009

W drzwiach stanęła Nancy z niezbyt zadowoloną miną.

- Will, dzwonił Jonathan. Obok waszego domu przewaliło się jakieś drzewo i będzie miał problem z dojazdem dopóki ktoś tego nie usunie.

Byers spojrzał ze zdziwieniem na siedzącego nieopodal kruczowłosego. Nie wyglądał na zadowolonego z tej informacji. Zupełnie tak, jak sam Will.

- Długo to zajmie?

- Nie wiem. - odparła wzruszając bezsilnie ramionami. - Możliwe, że wezmą się za to dopiero gdy przestanie padać. Ale kazał ci przekazać, żebyś się nie martwił.

Brunet pokiwał głową na znak zrozumienia do uśmiechającej się smutno dziewczyny. Nancy przez chwilę jeszcze wodziła wzrokiem po pokoju, po czym wyszła zamykając za sobą drzwi.
Cisza szumiała im w uszach.

- Powinienem się zbierać. - Will zaczął podnosić się z łóżka, co skutecznie uniemożliwił mu Wheeler, ciągnąc go znów na materac.

- Chyba żartujesz. - odparł dziwnie poważnym tonem. - Nie ma nawet takiej opcji.

- Mike, deszcz może padać nawet całą noc. Naprawdę nie chcę robić problemu... - głos chłopaka był dość płaczliwy.

- W takim razie zostaniesz tutaj. Dwa razy już dałem ci uciec Willy, trzeciego nie będzie. Nie, żeby znów stało się coś złego.

Byers nie był do końca przekonany tym pomysłem. Wciąż wolał wrócić do domu, dokończyć obraz i położyć się we własnym łóżku, niż zostać tutaj z Wheeler'em. Nawet pomimo zaufania jakim go darzył.
I uczucia, które rosło pomiędzy nimi z każdą kolejną chwilą.

Will w głębi duszy czuł jednak, że robi coś bardzo złego odbierając Nastce chłopaka. To, że ona na niego nie zasługiwała, nie czyniło go jej następcą. Ba, Byers przez ani moment nawet tak nie pomyślał. Potrzebował jedynie ciepła i zrozumienia, które Mike mu dawał.

- Jesteś pewien, że to nie będzie problem? Już chyba nawet przestaje padać. - wychylił się w stronę okna, z nadzieją, że brylantowe krople zaczęły się uspokajać. Nic bardziej mylnego. Ulewa szalała w najlepsze.

- Mhm, tak. Jasne. - Mike wywrócił oczyma znosząc upartość czekoladowłosego. - Oczywiście, że to nie problem Willy. Wiesz ile razy Nastka spała tu bez większego powodu?

Will skrzywił się słysząc imię dziewczyny. Przez chwilę nawet udało mu się o niej zapomnieć, co w pokoju Mike'a było nie lada wyczynem. Ściany i półki były zawalone zdjęciami z Eleven i resztą przyjaciół.

- No dobrze. - westchnął ciężko. - Niech ci będzie.

Mike uśmiechnął się do niego promiennie. Tak naprawdę wątpił w to, że w ogóle uda mu się Will'a namówić na nockę u niego. Chłopak zawsze był uparty i ciężko stał przy swoim, nawet gdy wokół wiało i paliło.
Tym razem jednak przystał na propozycję bez większego starania, co niezmiernie Mike'a ucieszyło. Mógł mieć go jeszcze trochę na oku.
A przecież nie chciał, by chłopakowi stała się jakakolwiek krzywda.

Przez większość popołudnia po prostu siedzieli, rozmawiając i wspominając czasy przedszkola czy podstawówki przy okazji oglądając zdjęcia z albumu Mike'a. Will nie spodziewał się, że będzie ich aż tak dużo. Niektóre wywoływały na jego twarzy uśmiech. Inne strach i niepokój. Właśnie wtedy Mike chwytał go za rękę i sprawiał, że nawet najczarniejsze wspomnienia miały lepszy wydźwięk.
Zawsze z nim był. Nigdy się od siebie nie odwrócili, nawet po najbardziej srogich kłótniach. A i takie zapisała historia ich przyjaźni. Kto by pomyślał, że w tym wyzywającym kilka lat temu Nastkę Will'u Mike znajdzie teraz zrozumienie. Wtedy złoiłby go za obrażanie jego dziewczyny. I przecież dokładnie tak było.
Will uciekł w deszczową noc, znów trafiając do domu pełnego lęku. Ale wcale się nie bał. Bo choć czuł się niezrozumiany, wciąż wierzył, że w końcu wszystko się zmieni.

Około dwudziestej, gdy oboje pałaszowali płatki na zimnym mleku, walkie-talkie Mike'a zaczęło wydawać znajomy dźwięk, który po chwili przerodził się w głos Dustin'a.
Oboje zamarli trzymając miski przy twarzy.

- Kod czerwony, kod czerwony. - prawie krzyczał do słuchawki. - Powtarzam kod czerwony chłopaki. Mamy kolejną śmierć.

Zanim Mike zdążył poderwać się z łóżka, w pokoju rozbrzmiał kolejny głos.

- Jak to? Kto tym razem? - Lucas wydawał się przestraszony kolejną informacją o dziwnym morderstwie.

I nikt wcale mu się nie dziwił.

- Fred Benson. Znaleźli go w lesie nieopodal pola campingowego.

- Jesteś pewien, że to ta sama śmierć? - tym razem to Mike zabrał głos.

Cały czas z troską obserwował przysłuchującego się im Will'a. W głębi serca wcale nie chciał, by był świadkiem tej rozmowy. Nie dość już miał swoich strachów. Jednakże wiedział, że raczej nie byłby w stanie zataić tego przed chłopakiem.

- Tak, podobno wyglądał okropnie. Musimy znowu zwołać spotkanie. Najlepiej jak najszybciej.

- Przyjdźcie jutro z samego rana do mnie do piwnicy. - głos Mike'a stał się poważniejszy niż przedtem. - I powiadomcie resztę. Bez odbioru.

Kruczowłosy odłożył urządzenie na biurko, już nie wracając do jedzenia płatków. Patrzył ślepo w czarną otchłań za oknami. Deszcz nie zastopował ani na moment. Ulice zamieniły się w potoki, a podjazdy domów w istne jeziora, których poziom wciąż wzrastał. Niepokój reszty udzielił się również jemu. Ofiary były zupełnie ze sobą niepowiązane, żeby nie powiedzieć przypadkowe. Jedno było jednak pewne. To, co czuł Will nie było tylko złudną pozostałością.
Horror ich życia znów zataczał koło.

- Mike? - głos Willa był wyraźnie osłabiony. - Co to znaczy "wyglądał okropnie". I czemu nic nie powiedziałeś o tamtym spotkaniu?

Byers nie siedział już na łóżku. Stał tuż za jego plecami, z przerażeniem wpatrując się w smolistą czuprynę chłopaka. Sam do końca nie wiedział jakiej odpowiedzi oczekiwał. Nie miał pojęcia czego powinien się spodziewać, czy w ogóle chciał wiedzieć.
Bał się coraz bardziej każdej kolejnej sekundy milczenia.
Wheeler w końcu odwrócił się do niego, z twarzą bielszą niż stary tynk spadający ze ścian. Na wspomnienie o powykręcanych, połamanych kończynach i wyłupanych oczach robiło mu się słabo.
Mike wcale nie był taki wytrzymały.
Znów kłamał.

- Nie chciałem cię stresować. - odparł, delikatnie wodząc palcami po policzku Byers'a. - To nie było nic ważnego.

- Prosiłem cię, żebyś mówił mi o wszystkim...

- Wiem Willy, przepraszam. Myślałem, że to ucichnie.

Mike przyciągnął do siebie widocznie niezadowolonego chłopaka i ułożył brodę na czubku jego głowy. Naprawdę nie chciał, by znów tak wyszło. By musiał tłumaczyć się z tego, że jego celem nie było kłamstwo. Chciał go po prostu ochronić. Odciąć od złych informacji, które mogłyby nasilać strach nie tylko w Will'u.
Oni wszyscy potwornie się bali.

Wraz z porankiem nad Hawkins znów zawisły ciemne chmury. Całe szczęście bez kolejnej dostawy deszczu, która mogłaby okazać się już szkodliwa. Większość ogródków została podtopiona, a woda utrzymywała się wraz z powierzchnią trawy. Pan Wheeler od samego rana starał się reanimować swoje ukochane rabatki, co cała rodzina wraz z Will'em obserwowała przez kuchenne okna. W powietrzu dało się jednak wyczuć coś ciężkiego. Coś, co na pewno nie zwiastowało ani kolejnej burzy, ani powrotu słońca.
Mike i Will nie zmrużyli tej nocy oczu. Co chwilę wymieniali między sobą różne spostrzeżenia, które z początku Byers wydawał się zbywać. Czuł się urażony faktem, że jego przyjaciele znów coś przed nim ukrywali. Ponownie ciążyło na nim miano wyrzutka, które Wheeler próbował rozwiać. Finalnie udało mu się jednak przekonać nawet samego siebie, że wcale nie to mieli na myśli.
Bo w końcu kto, jak nie Mike Wheeler mógłby udobruchać Will'a Byers'a?

Nad ranem, zrezygnowani i bez żadnych nowych poszlak, ustalili, że poczekają do spotkania. Przebrani, z klejącymi powiekami leżeli na podłodze, obserwując przez okna wschód, który tego ranka nie był wcale najpiękniejszy.
Will jednak uwielbiał każdą jego odsłonę. Bo nawet po tej najlichszej potrafiło wyjść cudowne słońce.
A Mike lubił patrzeć na rzeczy, które on lubił. W towarzystwie Byers'a były stokroć piękniejsze.

Piwnicę wciąż ogarniał lekki zaduch. Nic dziwnego, w końcu nikt nie gościł w niej aż od urodzin Max.
Mike i Will pootwierali okna, uprzątnęli rozrzucone po podłodze poduszki i w ciszy oczekiwali na nadejście reszty. Jako pierwsi pojawili się oczywiście Dustin, Max i Lucas, którzy do Wheeler'ów mieli najbliżej. Kolejno na miejsce dojechali Steve i Robin. Z opowieści chłopaków i rudowłosej wychodziło na to, że złapali wcześniej jakiś trop, jednak opowiadali to tak chaotycznie, że nikt nie był w stanie dokładnie zrozumieć co mieli na myśli.
Lekko spóźniona okazała się Nastka, jednak w żaden sposób nie wadziło to kontynuacji dość niejasnej rozmowy. I tak nic ważnego jej nie ominęło.
Od samego wejścia sprawiała wrażenie dość nerwowej. Omijała spojrzenia innych, co chwilę zmieniała miejsce. Mike chciał nawet porozmawiać z nią chwilę na osobności, jednak ten pomysł szybko wypadł mu z głowy.

- Musimy koniecznie odnaleźć Munson'a. - oznajmił z powagą Steve. - Tylko on powie nam jak to wszystko wyglądało.

- I dowiedzieć się co wspólnego mają ze sobą ofiary. - dodała Max. - A to znajdziemy tylko w jednym miejscu.

- W takim razie trzeba się streszczać. Max, ty, Lucas, Will i Robin poszukajcie w szkole. Ja, Henderson, Mike i Nastka pojedziemy szukać Eddiego.

Will i Mike rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. Taki obrót spraw nie był im na rękę. W szczególności Wheeler'owi, który jako jedyny wiedział o napadach chłopaka i jego słabym samopoczuciu.

- Wszystko jasne? - Steve jeszcze upewnił się przed wyjściem, że dla każdego plan działania jest zrozumiały, po czym wspiął się po schodach na górę, zamienił kilka słów z Nancy i wyszedł z domu.

Jako pierwsza wyruszyła ekipa przeszukująca szkołę. Na ich drodze już od wyjazdu pojawił się jednak problem. Mianowicie musieli zdobyć jakoś klucz od gabinetu psychologa. Sama szkoła była natomiast otwarta dla uczniów, którzy chcieli chociażby zagrać na boisku koszykarskim. Plan był prosty, a jednak ciężki do wykonania. Główną rolę odgrywali w nim Max i Steve. Lucas pobiegł do szkoły szukając już awaryjnego wyjścia, w razie, gdyby ich misja nie została wykonana, a Will i Robin czekali grzecznie w aucie.

- Mogę zadać ci pytanie? - Will niepewnie spojrzał w lusterko, w którym odbijały się oczy dziewczyny.

- Pewnie, że tak. - odparła, uśmiechając się lekko.

Jej spojrzenie dodawało Will'owi otuchy. Prawdopodobnie bałby zapytać się kogokolwiek innego, nawet Jonathana. Mimo, że wiele razy deklarował się jako dobry słuchacz, młody Byers wciąż czuł pomiędzy nimi jakąś zaporę. Zwłaszcza, odkąd zaczął umawiać się z Nancy. Prawie wcale nie było go w domu. A jeśli już był, często zamykał się w swoim pokoju i Bóg wie co robił.
Mimo to, Will wciąż go kochał. Choć czuł się trochę odtrącony. Może nawet zapomniany.

- Myślisz, że można polubić kogoś, kto już kogoś ma? Tak wiesz... Inaczej? - zapytał, nie do końca wiedząc jak sformułować owe pytanie. Głowił się nad nim przez całą drogę. Z początku chciał po prostu zapytać jak odkryła fakt, że lubi dziewczyny, ale to wydało mu się zbyt oczywiste. To coś po prostu przychodzi w pewnym momencie, zostaje i czujesz to całym sobą. Akceptujesz to. Lub nie.

Blondynka uśmiechnęła się lekko.

- Oczywiście, że tak. Nie wiem skąd pomysł, że nie.

Will westchnął cicho.

- Tak się nie powinno...

- Posłuchaj Will. - dziewczyna odwróciła się w jego stronę z łagodnym wyrazem twarzy. - Serce nigdy nie wybiera rzeczy, które się powinno. Od tego mamy rozum. I gwarantuje ci, że nawet jeśli ten wybór wydaje się pod górkę, zapewne jest lepszy niż ten, który podsuwa ci sumienie.

- Myślisz?

Dziewczyna pokiwała ochoczo głową.

- Oczywiście, że tak.

Tym razem to Will posłał jej szybki uśmiech. Czuł się nieco spokojniejszy wiedząc, że nie było to nic niemoralnego. Ba, że Robin jest nawet w jakiś sposób po jego stronie. Nie był jednak pewien czy to, co rozwijało się między nim a Wheeler'em było prawdziwe. Czy chłopak nie robił tego w podobnym celu, co Will. Dla odskoczni od problemów, natrętnych myśli i nieudanego związku.
Mike też się nad tym zastanawiał. Potajemne całusy i ciche słowa wsparcia wprowadzały go w ekscytację, której długo już nie odczuwał. Za każdym razem chciał jednak więcej, a tęsknota za chłopakiem jak nigdy dawała mu się we znaki. Nawet teraz, gdy trafili do dwóch różnych drużyn zastanawiał się czy aby na pewno nic mu nie grozi.
Od początku wyprawy za miasto nie pomyślał tak ani o Nastce, ani o sobie. Jego myśli zamieszkiwał Byers i związane z nim emocje. Cały czas miał cichą nadzieję, że to wszystko za moment się skończy i oboje będą mogli znów siedzieć w jego pokoju, rozkoszując się blaskiem zachodzącego słońca.

- Hej, Steve. - Wheeler dobiegł do chłopaka idącego na samym przodzie, zostawiając za sobą całą resztę. W tym znów niezadowoloną Nastkę. Nawet, gdy przez ten cały czas trzymała go za dłoń, nie poczuł niczego, oprócz swojego obowiązku. - Mogę o coś spytać?

Harrington spojrzał na niego z niemałym zdziwieniem. Zazwyczaj nie rozmawiali ze sobą za dużo. 

- Pewnie młody. - wzruszył ramionami. - Wal śmiało.

- Skąd wiedziałeś, że ty i Nancy to jest to coś.

Steve zagryzł nerwowo wargę, wbijając wzrok w las przed nimi. Domek letniskowy łypał na nich z oddali czarnymi okiennicami.

- Wiesz Mike, są rzeczy, które docierają do ciebie z czasem. I jeśli na kogoś patrzysz, czując, że to właśnie ta osoba, którą chcesz chronić i dbać o jej szczęście, bo sam wtedy je czujesz, to wiesz, że wybrałeś dobrze. Miłość do dziwne uczucie. - podsumował, wzdychając.

Temat Nancy wciąż znaczy dla niego coś więcej, niż tylko przelotny romans w klasie seniorów.

- Bardzo dziwne. - westchnął, wlepiając już na dobre wzrok w budynek przed nimi.

Zapowiadała się kolejna burzliwa noc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top