Ekipa na Wakandę

Mili pov.

Siedzę w salonie wspólnym naszej bazy czekając na ostatniego członka naszej grupy lecącej na Wakandę. Ten niedorobiony idiota się spóźnia! Oprócz mnie w pomieszczeniu była Emma nerwowo chodząca w tę i we w tę i Loki rozwalony na kanapie. Mój pech chciał, żebym akurat dzisiaj dostała okresu. Cholernie mnie brzuszek boli! 

Spokoju też nie może mi dać ta wczorajsza rozmowa na temat danych znalezionych w biurze. Dlaczego Loki nie powiedział nic o filmie, który znaleźliśmy? Nie pytałam jeszcze o to.. Może Frost powinna o tym wiedzieć? Nawiązałam bezpieczne połączenie pomiędzy naszymi dwoma umysłami, tak aby kobieta nic nie mogła podsłuchać.

,,Loki?'' Zwróciłam się do boga. Ten nie zmienił pozycji ani miny na twarzy. 

,,Coś się stało?'' Zapytał zamykając oczy i udając tym samym zamyślenie. Skrzyżowałam ramiona na piersiach.

,,Mam pytanie. Dlaczego nie pozwoliłeś abym ujawniła ten filmik z Wandą, Emmie?'' Dalej obserwowałam ulice, którą powinien przyjechać Wade. Cała ośnieżona i oblodzona. Zima postępuje.

,,Tak myślałem, że w końcu o to zapytasz.'' Kąciki ust czarnowłosego nieznacznie uniosły się do góry, gdy się odwróciłam. ,,Uznałem, że tak będzie lepiej. Nie ufam jej.'' 

,,Dlaczego?'' Zapytałam znowu obserwując drogę za oknem.

,,Nie uważasz, że jej zachowanie jest dziwne? Znaleźliśmy ją jako jedyną żywą duszę w tym budynku. Kiedy my musieliśmy kraść, ona siedziała na przyjęciu. I jak chętnie uciekła od strzelaniny zostawiając nas. Nie uważasz, że to dziwne? Jestem bogiem kłamstwa, ale ta się dobrze maskuje. Nawet mi ciężko stwierdzić czy kłamie.'' Wyjaśnił. Emma zdenerwowana usiadła w fotelu. Dzisiaj ubrała się w biały, ciasny top i dopasowane legginsy 3/4. Na Wakandzie jest ciepło z tego co mi wiadomo, więc kobieta ubrała się specjalnie na tę okazję.

-Twój przyjaciel się spóźnia, jeśli się za chwilę nie zjawi, to lecimy bez niego!- Ostatnie niemal wykrzyczała. 

Ja się uśmiechnęłam widząc taksówkę prowadzoną przez ciemnoskórego młodzieńca. Z samochodu wysiadł umięśniony mężczyzna w obcisłym czarno-czerwonym kostiumie z maską. Na plecach miał dwa krótkie miecze i pistolety przy boku. Najpierw przybił piąteczkę chłopakowi prowadzącemu samochód. 

-Czekanie jest niekonieczne. Przyjechał!- Powiedziałam zadowolona. Narzuciłam na siebie szybko płaszcz i zaczęłam biec w stronę Wade'a, zastanawiającego się prawdopodobnie jak wejść przez bramę.- Wade!- Krzyknęłam zwracając na siebie uwagę. Ten złapał się dłoniami za oba policzki wydając z siebie okrzyk zdziwienia i szoku. Otworzyłam bramę i przytuliłam się do typa.

-Ktoś zamawiał Mikołaja dla złych dzieci?- Zapytał odwzajemniając uścisk.

-Ja!- Odpowiedziałam odsuwając się od niego.

-Powiedz komu, a skopię mu dupę za darmo!

-Tym razem będzie to cała gromada typów. Musimy wyciągnąć paru moich przyjaciół z bazy HYDRY!- Wyjaśniłam krótko i konkretnie. Wade nie lubił szczegółów, wolał konkrety. Wskaż mu cel, on go zlikwiduje. 

-W ładnym domu mieszkasz.- Powiedział oglądając miejsce. 

-Wiem, ale trochę tu pusto ostatnio. Może wejdziemy do środka?- Zaproponowałam. 

-Prowadź.- Odpowiedział i podążyliśmy do domu. Weszliśmy do salonu gdzie Emma i Loki z zaciekawieniem przyglądali się Wilsonowi.

,,Nie wchodźcie mu do głowy! Możecie tego żałować.'' Ostrzegłam dwójkę w głowie.

,,Na mnie już za późno...'' Odpowiedział mi Loki. Biedny. Co on musiał tam zobaczyć?

-Wade? To jest Emma Frost, kolejna członkini naszej grupy.- Przedstawiłam kobietę, powoli zbliżającą się w naszą stronę 

-Jaki lachon..- Skomentował. 

-Żałosne.- Stwierdziła blondynka. 

-A tutaj masz Lokiego...- Wilson gwałtownie złapał powietrze do płuc.

-Rozwaliłeś pół Nowego Jorku i teraz jesteś Avengers?- Zapytał podchodząc do boga.

-Widzisz do czego to doszło.- Odpowiedział Loki obojętnie.

-Ja jestem Pool. Dead.

-To dlaczego ona nazywa cię Wade?- Zapytała Emma.

-Bo to jego prawdziwe imię. Wade Wilson. Deadpool to jego ksywka robocza.- Wyjaśniłam kobiecie. Mężczyzna nieoczekiwanie zaczął się śmiać. Zdziwieni popatrzyliśmy na niego.

-Poważnie? On ma na imię Loki?- Zapytał wskazując ręką na boga.- Jak fryzura? Wszystkie złe charaktery mają takie głupie imiona? Jeden Loki, drugi Francis to se na Ajax zmienił. Jak płyn do naczyń! A ty to kto? Fairy? HAHHAHAHAHA!- Czarnowłosy bóg stał teraz wkurzony i zirytowany jednocześnie.

-Możemy ruszać?- Zapytał Loki. 

-Dobra, przygotujcie się, za pięć minut ruszamy.- Powiedziałam. 

Zmieniłam ubrania codzienne na zbroję. Ku mojemu fartu, bez skrzydeł. Nie powiedziałam nic na zaskoczoną minę Emmy i prawdopodobnie Wade'a też. Loki też zmienił ciuszki na swój asgardzki zestaw. Z rogami. Nie obyło się bez śmiechu Wilsona. Wziął dwa banany i przyłożył sobie do głowy przedrzeźniając tym zielonookiego. Loki nie pozostał mu dłużny i magią zdjął mu maskę ukazując jego lico. Dosyć... Nie piękne... Widziałam je wcześniej. Ale wracając, wsiedliśmy do Quinjeta kierowanego przez jednego z pilotów Avengers i polecieliśmy do Wakandy!

                                                                                        ***

Wylądowaliśmy w miejscu gdzie wskazywały współrzędne. Znajdowaliśmy się na jakiejś pustyni, ale ośrodek był bardzo dobrze widoczny. Gdzieniegdzie była jako taka roślinność, przeważnie krzewy i kaktusy. Po kolei, począwszy ode mnie wyszliśmy z odrzutowca. Spojrzałam na budynek przed nami. Niewielki, ale coś czuję, że pod nim jest jeszcze więcej. Wyciągnęłam miecz. Wytężyłam zmysł słuchu i coś wyczaiłam.

-Nie jesteśmy sami.- Ostrzegłam. Wade wyciągnął pistolety.- Masz amunicję?- Zapytałam, gdyż nie widziałam u niego żadnego magazynka.

-Aaa..- Warknął.- Cholera! Tak coś czułem, że czegoś nie wziąłem! Znowu z dwunastoma trzeba se radzić..

-Opuścić broń!- Usłyszałam. Przed nami stało trzech strażników w mundurach z logiem HYDRY.

-Ja to załatwię..- Szepnęłam do towarzyszy i zrobiłam kilka kroków do przodu. Strażnicy bardziej kurczowo zacisnęli dłonie na broni.- Chłopcy... Spójrzcie na nas a potem na siebie.. Warto?- Uśmiechnęłam się do nich z politowaniem. Jeden z nich opuścił broń.

-Cholera, za mało mi płacą żebym miał się tu wykrwawić. Mogę iść?- Zapytał całkowicie rzucając broń na ziemię. Kiwnęłam głową na ''tak''. I poszedł w swoją stronę.

-Zaciągnięto mnie do tej organizacji siłą, a w domu czeka na mnie od miesiąca żona i troje dzieci. Nie miałem z nimi kontaktu. Mogę iść?- Ten też rzucił broń. Kiwnęłam na znak, że może. Spojrzałam na ostatniego typa. Dalej trzymał broń.

-E, tam.. Trza było im ukręcić łby!- Skomentował Dead. Pokręciłam głową z politowaniem.

-Ja sobie nie pójdę..- Powiedział dalej celując we mnie ostatni robol przed nami. 

Z krzaków wyskoczyło coś czarnego. To coś zatopiło pazury w plecach strażnika jednocześnie powalając go na ziemię. Zwinnie zrobił fikołka, aby następnie skoczyć do góry i gładko wylądować na ziemi. Teraz mogłam się przyjrzeć jego całej okazałości. Sądząc po posturze był to mężczyzna. Ubrany w całkowicie czarny kombinezon, wokół szyi miał coś w rodzaju naszyjnika z kolców. Jego palce zakończone były pazurami z metalu. Deadpool miał wycelowane pistolety w osobnika, a Loki miał w ręku stworzoną kulę ognia. Emma wycofała się nieco do tyłu. Dałam znak aby opuścili broń. Doskonale wiedziałam kto to jest. 

To jest Black Panther. A co za tym idzie, Król Wakandy. 

Chłopcy posłuchali mnie i opuścili swoje zamiary atakowania. Podeszłam do Króla i grzecznie się lekko ukłoniłam. Przyłożyłam także rękę do serca na znak, że nie mam złych zamiarów względem niego. On odwzajemnił gest przez co ulżyło mi na sercu. Spojrzałam mu na twarz zakrytą maską i obdarzyłam lekkim uśmiechem.   

-Królu, to dla mnie zaszczyt cię poznać.- Powiedziałam w naszym języku. 

-Co sprowadza was do mojego królestwa? A także do bazy tej organizacji terrorystycznej?- Zapytał w tym samym języku, uważnie obserwując każdego z nas. Nie dało się przeoczyć jego akcentu.

-Milagros, nie...- Zaczęłam Emma, ale zignorowałam ją. Czułam, że nie chce abym cokolwiek powiedziała Królowi, a to sprawiło, że nasionko nieufności wobec niej zasiane przez Lokiego lekko wykiełkowało.

-HYDRA porwała naszych przyjaciół, prawie całą grupę Avengers. Przyszliśmy gdyż nasze dane wskazują, że właśnie tutaj przebywają.- Wyjaśniłam krótko. Black Panther zamyślił się na chwilę.

-Wyczuwam w twoich słowach prawdę i to napełnia mnie pokorą.- Powiedział.- Przybyłem aby zlikwidować działalność tego miejsca i myślę, że mogę wam pomóc. A wy mnie. Nie znam jeszcze waszych imion.. Ja jestem Black Panther.

-White Queen.- Powiedziała szorstko Emma. Musi być taka wredna i oschła?

-Pool. Dead. Najemnik i balangowicz.- Przedstawił się Wade wykonując jakiś ruch taneczny. Czy ja muszę się wiecznie za niego wstydzić?

-Jestem Loki.- Odezwał się podniośle bóg.- Z Asgardu. I urodziłem się z chwalebnym...- Zmuszona byłam przerwać monolog. 

Na moje policzki wstąpił rumieniec. Przez nich! Tutaj Król a oni coś takiego? Jedno wredne, drugie debil, trzecie uważa się za pana wszechświata! Panie Królu!! Jak żyć???

-Jestem...- Pierwszy lepszy pseudonim.- ... Silver Warrior. 

-W takim razie myślę, że powinniśmy ruszyć razem w kierunku tej bazy.- Odwrócił się w jej miejsce.- Jeśli cała armia nie zaatakowała nas teraz, to oznacza, że za wejściem już na nas czeka.

-Mamy tam tak po prostu wejść i dać się zastrzelić?- Zapytał Wade. 

-Wyglądasz na kogoś kto sobie poradzi, Dead.- Odpowiedziałam uśmiechając się lekko.

-Ja nic nie mówię, nie narzekam.- Podniósł ręce w geście obronnym.

-W królestwie nie znaleźliśmy żadnych innych wejść. Nie pozostaje nam nic innego jak wejść do środka przez drzwi frontowe.- Wyjaśnił Król Wakandy. 

-Ja mogę stać się niewidzialny. Gdybyście wy zaatakowali żołnierzy z przodu, ja wziąłbym ich od tyłu.- Zaoferował Loki podchodząc do mnie i Króla. Wade zachichotał z tyłu.

-No, wyglądasz mi na takiego co od tyłu bierze..- Szepnął, ale i tak wszyscy usłyszeli. Bóg ledwo zachował spokój i zacisnął pięści. Na powrót stałam się czerwona. Co za wstyd...

-Proszę mi wybaczyć zachowanie mojego towarzysza.- Wskazałam na Deadpoola rozbawionego swoimi żartami.- On po prostu...- Zaczęłam szukać sensownego powodu zachowania Wilsona, ale u takich jak on ciężko szukać sensu.- Miał ciężkie dzieciństwo. Teraz jako dorosły ma różne, dziwne nawyki i zachowania.- Uśmiechnęłam się przepraszająco. Król wyglądał jakby się pod tą maską uśmiechał. Wilson westchnął ciężko.

-Miałem poje*ane życie, to fakt. Ale nadal lubię jeść burito!- Wnioskuję, iż to nie miało większego sensu. Dlaczego ja muszę się za niego wstydzić.

-Po prostu wejdźmy do tego budynku!- Zaproponowałam zirytowana.

-Wejdźmy wszyscy razem, Loki niewidzialny.- Objaśniał nasz plan wbicia do środka na chama, Black Panther. Bóg kiwnął głową i zniknął.- Plan jest taki, że pozbawiamy życia tych, którzy będą atakować. Cywili i tych co się poddadzą oszczędzamy. Uwolnimy waszych przyjaciół i zamkniemy to miejsce.- Szliśmy właśnie do metalowych drzwi. 

,,Uważaj tam na siebie, dobrze?'' Powiedziałam ciepło do boga w głowie.

,,Już myślałem, że o mnie zapomniałaś. Cierpiałbym wtedy niezmiernie, ale będę uważał. Ty też nie daj się im do ciebie zbliżyć, bo jak ci się coś stanie będę cierpiał jeszcze bardziej.'' Aż mi się płakać zachciało przez tego słodziaka.

,,Wzruszę się przez ciebie. Mój kochany romantyk.'' Uśmiechnęłam się delikatnie. Król Wakandy jako pierwszy wszedł do środka.

,,Tylko względem ciebie.'' Kontakt się urwał. 

Jeszcze obok siebie poczułam te znajome perfumy boga. Teraz jestem pewna, że kocham tego idiotę. Po takich tekstach? Nie znam żadnego mężczyzny o takim zachowaniu, jak Loki. Na pozór taki zimny, arogancki i wredny drań. A w środku? Wrażliwy i ciepły mężczyzna, który po prostu potrzebuje więcej uwagi. I dobrze się go przytula...

Już podjęłam decyzję. Skończę ze Steve'em i dam szansę Lokiemu. Ja nie wiem po co robiłam szanse dla Kapitana. Trzeba to zakończyć, im szybciej tym lepiej. 

Znaleźliśmy się w dużej hali całkowicie z betonu. Wyglądało to na jakiś garaż, bo w dwóch rzędach były poustawiane samochody. Nie to jednak przykuło uwagę reszty. Tak jak przewidział Król Wakandy, stała tu cała grupa żołnierzy. Mieli czarne mundury z logiem HYDRY na lewej piersi. Celowali w nas karabinami zza osłony z ich ciemnych tarcz. Cisza między nami nastała... Do momentu...

-Atak!- Krzyknął jeden z typów.

Wyciągnęłam miecz i tarczę. Deadpool wyjął dwa pistolety, Emma zamieniła się w... Kryształ?? Coś w tym stylu. Black Panther ustawił się w pozycji drapieżnika gotowego do ataku. Lokiego nie było na razie widać. Pobiegłam w stronę najemników. Ci w tym czasie zaczęli strzelać, więc zakryłam się tarczą. Odwracając ich uwagę daliśmy szansę bogowi kłamstw na zarżnięcie większej ilości tych złych od tyłu. Kilka razy mignęła mi zielona peleryna. Zauważyłam też, że White Queen walczy rękoma, czasem z użyciem broni jej ofiar. Black Panther skakał i ciął pazurami. Deadpool? On robi to w czym jest najlepszy. Strzela, kroi, rzuca, wbija itd. Jednemu z przeciwników wbiłam miecz prosto w serce. Drugi z tarczą zmuszał mnie do podejścia go od boku. Nie było to proste i cholerny ból brzucha mi w tym nie pomagał!!! Ostatecznie rzuciłam diademem, który uderzył go w czaszkę i ten stracił przytomność. Dobiłam go przywalając mu pięścią w nos. Z całej boskiej pety. Na twarz prysnęła mi krew. Niedbale wytarłam ją. W sumie cały strój mam już prawie we krwi, więc jak te kobiece sprawy by coś nawaliły to wszyscy uznają, że to krew poległych. Gdzieś o oczy mi się obił widok Wade'a trzymającego na katanach jakiegoś typka dwa metry od ziemi. Przez to rozkojarzenie otoczyło mnie pięciu żołnierzy. Poczułam straszny skurcz w brzuchu i musiałam uklęknąć na jedno kolano. Odruchowo przyłożyłam rękę w bolące miejsce. W dłoni ciągle trzymałam miecz, więc jako tako mogłam się bronić. Każdy z ludzi posiadał mały nóż, który po chwili wyjęli. Ostrożnie zbliżali się w moją stronę. Cięłam jednego w łydkę. Ten przewrócił się na kolana i już jego ostrze zbliżało się w moją stronę, kiedy przeszkodził mu mój Loki. Jednym ruchem podciął mu gardło, dwóch zamroził podmuchem chłodu. Czwartego przebił sztyletem. Piątego zabiłam ja, bo Loki nie spodziewał się, że może pojawić się za nim. Jak się okazało, był to już ostatni a głośniki wydały z siebie dźwięk alarmu. Spojrzałam na boga z wdzięcznością.

-Dzięki za pomoc.- Powiedziałam z uśmiechem. Loki wystawił do mnie swoją dłoń, którą ujęłam. Pomógł mi wstać, mimo to nie zdjęłam dłoni z brzucha.

-Co się stało, że tak nagle przestałaś walczyć?- Zapytał uważnie mi się przyglądając.

-Po prostu się rozkojarzyłam.- Skłamałam. No bo co? Miałam powiedzieć, że mnie brzuch boli, bo okres mam?

-Tak, jasne..- Odpowiedział z powątpiewaniem. Widać było, że wie, że oszukuję. 

-Powinniśmy iść dalej.- Podszedł do nas Król.- Im większe teraz zamieszanie mają tym lepiej.

-Jasne, lecimy...- Zerknęłam na Wade'a obok. Myślałam, że zawału dostanę. Tak samo chyba pomyślała White Queen.

-O, cholera..- Powiedziała.

-Wade, gdzie twoja dłoń?- Zapytałam widząc brak części ciała.

-Yyy.. Jeden drań miał nóż i mi ją ciachnął..- Wytłumaczył. Nie widać było, żeby się tym martwił czy coś. Wręcz przeciwnie. Był roześmiany.

-A ta ręka teraz to gdzie jest?- Zapytał zniesmaczony Loki. Dead zachichotał.

-Gdy ją już prawie miałem, jakiś pies przybiegł i mi ją zabrał. Widziałem jak ją zjadł...- Emma wyglądała tak jakby miała zaraz zwymiotować. Odwróciłam spojrzenie tak, aby nie patrzeć na Wade'a.- No co? Na głodnego wyglądał to mu dałem. Kto wie, może zapamięta mój zapach i przyleci do mnie do Ameryki na święta.- Rozmarzony Dead dotknął jedną ręką policzka.

-To.. Idziemy dalej..- Powiedziałam robiąc przerwy na wdech.

Szliśmy teraz wzdłuż garażu z trudem mijając trupy leżące na podłodze. Przed nami była winda. Spojrzałam pytająco na resztę.

-Proponuję wejść na windę, nie do.- Zaproponowałam.

-Dlaczego?- Spojrzała na mnie z powątpiewaniem Emma. Loki stanął bliżej mnie. Wyczuł jaki mam plan.

-Bo na dole czeka na nas pewnie znowu cała grupa żołnierzy. Wyślemy im pustą windę, my będziemy wtedy na niej. Kto wie, czy nie czekają tam na nas z zamiarem wystrzelania nas?- Wytłumaczył Loki. Posłałam mu ciepły uśmiech.

-Dobre wejście też się liczy.- Dodałam. 

-Włączę windę, wy szybko na nią wskoczycie. Zaraz do was dołączę.

Król poczekał aż się dobrze ustawimy. Zdecydowaliśmy się na to, że położymy się wzdłuż niej, bo wtedy nas nie widać. Wcisnął przycisk i szybko ułożył się obok nas. Winda nie była luksusowa, nie miała nawet tych drzwi co się zasuwają, gdy już jedzie. Garaż też był zaniedbany. Ściany poobijane i gdzieniegdzie pajęczyny. Jechaliśmy w dół. W końcu nasz środek transportu zatrzymał się. Usłyszeliśmy strzały wycelowane w stronę windy. Uśmiechnęłam się szeroko. Król dał nam znak abyśmy wyskoczyli. Ślicznie wykonałam fikołka w powietrzu i z gracją wylądowałam na ziemi. Zdziwieni strażnicy właśnie przeładowywali broń. Było ich tak na oko dziesięciu, pewnie resztka ochrony. Rzuciłam diademem. Uderzył dwóch mężczyzn i wrócił do mnie. Włożyłam go na czoło i mieczem obcięłam głowę dla jednego z nich. Szybko poradziliśmy sobie z resztą. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Stało tam kilku ludzi w kitlach lekarskich. Jacyś naukowce, czy coś. Znajdowały się tam komputery, jakieś buteleczki z kolorowymi cieczami, różne probówki i mikroskopy. Podeszłam do jednego z naukowców. Gwałtownie złapałam go za kołnierz i przyparłam do stołu.

-Gdzie jest Avengers?- Zapytałam tonem nieznoszącym sprzeciwu. 

-N-nie wiem...- Zaczął się jąkać.

-Nie kłam..

-Ona jest nieobliczalna. Dobrze radzę powiedzieć prawdę.- Wspierał mnie Dead. Loki zdziwiony popatrzył na mnie.

-Nieobliczalna? Ona?- Zapytał nie dowierzając.

-Nie widziałeś jej z indykiem na Święto Dziękczynienia.- Wade zaśmiał się.

-Mów!!!- Krzyknęłam mu w twarz tak, że się skulił.

-Ale ja naprawdę niew...- Nie dałam mu dokończyć i przyłożyłam mu ''z dyńki'' w nos. Mężczyzna w podeszłym wieku złapał się za bolące miejsce. Przyłożyłam mu miecz do szyi.

-Mów prawdę!- Wrzasnęłam.

-Są na ostatnim poziomie!- Odpowiedział przestraszony.- Tego Blaszaka znajdziecie poziom niżej! A ta wiedźma i ten czerwony są na czwartym!- Znowu mu się oberwało w nosek. Ode mnie, oczywiście.

-Hamuj słownictwo! To moi przyjaciele!- Ktoś dotknął mojego ramienia. Loki, jak się okazało.

-Wystarczy. Chodźmy dalej, a wy...- Wskazał na zwolenników HYDRY.- Wy, zostaniecie tutaj. Zrozumiano?- Ostatnie wysyczał. Tamci posłusznie pokiwali głowami.

-Chodźmy.- Rozkazał Black Panther.

Weszliśmy do windy. Król wcisnął przycisk na piętro niżej. W ciszy zjechaliśmy tam. Następne pomieszczenie zawierało dużo złomu. Ku mojej radości zauważyłam tam Tony'ego. Ubrany był w pobrudzone smarem ciuchy i był rozczochrany. Na pobladłej twarzy można było dostrzec oznaki zmęczenia. Na jego lewej brwi znajdowała się mała ranka. Miał jeszcze kilka drobnych zadrapań w innych miejscach, ale nie wartych już uwagi. 

-Tony!!!- Wydarłam się tak, że usłyszał bez problemu. Pobiegłam w jego stronę. W oczach mężczyzny widziałam szczęście, zdziwienie i szok. Mocno się do niego przytuliłam co odwzajemnił. Zdziwiłabym się gdyby tak nie było. Cmoknęłam go w brodę. 

-Świergotka! Co ty tu robisz?- Zapytał. Obejrzał się za mnie.- Nawet Jelonek tu jest?

-No widzisz, narażam życie żeby was uratować.- Uśmiechnął się bóg, ale tak szczerze.- Nie chciało mi się tu przychodzić.

-Ja też się stęskniłem.- Uśmiech zniknął mu z twarzy gdy zobaczył White Queen.- Co. Ona. Tu. Robi.- Odsunęłam się od brata i spojrzałam na nią.

 -Też się stęskniłam.- Odpowiedziała z sztuczną troską. Wyciągnęła pistolet i wycelowała w nas.

-Czyli miałeś rację Loki..- Szepnęłam. 

-Jak zwykle..- W dłoni boga zauważyłam światło. 

-I tak oto White Queen okazała się White Bitch..- Skomentował Dead. Podeszłam kilka kroków do kobiety.

-Po co udawałaś?- Zapytałam nie bojąc się jej. 

-Własne korzyści, rozumiesz..- Odpowiedziała z uśmiechem. 

-A jak do tego doszło?

-Nie rozumiesz? To ja zmówiłam się z HYDRĄ, zaprosiłam ją do waszej bazy, jeden z ich ludzi zamknął mnie w tym sejfie... Potrzebny mi był.- Wskazała na mojego brata. 

-Wiesz, że jesteś sama na naszą resztę..- Przypomniałam. Emma roześmiała się niemalże jak psychopatka. 

-A kto powiedział, że jestem sama? Bucky!! Do nogi niewolniku HYDRY!

Ten sukinkot nie da się tak łatwo zabić...

******************************************

Elo! Nowy rozdział wklepany. Szczęścia, powodzenia w Nowym Roku, weny, dobrych ocen i ogólnie wszystkiego the best! 

-Zrobiłem coś głupiego..- Loki

-Ou.. Sam?- Autorka

-Z Deadpoolem..- Loki

-To był twój pomysł!- Dead

-Ty mnie do tego namówiłeś..- Loki

-Do czego?- Autorka

-Do ulepienia bałwana przed pałacem w Jotunheimie..- Loki

-Śmiesznie było!- Dead

-Co za wstyd..- Loki

-Ale mina Laufeya bezcenna!- Dead

-Dlaczego ja cię znam?- Loki

-Bo jesteś moim ojcem?- Dead


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top