008
Deszcz z impetem wystukiwał o parapety domu państwa Byers kolejną, dopiero co skomponowaną melodię. Pomimo niego, na dworze wciąż było jednak duszno, a zazdrosne słońce od czasu do czasu spoglądało na Hawkins przez chmury. I tak od tygodnia...
Will jak zwykle siedział w swoim pokoju, oddając się doszczętnie pracy nad nowym obrazem. Zamysł był prosty. Namalować krajobraz zza okna. Nie był wymagający, tak w zasadzie opierał się głównie na drzewach i kwiatach, które obsiały łąkę za domem. Aczkolwiek Will nie mógł się na nim skupić. Odkąd tylko wrócili z wyjazdu stał się niezwykle niespokojny. Coraz częściej czuł też dreszcze przeszywające jego ciało i gęsią skórkę, utrzymującą się na karku przez dłuższy czas.
Jednak nie był to jedyny powód, przez który młody Byers chodził wiecznie rozkojarzony.
Drugi nosił imię Mike.
Oj tak, Will wciąż nie był w stanie wytłumaczyć sobie co wtedy zaszło pomiędzy nim a Wheeler'em. Jaki był tego powód? I czy Mike wciąż to wszystko pamiętał? Od tamtej pory nie odezwali się do siebie ani słowem, a Will łapał się na intensywnym myśleniu o ów kruczowłosym chłopaku. Tęsknocie. Czasem nawet zdarzyło się, że wodził palcami po ustach, próbując przypomnieć sobie choć chwilę z tamtej nocy.
Uśmiechał się głupio, gdy tylko uświadamiał sobie, że znów o tym myśli. Przez jakiś czas próbował nawet przestać.
Wmówić sobie, że to złe i powinien jak najszybciej zapomnieć.
Tak byłoby lepiej dla ich obojga.
Ale Mike też nie chciał zapomnieć. Ile razy od powrotu powstrzymywał się przed kontaktem z Will'em. Ile razy miał już w dłoni walkie-talkie, a później odkładał je i padał na łóżko, zasłaniając piekącą twarz dłońmi. Przeżywał już raz te uczucia. Myślał, że je choć trochę zna, jednak mylił się. Początek związku z Nastką miał się nijak do tego, co zafundował mu ten krótki, nie do końca kontrolowany wybryk. Wracał do niego pamięcią w różnych momentach, uśmiechał się sam do siebie. Zachowywał się jak nastolatek, który potajemnie ukrywa swoją pierwszą miłość.
Bo przecież miał tajemnicę. Słodką i nie jedyną.
Po powrocie Eleven ku jego zdziwieniu zachowywała się zupełnie normalnie. Dokładnie tak, jakby pomiędzy nimi nie wydarzyło się nic, co mogłoby pogorszyć ich relacje. Jednak ich spotkania nie były już takie same. Nastka udawała perfekcyjną dziewczynę, a Mike zważał na każde swoje słowo. Czuł się jak w pułapce, z której nie było wyjścia. A nawet jeśli by próbował, ona i Max skutecznie sprowadziłyby go na ziemię. Wheeler trochę nad tym myślał. Wypisał nawet wszystkie wady i zalety dziewczyny, jednak na sam koniec wszystko sprowadzało się do jednego. Wciąż coś do niej czuł. Nie wiedział jak to nazwać, na pewno nie była to już miłość. Po prostu się bał, że jeśli zostanie sama, zrobi coś głupiego. I właśnie dlatego obawiał się odejść.
Tego dnia odmówił jej spotkania. Nie czuł się na siłach, by po raz kolejny słuchać o wypadach z Max i zaplanowanych randkach. Kiedyś sprawiało mu to nawet przyjemność, jednak teraz jedynie irytowało i wprawiało w nieprzyjemny nastrój.
Max owinęła ją sobie wokół palca, a on nie mógł nic z tym zrobić.
Deszcz w końcu przestał padać. Słońce znów wkroczyło na przejrzyste, niebieskie niebo, a ludzie zaczęli wychodzić z domu. Mike podszedł do okna i otworzył je na oścież. Do pokoju wpadło świeże powietrze wciąż pachnące deszczem. Wheeler szczerze nie lubił tego zapachu. Bo niby co fajnego jest w mokrym betonie i piachu?
Od rana miał plan, który z czasem chciał wykonać mimo padającego deszczu. A skoro przestał, tym bardziej nie chciał na nic czekać.
Szybko przebrał się w żółtą koszulkę, którą ostatnio lubił bardziej, niż jakikolwiek inny ciuch i rzucając tylko krótkim "wychodzę", wybiegł z domu. Po drodze wstąpił jeszcze do jednego ze sklepów i czym prędzej udał się w kierunku najdalszego osiedla Hawkins. Dom państwa Byers od dawna nie wyglądał już tak słonecznie i przytulnie, choć kiedyś kojarzył się Mike'owi z czasami beztroskiego dzieciństwa.
Sprawnie poprawił odstający kołnierzyk i zwinnie zapukał do drzwi. Nie musiał długo czekać, by otworzył mu sam Will.
- Mike? - na jego twarzy malowało się zdziwienie. Wystarczył jednak tylko uśmiech, aby sam się rozpromienił. - Co ty tutaj robisz?
Kruczowłosy uśmiechnął się tylko szerzej, chwytając niższego w pasie i szybko do siebie przyciągając.
Will poczuł jak jego żołądek robi podwójne salto w tył. Wheeler nigdy wcześniej się tak z nim nie witał.
- Przyszedłem zabrać cię na spacer.
- Mnie? - zapytał, odchylając się lekko. Mike wciąż trzymał go w uścisku. - A-ale nikogo nie ma i nie-
- Oh nie daj się prosić Willy. Wrócimy zanim zdążą wyjść z pracy.
Teraz to zdrobnienie wywoływało w nim zupełnie inne uczucia.
- No dobrze. To zaczekaj tu chwilę, zaraz wrócę.
- Jasne. - Mike puścił do niego oczko, zakładając ręce na boki.
Nie musiał czekać długo. Will pojawił się po niecałych trzech minutach, zamknął dom i ruszył w krok za nim. Tym razem Mike nie miał pomysłu gdzie mogliby iść. Chciał po prostu spędzić ten dzień z szatynem.
- Uwielbiam zapach deszczu. - wymamrotał, zaciągając się porządnie dużym haustem powietrza.
Mike skrzywił się lekko.
- Naprawdę?
- Tak, ty nie? - chłopak wzruszył ramionami.
Im dłużej oddychał nim blisko Will'a, tym stawało się coraz bardziej znośne.
- Nie jest złe. - uśmiechnął się. - Ale i tak śmierdzi mokrą ziemią.
- A przestań. - Will zdzielił go w ramię, śmiejąc się przy tym promiennie.
Mike, ciesząc się sprytnością, złapał go za uniesioną dłoń i ścisnął delikatnie, by tylko nie zrobić chłopakowi krzywdy. Will natomiast znieruchomiał, czując zaciskające się chude palce na jego skórze. Przełknął ślinę, próbując nie wykonać żadnego gwałtownego ruchu. Mike natomiast po prostu zaczął iść dalej.
- Gdzie chciałbyś pójść? - zapytał, odwracając twarz w Will'ową stronę. Ku zdziwieniu Byers'a na jego twarzy również gościł nieśmiały rumieniec.
Zapewne nie zrobiłby tego, gdyby byli wśród ludzi. Ale Will'a tak naprawdę to cieszyło. Wolał gdy byli tylko we dwójkę. Czuł się wtedy bezpieczniej. A trzymana dłoń Mike'a tylko go w tym utwierdzała.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Ale może nigdzie daleko. Znowu zanosi się na deszcz. - dodał, patrząc w górę.
- To może ten stary plac zabaw przy lesie? Najwyżej uciekniemy do mnie i ktoś po ciebie podjedzie jeśli nie przestanie.
- Jasne. - Will uśmiechnął się z zadowoleniem.
Mike zawsze miał dobre pomysły.
Dojście na miejsce spacerem zajęło im niecałe dziesięć minut. Okolica była nad wyraz spokojna. Oprócz nich drogą nie szła ani jedna żywa dusza. Mike delikatnie głaskał dłoń chłopaka, a Will rozkoszował się tym jakże przyjemnym dotykiem. Świat przestał na moment dla nich istnieć. Liczyli się tylko oni. I nikt więcej.
Byers zajął miejsce na jednej z dwóch starych huśtawek. Łańcuch skrzypiał cicho pod jego znikomym ciężarem. Mike wciąż trzymał jego dłoń, łapiąc również drugą i klękając przed chłopakiem, by lepiej go widzieć.
- Nie chcesz sobie usiąść?
- Nie. - Mike posłał mu promienny uśmiech. - Muszę się na ciebie napatrzeć.
- Creep. - Will zaśmiał się cicho, cofając dłonie na łańcuch.
- Ta? To niespodzianki nie będzie.
Wheeler podniósł się, zakładając ręce na boki. Jego twarz znów malowała się w złośliwym uśmiechu. Choć w środku krzyczał z radości, wciąż starał się stopniować swoje emocje.
Sam nawet nie do końca je rozumiał. Trochę się ich bał. Nie dopuszczał do siebie.
Jednak gdy tylko jego oczy spotykały się ze spojrzeniem szatyna, serce chciało wyskoczyć mu z piersi.
Nawet Nastka nie wprawiała go już w stan tak mistycznej ekscytacji.
Słońce subtelnie oświetlało jego zgrabną twarzyczkę, zazdroszcząc chłopakowi urody. Mike też jej zazdrościł. W szczególności ust, które tak pięknie odbijały ostre promienie.
Znów chciał ich skosztować.
Chociaż podświadomość wciąż mu tego zakazywała.
- Niespodzianki? - Will zamrugał kilkukrotnie. - Zrobiłeś mi niespodziankę? Jaką?
- Teraz to się nie dowiesz. Trzeba było uważać na słowa. - mruknął, udając obrażonego.
Przez uśmiech na ustach nie wychodziło mi to jednak najlepiej.
- No Mikeyyy... - Will wstał z huśtawki i stanął na palcach, by być na równi z chłopakiem.
- Jak przeprosisz to może pomyślę o złagodzeniu kary.
Will nadął usta wyglądając przy tym dość zabawnie. Wiedział, że samo przepraszam zapewne nie wystarczy. Ale nigdy nie zaszkodziło spróbować.
- No to przepraszam.
- Nie przyjmuję. - Will wywrócił oczyma, przez co Mike zaśmiał się krótko. - Postaraj się bardziej Willy.
Byers rozejrzał się po okolicy. Najbliższe kwiatki widział w ogródku za rogiem. Dookoła szerzył się tylko las. Słońce znów zaszło za chmurę.
Tym razem większą i ciemniejszą.
Will ponownie stanął na palcach, patrząc prosto w oczy chłopaka.
Zrobił krok do przodu. Na koszulce poczuł pierwsze, ciepłe krople, które powoli zamieniały się w coraz większą ulewę.
Niewiele myśląc, pochylił się nad chłopakiem i złożył na jego policzku szybkiego całusa. Mike uśmiechnął się szeroko, czując, jak jego serce nie nadąża w rytm.
Żałował jednak, że ta przyjemna chwila trwała tak krótko. Nawet padający deszcz przestał mu przeszkadzać. Ciepło, które promieniowało z jego środka było mocniejsze.
- A teraz? - Will'ową twarz zdobił lekki rumieniec.
Taki sam, jak na twarzy Wheeler'a.
- Teraz mogę ci wybaczyć. - powiedział, chwytając go za dłoń. - Ale niespodzianka będzie dopiero w domu. Chodźmy.
Czym prędzej zaczęli biec w kierunku domu Wheeler'ów. Całe szczęście nie znajdował się daleko, choć i tak na miejsce dotarli potwornie zdyszani.
Mike podał Will'owi ręcznik, udostępniając chłopakowi nawet swoją koszulkę, gdyż ich ubrania doszczętnie przemokły.
Deszcz z minuty na minutę padał coraz bardziej i wcale nie zanosiło się na to, żeby przestał. Mike przyniósł do pokoju dwa kubki z herbatą i uchylił lekko okno, następnie zajmując miejsce na dywanie.
Will wydawał mu się jakiś niespokojny.
- Wszystko dobrze Willy? - zapytał, dosiadając się do chłopaka na łóżko.
Wolał być bliżej. Tak na wszelki wypadek. Byers pokiwał twierdząco głową, jednak Mike wiedział, że nie mówił mu prawdy.
- Na pewno? Wiesz, że mi możesz powiedzieć, prawda?
- Wiem Mike. Ja... Sam już nie wiem. Znów czuję te cholerne dreszcze. Boję się, że to znowu wróci.
Wheeler chwycił jego dłonie, delikatnie je gładząc. Zapomniał już kompletnie o czekoladzie, która wciąż czekała w kieszeni jego kurtki. Z resztą, cóż wskórałaby w takiej chwili? Najwyżej dostanie ją przy innej okazji.
Teraz Mike chciał, by chłopak po prostu poczuł się lepiej.
- Spokojnie, jestem przy tobie. - powiedział, patrząc prosto w jego oczy. Widział w nich tylko strach.
Poczuł, jak dłonie Will'a zaciskają się na tych jego.
- Mike... - wyszeptał. - Ja nie chcę umrzeć.
W oczach obojga rozbłysły łzy. Will'a z przerażenia, Mike'a z bólu, który ogarniał jego serce za każdym razem z gdy widział go w takim stanie.
Brunet przyciągnął go do siebie zamykając w szczelnym uścisku. Byers rzeczywiście drżał na całym ciele. Nie był w stanie się nawet rozluźnić, choć Wheeler próbował uspokoić go delikatnym głaskaniem.
- Nie umrzesz. - oznajmił aż zbyt pewnie. - Nie pozwolę mu cię skrzywdzić. Nikomu nie pozwolę. - dodał, powoli odsuwając się od chłopaka.
Chwycił jego brodę w dwa palce, opierając swoje czoło o czoło szatyna.
Will starał się oddychać wolniej. Oczy Mike'a, choć zapłakane, wciąż były dla niego ostoją bezpieczeństwa.
Chwilę później ich usta wymieniały między sobą malinowe pocałunki, łącząc się z goryczą słonych łez.
Mike chciał chronić swój promyk, a Will rozkoszował się smakiem dobra, jakie mu dawał.
Wybiła godzina zauroczenia.
Drzwi zadrżały, gdy do ich uszu dobiegło energiczne pukanie.
Will jak oparzony odskoczył od Mike'a, siadając w kącie łóżka.
Ich drżące usta zdradzały jednak nieśmiałe uśmiechy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top