plecach uzyskując w ten sposób surowy wyraz twarzy i ciała.
- Czworo ludzi. Opancerzonych. Mam już plan jak ich zlikwidować.- Zdałem króciutki raport.
- Wbijamy i rozwalamy wszystko?- Dopytywał się Iron Man. Pokręciłem głową przecząco.
- Jest tam kamera, a chyba nie chcemy żeby dowiedzieli się, że tu jesteśmy przed czasem?- Zapytałem podnosząc jedną brew.
- Jaki masz plan?- Tym razem powątpiewający Rogers.
Jeszcze się zdziwi. Zobaczy, że nie tylko on potrafi dowodzić.
- Sam? Mógłbyś zhakować tę kamerę tak, aby tamci nie widzieli co tu się dzieje?- Zwróciłem się do Falcona, automatycznie biorącego się do roboty.
- Mógłbym zalać ich komputer, na którym nas widzą wirusem zasypującym losowymi danymi i reklamami z internetu. Jednak to nie potrwa wiecznie, najwyżej z trzy minuty.- Wytłumaczył Wilson. Kiwnąłem głową twierdząco.
- Wystarczająco. Zrób to.
- Zalej ich kompa masą porno z internetu. Niech się nacieszą przed śmiercią.- Odezwał się znowu Stark. Wśród naszej grupy rozległy się stłumione chichoty.
- Może być.- Przyznałem nieco rozbawiony. Wilson kiwnął głową na znak, że skończył.- Dobra, a teraz Romanoff i Maximoff. Wanda, zrób pole wokół tych ludzi i pozbaw ich tam w środku grawitacji. Natasha, przyczep tłumik do pistoletu i załatw tamtych w polu Wandy.- Obie kiwnęły głową twierdząco.
Zaraz potem podeszły bardziej do przodu. Wanda, jak prosiłem stworzyła pole. Nieco niestabilne, ale działało jak należy. Ludzie bezwładnie latali w środku szkarłatnej bańki, ale za chwilę wszystkich zestrzeliła Romanoff. Wszystko udało się tak jak przewidziałem. Wyskoczyliśmy z krzaków i ja iluzją zakryłem ciała. Wbiegliśmy do środka, bo czas ponaglał. W środku stało jeszcze trzech ludzi, ale Wanda automatycznie zrobiła to samo pole co wcześniej. Ja w tym samym czasie telekinezą chciałem zrobić coś w rodzaju rozgniecenia na tamtych, ale gdy nasze moce się połączyły oni... Eksplodowali. Tak po prostu. Sam podbiegł do komputera i w ostatnich sekundach wyłączył wszystkie kamery w budynku.
- Co to było?- Zapytała zaskoczona Mili. Wanda przyłożyła dłoń do głowy.
- Ja... Nie mam pojęcia...- Odpowiedziała zdezorientowana. Rozejrzałem się po ścianach ozdobionych ludzkimi flakami. Na moją twarz wkradł się wyraz obrzydzenia.
- Loki, wiesz coś?- Zwróciła się do mnie Mili. Odwróciłem się w ich stronę.
- Pole Wandy było niestabilne. Kiedy ja użyłem swojej telekinezy w tym samym momencie, najwidoczniej się przeciążyło i wybuchło.- Wytłumaczyłem spokojnie. Scarlet Witch była lekko przerażona nagłym wyczynem.- I może się przydać w przyszłości. Nie denerwuj się, to i tak tylko wrogie jednostki były.- Lekko uspokoiłem dziewczynę.
- Jesteśmy w jakimś holu, co dalej?- Zapytała Natasha. Faktycznie znajdowaliśmy się w obszernym pomieszczeniu, gdzie kiedyś prawdopodobnie była recepcja.
- Musimy znaleźć dyrektorkę tego miejsca.- Powiedziałem i zacząłem szukać czegokolwiek, co mogłoby mi powiedzieć gdzie ją znaleźć.
- Może coś tutaj?- Rogers wskazał na plan tego budynku wiszącego na ścianie.
Bezsłownie podszedłem i przyjrzałem się mapie. Dokładnie wskazywała wszystkie pokoje i piętra w budynku. Wyszukałem wzrokiem pokój, w którym powinna przebywać ta kobieta. Musieliśmy przejść jeszcze przez jeden korytarz, następnie skręcić w lewo i są drzwi z oznaczeniem.
- To nam ułatwi życie.- Mruknąłem.- Ruszamy dalej.- Powiedziałem tak aby wszyscy usłyszeli.
Wszyscy zebrali się w zwartą grupę ze mną na czele i razem podążyliśmy w stronę dużych drzwi. Rozkazałem dla Wilsona i Romanoff ustawić się po ich bokach, aby w razie masy wrogów, zapewne czekających za przejściem, ci byli ukryci. Wandzie kazałem stworzyć barierę, która ochroniłaby nas przed strzałami. Kiedy wokół nas pojawiła się czerwona bańka zalecałem trzymać broń w gotowości i otworzyłem drzwi, które się automatycznie rozsunęły. Tak jak przewidziałem, poleciała w nas chmura kul, jednak te odbiły się od bariery. Dwójka stojąca po bokach nie dostała, bo byli zakryci. Kiedy wystrzelali całą serię, przyszedł czas na przeładowanie broni...
To była nasza szansa!
- Do ataku!- Krzyknąłem.
Zaraz obok mnie przelecieli Iron Man i War Machine jednocześnie strzelając do tamtych. Mili z okrzykiem bitewnym ruszyła szarżą i wyciągniętym mieczem nie pozwalając aby ktokolwiek się do niej zbliżył. Natasha i Sam utrzymywali swoje pozycje. Vision i Thor także zaatakowali nie szczędząc sił. Ja, Hel i Rogers ruszyliśmy pod osłoną Wandy. Zaraz potem dołączyła dwójka zza drzwi. Kiedy miotałem midgardczykami o ściany, bariera zaczęła niespokojnie migać. Scarlet Witch słabła, ale nie dawała o sobie tego poznać. Naprzeciwko wróg napierał.
- Szybciej ich rozwalcie!- Krzyknęła Maximoff. Kolejny pachołek został rozerwany na strzępy.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę!- Odkrzyknąłem z większą prędkością zabijając ludzi.
Podesłałem dziewczynie cząstkę energii, której przypływ sprawił, że to ona wykonała ostateczny cios. Mianowicie, jej osłona zniknęła, ale zaraz potem dmuchnęła z taką siłą, że wszyscy źli polecieli martwi do tyłu.
To znaczy, ja zostałem.
Wszyscy zaskoczeni spojrzeli na ciemnowłosą dziewczynę. Ona tylko podniosła dumnie głowę odsłaniając czerwone oczy i ignorując pochwały odeszła kilka kroków do tyłu. Wszyscy co się rozpierzchli szukając osłon, teraz stali na środku czekając na dalsze rozkazy.
- Mamy chwilę spokoju, więc szybko odnajdźmy tę dyrektorkę.- Zacząłem.- Teraz musimy iść w tamtą stronę.- Wskazałem na mniejszy korytarzyk dołączony do tego.
Podążyliśmy w tamtą stronę. Jak się okazało, tam były drzwi z tabliczką ''gabinet dyrektora''. Spróbowałem nacisnąć przycisk, jednak nie drgnęły.
- Zamknięte.- Warknąłem.
- Może boi się, że jesteśmy z HYDRY?- Podsunął Stark.
- A jak myślisz?- Zapytałem.
- Może lepiej ja to załatwię.- Do przodu wyszedł Rogers. Zapukał do drzwi.- Proszę pani? Nie jesteśmy z HYDRY. Jesteśmy Avengers i mówi Kapitan Ameryka. Przyszliśmy, bo otrzymaliśmy wiadomość, że potrzebujecie pomocy.
Na te słowa kontrolka drzwi zaświeciła na zielono.
- Zadziałało. Dobra robota Kapitanie.- Pochwalił Wilson. Mnie to najwyżej zniechęciło, midgardczyk się popisuje.
- Czasami dobrze jest zachować się miło.- Wiedziałem, że to przytyk Rogersa.
Wnioskując z jego myśli chciał mnie zdenerwować. A kiedy znam jego myśli to mnie nie zdenerwuje. Zachowałem spokój i z obojętną twarzą czekałem na to co dalej.
- Perswazja jest dobra, gdy skutkuje. Gorzej kiedy wszyscy uznają cię za zagrożenie.- Odpowiedziałem obdarzając go pięknym uśmiechem.
- Ona chyba sama tych drzwi nie otworzy.- Zauważyła Hel.
Nacisnąłem przycisk otwierający drzwi i wszedłem do środka jako pierwszy. Na początku rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było to typowe biuro. Nie wyróżniało się zbytnio. Nagle zza biurka wyłoniła się jakaś kobieta, prawdopodobnie nauczycielka, której szukamy. Miała brązowe włosy spięte w kok na czubku głowy, brązowe oczy i ubrana była w jakiś mundur. Oprócz tego celowała w nas z strzelby i kilka osób także wycelowało swoje bronie.
- Nie mamy wrogich zamiarów.- Powiedziałem od razu. Tamta nie wyglądała na przekonaną.
- Dlaczego mam wam wierzyć?- Zapytała wrogo. Dałem znak aby moi ludzie opuścili broń.
- Bo gdyby było inaczej, już dawno byś strzeliła.- Powiedziałem podchodząc znacznie do przodu. Zależało mi by zaufała mej osobie. Opuściła broń z wyraźnym uczuciem ulgi.
- Nie wiem jak was nie poznałam. Może to dlatego, że za długo siedzę w tym samym miejscu, ześwirować można.- Poprawiła włosy i wyszła zza biurka podchodząc do mnie. Podarowała mi ciepły uśmiech.- Nazywam się April Hewit i jestem dyrektorką tej szkoły.- Podała mi dłoń, którą uścisnąłem.
- Loki Laufeyson i jestem tymczasowym dowódcą tej grupy.- Przedstawiłem się spokojnie starając się aby brzmieć przyjaźnie.
Niepodobne do mnie, prawda? Ale kolejna cecha dobrego przywódcy to sprawienie, że ludzie jednocześnie cię lubią i respektują.
- Miło cię poznać. Waszą resztę znam.- Wskazała na ludzi za mną.
- Opowiesz co się dzieje?- Zaproponowałem. Hewit odwróciła się i pokręciła głową z niemocy.
- W tej szkole, niegdyś nadzorowanej przez TARCZĘ, szkolimy dzieci z mutacją zaawansowaną w mniejszym stopniu. Wiecie, telekineza i czytanie w myślach. Od jeszcze dziwniejszych przypadków jest inna szkoła.- Zaczęła tłumaczyć opierając się o biurko.- Wszystkie one przebywają tutaj by nie sprawiać problemów w bardziej zaludnionych otoczeniach...- Mili przerwała jej wypowiedź.
- ''Nie sprawiać problemów w bardziej zaludnionych otoczeniach''?- Zacytowała z wyraźnym zniesmaczeniem.- Masz na myśli to, że bardziej uzdolnione dzieci to problem?- W jej głosie dało się wyczuć lekką grozę.
Nauczycielka znowu pokręciła głową.
- Nie, źle mnie zrozumiałaś.- Zaprzeczyła.- One mają tutaj spokój. Często w ich rodzinnych stronach były właśnie za zdolności nieakceptowane. Tutaj mogą swobodnie i bezstresowo uczyć się panowania nad nimi! Przeprowadzam z nimi zajęcia, sama jestem mutantką.- Na to wyznanie podniosła dłoń, w której zabłysło błękitne światło i uniosła książkę na biurku.
- Powiedz w końcu co się stało.- Przypomniałem, bo nic nie wywnioskowałem po jej gadaniu.
- Żyliśmy tu spokojnie z dala od natrętnych ludzi, dotąd aż HYDRA nas zaatakowała.- Zamknęła oczy w przejęciu.- Ci młodzieńcy to bardzo cenny nabytek, nie dziwię się, że tamci żołnierze i ich szefowa naostrzyli sobie na nich pazury.- Teraz mówiła z wściekłością w głosie.
- Zaraz, jaka szefowa?- Zapytałem nie kryjąc ciekawości.
- Nie wiem jak ma na imię, ale odnoszono się do niej z takim szacunkiem i podziwem..- Kobieta zamyśliła się na chwilę.- Zaraz, kiedy jeszcze miałam dostęp do kamer, a przynajmniej dopóki ktoś ich nie wyłączył- Ktoś z tyłu tłumił chichot. Stark, jak znam życie.- to rozmawiała z jakimś człowiekiem. Nazwał ją chyba... Queen?
Odwróciłem się w stronę Mili, która z wściekłości zacisnęła ręce. Ona także na mnie patrzyła. Oboje wiedzieliśmy o kim ona mówi.
- White Queen.- Powiedzieliśmy oboje.
- Dokładnie!- Przyznała April.
- To znaczy, że będziemy mieli jeszcze więcej roboty niż myślałem.- Mruknąłem. Znowu zwróciłem się do nauczycielki.- Jak wielu jest tu uczniów?
- Łącznie dwanaścioro, bo większość wyjechała na święta do rodziny. Z tego co pamiętam z kamer, większości udało się dostać na najniższe piętro, jednak kilkoro wciąż nie udało się tam. Na pewno spotkacie ich po drodze.- Odpowiedziała.
- Nie mamy czasu do stracenia.
- Jest jeszcze coś. Dzieci, którym udało się dostać na najniższe piętra...- Popatrzyłem na nią wyczekująco.- Oni nawet nie są świadomi tego, że są atakowani.- Podniosłem brwi do góry.
- Jak to nie są świadomi?- Zapytała Hel.
- Kiedy rozpoczął się atak posłałam większość na sam dół z jednym z opiekunów, tam jest najbezpieczniej. O tym, że HYDRA tu jest wiedzą ci co się im nie udało.- Wytłumaczyła cienkim głosem. W pewien sposób mnie to zdenerwowało.
- Tak po prostu zostawiłaś dzieci na pastwę HYDRY, a sama uciekłaś?!- Zapytałem ostro.
- Loki, nie ma czasu trzeba ich ratować.- Stark pojawił się obok mnie z odsłoniętą twarzą. Kiwnąłem głową twierdząco.- Może nam pani pokazać plany budynku?
- Tak! Mamy swoje śmigłowce ewakuacyjne, są na dachu.- Migiem zarzuciła je na pełny ekran wiszący trochę dalej od biurka. Zaczęła przedstawić każdy element budynku.
- Jak dostać się na najniższy poziom? Ktoś musi powiedzieć dzieciakom.- Oderwałem wzrok od mapy i spojrzałem na Hewit.
- Można by tym korytarzem, ale jest tam cała armia.
- Na pewno coś się da.- Powiedziała Romanoff.
- A ten szyb wentylacyjny?- Wskazałem niewielki element na mapie.- Ktoś mógłby tam wejść.
- To mogłoby się udać.- Przyznała dyrektorka.
- W tym czasie reszta walczyłaby na korytarzu.- Odezwał się Sam. Dyrektorka pokręciła głową.
- Ktoś musi przywrócić mi sterowanie budynkiem. HYDRA wiedząc, że mamy te śmigłowce odłączyła mnie od dostępu do nich. Jeśli ktoś tego nie uruchomi, nie polecimy a to trudne zadanie. Jest tam wiele wrogów.- Wytłumaczyła. Zacząłem się zastanawiać kogo posłać.
- Może Stark... I Rogers!- Obaj zaczęli patrzeć na mnie z chęcią mordu w oczach. Przywdziałem cyniczny uśmiech.
- Każdy, byle nie z emerytem!- Krzyknął Stark. Kapitan popatrzył na mnie zły. Reszta obserwowała przebieg wydarzeń.
- Celowo to robisz, prawda?- Zapytał.- Chcesz żebyśmy się tam pozabijali?- Zaśmiałem się na to stwierdzenie.
- Nie chcę żebyście się pozabijali i tak, robię to celowo.- Przyznałem. Ci dwaj spojrzeli na siebie wściekli.
- Czemu!?- Zapytał Tony. Przybrałem surowy i poważny wyraz twarzy. Dumnie wyprostowałem ciało.
- Bo może najtrudniejsze zadanie nauczy was porządnej współpracy!- Odpowiedziałem ostro, że nawet Stark zamilkł.
To co robię na pewno poskutkuje. Ci dwaj zaczną po ludzku do siebie mówić i fakt, że mają tylko siebie każe im współpracować.
Jaki ja jestem mądry! Ja zawsze to wiedziałem.
- Tak czy inaczej ktoś jeszcze musi zhakować terminale. HYDRA przy tym też majstrowała i stara się nie dopuścić do tego, aby rodzice dowiedzieli się o ataku.- Powiedziała. Moja głowa zaczęła zastanawiać się nad tym kogo posłać.
- Mili i Thor.- Zdecydowałem. Oni też nie byli zadowoleni, ale nie stawiali oporu ku mojemu zadowoleniu.
- Skoro tak uważasz..- Powiedziała niepewnie Mili.
- Na polu bitwy raczej się kłócić nie będziemy.- Powiedział lekko uśmiechnięty Thor.
- Czym innym będziemy zajęci..- Przyznała teraz też uśmiechnięta Mili.
- To kto pójdzie przez szyb wentylacyjny?- Zapytał Sam.
- Pójdę ja i Hel.- Odpowiedziałem.- Reszta zajmie się miejscem gdzie jest najwięcej wrogów. Do dzieła.
Wszyscy stopniowo zaczęli się rozchodzić do wyznaczonych zadań. Ja zatrzymałem się jeszcze na chwilę za Thorem i złapałem go za ramię. Ten zdziwiony odwrócił się i spojrzał na mnie. Spojrzałem mu w oczy.
- Opiekuj się nią.- Powiedziałem i odszedłem.
To teraz wyciągnąć te dzieci i wracamy do domu.
*******************************************
Siemanko! Dzisiaj trochę taki nudny, ale ważne, że jest. I jak się sprawdza Loki jako przywódca? Komentujcie i głosujcie. Czy tylko ja się cieszę, że Jane to już nie dziewczyna Thora? Aha, i wiem, że Hel to ta zła i inaczej wygląda, ale u mnie jest taka jaka jest ok?
- W mordę, kto stoi przed domem?- Tony
- Jak wygląda?- Autorka
- Zielone włosy, biała twarz, mocny makijaż, masa tatuażów..- Tony
- Pączuś!?- Harley Quinn
- Harley!?- Tony
- Tony!?- Mili
- Mili!?- Loki
- Loki!?- Autorka
- Marvel!?- Joker
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top