Ah, ta Rodzina

Mili pov.

W naszej bazie wrzało. Tony leżał w części szpitalnej, na szczęście tylko lekko potłuczony, całkowicie orzeźwiony przez atak Aleksandry. Narzekał na ból głowy, ale jak dla mnie i dla wszystkich on ma teraz kaca. A tak właściwie to ta Polka gdzieś zniknęła. Nikt na razie jej nie szukał, bo i na to przyjdzie pora. A jak ją znajdziemy to będzie zbyt wielu jak na jedną.

W samej naszej grupie czasami wybuchały drobne sprzeczki. Niektórzy byli zdenerwowani brakiem powodów ataku dziewczyny, inni byli poirytowani tym, że nagle jak Lokiego nie ma to wszystko się popieprzyło, jeszcze inni obwiniali się za tak późne zauważenie sytuacji (bo dopiero około północy dowiedzieli się wszyscy a jest już wczesny poranek). Kilka osób myślało nad tym żeby zamieść całą sprawę pod dywan przed ponownym przybyciem Lokiego, ale to było niemożliwe bez Aleksandry. To dlatego, że nie wiadomo było jak bóg kłamstw na to zareaguje i na to wszystko w każdej chwili mógł się zjawić. No chyba, że skończy w celi, ale wątpię. Zauważyłam też, że w obecnej sytuacji ani Steve, ani Tony nie palili się do powrotu na stanowiska, wręcz przeciwnie, jakby obaj tego unikali.

Więc ostatecznie wyjdzie na to, że Loki będzie musiał tym wszystkim zająć się sam. Ja mu oczywiście pomogę.

Tony niechętnie udzielał informacji, zasłaniając się tym, że go wszystko boli i nie jest w stanie myśleć albo, że był pijany i nie pamięta. Oszukuje i próbuje unikać tematu. Każdy o tym wiedział, ale ze względu na stan zdrowia nikt na niego nie naciskał. Loki już raczej nie będzie tak dobry...

Ja obecnie przebywałam w kuchni a ze mną byli Clint i Wanda. My jako jedni z tych mniej wkurzonych piliśmy melisę na uspokojenie. No chyba Barton był najbardziej zdenerwowany.

- A potem tamci wrócą i na kogo będzie?- Żalił się, co chwilę obawy zapijając herbatką ziołową. Wanda starała się go trochę uspokoić.

- Co się martwisz? Loki będzie wiedział, że to nie twoja wina.- Próbowała do niego przemówić. Mężczyzna nie był ani trochę przekonany.

- A o tym, że nie chcę być zahipnotyzowany to nie wiedział?- Zapytał z wielkim zwątpieniem. Postanowiłam bronić mojego boga.

- Loki się zmienił i już tego nie robi. Sam fakt, że pozwolono mu tu rządzić mimo wcześniejszych wydarzeń tego dowodzi.- Powiedziałam. Dopiłam do końca swoją melisę.

- To nie zmienia faktu, że to ja oberwę za niedopatrzenia.- Clint schował głowę w ramionach, najprawdopodobniej zmęczony nieprzespaną nocą. W sumie to mu się nie dziwię, bo sama nie spałam.

- Dobrze wiesz, że potrafię wywrzeć na niego wpływ.- Zaczęłam przekonująco.- W razie czego to zadziałam i wątpię, że w ogóle będę musiała to robić. Loki wie co robi.- Dokończyłam. Wierzyłam, że bóg kłamstw będzie to wiedział.

- W końcu kilka razy to udowodnił. - Przypomniała Wanda. To też prawda. Mimo wszystko jakoś prowadził tę ekipę, chociaż ona się kruszy.

- Tak, tak.- Zgodził się w końcu Clint ponownie zapijając melisą smutki.- Obyście miały rację.- Dodał ciszej. Zaskakiwało mnie to, że on się tak tym przejmuje. Może to dlatego, że po kilku godzinach się coś stało a on nie miał na to wpływu.

Odwróciłam się w stronę lodówki otwierając ją i szukając czegoś co mogłabym zrobić dziś na śniadanie. Zamierzałam zrobić też coś dla mojego brata, bo nie ufam szpitalnemu żarciu. I ja lepiej gotuję. Ostatecznie wyjęłam składniki na omlety.

- Co robisz?- Zapytał Clint. Odstawiłam składniki na blat.

- Omlety.- Odpowiedziałam skupiając się na łączeniu składników.

- Tylko dobrze przypraw i nie przypal. Nie żałuj kawałków mięsa, ale je usmaż oddzielnie a później zalej tą masą. Możesz dosypać trochę ziół, ale nie przesadzaj. Może dodaj jeszcze kawałki pomidorów, cukini i papryki? I szczypiorek, koperek! Albo zrobić jeszcze sałatkę, potem wrzucić do usmażonego omleta i zagiąć! To dobry pomysł!- Wymieniał po kolei Clint nie dając nikomu dojść do słowa. Wanda pokręciła głową z politowaniem.

- Clint, zamknij się! Ja tu jestem od gotowania!- Krzyknęłam na niego. Pomogło i Barton siedział cicho. Mimo, że kazałam mu być cicho to większość pomysłów zamierzałam wykorzystać, choćby ten z sałatką w środku. No to jest niegłupie! Nie będzie tak tłusto i będzie więcej.

Po kolei wykonywałam czynności każąc Clintowi robić sałatkę a Wandzie rozłożyć naczynia i sztućce na stole. O dziwo Barton  dobrze sobie radził mieszając różnego rodzaju sałaty oraz kapusty i co chwilę próbując ich smak w połączeniu z jego sosem. Wanda również dokładnie stawiała naczynia i do tego dbała o zapasy kawy dla wszystkich. Tej nocy w końcu nikt nie spał, z wyjątkiem Tony'ego, który był nieprzytomny po bójce z dziewczyną. Oczy otworzył ze trzy godziny po zdarzeniu.

Jak już skończyliśmy, zeszła się większość Mścicieli. Część była w dość ponurych nastrojach przez sytuację i brak snu. Ja i towarzysząca mi dwójka próbowaliśmy choć trochę rozluźnić atmosferę. Nie szło to jednak zbyt dobrze i pragnęłam jak najszybciej ulotnić się z jedzeniem do brata. Nałożyłam jedną z większych porcji na czysty talerz, który postawiłam na tacy. Do tego nalałam do kubka gorącą kawę i dołączyłam do zestawu. W miarę szybkim krokiem uciekłam z tamtego kręgu rozpaczy do części szpitalnej. Mijałam spojrzenia zdziwionych pracowników i przyspieszyłam krok. W końcu znalazłam się przed drzwiami do sali Tony'ego. Cicho uchyliłam drzwi chcąc zobaczyć czy ten wariat śpi. Widziałam, że leży z zamkniętymi oczyma, jednak to nie oznaczało, że śpi. On udawał...

Cichutko z szatańskim uśmiechem weszłam do sali. Znalazłam się przy łóżku brata udającego, że śpi. Boże, co ja robię? Postawiłam tacę z jedzeniem na stoliku obok. Następnie bezdźwięcznie rozchyliłam omlet i wyjęłam z niego dwa większe kawałki porwanej sałaty. A potem... Liście z plaśknięciem znalazły się na policzkach Tony'ego. Jego oczy automatycznie się otworzyły. Widząc jego minę zaczęłam się śmiać. On zdziwiony sięgnął policzków i zdjął z nich sałatę.

- Ty ruda diablico...- Mruknął zjadając to co leżało na jego twarzy. Ja dalej chichotałam siadając obok niego na łóżku.- Dobre, masz więcej?- Powiedział uśmiechnięty gdy już skończył. Sięgnęłam tacy z jedzeniem i przekazałam ją jemu, uprzednio ponownie zamykając omlet. 

- Proszę.- Powiedziałam podając mu tacę. Tony uśmiechnął wdzięczny.

- Przynajmniej jedna osoba o mnie myśli.- Odpowiedział zabierając się za jedzenie. Popatrzyłam z powagą na poranioną z dodatkiem koperku twarz mojego brata.

- Co się tam wczoraj stało?- Zapytałam łagodnie. Tony zaprzestał jedzenia i jego twarz przybrała surowszy wyraz.

- Wysłano cię tutaj pod pretekstem przyniesienia posiłku, ale tak naprawdę chodziło o to żeby wyciągnąć ze mnie informacje? Nie chodziło o troskę o kochanego braciszka, agentko?- Zapytał oskarżycielskim tonem. Uśmiechnęłam się delikatnie. Tony'ego to raczej nie bawiło.

- Poważnie agencie Tony? Skąd te wnioski, przecież wiesz, że bym tego nie zrobiła. A gdybym chciała się zemścić na tobie za tamte lata, to bym po prostu ci skopała tyłek.- Odpowiedziałam najwidoczniej go tym lekko rozluźniając. Powrócił do jedzenia.

- To ma sens. Tylko jak będziesz chciała mnie bić to powiedz a znajdę sobie jakąś kryjówkę.- Zaproponował w już lepszym nastroju.

- Wiesz, że jak Loki wróci to nie będzie dobrze?- Zapytałam z powagą.

- To dlatego się modlę o to żeby nie wracał...

- Tony!

- Wybacz, zapomniałem, że ty gustujesz w Jeleniach.- Powiedział po moim upomnieniu. Pokręciłam głową z politowaniem. W pokoju pojawił się James.

- Nie to, że ja coś was straszę, ale Thor wrócił...- Zawał bo nie wymienił Lokiego.- I Loki jest z nim. Chce abyśmy stawili się w Centrali.- Ulga i jeszcze większy stres spowodowany przyszłą i nieznaną reakcją boga...

Loki pov.

Przebywałem jeszcze w Asgardzie na śniadaniu z ''rodziną''. Chociaż od moich wyznań wczoraj coś się zmieniło. Po kolacji przyszedł do mnie Odyn i... Rozmawialiśmy. O byle pierdołach, ale rozmawialiśmy. Nawet gdy jedliśmy, oboje władców zadawało mi więcej pytań niż zazwyczaj.

- Loki, czy ty w ogóle mnie słuchasz?- Wybudziła mnie z zamyślenia Frigga. Spojrzałem na jej troskliwie uśmiechniętą twarz.

- Przepraszam, zamyśliłem się.- Odpowiedziałem zaczynając dziubać jedzenie przede mną a były to asgardzkie naleśniki. Przez to, że przyzwyczaiłem się do tych przepisu Mili, to te mi nie szły.

- Czyżby twoją głowę zaprzątała Milagros Esperanza, bracie?- Zapytał prowokująco Thor. Szkoda, że nie jestem na Midgardzie, bo zamieniłbym go w węża. Albo lamę, bo są śmieszne.

- Pilnuj swojej Jane, bo znowu zajmie się tym czym nie powinna.- Odpowiedziałem nie patrząc na niego.- Mogłabyś powtórzyć pani?- Dodałem widząc, że Thorowi zbiera się na odpowiedź.

- Już niedługo bal z okazji wygrania wojny z Lodowymi Olbrzymami...- Przewróciłem oczyma, bo w końcu jeden z nich siedzi z nimi i je śniadanie.- Nie bierz tego do siebie.- Dodała widząc moją minę.- Oczekuję, że wtedy znajdziesz chwilę i nas odwiedzisz. Razem ze swoją nową wybranką.- Podkreśliła dwa ostatnie słowa. Czułem, że Odyn się patrzy na mnie.

- Nową wybrankę?- Powtórzył Odyn. Zaczyna się...

To się nazywa głupawka rodziny, która nie zwraca uwagi na to czy jesteś obok, czy też nie...

Celowo wyczarowałem sobie paczkę midgardzkiego popcornu, tak dla lepszego efektu i jadłem to zamiast śniadania patrząc się na tamtych. Jakoś też nie miałem ochoty na te naleśniki. Prędko to się nie skończy a ja nie będę miał nic do powiedzenia. Wiem, bo już miałem kiedyś kilka takich sytuacji...

- Tak, Loki kogoś znalazł!- Zaświergotała wesoło Frigga.

- A potrafi się bić?- Zapytał władca Asgardu.

- I to jeszcze jak.- Odpowiedział mu niechętnie Thor.

- A ładna?- Odyn

- Piękna!- Frigga

- Miła jest?- Odyn

- Dla mnie wredna.- Thor

- Na pewno ze względu na twoje stosunki z Lokim.- Frigga

- Ona to ze względu na Lokiego?- Odyn

- Oczywiście. Wiesz, że się nie dogadują. Wspiera swojego ukochanego!- Frigga

- Jak brzmi jej imię?- Odyn

- Milagros Esperanza, jak już wcześniej wspominałem.- Thor

- Pięknie brzmi "Milagros".- Frigga

- No jak? ''Esperanza'' jest dumniej!- Odyn

- To kobieta! Nie potrzebna jej zbyt wielka duma!- Frigga

- A co ma duma do rzeczy?- Thor

- Im kobieta dumniejsza tym bardziej chłodne jej imię.- Frigga

- Ty też często bywasz dumna a imię masz piękne.- Odyn

- Wciąż jestem zdania, że "Milagros" ładniej.- Frigga

- Według mnie "Esperanza".- Odyn

- A ja mówię obydwa żeby nie było problemów.- Thor

- Nie za długo?- Odyn

- Loki całkiem skraca na "Mili".- Thor

- Raczej pieszczotliwie mówi do ukochanej.- Odyn

- Jeśli chodzi o nią to jest nadzwyczaj pieszczotliwy.- Thor

- Bo ją kocha!- Frigga

- To dobry znak!- Odyn

- Czy ja wiem?- Thor

- Nie wiesz. Dlatego nikt się ciebie o to nie pyta.- Odyn to powiedział i muszę przyznać, że Thora zgasił.

- Powinniśmy zacząć organizować ślub?- Frigga

- Nie wiem. Loki nic nie mówił o narzeczeństwie.- Odyn

- A by powiedział?- Thor

- Może powinnam już rozmawiać o sukni ślubnej z krawcowymi?- Frigga

- Nie masz wymiarów dziewczyny.- Odyn

- Ale może zorganizuję materiały?- Frigga

- Nie jest to złym pomysłem.- Odyn

- A szata Lokiego?- Thor

- Loki jest na miejscu i mamy jego wymiary, więc można już zacząć szyć.- Frigga

- Trzeba zaprosić wszystkie dziewięć światów.- Odyn

- Midgard też?- Thor

- Tylko tych najbliższych dla Esperanzy.- Odyn

- Zacznę pisać zaproszenia. Ale jaki wzór wybrać!?- Frigga

- Ten najbardziej bogaty, oczywiście! Trzeba pokazywać, że nas stać!- Odyn

- A będą mieli dzieci?- Thor

- Oczywiście, muszą mieć!- Odyn

- A jak nie będą ich chcieli mieć?- Thor

- To da im się jakiś mocny afrodyzjak. Myślisz, że bez powodu cię mamy?- Odyn

- Co!?- Thor będzie potrzebował psychologa do końca życia.

- Panie! Nie mów tak przy dzieciach.- Skarciła Frigga.- Żadnego afrodyzjaku nie było.

- Nie licząc tego wina wcześniej...- Odpowiedział Odyn rozbawiony.

- Już skończyliście?- Zapytałem. Nikt nie odpowiedział a to znaczy, że tak.- To dobrze bo popcornu mi prawie nie starczyło.- Dodałem sprawiając, że opakowanie po nim zniknęło. Może i niepodobne do mnie zachowanie, ale miałem po prostu ochotę na tę midgardzką przekąskę.- Powinniśmy chyba wracać na Midgard, Thor.

- Tak, to dobry pomysł.- Automatycznie odpowiedział najwidoczniej zmieszany wcześniejszą sytuacją.

- Oczywiście, wracajcie jeśli musicie, ale wróćcie na bal.- Odpowiedział Odyn.

- Liczymy, że przyprowadzisz tu Milagros, bo chętnie poznamy tą dziewczynę.- Dodała pięknie uśmiechnięta Frigga.

- Zobaczymy jak będzie. Do zobaczenia.- Odpowiedziałem i poszedłem w stronę drzwi wyjściowych. Nie patrzyłem na to czy Thor idzie za mną.

Na placu stały już przygotowane dla nas konie. Na mnie niecierpliwie czekał Altair, więc do niego podszedłem. Pogłaskałem go po pysku i szepnąłem coś na powitanie. Chwilę później byłem już gotowy do drogi na Bifroście. Thor też, więc bezsłownie ruszyliśmy przed siebie. Zatrzymaliśmy się przed kopułą, w której stał Heimdall. Tak jak zwykle oparty o miecz wpatrywał się w nieograniczoną dal.

- Heimdallu, przenieś nas na Midgard.- Powiedział Thor jako pierwszy.

- Zrobię to. Informuję tylko, że coś się tam stało i raczej cię to nie zadowoli, Loki.- Oświadczył robiąc czynności, które mają nas przenieść na Midgard.

- Ja po prostu wiedziałem, że ich nie wolno tam samych zostawiać...- Mruknąłem pod nosem.- Przenieś nas.- Dodałem a on to zrobił.

***

Bez zbędnych wstępów, pierwszej lepszej pracownicy kazałem zebrać całe Avengers w sali obrad w CIB (Centrala Informacji Bojowych). Nie czekałem tam na nich, ale Thorowi kazałem pójść. Sam zamierzałem zrobić wielkie wejście sobie, gdy będę pewny, że wszyscy są. Po dziesięciu minutach przesiadywania w mojej kryjówce postanowiłem wyjść do nich. Przybrałem dumną postawę i surowy, lekko zdenerwowany wyraz twarzy. Tak oto wszedłem do CIB, w którym przy ścianach była nastawiana masa komputerów, ekranów, urządzeń monitorujących a przy nich duża ilość pracujących. Stała tam blondynka ubrana w typowe, midgardzkie ubrania. Widząc mnie podeszła z plikiem dokumentów.

- Panie Laufeyson, mam do pana...- Wiedziałem z jej myśli, że mamy następną misję, ale najpierw ważniejsze sprawy. Nie to, że nie obchodzi mnie to, ale najpierw tamta sprawa.

- Później.- Powiedziałem przerywając jej wypowiedź. Przechyliła zdziwiona głowę.- Muszę z nimi załatwić kilka spraw i jak skończymy to cię zawołam. Jak ci na imię?

- Sharon Carter.- Odpowiedziała blondynka.

- Czekaj na pozwolenie do wejścia.

Ominąłem kobietę i teraz szedłem do pomieszczenia na samym środku, które miało przezroczyste, szklane i zapewne dźwiękoszczelne ściany. W środku był stół a wokół niego siedziało większość Avengers. Nie widziałem Starka... W końcu otworzyłem drzwi i podążyłem do drugiego końca stołu, ciągle mając surową postawę. Stało tam wolne krzesło, ale nie skorzystałem, tylko oparłem się rękoma o brzeg mebla. 

Westchnąłem. 

- Powiedzcie mi jak to jest, że jadę sobie na koniu po Bifroście i Strażnik Mostu mówi mi, że dzieje się tu coś co mnie nie zadowoli?- Zapytałem nawet się nie witając. 

Prześledziłem chłodnym spojrzeniem po twarzach zebranych. Uczucia na ich twarzach były mieszane: u jednych zdenerwowanie, u drugich poczucie winy, u trzecich lęk. Zdziwiło mnie to, że Mili należała do tych ostatnich. Boi się? Mnie czy czegoś innego? Nie uzyskałem odpowiedzi od żadnej osoby.

- Clint?- Wiedziałem, że agent lekko się zestresował jak go poprosiłem. To nawet lepiej, przynajmniej wiedzą, że nie będę się z nimi patyczkował.- Przejąłeś dowodzenie jak mnie nie było, powiedz co się działo?- Zażądałem. Barton podniósł twarz i zaczął niepewnie:

- W trakcie twojej nieobecności, z niewiadomych przyczyn Aleksandra zaatakowała Starka.- Powiedział wolno. Nie zaatakowałaby bez powodu. Coś musi się za tym kryć.

- A gdzie tak właściwie jest Stark?- Ponownie zapytałem. Odezwał się James.

- W skrzydle szpitalnym. Mówiliśmy mu, że chcesz abyśmy byli tu wszyscy, ale powiedział, że czuje się zbyt słabo.- Wytłumaczył. Przetarłem twarz ręką.

- Bzdura.- Automatycznie powiedziałem.- Zaraz wracam.

Teleportowałem się do pokoju, w którym powinien być zlokalizowany przeze mnie Stark. Pojawiłem się tuż przy jego łóżku z groźną miną, powodując u niego cichy okrzyk strachu. Pierwsze co zrobiłem to włamałem się do jego głowy. Uruchomiłem wspomnienie z tego ataku. Przez zamglony obraz widziałem dość słabo, ale na tyle dobrze żeby określić co się stało. Przestraszona Aleksandra siedziała obok, bardzo blisko Starka, który mówił do niej różne sprośne rzeczy. W końcu pocałował ją w ramię i ona wykonała atak. Kiedy Stark poleciał kilka metrów dalej, uderzając w ścianę, ona uciekła. Sprawa jest prosta. Playboy zażądał zbyt dużo, dziewczyna się przeraziła i obroniła się. Zapewne jeszcze jakieś przywołane złe wspomnienia i stało się. Mimo to nie byłem łagodny dla Starka, więc siłą wyciągnąłem go z łóżka i teleportowałem się z nim z powrotem do reszty. Co z tego, że miał na sobie tylko podkoszulek i jakieś bokserki? Rzuciłem go bladego na wolne miejsce i wróciłem na swoje, ignorując teksty reszty.

- Niezbyt ostro go potraktowałeś?- Odezwała się Natasha.- Nie za dobrze się czuje i wygląda...

- Ty, Natasho akurat powinnaś wiedzieć najlepiej, że on kłamie.- Przerwałem jej zerkając na Starka wyglądającego jakby miał zwymiotować na stół.- A jego niezbyt dobry wygląd jest spowodowany brakiem odpowiednich ubrań i słabym żołądkiem.- Stwierdziłem nieprzejęty stanem miliardera.

- Co nam da sprowadzenie go tutaj?- Zapytała Wanda.- I tak nic nie pamięta.- Uśmiechnąłem się przebiegle.

- I tu jest jego kolejne kłamstwo, bo pamięta.- Oświadczyłem. Odwróciłem wzrok na Starka.- Może opowiesz nam o tym co się stało tego feralnego wieczoru?- Poprosiłem mężczyznę. Wszyscy spojrzeli w jego stronę.

- Jak już wielokrotnie wcześniej powtarzałem: nic nie pamiętam, bo byłem pijany.- Stwierdził gapiąc się w stół. Przeszedłem kilka kroków w jego stronę. Nikt obok nie odważył się odwrócić w moją stronę.

- Okłamałeś wszystkich swoim stanem. Teraz kłamiesz, że nic nie pamiętasz. Zastanawiam się jak możesz patrzeć im w oczy.- Mówiłem teraz głosem wypranym z emocji śledząc po kolei wzrokiem po twarzy każdego z Drużyny Straceńców. 

- Nie kłamię.- Zarzekał się dalej. Mój wzrok spoczął na Mili, która błagająco spoglądała w moją stronę. 

,,Loki, czy te twoje przesłuchanie jest konieczne? Jeśli wiesz coś, a jestem tego pewna to powiedz to i nie męcz go.'' Poprosiła mnie w głowie. Nie zamierzałem zmieniać planów tylko dlatego, że mnie o to prosi.

,,Wiem co robię. Po prostu daj mi kontynuować i zaufaj mi.'' Odpowiedziałem jej. Ona nie wyglądała na przekonaną.

,,Nie to, że ci nie ufam. Po prostu...''

,,Boisz się. Przestań.'' 

- Ukrywasz coś...

- Nic nie ukrywam.- Przerwał mi jeden ze Straceńców i ciągle ten sam. Czemu ta istota musi być taka uparta? Musiałem zadziałać inaczej, bardziej wrażliwie. Ponownie postawiłem kilka kroków w jego stronę. Tym razem położyłem dłoń na oparciu jego fotelu i odwróciłem go w moją stronę. Teraz patrzył na mnie. Ja uklęknąłem na jedno kolano przed nim, jednocześnie ignorując zdziwione spojrzenia reszty.

- Dobrze wiesz, że mnie nie okłamiesz. Może jednak to ty mówisz prawdę, a ja słabnę.- Mówiłem do niego całkiem łagodnie.- Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie kłamiesz.- Miliarder wypełnił prośbę, jednak nic nie powiedział. Zadbałem o to żeby moja twarz nie wyrażała żadnego gniewu, ale za to swego rodzaju troskę.- Powiedz jeszcze, że nie kłamiesz...- Poprosiłem. Oddech mu gwałtownie przyspieszył, spojrzenie się przerwało a głowa zwiesiła na dół. Widziałem jeszcze przez chwilę jego ból na twarzy, ale nie odsunąłem się.

- Tony...?- Odezwała się Mili gdzieś dalej, ale on nie zwrócił na nią uwagi.

- To moja wina.- Przyznał się Stark a wokół rozległy się stłumione szepty.

- Powiesz teraz co się stało?- Łagodnie zapytała Natasha. Iron Man kiwnął głową twierdząco.

- To moja wina. Ja...- Zaciął się.- Ja nie panowałem nad sobą. Byłem podpity i poszedłem do niej. Ona się mnie bała. Posunąłem się zbyt daleko i ona mną rzuciła o ścianę. Ale to nie jej wina, tylko moja. Przepraszam.- Tłumaczył się mężczyzna pod zaskoczonym spojrzeniem wszystkich Straceńców. 

- Wiesz, że powinienem cię za to ukarać?- Zapytałem go wciąż delikatnym głosem.

- Wiem. Zniosę wszystko.- Odpowiedział nie podnosząc głowy.

- Mimo, że mnie stale irytujesz, nie zjawiłeś się na spotkaniu pomimo rozkazu, oszukiwałeś to jednak okazałeś skruchę. Nie dostaniesz kary.- Oświadczyłem, ale już mniej przyjemnym głosem. Wstałem i wróciłem na swoje miejsce. Wydaje mi się, że dobrze postąpiłem, bo mimo to przeprosił.

- Ale ja chcę karę, muszę odzyskać swoje dobre imię i naprawić błąd.- Odpowiedział natychmiast. 

- To mi się podoba.- Przyznałem zadowolony z jego postępowania. Może dzięki mnie jeszcze będą z nich ludzie a nie Straceńcy.- Będziesz musiał odnaleźć Aleksandrę, przeprosić ją i namówić do powrotu. Jest cenna, dobrze o tym wiesz. Masz zająć się tym sam.- Ogłosiłem po krótkiej chwili myślenia.

- To dobry pomysł.- Mówili wszyscy po kolei.

- Zajmę się tym.- Zgodził się wciąż skruszony Stark. Uśmiechnąłem się sprawiając, że atmosfera trochę się rozluźniła.- Jeszcze jedno. Ty od początku wszystko wiedziałeś, prawda?- Zapytał. Wszyscy spojrzeli na mnie oczekująco.

- Wiedziałem.- Przyznałem.

- To dlaczego od razu nie powiedziałeś?- Ponownie zapytał.

- Bo chyba lepiej się poczułeś jak to wyznałeś, niż jak to dusiłeś w głębi siebie.- Odpowiedziałem spokojnie. Stark ze zrozumieniem i potwierdzeniem pokiwał głową.- Dobrze. A teraz... Carter miała dla nas chyba nowe zadanie.

*******************************************

Siemano!!! Co tam u was? Oglądaliście zwiastun Black Panther? Mam duże nadzieje co do tego filmu i póki co to się dobrze zapowiada. W końcu coś bardziej egzotycznego. Komentujcie, głosujcie itd.

- O nie, to Batman!- Joker

- Leć Batku, mały leć. Przyleć tak abyś roztłukł się!- Harley (nuci)

- To ci się udało.- Autorka

- Co tam?- Batman

- A spoko Bruce.- Autorka

- Skąd znasz moją sekretną tożsamość?- Batman

- Nieważne...- Autorka

- Ale przyszedłem po nich.- Batman

- To masz problem. Ja mam pytanie do czytelników. Czy chcecie żebym napisała wątek jak Stark szuka Aleksandry? Odpowiadajcie w komach.- Autorka

- Obawiam się, że muszę lecieć.- Joker

- Nie tak szybko. Jestem Batman.- Batman

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top