Koniec poszukiwań Starka
Tony pov.
Po jakimś czasie, mniej więcej wieczorem, w bazie zjawiła się Pepper, wraz ze wszystkimi planami lotów z dnia wczorajszego i dzisiejszego. Nie spodziewałem się, że tyle tego będzie, jednak dzięki temu rozpiski są czytelne. Najprawdopodobniejszym miejscem, w które udała się moja Aleksandra jest Polska i próbowałem znaleźć loty do tego kraju. Póki co udało mi się znaleźć jeden samolot, na który składała się kartka z jego opisem, oraz spis wszystkich pasażerów a to wszystko spięte spinaczem do papieru.
Pepper stała nade mną z kolejnymi planami. Czułem, że moja asystentka jest ciekawa tego, czego szukam. W końcu zadała pytanie:
- Po co ci tak właściwie te plany?- Na chwilę spojrzałem na nią znad papierów. Odsunąłem jeden stos plików, które nie prowadziły do Polski a Pepper podała mi następne.
- Muszę znaleźć pewną osobę...- Powiedziałem będąc stale skupionym na papierach i dokładnie je przeczesując. Poots nie była raczej usatysfakcjonowana odpowiedzią.
- Dlaczego musisz?- Zadała następne pytanie. Przez chwilę milczałem, ale odpowiedziałem.
- Bo mi Loki kazał...- Tym razem nawet skończyć mi nie dała podawania następnych powodów.
- Co? A od kiedy ty się go słuchasz?- Ponownie zapytała z lekkim zaskoczeniem. Ja pozostawałem spokojny i skupiony na czytaniu.
- A no dużo się zmieniło od twojej ostatniej wizyty, między innymi lider grupy. Zamiast mnie lub Rogersa, jest nim teraz Loki.- Dyskretnie zerknąłem w jej stronę, chcąc zobaczyć jej minę. Tak jak się spodziewałem, była zabawna.
- Słucham? Jakim cudem?- Pytała z szokiem. Ja napawałem się jej miną.
- Ten cud do dziś pozostał niewyjaśniony.- Odpowiedziałem wracając do poszukiwań.- A tak na poważnie coś się stało, a potem okazało się, że Loki będzie najlepiej przewodził.- Wytłumaczyłem nie zdradzając szczegółów na ten temat. Wiecie, ta nowa zasada: co się dzieje w ekipie, zostaje w ekipie. W sumie to nawet dobrze się z tym bawiłem, bo ludzie pozostawali w niepewności.
- Co się tam u was stało?- Zapytała. Znalazłem kolejny lot do Polski! Musiałem przewalić tamte póki co niepotrzebne papiery żeby przeczesać te o lotach do ojczyzny Aleksandry.
Dalej bawiłem się z Pepper.
- Nie mogę powiedzieć. Nowe zasady.- Odpowiedziałem tylko starając się nie pokazywać delikatnego uśmieszku na mojej twarzy. Usłyszałem ciche prychnięcie Pepper.
- No dobra...- Poddała się w końcu.- Kogo szukasz?- Dokładnie czytałem nazwiska, z których dużo było polskich i to mi nie ułatwiało.
- Pewnej dziewczyny o nadprzyrodzonych, jednak słabiej rozwiniętych zdolnościach..- Wymruczałem pod nosem. Jeden lot okazał się nie mieć jej nazwiska na liście.
- Dlaczego? Coś się stało?- Znowu zapytała. Ponownie mogłem zostawić ją z niewiadomą. Odrzuciłem papiery, na których nie znalazłem nazwiska Aleksandry i zająłem się tymi drugimi.
- Nie mogę powiedzieć. Wiesz, zasady.- Przypomniałem teraz puszczając jej oczko.
- Mi przecież możesz powiedzieć. Nie jestem jakimś agentem HYDRY. - Stwierdziła przyglądając się moim poczynaniom. Tym razem bardzo powoli szukałem nazwiska aby chociaż mi nie umknęło.
- Agent HYDRY by tak powiedział.- Odpowiedziałem podejrzliwie chociaż w głowie wiedziałem, że to żart. Pepper najprawdopodobniej przewróciła oczami.
- Wiesz co mam na myśli.- Powiedziała nieco zdenerwowanym głosem.
- Tak czy inaczej nie mogę ci powiedzieć, bo teraz to co dzieje się w ekipie, zostaje w ekipie.- Z udawaną dumą wypowiadałem te słowa. Musiałem jednak zauważyć, że są one niegłupie. Pepper nie chciała dać za wygraną.
- Mam wrażenie, że nie mówisz mi tego, bo nie jesteśmy już razem. Czy to o to chodzi?- Zapytała z lekką złością w głosie. Z trudem powstrzymałem uśmieszek cisnący mi się na usta, aby nie rozeźlić jej jeszcze bardziej.
- Nie mogę powiedzieć tego komuś z poza naszej załogi. Przykro mi. Zasady.- Przypomniałem. Kątem oka zauważyłem, że kobieta kiwa głową zrezygnowana.
Gdyby ją porównać do Aleksandry... No niby jej wiek jest przybliżony do mojego, natomiast Polka jest dużo młodsza. A gdybym stworzył związek z młodą? Czy ludzie uznaliby mnie za zboczeńca? Czy to tylko podrasowałoby moją opinię Playboya? Z innej strony powinienem się zastanowić na kim mi zależy? Na młodej dziewczynie, którą znam od niedawna, czy na kobiecie, z którą się już trochę widzę i która potrafiła na mnie wywrzeć wpływ. Z jednej strony byłem zły na Pepper, że od tak zerwała ze mną i to przez sms-a, ale jak tak się teraz zastanawiam, to czy ona na pewno jest dla mnie skończonym tematem? Czy może wciąż mi na niej zależy? A jeśli Aleksandra to tylko przelotne zauroczenie, albo nawet obiekt tymczasowego flirtu?
W mordę, moje uczucia są ciężkie do zrozumienia.
Coś mi mignęło nagle przed oczami.
Jest! W końcu znalazłem jej imię i nazwisko!
Wyleciała samolotem dokładnie o 02:15. Z tego co wiadomo to leciała trzecią klasą, gdzie bez problemu dostała bilet, bo na pokładzie było mało ludzi. Biorąc pod uwagę fakt, że jest już wieczór tego samego dnia, Aleksandra na pewno znajduje się już w swoim kraju. A to oznacza, że i ja muszę lecieć do Polski.
Gwałtownie podniosłem się z siedzenia i spojrzałem na kobietę obok.
- Zaklep najbliższy lot do Polski.- Wydałem polecenie. Pepper z niezrozumieniem pokiwała głową. Teraz miałem zamiar poszukać osobistych akt Aleksandry, aby znaleźć jej adres zamieszkania. Tam sprawdzę najpierw. Mój wzrok na chwilę zatrzymał się na asystentce, która nie ruszyła się z miejsca.- Załatwisz to?- Zapytałem przyglądając się jej badawczo.
- Tak, zajmę się tym.- Obudziła się nagle.
- I najlepiej moim prywatnym samolotem, okey?- Dodałem. Ona pokiwała głową.- Aha i poszukaj szofera obeznanego w drogach Polski.
- Zajmę się tym...- Potwierdziła i zaczęła odchodzić w stronę drzwi. Ja podążyłem za nią, chcąc dostać się do CIB i akt tutejszych pracowników.
Szedłem szybkim krokiem w stronę miejsca, w którym powinienem odnaleźć potrzebne dane. Miałem na tyle szczęścia, że nikt nie robił mi o to problemu i zdobyłem odpowiednie informacje. Wkrótce dostałem też wiadomość od Pepper, że najbliższy lot jaki mogę wykonać byłby o godzinie 23:00.
Od razu się zgodziłem.
Jednak to nie mógł być koniec moich zadań. Musiałem mieć tłumacza, abym dogadał się z tamtejszym pospólstwem. Miałem w sumie taką zabaweczkę gdzieś w warsztacie... Mianowicie okulary, które pokazywały mi tekst przetłumaczony z hiszpańskiego na mój język. Mniej więcej umiałem rozmawiać po hiszpańsku, ale to nie oznacza, że jestem poetą. Stworzyłem to na wypadek gdyby Mili się na mnie wkurzyła i zaczęła mi bluzgać, a żebym ja nie przytakiwał jej tylko dlatego, że nie wiem co mówi. Jak to działa? Po założeniu okularów nieco w oddali wyświetla mi się przetłumaczony tekst. Trochę wzorowane na 3D, ale nie widzę obrazu z tekstem bliżej, tylko dalej. A widzę go tylko ja, żeby przypału nie było. Po drobnych zmianach będę mógł rozumieć polski, ale nie wiem jak ja będę mówić. Najwyżej spróbuję przetrwać dotąd aż jej nie spotkam. O ile ją spotkam...
***
Siedziałem już sobie w ciepłym samolocie. Za oknem było ciemno i na szczęście nie padało, co zwiastowało bezpieczny lot. Oby tak samo było w Polsce. Moje dopicowane okulary leżały sobie przygotowane nieopodal mnie. Nie ogłaszałem mediom, że gdzieś wyjeżdżam, wolałem zachować to w tajemnicy, aby nikt mi kwiatów nie wynosił na powitanie. Przede mną na stoliku był rozłożony laptop, na którym sprawdzałem oficjalną stronę firmy szoferskiej. Właśnie stamtąd jednego załatwiła mi Pepper. Z tego co się dowiedziała to będzie staruszek, ale z jakiegoś powodu znający większość dróg w Polsce. Sama Poots zdecydowała, że zostanie opiekować się firmą.
Skoczyłem na chwilę do prywatnego barku aby nalać sobie whiskey. Było tu strasznie cicho.
- Veronico zarzuć jakąś piosenkę, tak w miarę cicho.- Poprosiłem komputer szykując sobie napój.
- Jak pan sobie życzy.- Z głośnika poleciało ''Never Surrender'' Combichrist. Delikatnie się uśmiechnąłem w przestrzeń.
- Tego chyba właśnie potrzebowałem...- Rzekłem popijając whiskey. Do moich uszu doszedł dźwięk pikania od strony laptopa.
- Ma pan wiadomość w postaci rozmowy - online. Zdaje się, że od agentki Romanoff.- Powiedziała Veronica. Co może ode mnie chcieć Natasha?
- Połącz ją póki nie wylecieliśmy jeszcze.- Szybko usiadłem do laptopa chcąc dowiedzieć się czego potrzebuje Nat. Zaraz potem wyświetlił mi się obraz i twarz, ale nie agentki tylko Mili.
- Hejo braciszku.- Przywitała się z uśmiechem moja siostra. Jakoś mi się cieplutko w środku zrobiło jak mnie tak nazwała.
- Mili? Dlaczego ukradłaś laptopa dla Natashy?- Zapytałem żartobliwie.
- Bo swojego nie mam.- Odrzekła natychmiastowo.- A tak na poważnie to Nat zgodziła się mi go pożyczyć.- Wyjaśniła teraz przeczesując szczotką włosy. Zdziwiło mnie, że w trakcie misji Mili czesze swoją rudą sierść na głowie. Musiała zauważyć, że przyglądam się jej czynnościom. Nawet ubrania miała inne.
- Wystąpiły pewne komplikacje. A właściwie u tego typa co to go znaleźć mamy. Chyba transport go zawiódł i musi czekać na następny, więc my zmuszeni byliśmy zatrzymać się w hotelu. A ubrania i inne przyrządy to Loki nam na szybko wyczarował.- Wytłumaczyła. Ze zrozumieniem pokiwałem głową.
- Chojny bóg.- Powiedziałem. Mili potwierdziła kiwnięciem głowy.
- A co u ciebie? Jak tam twoja prywatna misja?- Zapytała rudowłosa. Napiłem się trochę whiskey.
- Siedzę teraz w samolocie i oczekuję na start do Polski.- Powiedziałem wygodniej rozsiadając się w fotelu.
- Myślisz, że tam ją znajdziesz?
- Wykupiła bilet do Polski, więc zamierzam poszukać jej w jej rodzinnym domu. Mam adres i szofera i jak będę miał szczęście to w miarę szybko ją znajdę.- Wytłumaczyłem w dalszym ciągu sącząc whiskey. Mili pokiwała głową z powagą.
- A zastanowiłeś nad tym co jej powiesz? - Tu się zaciąłem. Nie myślałem nad tym. Ruda pokiwała głową twierdząco. - Aha.
- Tego... - zacząłem myśleć nad tym co jej powiem. Żeby to miało sens i żeby to dziwne nie było.
- Przede wszystkim nie wmawiaj jej, że ją kochasz czy coś w tym stylu. Powiedz jej, że ją przepraszasz i... I... I to chyba tyle. - ależ mi doradziła. Że niby po takim czymś jedyne co jej powiem to "przepraszam"?
- Poważnie? Tylko tyle? - zapytałem ją. Ona przewróciła oczami.
- A co ty chcesz więcej jej powiedzieć? No co? - zapytała ona. W sumie miała rację. Co mogę jeszcze powiedzieć?
- Dobra wygrałaś.
Zapadła cisza bynajmniej dotąd aż do moich uszu nie dobiegł komunikat pilota. Mówił aby wyłączyć komórki i inne takie.
- Muszę kończyć, rozumiesz...
- Tak, powodzenia. Jak to zawalisz to do końca życia będę wspominać ciebie jako starego zboka. - oznajmiła z uśmiechem. Ja uśmiechnąłem się wymuszenie. W końcu jej obraz zniknął i pojawił się pulpit. Westchnąłem i zamknąłem laptopa. Musiałem znaleźć sobie zajęcie na ten lot...
***
Stałem na lotnisku czekając na szofera. Sam nie bardzo mogłem się poruszać bo nie znałem miejsca. Robiłem wszystko aby nie rzucać się w oczy. Nawet przebrałem się w ubrania typowego cywila. Nie czekałem długo na tego szofera. Wkrótce pojawił się przede mną przygarbiony staruszek z okularami podobnymi do moich. Na sobie miał czarny płaszcz z bliżej nieokreślonego materiału, oraz ciemne spodnie. Wyglądał na bardzo przyjaznego, więc od razu wzbudził moją sympatię. Taki dziadzio. I czy ja go nie widziałem w telewizji po ataku chitauri na Nowy Jork? Nie był jednym z komentujących cywilów?
Nieważne.
- Pan Stark? - powiedział w moim języku staruszek. Całkiem przyzwoicie.
- Tak to ja. - potwierdziłem uśmiechnięty. Staruszek podał mi dłoń, którą po chwili uścisnąłem.
- Stanisław Len. - przedstawił się. Wziął moją torbę z rzeczami leżącą obok. Skubany miał jeszcze siłę jak na ten wiek. Poczułem się trochę niezręcznie biorąc pod uwagę fakt iż to ja jestem ten młodszy a to on dźwiga moje rzeczy.
- Może to ja wezmę... - zaproponować chciałem, ale automatycznie starszy pan mi przerwał.
- Weź mnie synu nie poniżaj! - podniósł lekko głos. - Ja pamiętam II Wojnę Światową. Starszy jestem, nie pouczaj mnie chłopcze. - dodał karcąco. Ja podniosłem dłonie w geście poddania.
- Już się nie czepiam. - odpowiedziałem dając mu nieść bagaż. Wszyscy Polacy są tacy? Bo u Aleksandry też widziałem takie zachowania. Ciekawe miejsce.
Szofer zapakował do bagażnika moją torbę podróżną po czym otworzył tylnie drzwi ciemnego samochodu. Ja cicho podziękowałem i wcisnąłem się do środka ciepłego pojazdu. Na dworze było zimniej niż się spodziewałem. Zaraz potem i kierowca znalazł się na swoim miejscu. Ja wygodnie usiadłem i zapiąłem pasy. Staruszek odpalił samochód i dokonał ostatnich popraw lusterek. Odwrócił się w moją stronę z pytającym wyrazem twarzy.
- A gdzie ja pana powinienem w ogóle zawieźć? - zapytał. Ja zacząłem szukać przy sobie papierku, na którym powinien być jej adres. Zacząłem się stresować, że jej nie mam, ale w ostatniej chwili znalazłem ją w wewnętrznej stronie kurtki. Podałem kierowcy karteczkę. - To za miastem. - powiedział i ruszył.
Mi pozostało grzecznie siedzieć i podziwiać widoki za oknem.
***
Kochany dziadzio kierowca powiedział, że już jesteśmy. Byłem ewidentnie zmęczony. Ostatnio ze względu na wydarzenia mało spałem, teraz byłem w trakcie podróży i jakoś nie mogłem jej przespać. Z każdą chwilą czułem większy stres. Nie wiedziałem jak ja się wytłumaczę. Jakie to głupie. Stresuję się spotkaniem z młodocianą.
Stark jak nie Stark.
Mili stwierdziła, że powinienem ją po prostu przeprosić. Zaryzykuję i zrobię to jej sposobem.
Ale to nie wszystko. Najpierw trzeba się upewnić czy jest w domu. Zapukam i zobaczymy czy ktoś otworzy. Przetarłem oczy zmęczony tym wszystkim. Staruszek Stanisław musiał to zauważyć.
- Problemy? - zapytał patrząc na mnie w lusterku. Ja z westchnieniem pokiwałem głową na tak. - Każdy problem ma rozwiązanie. Trzeba tylko mu stawić czoła. Jak najprędzej.
Tymi słowami kierowca poprawił mi humor. Dalej się stresowałem, ale miałem więcej pewności siebie. Oboje wysiedliśmy z samochodu aby ostatecznie wyjąć moje rzeczy. Spojrzałem na dom Aleksandry. Raczej willę. Była to sporych rozmiarów posiadłość utrzymana w białych barwach. Widziałem chyba ogród przykryty warstwą śniegu. Wszystko otaczał wysoki mur. Nie było tutaj aż tak chłodno. Starszy mężczyzna podał mi moje rzeczy, na co ja podziękowałem mu uśmiechem.
- Mam potem przyjechać? - zapytał. Ja zastanowiłem się przez chwilę. Najpierw muszę się upewnić, że tutaj jest Aleksandra.
- Niech pan zaczeka, nie jestem pewien, że osoba której szukam tutaj jest. Dam panu znak, ok? - zapytałem się. Staruszek oparł się o samochód i kiwnął twierdząco głową.
- Jasne, synu. - powiedział. - Powodzenia. - Dodał kiedy już odchodziłem.
- Przyda się. Jak skończę to ktoś ode mnie zadzwoni po pana- odpowiedziałem.
Otworzyłem bramę i wszedłem na teren prywatny. Na szczęście kostka ułożona pod moimi stopami była odśnieżona i tylko po bokach pokryta lodem, więc bez obaw szedłem do drzwi. Znalazłem się przed nimi i zadzwoniłem dzwonkiem, oraz nałożyłem okulary. Usłyszałem, że w środku rozchodzi się dźwięk dzwonka i ktoś podchodzi. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich jakaś brunetka. Była taka przy kości z fioletowym fartuszkiem wiązanym z tyłu. Uśmiechnęła się miło nie rozpoznając mnie.
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc? Państwa Lisowskich nie ma w domu. - Czytałem angielski tekst wyświetlający się przede mną. Pojawił się problem odpowiedzi. Musiałem powiedzieć mało aby zrozumiała.
- ...Aleksandra... - powoli wypowiadałem jej imię. Ona uśmiechnęła się szerzej.
- Panienka jest w domu, zapraszam. - powiedziała robiąc przejście.
Odwróciłem się i podniosłem kciuk do kierowcy. To był znak, że może odjeżdżać. Staruszek zrozumiał i powoli się stąd zabierał. Ja wszedłem do domu i odstawiłem moje rzeczy na podłodze. Kobieta nakazała zdjąć ubrania wierzchnie, które powiesiła do szafy obok. Zdjąłem buty i je postawiłem obok. Kobieta poprowadziła mnie dalej. Do mojego nosa dobiegł zapach, chyba szarlotki. Moja przewodniczka wskazała kanapy w przestronnym salonie. Był jasny z białymi meblami, na przeciwko paliło się w kominku. Moją uwagę od reszty otoczenia odwróciły oprawione zdjęcia na nim. Automatycznie do nich podszedłem. Na jednym z nich była szeroko uśmiechnięta, młodziutka blondynka. Aleksandra... Na kolejnej fotografii była ona i prawdopodobnie jej rodzice w trakcie świąt Bożego Narodzenia. Ostatnie zdjęcie to młode małżeństwo na swoim ślubie. Wyglądało na szczęśliwe z powodu ważnego dnia w życiu...
Moje przemyślenia przerwał te słowa:
- Już niedługo stracą wartość. O ile już nie straciły. - za moimi plecami w bezpiecznej odległości stała Aleksandra.
Nie bardzo zrozumiałem ten tekst, ale nie to mnie teraz obchodziło. Ona tam stała z tyłu a ja bałem się odwrócić. W końcu musiałem na nią spojrzeć. Patrzyła na mnie w stylu czujnego kota gotowego zerwać się do ucieczki. Chciałem do niej podejść, ale ona się odsunęła jeszcze dalej.
- Odległość! - powiedziała słabym głosem. Coś się stało. Coś chyba niemiłego dla niej. I wcale nie mam tu na myśli mojej obecności, chodzi o coś innego. Chociaż ja pewnie ją dobijam.
- Czy wszystko w porządku? - zapytałem dziewczynę. Ona przewróciła oczami.
- Pan się zjawił, panie Stark. - odpowiedziała oficjalnie. Coś mi w tym nie odpowiadało. - I tak, mam problemy jeszcze inne niż pan. - jakby czytała w myślach. - Czytam!
- Co się stało? - zapytałem z nadzieją uzyskania odpowiedzi. Ona jednak nie miała ochoty się zwierzać.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać. Nie teraz. Po co pan tutaj przyszedł? - jej głos z każdym słowem stawał się ostrzejszy. Dla własnej wygody zdjąłem okulary i wsunąłem do kieszeni marynarki.
Najgorsza część.
- Chciałem cię przeprosić. - wyrzuciłem szybko. Jej twarz przybrała gniewny wyraz.
- To tyle? - zapytała. Nie odezwałem się. - Pan próbował mnie zgwałcić. Mam tak po prostu panu wybaczyć?
- A ty użyłaś przeciw mnie mocy, ale ci wybaczyłem. - wypomniałem. Teraz myślę, że grabię sobie.
- I zrobię to jeszcze raz jak zajdzie taka potrzeba. - na to wokół jej lewej dłoni zabłysło niebieskie światło. Dziewczyna usiadła na kanapie i przestała używać mocy. Na jej twarzy był smutek. - Nie mogę tego tak po prostu wybaczyć. To zbyt ciężkie. Niech pan mnie zrozumie... - jej głos się załamywał. Automatycznie znalazłem się obok niej.
- Rozumiem. I jedyne o co cię proszę to to żebyś mi wybaczyła. I powiedz co cię męczy poza mną? - jej twarz ukryła się w dłoniach. Usłyszałem jej długie westchnięcie.
- Mówiłam, że te zdjęcia stracą wartość. - przypomniała jej pierwsze słowa do mnie w Polsce. - Kiedy tutaj wróciłam, pierwsze o czym usłyszałam od rodziców to to, że się rozwodzą. - wyznała w końcu. Nie wiedziałem co powiedzieć. - Nie musisz nic mówić. Pogodziłam się z tym zanim mi to powiedzieli. - nie rozumiałem jak ona może mówić to tak spokojnie?
- To co teraz zamierzasz? - zapytałem. Aleksandra wzruszyła ramionami. Uśmiechnęłem się czarująco. - Masz gdzie wracać. - to była propozycja powrotu. Polka jednak nie zareagowała tak jak się spodziewałem.
- To nie jest dobry pomysł. Po tym co zrobiłam wszyscy chcą pewnie mnie zabić. Zwłaszcza pan Barton i pan Laufeyson. I pana siostra. Nie jest pewne czy by mnie znowu zaakceptowali po tym jak zaatakowałam jednego ze swoich. - wytłumaczyła dziewczyna. Mam wrażenie, że zależy jej na opinii u Lokiego. To co mówiła nie było prawdą. Mi się oberwało bardziej.
- Wierz mi, że Loki, Mili i Clint nie mają nic do ciebie tylko bardziej do mnie. Zresztą wszyscy byli zirytowani moim uczynkiem. Twój atak był w pełni uzasadniony. - powiedziałem jej aby dodać jej pewności siebie. Ona zarzuciła swój blond warkocz na ramię i oparła się o oparcie.
- Wciąż pozostaje kwestia... Nas. - przypomniała. No tak. Nie mówiła, że mi wybacza. Prawie zapomnieliśmy o powodzie dla którego tutaj jestem.
- Jedyne czego chcę ja to twoje wybaczenie i powrót do nas. Wszyscy chcą żebyś wróciła. - zapewniłem ją. Aleksandra popatrzyła na mnie spod przymrużonych powiek.
- Zaatakowałam Avengersa.
- Loki też a zauważyłem, że się nim trochę inspirujesz. Widzisz? Teraz nami rządzi i jest na misji w RPA. Większość osób go polubiła. - myślę, że to dodało jej trochę otuchy. Tak właśnie miało to zadziałać.
- Ale wciąż nie wiem co z nami.
- Ty zdecyduj.
Zapadła cisza. Nie była ona niezręczna, każde z nas zatopiło się w swoich myślach. Chociaż ja miałem marzenie zjedzenia tej szarlotki, której czułem zapach w pomieszczeniu, oraz o szybkim pójściu do łóżka. To by było jak zbawienie, ale coś czułem, że prędko do tego się nie dostanę.
- Panie Stark? - zwróciła na siebie moją uwagę Aleksandra. - Wrócę, ale to nie oznacza, że panu wybaczam.
I to mi trochę poprawiło humor.
************************
Hejo! Możecie schować te noże, które na mnie szykowaliście, bo oto next po takim czasie!
- I tak rozdział lipny. - Tony
Stark zamilcz.
- Może wyjaśnienia? - Tony
No więc zaczęłam nową szkołę i mieszkam w interku, więc minęło trochę czasu nim się zadomowiłam.
- I tak nikt ci nie wybaczy. - Tony
Mój problem.
W następnym wracamy do Lokiego i Mili. Do nexta!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top