003
Cisza i zaduch w Mike'owym pokoju już od dobrych paru godzin nie pozwalały mu usiedzieć w jednym miejscu. Przewracał się nerwowo z boku na bok, aż w końcu zdecydował, że nie będzie więcej próbował zasnąć. W jego głowie wciąż gromadziły się obrazy z wczorajszej nocy. To jak tańczył z Nastką, pił shoty ze Steve'm, omal nie wywrócił się z tortem, a już w szczególności gdy odprowadzał Willa. Wtedy czas zwolnił. Świat znów był trzeźwy. A Mike był w stanie myśleć tylko o bezpieczeństwie przyjaciela. Wciąż nie rozumiał jednak jego decyzji, choć starał się ją szanować. Był pewien, że Byers zostanie u niego na noc. Podświadomie chciał spędzić z nim o wiele więcej czasu, niż było mu to dane. Za każdym razem gdy szedł do stolika, przy którym siedział, ktoś porywał go do tańca lub pomocy. Później sam zrezygnował, czego nie chciał sobie wybaczyć. Może gdyby porozmawiał z nim wcześniej? Sam wykonał pierwszy krok? Może Will nie czułby się wyrzutkiem? Te słowa wciąż plątały się po zakamarkach jego głowy, nie dając chłopakowi spokojnie zasnąć. Przecież nie chciał by jego najlepszy przyjaciel czuł się tak w jego towarzystwie. A jednak właśnie tak było. I chociaż Mike zdawał sobie sprawę, że tego cichego i nieśmiałego chłopaka jest w stanie przytłoczyć choćby piosenka, to wciąż czuł się winny.
W końcu zrezygnował z biernego leżenia wśród miękkiej pościeli. Tej nocy parzyła jego ciało. Nie chciał spać wśród znajomych. Piwnicę opuścił jakoś po drugiej. Czuł się tam nadwyraz nieswojo. W szczególności, gdy tuż obok niego spała Nastka, a jego myśli zaprzątał Will.
I ciągłe pytania.
Znudzony, ubrał się w świeże ciuchy i usiadł na podłodze przy łóżku. W dłoni obracał walkie-talkie, namiętnie obserwując każdy jego szczegół. Było już stare i wysłużone, lecz wciąż sprawiało mu frajdę i ułatwiało kontakt ze znajomymi. W końcu przemógł się, wybrał odpowiedni kanał i cichym głosem zapytał:
- Cześć Willy, wstałeś już? Odbiór. - po czym uśmiechnął się do siebie, oczekując odpowiedzi od chłopaka.
Wybiła godzina tęsknoty.
Która jak na złość nie nadchodziła. Zapewne musiał jeszcze spać. Słońce dopiero co wschodziło ponad czerwono-pomarańczowy horyzont, wprawiając Hawkins w iście malowniczy klimat. Mike jeszcze chwilę nerwowo uderzał palcami w obudowę urządzenia. Jednak z upływem czasu zdał sobie sprawę, że to na nic. Odłożył je na dywan, samemu zmierzając w kierunku drzwi.
Nim udało mu się opuścić pokój, do jego uszu dotarł zaspany, zachrypnięty głos chłopaka.
- Dzień dobry Mike. - na usta Wheeler'a wpłynął szeroki uśmiech. Musiał przyznać, że głos Willa o poranku był o wiele głębszy i wyraźniejszy niż za dnia. I, że wcale do niego nie pasował. - Wyspałeś się? Odbiór.
W mgnieniu oka znów pojawił się przy walkie-talkie, wciskając guzik włączający.
- Tak sobie. - odpowiedział śmiejąc się pod nosem. - Lucas okropnie chrapie, wiesz? Myślałem, że nie wytrzymam. - zamilkł na moment. - A ty się wyspałeś?
Zapomniał dodać ten popularny "odbiór". Gdy tylko rozmawiał z Will'em czuł się tak, jakby szatyn siedział tuż obok niego. Jakby to była tylko rozmowa telefoniczna, na które nie mogli sobie pozwolić, by ktoś przypadkiem ich nie usłyszał.
Bo przecież rozmawiali o pierdołach. Zajmowali linię. Dlatego walkie-talkie było ich jedynym zbawieniem.
- Nie. - odparł bez namysłu, przez co mina Mike'a szybko zrzendła. - Zasnąłem godzinę temu. Może nawet nie. - westchnął do głośnika z dziwną ciężkością.
- Obudziłem cię?
- Troszkę. - w głosie Willa słychać było jednak śmiech. - Ale to nic. I tak miałem wstać wcześniej. Jadę z mamą pozałatwiać kilka spraw.
Mike zagryzł nerwowo dolną wargę. Zdawał sobie sprawę z problemów ze snem przyjaciela.
Znów go zawiódł. Na tak prostej płaszczyźnie. Ale przecież nie zrobił tego umyślnie. Gdyby nie zapytał, to dziwne przeczucie zeżarłoby go od środka.
- Chcesz się spotkać wieczorem? Tylko we dwójkę? - wypalił bez zastanowienia.
Musiał z nim w końcu poważnie porozmawiać. I przeprosić.
- Nastka nie ma nic przeciwko?
- Przestań się nią martwić Will. - odparł stanowczo. - Przyjdę po ciebie o 19. Bez odbioru. - dodał, słysząc otwierające się drzwi.
O wilku mowa.
- Gdzie się znowu wybierasz? - zapytała, składając na jego policzku szybkiego całusa. - Tak beze mnie?
Mike przełknął nerwowo ślinę. No tak, na to nie był przygotowany.
W odpowiedzi na swoje myśli usłyszał jedynie cichy śmiech dziewczyny.
- Przestań Mike, przecież żartuje. Nie spinaj się tak. - dodała. - Dawno wstałeś?
- Z godzinę temu? Może trochę więcej.
Mina dziewczyny nieco spoważniała.
- Coś się stało? - zapytała z troską, której Mike nie mógł dłużej utrzymać w jej spojrzeniu.
Było w nim coś takiego, co pomimo zmartwienia sprawiało, że czuł się wciąż nieswojo.
- Nie no co ty. - odparł, krążąc wzrokiem po pokoju. Nie mógł się przyznać z jednego, prostego powodu. Ta rodząca się nienawiść była obustronna. - Reszta już wstała?
- Tak. Ogarniają się na dole.
Nastka wyraźnie nie była zadowolona z przebiegu rozmowy. Jednak nic na to nie mogła poradzić. Mike chwycił ją za dłoń i powolnym krokiem ruszył w kierunku zejścia na parter. Tam, przy stole siedzieli już Nancy, Steve i Robin, popijając powoli czarną kawę. Nieopodal nich krzątał się Lucas, próbując zalać wodą trzy filiżanki z herbatą. Mike uśmiechnął się widząc to wszystko. Uwielbiał takie chwile. I choć niepełne, mogłyby trwać wiecznie.
Do spełnienia brakowało mu jedynie Willa.
~~
Wszyscy zebrali się zanim państwo Wheelers zdążyli wrócić do domu. Prawdę mówiąc, Mike sam był zdziwiony, że to oni wyszli z propozycją wyjazdu na czas imprezy. Oczywiście pod kilkoma bardzo prostymi warunkami. Pierwszy, to nie wysadzić domu, drugi - jeśli pić, to tak, żeby nie widzieli. I trzeci - uważać na rabatki pana Wheeler'a. Ostatni był najprawdopodobniej najważniejszy, choć pani Wheeler oddałaby wiele, żeby pozbyć się ich z ogrodu. Tylko Nastka została na obiad, po którym odebrał ją Hopper.
Mike mógł w spokoju przygotować się do wyjścia.
Całkiem nieźle mu to szło, choć czas wydawał się specjalnie zwalniać. Niekiedy zatrzymywać się w miejscu i jeszcze bardziej go stresować. Oj tak. Stresował się ponad miarę. Nie miał pojęcia jak zacząć tę rozmowę ani jak ją zakończyć. Nie wiedział jakich słów powinien używać. Chciał być jak najbardziej ostrożny.
Gdy zegary w Hawkins zaczęły wybijać dziewiętnastą, Mike stał już pod drzwiami domu Willa.
Zapukał kilkakrotnie, po czym nie wiedząc co zrobić z drżącymi ze stresu dłońmi, schował je do kieszeni.
Drzwi otworzył mu Will.
Wyglądał inaczej niż zwykle. Jego twarz zdobił jakiegoś rodzaju grymas, w którym Mike zdążył wychwycić jedynie stres.
Uśmiechnął się nieświadomie, widząc, że nie tylko jego zżera trema.
Will odwzajemnił uśmiech. Oboje poczuli się pewniej.
- Hej. - Mike oddychał szybko i nierówno.
Cieszył się, że znów mógł obserwować uśmiech Byers'a. Lubił go jak żaden inny.
- Cześć Mikey. - Will uśmiechnął się jeszcze szczerzej. Lubił używać tego zdrobnienia, choć wydawało mu się szczególnie infantylne.
Wheeler uważał je jednak za szczególne. Nikt poza Will'em tak do niego nigdy nie mówił. Na pewno nie nadając temu czuły i przyjazny wydźwięk.
- Chodź. - Mike nie miał jednak pojęcia gdzie mogliby iść.
Już chciał wyciągać w jego stronę dłoń, jednak wstrzymał się tak szybko, jak o tym pomyślał.
Tak przecież nie wypadało.
Szli więc powoli, od czasu do czasu wymieniając się krótkimi spostrzeżeniami. To już nie były te same wyprawy, gdy mieli po trzynaście lat i gonili za wiatrem w polu śmiejąc się z każdej błahostki.
Chociaż Will skrycie chciał, by właśnie one wróciły.
By chłopaki nigdy nie zaczęli myśleć poważnie o związkach. By nie dorośli.
Przez to wszystko się zmieniło.
Dosłownie wszystko.
Nawet nie zauważyli, kiedy zaczęło się ściemniać, a ich krótki spacer zamienił się w wyprawę. W połowie udało im się nawet na nowo znaleźć wspólny język i rozmawiać o byle głupotach.
Mike lubił uśmiech Will'a, a Byers uwielbiał śmiech Wheeler'a.
Więcej do szczęścia nie było im potrzebne.
W końcu ich podróż dobiegła końca. Mike zatrzymał się przy ławeczkach nad Lover's Lake. Od ich ostatniej wizyty w tym miejscu zmieniło się praktycznie wszystko. Okolica przeszła renowacje. Jednak nie im oceniać, czy na lepsze.
Dla tej dwójki liczyli się tylko oni. Oni i błoga cisza budująca przyjemny nastrój.
Mike zajął miejsce na białej ławeczce znajdującej się najbliżej jeziora.
- Daleko nas wywiało. - Will zaśmiał się krótko.
- Tu nikt nam nie będzie przeszkadzał. - Mike odwrócił się tak, by widzieć przyjaciela.
W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany przez niego moment.
Will znów patrzył w jego oczy, choć tym razem ukrywały przed nim owe niebo.
- Musimy porozmawiać Will. - głos Wheeler'a był niepewny. Dokładnie tak, jak jego przyjaciel. Oboje nie mieli pojęcia co zaraz nastąpi, jednak ta poważna atmosfera doszczętnie ich paraliżowała. - W zasadzie to ja chciałbym ci coś powiedzieć.
Will ponaglał go spojrzeniem, nerwowo skubiąc policzek od środka.
- Przepraszam Willy. - Mike położył dłoń na kolanie chłopaka, przez co Byers spiął się nieznacznie. - Za wczoraj i za każdą chwilę, w której cię zignorowałem. Naprawdę nie chciałbym, żebyś czuł się z nami jak wyrzutek. Nigdy nim dla nas nie byłeś. Wciąż jesteśmy tą samą paczką znajomych. Tylko trochę większą. I wiem też, że właśnie przez to możesz czuć się niepewnie. Chciałbym tylko żebyś pamiętał, że ja zawsze dla ciebie byłem i będę. I, że nic nie jest w stanie popsuć naszej przyjaźni.
Will patrzył na niego szeroko otwartymi oczyma. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Mike mógł tak bardzo przeżywać tę rozmowę. Że w ogóle musiało do niej dojść. Z drugiej strony czuł mu się za nią bardzo wdzięczny.
Znów czuł się zrozumiany.
Wybiła godzina pojednania.
- Nawet Nastka? - zapytał z głupawym uśmiechem.
- Ani Nastka, ani żadna inna dziewczyna. - Mike też się uśmiechnął.
Sam musiał to przed sobą przyznać, żeby w końcu to zrozumieć. Will był dla niego ważny. Ważny jak nikt inny.
- Cool. - Will poczuł, że w jego oczach zbierają się łzy.
Znów to samo. Nie chciał płakać przy Mike'u nawet ze szczęścia.
Wheeler widząc to jednak, szybko przytulił do siebie czekoladowłosego, delikatnie gładząc jego plecy.
Byers natomiast spokojnie wdychał zapach perfum chłopaka. Były naprawdę przyjemne.
Kojarzyły mu się ze spokojem.
Nagle Will wyrwał się z tego stanu jak poparzony, łapiąc się z bólem za kark. Gdyby mógł określić to uczucie, zapewne miałby z tym spory problem. Jego szyja naprzemiennie promieniowała okropnymi nerwobólami, opływała w ciarki lub trzęsła się pod wpływem zimna, które nie stąd ni z owąd uderzało w wątłe ciało Byers'a.
Mike przyglądał się temu z przerażeniem. Nie miał pojęcia co powinien zrobić. Strach go paraliżował na każdej możliwej płaszczyźnie.
Mógł jedynie biernie obserwować jak jego przyjaciel zwija się z bólu i łka, próbując złapać głębszy oddech.
- On tu jest. - wyszeptał z trudnością Will. - On wrócił Mike.
Świat znów stanął na głowie. Choć Mike wolałby, żeby była to kolejna pijacka pomyłka.
- Uciekamy. - wydusił i nim Will zdążył zaprotestować, wziął go na barana.
Wybiła godzina strachu.
---
Plz płakałam razem z Will'em w tym samochodzie.
Już się nie mogę doczekać st5
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top