007
Steve zatrzymał się na parkingu przed lasem. Kazał wszystkim pozabierać bagaże z auta, a sam wziął na siebie dźwiganie namiotu i worka z węglem. Do punktu docelowego zostało im jeszcze przejście dwóch kilometrów. Całe szczęście ścieżka przysłonięta była koronami drzew, przez co słońce nie piekło ich tak mocno, a przyjemny wiatr ochładzał rozgrzane twarze. Will przez cały ten czas trzymał się blisko Mike'a, niosąc z chłopakiem na zmianę torbę z jedzeniem. O dziwo była cięższa, niż się tego spodziewali, a trzeba dodać, że nie jedyna.
- Musieli obrabować sklep. - Byers zaśmiał się krótko.
Mike wtórował mu, również promiennie się uśmiechając. Will czuł się lepiej widząc, że brunet w końcu nie zadręcza się kłótnią i stara się cieszyć z wyjazdu.
Sam cieszył się wtedy stokroć bardziej.
Znów czuli to coś w powietrzu.
Nie można było tego nazwać jednak strachem.
Ta godzina już dawno wybiła.
Wkrótce na tył dołączył do nich również zamyślony czymś poważnie Dustin. Wcześniej kłócił się ze Steve'm o to, kto ma prowadzić wycieczkę, gdyż dróżka zgubiła się kilka metrów temu, aczkolwiek musiał się poddać wcześniej niż zamierzał. Harrington miał w planach przeprowadzić całą wyprawę. Od A do Z, bez wyjątku, nawet dla Dustina.
- Co jest? - Will posłał szatynowi pytające spojrzenie.
Nie wyglądał na zatroskanego sprzeczką ze Steve'm. Ba, nawet nie był obrażony, co w jego przypadku było ostatnio akurat sporym wyczynem.
- Nic. - mruknął, stukając się po brodzie. - Steve kazał mi wymyśleć jakieś zajęcie przy ognisku "skoro jestem taki mądry". - ostatnie słowa złośliwie zaakcentował, robiąc do tego cudzysłowie palcami, przez co Will i Mike parsknęli głośnym śmiechem.
Na tyle słyszalnym, by sam Harrington odwrócił się na moment w ich stronę.
- I co, wymyśliłeś coś już?
- Nie. Myślałem o jakichś kalamburach, ale to dziecinnie proste. Szukam czegoś takiego, że aż mu te włosy oklapnął.
Chłopcy znów się zaśmiali, wymieniając między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- W takim razie powodzenia. - Mike klepnął go lekko w plecy. - Na pewno wymyślisz coś super.
- Proste.
Dustin znów się oddalił, tym razem zostając samemu w tyle. Od zawsze cenił sobie ciszę, gdy w grę wchodziła poważna burza mózgu.
I o dziwo nigdy nie zawodził.
Mike czasem mu tego zazdrościł. Pomimo tego, że był tym domniemanym liderem, jego kreatywność rozpoczynała się i kończyła w bliżej nieokreślonych momentach. Trochę jak wena dla artystów. On jednak nie wierzył w to pojęcie. Teoretycznie bardzo słusznie, wena to tylko ludzka wymówka. Jeśli ktoś chce i potrafi to prędzej czy później to zrobi. A jeśli mu zależy, to się zmusi. Operowanie tym pojęciem pozwala sumieniu na odpoczynek, tak samo, jak inne drobne kłamstwa.
Ale Mike przecież kłamał.
- Daj, teraz moja kolej. - Will wyciągnął w jego stronę swoją drobną dłoń.
Mike chwilę przyglądał się jej z niezrozumieniem. Może nawet zazdrością. Pomimo śladów jego pasji, wciąż wyglądała na gładką i delikatną.
Zupełnie zapomniał, że niósł torbę. Od pewnego czasu nie stanowiła dla niego już takiego ciężaru. Może dlatego, że wcale się na niej nie skupiał?
Jego myśli znów przejął ktoś zupełnie inny.
- Nie jest taka zła, mogę nieść. - odparł, a na jego twarz wpłynął lekki uśmiech, przez który jego wargi wyglądały na większe i czerwieńsze.
Will obserwował je ukradkiem. Każdy ich nawet najmniejszy szczegół. Dodawały chłopakowi uroku, nie ma co.
- Nie przesadzaj Mike, ja też mogę. - jego dłoń wciąż pozostawała wyciągnięta. - Odpoczniesz trochę.
Mike zaśmiał się pod nosem, z czułością wpatrując się w chłopaka. Nie spodziewał się, że ktoś jeszcze będzie się o niego martwił.
Ale Will przecież był. Był zawsze.
I nie kłamał.
- No nie daj się już prosić, bo mi ta ręka w końcu zdrętwieje.
Mike niewiele myśląc chwycił ją wolną dłonią, powoli i uważnie splatając swoje place z palcami bruneta. Czuł jak zadrżał. Czuł jego niepewność.
I ten zawstydzony wzrok, który tak zdążył polubić.
Delikatnie zakołysał ich dłońmi, robiąc kilka kroków w przód.
- To ją też poniosę. - odparł, uśmiechając się dumnie bardziej do siebie, niż Will'a.
Zaskoczony Byers z początku nie wiedział, co zrobić. Nigdy nie przypuszczał, że przez coś takiego mógłby zapomnieć jak się chodzi.
Ocknął się jednak słysząc przyjemny chichot tuż obok siebie. Mike robił powolne kroki w przód, wciąż trzymając jego dłoń. Delikatnie kołysały się do tyłu i przed nich, tworząc przy tym przyjemne fale.
Byers nie powiedział już nic więcej, a Wheeler'owi bardzo to odpowiadało. Cieszył się, że Will jednak nie cofnął dłoni. Mógł ją dokładnie wybadać.
Faktycznie, chłopak wciąż miał bardzo przyjemną skórę. Delikatną, choć przy paznokciach prawie niewyczuwalnie popękaną.
Gdy doszli na miejsce, Mike delikatnie pogładził kciukiem zewnętrzną część dłoni chłopaka, na co ten powoli luzował uścisk. Nie mogli przecież cały czas trzymać się za ręce.
Jak niby by to wyglądało? Jeszcze przy Max! Przecież gdyby ona to zobaczyła, oboje byliby już martwi.
Mike i tak spodziewał się, że rudowłosa opowie Nastce dokładnie z kim i ile spędzał czasu, żeby ta mogła go za to złoić.
Ów Steve'owa niespodzianka okazała się polem namiotowym przy ogromnym jeziorze. Tuż za nim malowały się niewielkie, kwieciste pagórki, przez co krajobraz wydawał się być jeszcze bardziej malowniczy.
Mike uważnie obserwował oczy Will'a, w których widział odbicie świata. W końcu nie utrapionego.
A było ono stokroć piękniejsze, niż na żywo.
Byers w końcu odwrócił się w jego stronę, szczerząc się w zadowolonym uśmiechu. Nie trzeba było pytać, by wiedzieć, że był tym wszystkim zauroczony tak, jak reszta. A może nawet bardziej. Will miał słabość do ładnych widoków. Dlatego tak często patrzył w oczy Mike'a.
- Dobra drużyno! - krzyknął do nich z oddali Steve. - Rozbijamy namiot i robimy ognisko! Ruchy!
Wszyscy z zapałem wzięli się do pracy, która jak na złość przez upał szła im mozolnie i ciężko. Steve kilka razy przeklinał instrukcję namiotu, zapewniał, że to łatwizna, a później znów przeklinał czarno-biały świstek papieru. W końcu pogodził się nawet z Dustinem, który przez cały czas stał z boku i zgryźliwie komentował jego wszystkie wcześniejsze poczynania.
Lucas i Max poszli poszukać drewna do ogniska, a Robin zajmowała się rozdzieleniem kiełbasek od czego co chyba było jakimś warzywem.
Mike i Will dostali bojowe zadanie, które Steve wymyślił chyba na biegu, bo przecież zabrali ze sobą metalowe kijki. Aczkolwiek mieli poszukać podobnych, tylko drewnianych i wystrugać ich końce na szpic.
Całe szczęście nie musieli wchodzić głębiej w las. Patyki czekały na nich już na jego skraju, jednak Mike zarządził, że pójdą jeszcze na spacer, żeby uniknąć kolejnych poleceń Steve'a.
Gdy wracali, słońce chyliło się już ku zachodowi zostawiając na niebie przyjemną, różową poświatę.
Ognisko dawno już tliło się lekkimi płomieniami. Dustin był wręcz w szoku, że Steve rozpalił je bez żadnej pomocy. Harrington natomiast potwierdzał wszystkie swoje umiejętności szybkim kursem harcerskim, który przeszedł, gdy jeszcze nie nosił swojej sławetnej ksywy. Co zgodnie i oczywiście dementowali Henderson i Robin. Mike'owi było jej trochę żal. Jak lubił Steve'a, tak jego szalonych humorów już nie. A ona musiała to wszystko dzielnie znosić. Oczywiście dogryzając chłopakowi na każdym, możliwym kroku.
Gdy świat ogarnął pierwszy mrok, paczka znajomych zajadała się pierwszymi kiełbaskami i pieczonymi piankami na krakersach. W pudełkach kłębiła się jakaś letnia sałatka, a w puszkach buszowała coca-cola.
Will opierał się o jeszcze ciepłą trawę, sącząc powoli swój napój. Całe szczęście Steve pomyślał, żeby ukryć je na samym dole plecaka. W ten sposób wciąż były chłodne i przyjemnie łaskotały gardło.
Robin opowiadała właśnie jakąś emocjonującą historię z obozu, na którym była kilka lat temu. Dustin próbował nie wejść jej w zdanie, Steve pilnował kiełbasek piekących się nad ogniem, a Max i Lucas udawali jedynie, że uważnie słuchają.
Tuż obok niego siedział widocznie senny już Mike. Jego błyszczące oczy przysłaniały klejące się powieki. Na policzkach malowały się delikatnie rumieńce, których twórcą był wciąż palący się ogień.
- Mogę? - zapytał, wyciągając w jego stronę dłoń i wskazując na otwartą puszkę.
Swoją wypił już dawno, jednak pragnienie wciąż dawało o sobie znać.
Will podał mu więc swoje picie, wciąż obserwując gestykulującą na wszystkie strony blondynkę.
- Fu. - do ich uszu dobiegł obrzydzony głos Max, którego debatujący zdawali się nie słyszeć. - To tak, jakbyście się pocałowali. - dodała, krzywiąc się lekko.
Mike prawie zakrztusił się napojem, gdy jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem dziewczyny. Już wiedział, że miał przerąbane.
Czuł jak żar, który pochłaniał jego policzki się pogarsza, tym razem wcale nie od ognia.
Ukradkiem spojrzał na Will'a. Jego twarz skierowana była w kierunku jeziora, ale Mike i tak wiedział, że czuł dokładnie to samo.
Pewnego rodzaju zawstydzenie.
Wheeler oddał mu puszkę, więcej nie starając się o jakikolwiek kontakt z chłopakiem do końca ogniska. Will obrał bardzo podobną taktykę.
Przez resztę wieczora bawił się leżącymi obok niego kamieniami.
Około północy wszyscy byli już w rozłożonych przez Steve'a namiotach. Jak się okazało, w paczce znajdowały się dwa, nie jeden, co w późniejszym czasie stało się sporym ułatwieniem. W pojedynczym mogliby się po prostu nie zmieścić.
Mike nie mógł jednak zasnąć. Długo kręcił się we własnym śpiworze, demolując przy tym wszystko wokół siebie. W końcu usiadł, przecierając twarz chłodnymi dłońmi. Coś mu nie pasowało. Rozejrzał się po namiocie, jednak nie znalazł w nim Will'a.
Odruchowo ożywił się, od razu widząc w głowie pierwszy, czarny scenariusz.
Szybko wyplątał się ze śpiwora, założył buty i jak najciszej wyszedł z namiotu.
Całe szczęście jego serce uspokoiło się, gdy nad brzegiem jeziora zobaczył cień chłopaka w znajomej bluzie.
Im bliżej niego się znajdował, tym wyraźniej czuł, że to serce wcale nie zwolniło. Przeciwnie, znów przyspieszyło. Jednak w dotąd obcy mu sposób.
Coś podobnego czuł po pierwszym pocałunku z Nastką. Teraz było jednak wyraźniejsze.
- Czemu nie śpisz Willy? - zapytał, dosiadając się do chłopaka.
Szatyn drgnął, jednak chwilę później wyraźnie się rozluźnił. Nie spodziewał się tu kogokolwiek o tej porze.
- Jakoś tak. Nie mogę. - odparł, posyłając brunetowi szybki uśmiech.
W roztrzepanych włosach wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle.
Uroczo.
- Ja też. - odparł, odchylając głowę do tyłu. - W końcu jest chłodniej. I ciszej.
Will zaśmiał się krótko.
- Aż tak cię zdenerwowali?
- Jeśli pytasz o Max, to tak. Potwornie. Mam wrażenie, że mnie obserwuje.
- Nie zwracaj na nią uwagi. Jest tyle samo warta co Nastka. - Byers za późno zdążył ugryźć się w język.
Poczuł chłód na całym ciele, który paraliżował jego dalsze ruchy. A nawet jeśli mógłby się odwrócić, bałby się to zrobić.
Mike jednak nie odpowiedział.
Chwilę później Will poczuł promieniujące ciepło i miękkie włosy chłopaka opadające na jego twarz.
- Może masz rację? - odparł, opierając się o ramię przyjaciela. - Ciągle tylko spiskują za moimi plecami. Albo wytykają mi błędy. Co to w ogóle dzisiaj miało być, co?
- Które?
- To z tą cholerną coca-colą. Co jej strzeliło do tego rudego łba to ja nie wiem. Czasem irytuje mnie bardziej niż Nastka. Mam wrażenie, że chce się mnie pozbyć. - głos Wheeler'a był bliski rozpaczenia.
W odpowiedzi otrzymał jednak cichy śmiech gdzieś nad swoim uchem.
- Bawi cię to Will? Naprawdę? Ciebie? - zapytał z wyrzutem, podnosząc głowę i kierując twarz wprost na chłopaka.
Nie pamiętał kiedy ostatni raz widział jego twarz z tak bliska. Czy w ogóle widział? W świetle księżyca wydawała się być niesamowicie idealna. Wszystko w niej było takie dopracowane, nawet najdrobniejsze pieprzyki. Niczym w obrazie jakiegoś wybitnego artysty.
- Nie, tylko-
- Tylko co? - Mike wydawał się poirytowany.
- Dzięki niej mamy swój pierwszy raz za sobą. - dokończył rozbawiony, patrząc z zawstydzeniem prosto w jego oczy.
Mike znów to czuł. Znów silniej i intensywniej. Chciał odwrócić spojrzenie, ale nie mógł. Nie, gdy on patrzył na niego takim wzrokiem.
Gdzie się podział ten odważny Mike Wheeler?
- Chyba próbny. - kruczowłosy wyszczerzył zęby w jego stronę.
- Co?
Will jednak nie doczekał się odpowiedzi. Za to poczuł na swoich ustach delikatne wargi Mike'a.
Nie był to dokładny pocałunek, w zasadzie tylko cmoknięcie. Na pewno nie ich wymarzone, pełne niedociągnięć i bardzo krótke.
Nie brakowało w nim jednak niepewnych emocji, które zdawały się krzyczeć przez ich płonące serca.
Mike odsunął się od malinowych warg Byers'a. Księżyc wciąż sprawiał, że kusiły go coraz bardziej i bardziej.
W porę jednak się opamiętał.
Przecież wciąż miał dziewczynę.
O której przecież zdecydował się zapomnieć na czas wyjazdu.
Will wyglądał tak dziecinnie. Jakby zupełnie nie miał pojęcia, co przed chwilą między nimi zaszło.
Mike uśmiechnął się dumnie.
Znów udało mu się go zawstydzić.
Wybiła godzina uczucia.
- Księżyc jest dziś piękny, prawda? - zapytał, a Will chyba po raz pierwszy zrozumiał znaczenie tych słów.
- Jest. - odparł niepewnie, wciąż starając się ukryć rumieńce. - A ty jesteś srogo pieprznięty.
- Przynajmniej teraz naprawdę mamy pierwszy raz za sobą.
- I dwa pogrzeby na głowie. Nastka nas zabije.
Will naprawdę się jej obawiał.
I dziwiło go nastawienie Mike'a. Po raz pierwszy od dawna zachowywał się jakby miał ją totalnie gdzieś. Czego przecież nie powinien. Była jego dziewczyną. A ich nie łączyło nic.
Chyba. Will sam nie wiedział jak powinien to interpretować.
Może Mike był śpiący? I zrobił to nieświadomie?
Starał sobie to wszystko wytłumaczyć, ale nie mógł. Nie był w stanie.
- Niech to będzie nasza słodka tajemnica Willy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top