Rozdział 2 - Nieznajomy

Sara

Od dobrych kilkunastu minut siedziałam w biurze pana Jordana. Za drzwiami stał John, który mnie tu przyprowadził, a teraz pilnował, żeby nikt nie wszedł do pokoju i z niego nie wyszedł. W tym oczywiście ja. Zbliżała się północ i byłam zmęczona występem. Chociaż trwał tylko kilka minut wymagał dużego wysiłku fizycznego. Trzy razy w tygodniu chodziłam na siłownię opłacaną przez klub, a lekcje tańca, które prowadziłam, pozwalały mi dodatkowo zachować dobrą formę i giętkość, gdy przygotowywałam nowe układy taneczne. Mimo to ramiona wciąż trzęsły mi się od wciągania na szarfy, a mięśnie ud drżały przy najmniejszym ruchu.

Dlaczego to tak długo trwa? Poprzednio byłam tu tylko dwa razy: gdy podpisywałam umowę o pracę i w ubiegłym tygodniu, gdy zgłosiłam się do Aukcji. Za każdym razem mój szef czekał już na mnie. Wiedziałam, że dzisiejszego wieczora był w klubie, bo gdy tylko zjawiłam się w garderobie, tylko o tym mówiły wszystkie dziewczyny. Każde pojawienie się tego mężczyzny wzbudzało jakąś zbiorową ekscytację. Słyszałam pewne plotki, ale nie lubiłam wikłać się w takie sprawy.

Byłam tutaj aby tańczyć. Robiłam swoje i wychodziłam, nie odpowiadając na zaczepki dziewczyn. Uważały mnie za jakąś niuńkę, która zadzierała nosa. Patrzyły na mnie z góry, śmiejąc się z tego, że odważyłam się stanąć do słynnej licytacji.

- Złotko, nie zarobisz nawet na bilety – parsknęła jedna z dziewczyn obsługująca loże dla VIP-ów. – Spójrz na mnie. To jest to, co kochają mężczyźni, a nie takie płaskodupki jak ty – mówiąc to, przesunęła dłońmi po swoim ciele, a jej długie tipsy pocierały cekinowy stanik i kuse majtki.

To była jedna z tych dziewczyn, które miały za sobą tego typu imprezę. Lubiła głośno i wyraźnie chwalić się, że za półroczny kontrakt zarobiła okrągłą sumkę, a facet, który miał ją na wyłączność był niezłym ogierem. To jej słowa, nie moje.

Wykorzystując to, że wciąż byłam sama wstałam, aby nieco się rozciągnąć. Jak tego nie zrobię teraz, jutro nie będę w stanie się ruszyć. Wykonując znane mi ćwiczenia, z ciekawością rozglądałam się dookoła. Jak wszystko w tym klubie, gabinet był urządzony gustownie, choć w typowo męskim stylu. Jedną ścianę zajmowało wysokie aż po sufit okno z widokiem na kamienice po drugiej stronie ulicy, ze schodami przeciwpożarowymi na zewnątrz i świetnymi sklepami na dole, od Marca Jacobs'a, po Michaela Kors'a i Ralpha Laurent'a. Nie to, żebym tam robiła zakupy, bo na to mnie nie było stać. Po prostu, jak każda dziewczyna lubiłam popatrzeć na sklepowe witryny, które mijałam w drodze do mojego ulubionego sklepu Bookmarc z książkami i płytami, w którym spędzałam dużo czasu.

Odwracając się tyłem do okna przechyliłam głowę podziwiając ściany z ciemnoczerwonej cegły. Na jednej z nich wisiało olbrzymie lustro, które wyglądało jak wtopione w ścianę. Fragmenty tynku wpełzały na gładką powierzchnię i wyglądało to niesamowicie.

Pod lustrem znajdował się duży kamienny kominek ze stojącą naprzeciwko skórzaną kanapą. W lustrze widziałam odbicie przeciwległej ściany. Wiedziałam od dziewczyn, że za nimi jest sypialnia z łazienką, ale ukryte drzwi strzegą tej tajemnicy. Poza masywnym dębowym biurkiem, , skórzanymi fotelami dookoła niego, wbudowanym w ścianę regałem z książkami i kanapą przed kominkiem, nie było tu więcej mebli. Pomieszczenie było przez to przestronne, a dyskretne oświetlenie umieszczone w różnych miejscach na ścianach i suficie dodawało całości ciepła i zmysłowości.

Zerknęłam ponownie na zegarek na nadgarstku. Piętnaście minut. Powoli zaczęłam tracić cierpliwość. Było już bardzo późno, więc nie rozumiałam, dlaczego nie mogłam spotkać się z nim jutro. Domyślałam się, że chciał po raz kolejny porozmawiać ze mną o Aukcji. Od kiedy zgłosiłam się do niej, Jordan nie ustawał w próbach nakłonienia mnie do zmiany decyzji.

Palący się w kominku ogień przyciągnął mnie jak magnes. Podeszłam bliżej i wyciągając dłonie wpatrywałam się w płomienie. Pomimo bijącego od ognia żaru poczułam nagle pełzające po mnie zimne igiełki. Wilgotne włosy nam karku delikatnie się uniosły, jakby w niemym ostrzeżeniu.

Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła siebie. Ktoś na mnie patrzył. Intensywnie, jakby badał każdy fragment mojego ciała. Uważnie i zaborczo. Jasna cholera, co się dzieje? Nikogo oprócz mnie tu nie było, skąd więc we mnie ta pewność, że od kilku minut byłam obiektem bacznej obserwacji? Uniosłam wzrok na swoje odbicie w dużym lustrze. Czarne włosy opadały mi aż do pasa. Miałam bardzo jasną cerę, odziedziczoną po mamie, i mały dołek w brodzie, to z kolei po tacie. Twarz zwykłej, zupełnie przeciętnej kobiety. Zmęczonej i coraz bardziej zirytowanej czekaniem!

Lodowate igiełki przesunęły się przez moją skórę w stronę odsłoniętej szyi. Wspinały się po brodzie w stronę twarzy. Na bladych policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Wyciągnęłam drżącą dłoń i dotknęłam palcami gładkiej powierzchni.

Szkło pod opuszkami było zimne, tak samo jak moje palce, którymi obrysowałam kontur twarzy. Stałam wpatrzona w lustro z wyciągniętą dłonią, bez ruchu, serce zaczęło bić mocno. Ktoś patrzył na mnie i ten ktoś znajdował się teraz po drugiej stronie lustra!

Z oszołomienia wyrwał mnie odgłos szybkich kroków dobiegający z korytarza. Cofnęłam gwałtownie dłoń i odwróciłam w chwili, gdy do środka wszedł Jordan. Muszę uczciwie przyznać, że był przystojny. Bardzo wysoki, ciemnowłosy, miał szerokie ramiona i umięśnioną klatkę piersiową. Zawsze ubierał się z wyszukaną elegancją, w szyte na miarę koszule i garnitury. Dzisiaj miał na sobie ciemnografitowe spodnie. Przez ramię trzymał przewieszoną marynarkę, a błękitna jedwabna koszula rozpięta pod szyją ukazywała brązową opaloną skórę. Naprawdę diabelnie przystojny z niego facet.

- Witaj, Saro – rzucił z urzekającym uśmiechem. - Przepraszam, że zatrzymałem cię tak długo i kazałem ci czekać. Problemy na sali. Usiądź proszę – wskazał mi miejsce na kanapie. - Napijesz się czegoś?

Regał jak się właśnie okazało, to w zasadzie ukryty barek, przy którym zatrzymał się, czekając na moją odpowiedź.

- Nie, dziękuję – potarłam ramiona.

To uczycie, że jestem obserwowana nadaj było bardzo intensywne. Delikatnie poruszyłam ramionami, jakbym chciała strącić z nich ten zimny dotyk. Tymczasem Jordan nalał sobie bursztynowego płynu i leniwym krokiem podszedł do mnie. Był seksualnym drapieżcą, jak mówiły dziewczyny, ale na mnie nie działał. Przystojny? Tak, jak sam grzech. Słyszałam opowieści dziewczyn o jego wyczynach i z początku brałam go pod uwagę, ale zabrakło tego czegoś, co od razu wykreśliło go z moich planów. Stanął naprzeciwko mnie, opierając plecy o ścianę obok kominka. Przyglądał mi się niebieskimi oczami z dziwnym wyrazem twarzy.

Czy to on? Nie, to nie było tego rodzaju spojrzenie, a poza tym czułam je nawet wtedy, gdy stał do mnie tyłem, nalewając sobie drinka. Chyba za zmęczenia zaczynam wariować!

- Gratuluję występu, jak zwykle byłaś wspaniała.

- Dziękuję.

Zastanawiałam się, czego on może ode mnie chcieć? Wszystkie sprawy uzgodniliśmy już wcześniej. Jordan odepchnął się od ściany i usiadł obok mnie. Drgnęłam zaskoczona, gdy ujął w moją dłoń. Długie palce o szorstkich opuszkach przesuwały sie delikatnie po mojej skórze. Spięłam się, bo nie byłam przygotowana na to, że mnie dotknie. Nie było w tym geście nic seksualnego. Zauważyłam już wcześniej, że Jordan lubi dotykać kobiety. Czasami zupełnie niewinnie, tak jak teraz. A czasami każdy jego gest wprost ociekał zmysłowością. 

- Posłuchaj, Saro, chciałem z tobą jeszcze raz porozmawiać o Aukcji – zaczął, a ja mentalnie przewróciłam oczami.

Znowu? No dajcie spokój i bez tego niesamowicie się bałam. Zanim miałam okazję odpowiedzieć, odezwała się dzwoniąca nagle komórka. Mężczyzna puścił moją rękę i z kieszeni spodni wyciągnął telefon.

- Tak? - Odebrał z dziwnym uśmieszkiem na ustach, po czym rzucił szybkie spojrzenie w kierunku lustra. - W porządku, zrozumiałem – parsknął cicho śmiechem i schował telefon, odsuwając się nieznacznie ode mnie. – Przepraszam, skarbie. Już nam nikt więcej nie przerwie. Tak jak mówiłem, Aukcja ma się odbyć w przyszłym tygodniu, o ile nie zmienisz zdania.

- Nie zmienię – odpowiedziałam zdecydowanie.

Mężczyzna skrzywił usta, a w jego spojrzeniu pojawił się twardy wyraz. Wyglądał groźnie, jakby szykował się do starcia.

- Saro, porozmawiaj ze mną. Nie jestem przekonany, czy wiesz na co się zdecydowałaś. Tańczysz w moim klubie i jesteś w tym świetna, ale to co chcesz zrobić jest szaleństwem. Nie znasz tego świata, nie tego, do którego chcesz rzucić się na oślep. Proszę cię, zastanów się jeszcze raz. Jeżeli potrzebujesz pieniędzy, pomogę ci.

- Nie zmienię zdania – powtórzyłam jak mantrę patrząc odważnie w niebieskie tęczówki.

- Powiedz mi chociaż, dlaczego to robisz? Tak piękna dziewczyna jak ty może znaleźć sobie fajnego chłopaka, ułożyć sobie jakoś życie i być szczęśliwa...

- Szczęśliwa? – Przerwałam Jordanowi, przełykając palące uczucie goryczy, którą poczułamw ustach.– Nie każdy zasługuje na szczęście.

- Saro...

- Nie – przerwałam mu po raz kolejny, unosząc w górę dłoń. Podpatrzyłam ten gest u kogoś innego i widziałam, jak reagują na niego mężczyźni. Jordan nie różni się od nich. Zamarł w pół słowa z uniesionymi brwiami. – To jest moja decyzja i nikomu nic do tego.

- Jesteś uparta – mruknął tylko. – W porządku, pamiętaj tylko, że możesz w każdej chwili zrezygnować. Dzisiaj zamykam przyjmowanie ofert, do licytacji wybiorę trzy najwyższe. Jeżeli chcesz, choć nigdy wcześniej tego nie robiliśmy, możesz się spotkać z tymi mężczyznami, porozmawiać z nimi, poznać ich.

Wiedziałam, co chce przez to osiągnąć. Pewnie myślał, że poznając ich i ich skłonności, czy raczej upodobania, zrezygnuję i wycofam się jeszcze przed licytacją.

- Nie ma takiej potrzeby, proszę pana – dodałam wracając na stopę podwładna – przełożony.

- W takim razie, nie zatrzymuję cię już dłużej – wstał górując nade mną. - Na dole czeka na ciebie samochód, szofer zawiezie cię do domu – otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale nie dał mi dojść do głosu. – Nie kłóć się ze mną, Saro, dla spokoju mojego sumienia. Jest już bardzo późno, wolałbym, abyś bezpiecznie dotarła do domu. Idź już, Johny odprowadzi cię do samochodu.

Wstałam z kanapy i nie oglądając się podeszłam do drzwi. Coś kazało mi się zatrzymać. Coś tak intensywnego, że z bijącym dziko sercem spojrzałam przez ramię. Jordan stał przed kominkiem i bacznie mnie obserwował. Moją uwagę ponownie przyciągnęło lustro, od którego nie mogłam oderwać wzroku. Kimkolwiek była osoba, która w tej chwili na mnie patrzyła, miałam nadzieję, że nie weźmie udziału w Aukcji. To spojrzenie wywoływało we mnie emocje, a to była ostatnia rzecz, której chciałam. Uczucia były złe. Sprawiały, że robiliśmy rzeczy, które nas osłabiały. Niszczyły i gniotły, pozostawiając tylko pustą skorupą.

Widziałam to. Byłam niemym świadkiem tego, jak uczucia zniszczyły dwoje ludzi. Jak później oni niszczyli siebie nawzajem i wiedziałam jedno. Nigdy nie pozwolę, aby to samo spotkało mnie.

Odwróciłam się i nie patrząc na stojącego na korytarzu Johna zamknęłam za sobą drzwi.

Jutro będzie lepiej, powtarzałam jak mantrę. Jutro samotność nie będzie tak bolała.

***

Ash

Stałem przed weneckim lustrem i patrzyłem na znikającą za drzwiami dziewczynę. Patrzyła na mnie. Drżałem na całym ciele, jakby faktycznie mnie widziała. Chryste, co się ze mną dzieje?

Zwalczyłem w sobie instynkt myśliwego, który kazał mi za nią biec i zagarnąć dla siebie. Jordan miał rację, Sara to nie było jej prawdziwe imię. Za każdym razem, gdy zwracał się do niej używając tego imienia, przez jej piękną twarz przebiegał dziwny grymas. Fakt, że posługiwała się fałszywą tożsamością i nie wiedziałem, dlaczego zdecydowała się sprzedać, powinien być dla mnie ostrzeżeniem. Powinienem trzymać się od niej z daleka, a najlepiej zwolnić z pracy. Mogła ją nasłać na mnie prasa, jakiś zawzięty dziennikarz, który szukał sensacyjnego materiału na pierwszą stronę gazet, a równie dobrze jeden z moich wrogów i konkurentów w interesach. Każdy, kto chciałby udupić mnie albo moją rodzinę.

Z drugiej strony pragnąłem jej jak szaleniec. Jeszcze nigdy nie zawładnęła mną taka obsesja i chęć posiadania kobiety. Położyłem dłoń na panelu obok lustra i po zeskanowaniu linii papilarnych, kamienna ściana obok kominka otworzyła się. Jordan bacznie mi się przyglądał, gdy podchodziłem do niego. Podał mi szklankę z drinkiem.

- Jaka jest twoja oferta? – zapytał zrezygnowanym tonem głosu.

- Sto tysięcy dolarów – odpowiedziałem zdecydowanie. Widziałem po jego minie, że był zaskoczony. – Za każdy tydzień ze mną – dodałem.

Kryształowa szklanka, którą trzymał roztrzaskała się na podłodze. Ostry zapach whisky wypełnił powietrze jak płonące iskierki.

- Pojebało cię? – potrząsnął głową. - Co ty chcesz, do kurwy nędzy, zrobić? Wydać lekką ręką ponad milion dolców, żeby przez dwanaście weekendów pieprzyć się z dziewczyną? Możesz mieć każdą!

- Chcę mieć ją – odpowiedziałem spokojnie.

- Ale nie za takie pieniądze, do cholery – zdenerwowany potrząsnął głową. - Podbij ofertę Michaiła o kilka tysięcy i po sprawie.

- Nie, Jordan – nawet imię tego faceta wywołało moją wściekłość. Nie chciałem, żeby nawet na nią patrzył. Prędzej bym gnoja zabił, niż pozwolił dotknąć tej dziewczyny. - Masz nie dopuścić do licytacji. Daj znać kupującym, że otrzymałeś ofertę na milion dwieście tysięcy i jeżeli chcą ją mieć, muszą podnieść cenę. – Uśmiechnąłem się znad krawędzi szklanki. - Gwarantuję ci, że wszyscy się wycofają.

- Jasne, kurwa, że się wycofają – parsknął z niedowierzaniem. Chyba zaczęło do niego docierać, że nie było takiej kwoty, której bym nie zapłacił za Sarę. - Żaden z nich nie ma tylu pierdolonych milionów, co ty! Kurwa, nie wierzę, że chcesz ją kupić, po prostu nie wierzę!

- To uwierz. Od tej chwili należy do mnie. Możesz jej powiedzieć, że licytacji nie będzie i ma się stawić w następny piątek w moim apartamencie. Przyjedzie po nią mój kierowca, ma być gotowa na dziesiątą rano. Teraz daj mi jej kontrakt, prześlę ci go z powrotem jutro i chcę zobaczyć jej teczkę personalną.

- Masz zamiar ją sprawdzić?

- A jak myślisz? Przez trzy następne miesiące będzie moja – to słowo zawibrowało na moim języku, równie nieoczekiwanie jak cholerne pożądanie, które czułem do tej dziewczyny. - Będzie bywać w moim apartamencie. Muszę wiedzieć o niej wszystko, bo miałeś rację co do niej. To nie jest jej prawdziwa tożsamość. Wygląda na to, że dziewczyna się ukrywa, a ja chcę wiedzieć przed kim i dlaczego.

- Ash, ty już traktujesz ją jak swoją własność i co, do cholery, miał znaczyć twój telefon?

- To tylko ostrzeżenie – odpowiedziałem wzruszając ramionami. - Jesteś dla mnie jak brat, ale jeżeli jeszcze raz zobaczę, że ją dotykasz, połamię ci ręce.

- Co się z tobą dzieje? Do tej pory jakoś nie miałeś problemu, żeby dzielić się dziewczynami, a teraz...

- A teraz ona należy tylko do mnie – uciąłem zdecydowanie powstrzymując wściekłość.

Nie miałem zamiaru tłumaczyć się z uczucia zazdrości, które poczułem na widok Jordana i Sary. Nie podpisałem kontraktu, nie zapłaciłem za nią, ale od chwili, gdy stanęła na tej pieprzonej scenie wiedziałem, że będzie należeć do mnie. Zafascynował mnie jej taniec i ciało, od którego nie byłem w stanie oderwać wzroku. Już w tamtej chwili podjąłem decyzję.

A teraz, gdy widziałem ją z bliska, gdy spojrzałem w te przepastne smutne oczy, jednego byłem pewien. Będzie moja, tak jak żadna przed nią.

Po godzinie wyszedłem z klubu tylnym wyjściem. Nikt nie powinien wiedzieć, że tu byłem. Za duże ryzyko, że zobaczy mnie jakiś dziennikarz, a jutro moje zdjęcie pojawi się w jakimś szmatławcu, wywołując kolejną burzę. Pierdolić zafajdanych pismaków i te bzdury, które wypisują. Szanowałem ludzi z pasjami, ale wpieprzanie się innym do życia i to za grubą kasę, budziło moją wściekłość.

Jordan stanął obok czekającego na mnie samochodu. Jak zwykle założył te swoje wielkie łapska na piersi, jakby żywił jaszcze nadzieję, że zmienią zdanie. Nie ma chuja!

- Odwołaj jak najszybciej licytację i porozmawiaj z nią. Zadzwonię jutro.

- Ash!

- Coś jeszcze? – zerknąłem na niego, przytrzymując otwarte drzwi auta.

- Co zrobisz, jak ona w ostatniej chwili zmieni zdanie?

Słysząc to idiotyczne pytanie uniosłem brwi, wykrzywiając usta w uśmiechu. Serio, stary? Teraz będziesz chciał zagrać tą talią kart?

- Nie zmieni zdania, zaufaj mi, Jordan.

- A jeżeli się mylisz?

Noż, kurwa, co za uparty skurwiel! Odetchnąłem spokojnie, żeby nie ryknąć na niego.

- Wtedy przyjdę do klubu i sam jej zaproponuję układ. Na moich warunkach.

- Myślisz, że będzie chciała?

- Ja nie myślę, ja to wiem. Tak jak wiem, że domyśliła się, że ją obserwuję.

- Nie mogła tego wiedzieć.

- Uwierz mi, wiedziała – uniosłem pięść. - Na razie, brachu.

W limuzynie unosił się delikatny zapach perfum, całe wnętrze było nim przesiąknięte. Przy każdym oddechu wnikał głęboko w moje płuca, rozpalając na nowo uśpione pożądanie. Chryste, sam zapach wystarczał, żeby mój kutas zrobił bałagan spodniach. Położyłem na kolanach marynarkę i dokumenty, żeby zasłonić widoczny dowód podniecenia. Nie, żebym jakoś specjalnie przejmował się moim kierowcą. Adam widział i słyszał niejedno, co się działo w środku.

- Wiesz, gdzie mieszka?

- Tak, panie Ramsay - dostrzegłem jego spojrzenie w lusterku. – Lower East Side, 78 Orchard Street. Przed chwilą podjechał tam Mac, będzie czekał z chłopakami.

- W porządku, jedziemy do domu.

Na pierwsze informacje z obserwacji będę musiał poczekać kilka godzin. Resztę dowiem się w ciągu góra dwóch dni, a do piątku będę wiedział o niej wszystko. Złapałem się na tym, że zacząłem głęboko oddychać, jakbym chciał wchłonąć cały zapach, który zostawiła w samochodzie. Wypełniała mnie ekscytacja i pożądanie, jakich nigdy wcześniej nie czułem. Za pięć dni będzie moja. Przez trzy miesiące, każdy weekend będą ją miał w swoich rękach, gotową spełnić każde moje żądanie i fantazję. A jeżeli chodziło o nią, miałem ich w głowie tysiące!

Moja własna seksualna niewolnica.


See you soon,

#Leonia

10/12/2024


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top