011
Cień smutku opadł na twarz Mike'a, gdy Will zadeklarował się pomóc Harrington'owi w przeładowaniu samochodu. Chciał przystanąć choć na moment, zamienić z nim kilka słów. Pomaganie Max przerodziło się w jakąś chorą paranoję, w którą zostali wciągnięci. A sama zainteresowana jedyne co robiła, to bazgrała coś w zeszycie lub rozmawiała z Nastką. Wheeler sam nawet chciał na początku zapytać jak się czuje, czy czegoś przypadkiem nie potrzebuje. W końcu była gościem w jego domu. Jednak rudowłosa pomimo powagi sytuacji i własnego osłabienia wciąż pałała do niego śmiertelną nienawiścią. Gdy tylko miała okazję, raczyła go chłodnymi spojrzeniami, pełnymi obrzydzenia i wyższości. Wciąż zachowywały jednak tajemniczą barwę, która udzielała się również Nastce. W szczególności, gdy blisko niego pojawiał się Will. Mike miał wrażenie, że dziewczyna czyta mu w myślach. Że zna już wszystkie szczegóły ich spotkań. Niewinne dotknięcia, kłótnie i szczere pocałunki, które nawet w myślach rozpalały jego policzki do czerwoności i sprawiały, że czuł się z nimi niesamowicie dobrze. Już nie karał się za takie rozumowanie. Nawet zdążył się z nim oswoić. Lubił dotyk Will'a, lubił zapach jego skóry i każdy pieprzyk na ciele wykłótym w alabastrze. Jego uśmiech sprawiał, że wariował, a błysk w oku ekscytował jak nigdy wcześniej. Lubił Will'a, ale nie jako Will'a Byers'a. Lubił jego Will'a. Tego, który rumienił się na każdy drobny gest i zawstydzał się, gdy tylko ich ciała nawet przypadkiem się o siebie otarły. Chłopaka, w którego oczach nie widział już strachu i bólu, a jedynie niebo, które kryło się w jego oczach. Mike nie zdawał sobie jednak sprawy, że ów błogi obraz był jedynie odbiciem. Droga do zaspokojenia lęków Will'a była o wiele dłuższa.
Wheeler usiadł przy stole, zamykając oczy na dłuższą chwilę. Ciągłe chodzenie w kółko powoli doprowadzało go do wariactwa. Minuty mijały, a o jakiejkolwiek zmianie nie było nawet mowy. Dziewczyny wciąż siedziały we własnym gronie, od czasu do czasu rzucając mu niezadowolone spojrzenia. Lucas udawał, że z nimi rozmawia, choć marne były w tym jego szanse. W końcu poddał się, również siadając przy stole. Nie musiał nic mówić, by Mike wiedział, że ma dość. I w zupełności to rozumiał. Sam miał już po dziurki w nosie tych wszystkich spojrzeń i niezadowolonych mruknięć.
Drzwi skrzypnęły. Do środka piwnicy wpadło świeże, chłodnawe powietrze. Mike zaciągnął się nim łapczywie. Przyjemnie łaskotało jego gardło, chłodząc przy tym nieco rozgrzany organizm.
- Auto gotowe. - mruknął bez entuzjazmu Harrington. - Pojadę po Robin i przywieziemy sól. Henderson, wsiadasz? - zapytał z nadzieją w głosie.
Atmosfera w piwnicy nie należała do najprzyjemniszych. Wszyscy obserwowali się z niewyjaśnioną złością i stresem. Nikt w końcu nie wiedział ile dokładnie czasu zostało Max, a przygotowania jak nie było, tak nie ma. Dustin musiał się chyba zgodzić, gdyż drzwi znów skrzypnęły, a w pomieszczeniu zapanowała cisza.
Mike westchnął z ulgą. Ból głowy, który doskwierał mu od kilku minut w końcu zelżał. W tym samym momencie poczuł jednak coś jeszcze. Coś o wiele bardziej przyjemnego. Drobna dłoń delikatnie gładziła materiał jego spodni przy kolanie. Na początku pomyślał nawet, że to Nastka, jednak nie przypominał sobie, by dziewczyna kiedykolwiek odważyła się na taką czułość. Uśmiechnął się więc, zagryzając subtelnie dolną wargę. Świadomość, że robił to bliski mu chłopak była jednak o wiele bardziej przyjemna. Również zsunął swoją dłoń, odnajdując palce Byers'a. Poznałby je za każdym razem. Splótł je ze swoimi, pozwalając im zatracić się w powolnym tańcu. Jeszcze raz zaciągnął się powietrzem. Tym razem wyczuł to, czego tak podświadomie szukał. Zapach Will'owych perfum był subtelny. Niemal niewyczuwalny. Jednak z każdą kolejną chwilą Mike'a uzależniał się od niego jeszcze bardziej. Byers stał się jego niepisanym uzależnieniem.
Takim, o które dbał bez zastanowienia. W żaden sposób nie mogło mu przecież zaszkodzić.
A dbanie o chłopaka sprawiało, że sam czuł się o niebo lepiej.
Wybiła godzina zrozumienia.
Wheeler otworzył oczy. Czekoladowłosy wciąż siedział u jego boku, uśmiechając się przy tym lekko. Na jego policzkach nie gościły jednak rumieńce, przez co Mike poczuł się nieco rozczarowany.
Jeszcze przez chwilę gładził kciuk chłopaka, by już za moment puścić go jak oparzony. Podejrzliwe spojrzenie Nastki spoczywało na ich obojgu.
Wydawało mu się nawet słyszeć, jak Will nerwowo przełyka ślinę. Musiał zauważyć dopiero teraz, gdyż przed chwilą sam mierzył go niezrozumiałym wzrokiem.
Czyżby widziała? Jak dużo? Może przez ten cały czas była w jego głowie i przysłuchiwała się myślom? Mike poczuł jak wzdłuż jego kręgosłupa spływają zimne dreszcze.
- Pójdę po coś do picia. - mruknął, próbując przełknąć gulę osiadłą w jego gardle.
W krok za nim na parter poszedł również Lucas, przez co Will został niesłownie skazany na Nastkę i Max.
Dziewczyny nie wyglądały na zadowolone z tego powodu (jeśli w ogóle kiedyś doświadczyły takiego stanu). Max mierzyła go kpiącym spojrzeniem, a Eleven zdawała się prześwietlać od stóp do głów. Will nie odwracał wzroku. Zawsze w takich momentach to robił. Unikał napastnika.
A przecież nie powinien. Nastka nie miała niczego, czym on nie mógłby się pochwalić. No, oprócz śmiertelnych mocy i temperamentu dziecka.
- Odwal się od niego Will. - warknęła, siląc się na śmiertelną powagę w głosie.
Byers mimowolnie zaśmiał się pod nosem. Infantylność, jaką się posługiwała była nie mniej zabawna, niż naiwność z jaką wierzyła we wszystkie słowa Maxine.
- I co cię tak bawi? - tak jak myślał, rudowłosa nie zamierzała siedzieć cicho. - Nie rozumiesz?
- Rozumiem. - głos Will'a był spokojniejszy niż zwykle. Miał wrażenie, że nic nie będzie w stanie wytrącić go z równowagi. - Ale nie zamierzam spełnić jej prośby. Mike to mój przyjaciel, mam dokładnie takie samo prawo się z nim zadawać, co ty Eleven.
Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną z odpowiedzi. Prawdopodobnie nawet nie spodziewała się jakiegokolwiek oporu ze strony Will'a.
- Posłuchaj. - podeszła bliżej, podnosząc dłoń niebezpiecznie wysoko. - Mike to mój chłopak. Nie wiem co sobie ubzdurałeś, ale nigdy tak nie będzie, rozumiesz? - Will poczuł ciepło w obrębie szyi, która już po chwili zdawała się samoistnie zaciskać. Jeśli wcześniej był spokojny, w tym momencie zupełnie o tym zapomniał. Bał się, że dziewczyna mogłaby zrobić mu krzywdę. A przecież była do tego zdolna. - Nie będzie. Dlatego ostrzegam. Jeszcze raz się do niego zbliż, a opowiem wszystkim o tym, co dzieje się w twojej głowie. O tym jak bardzo się boisz, że ich stracisz. O tym, że płaczesz po nocach, że płaczesz, gdy tylko ktoś podniesie na ciebie głos. Jesteś nikim Will. Nikim, kto mógłby konkurować ze mną.
Na jej usta wpłynął uśmiech, gdy oczy Byers'a błysnęły łzami. Opuściła dłoń, jednak uścisk wciąż utrzymywał się na jego szyi. Był przerażony. Czuł jak każdy skrawek jego ciała drży, choć on sam silił się na spokój uciekający mu sprzed nosa. Nigdy wcześniej nie myślał, że byłby w stanie się przez nią popłakać. Sprawy nabrały zupełnie niespodziewanego tępa. Faktycznie. Nie mógł się z nią w żaden sposób równać. Ale to jemu przez ostatnie dni Mike szeptał słodkie słowa, to jego usta całował.
A może nie tylko jego?
Po Will'owych policzkach spłynęły wodospady łez. Zebrał się w sobie i nawet nie patrząc na swojego oprawcę, wbiegł po schodach na parter domu.
Poraz kolejny uciekł. Dał się złamać.
Will Byers był słaby.
Słabszy niż kiedykolwiek. W drodze do drzwi minął się z niosącymi napój Wheeler'em. Brunet obrócił się za nim, jednak zdążył tylko krzyknąć "Will, co się stało?", a chłopaka nie było już w zasięgu wzroku. Byers sam nie wiedział co się stało. Głos Nastki wciąż wybrzmiewał w jego głowie jak opętany. Nie dawał mu spokoju, istniał w innej przestrzeni, do której nie miał dojścia. Eleven nie posiadała żadnych uczuć.
Dlaczego więc wciąż upierała się, że go kocha?
Will kochał go bardziej. Ale nie mógł dłużej znosić jej wzroku, jej gróźb. Co, gdyby naprawdę wszystkim powiedziała? Znów czułby się jak wyrzutek? Czy w ogóle kiedykolwiek przestał nim dla nich być?
Resztę dnia wolał spędzić w samotności. I choćby się waliło i paliło, nie miał zamiaru wracać do domu Wheeler'ów. Nawet ratowanie Max spadło na dalszy plan. W końcu była w to przestawienie żywo zaangażowana.
☆
Mike zbiegł do piwnicy, czując jak jego tętno przyspiesza z minuty na minutę. Ostatni raz takim pokładem negatywnej energii dysponował po kłótni z Nastką. W jego głowie tliły się już przeróżne scenariusze, które miał jednak nadzieję, nie doszły do skutku. Choć po reakcji Will'a był przyszykowany na wszystko. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Mina Nastki wyrażała dumę. Szatynka żywo tłumaczyła coś przyjaciółce, mocno przy tym gestykulując. Mike z każdym jej słowem odczuwał coraz większe obrzydzenie. Nie tylko do dziewczyny, ale przede wszystkim do siebie. Że wciąż tolerował jej obrzydliwe wybryki.
Bo jak inaczej mógł nazwać to, co właśnie usłyszał? Że sprawiła mu ból tylko przypadkiem? Że to był wypadek?
- Jak mogłaś? - zapytał ze złością.
Dziewczyny odwróciły się w jego stronę ze zdziwieniem. Prawdopodobnie wcale nie słyszały, że wszedł do piwnicy. Na ich niekorzyść - zbyt wcześnie. Mike słyszał wszystko. I niezmiernie go te słowa bolały.
- Mike? Co ty tu robisz? - Nastce nigdy nie wychodziło udawanie pod publikę.
- Mieszkam. - oznajmił z powagą. - A ty łamiesz zasady tego domu.
- Mikey to nie tak, zaraz ci to wszystko wyjaśnię.
Nastka próbowała przytulić chłopaka, jednak Wheeler odepchnął ją od siebie ze złością przyglądając się postaci dziewczyny.
Nie miał pojęcia jak szybko od miłości można przejść do nienawiści. Ponad to uzasadnionej.
W tamtym momencie nie czuł już do niej niczego. Nawet tej cholernej potrzeby nadzorowania. Pilnowania, by nie zrobiła czegoś głupiego, bo wcale mu to nie wychodziło. Skrzywdziła Will'a i na dodatek była z tego dumna. Mike'a nie miał pojęcia co widział w niej te kilka lat temu.
Chyba tylko zauroczenie. Nigdy nie był prawdziwie zakochany. Nie znał tego uczucia. Aż do teraz.
- Nie musisz, wszystko słyszałem. Zrobiłaś to specjalnie!
- Wcale nie!
- Naprawdę? Nie? I myślisz, że ci teraz uwierzę? Skrzywdziłaś jedyną osobę, która zawsze przy mnie była. Szczególnie, gdy ty i twoje humorki mieszały mnie z błotem. I masz jeszcze czelność kłamać mi w twarz? Co z tą twoją ulubioną brednią? Przyjaciele nie kłamią, tak?
W oczach Mike'a iskrzyła się niepohamowana nienawiść. Sam nie wiedział skąd te wszystkie słowa znalazły się w jego głowie, później na języku. Chciał wykrzyczeć jej w twarz dotychczasowe błędy. Nawet, gdy dostrzegł w oczach szatynki błysk. Tak znajomy. Dokładnie taki sam, z jakim przed chwilą Will wybiegał z jego domu. Tylko, że jej nie było mu już szkoda. Ani dziś, ani nigdy więcej.
- Mike, my... - głos dziewczyny lekko drżał.
Wheeler nie pamiętał czy kiedyś widział ją w takim stanie.
- Nie, Nastko. Nie ma już żadnego "my". - odparł chłodno, samemu nie do końca zdając sobie sprawę z wagi wypowiadanych słów.
- Zrywasz ze mną?
- Tak. Mam dość ciebie i twoich humorów. Tego, że cały czas grasz na moich emocjach. Możesz podziękować sobie, Max i jej intrygom. Pozbyłaś się mnie, gratuluję. - tym razem zwrócił się do Max.
Jednaj jej oczy już dawno spowiła biała mgła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top