Magiczna moc [Valkyon x Reader]
-Szklany grzebień... Też ma kocur zachcianki -marudziłaś pod nosem, przechadzając się przez korytarze Kwatery Głównej. -Niby skąd ja mam Ci go wziąć, he?! -krzyknęłaś zdenerwowana.
-Coś nie tak, [Reader]? -zapytał zdziwiony Twoim zachowaniem wampir.
-Kij ci w kok -powiedziałaś i starałaś się go wyminąć, na co oczywiście nie pozwolił.
-Ej, pytam poważnie.
-Ech... Purral zażyczył sobie głupiego grzebienia, którego nie mam... -warknęłaś.
-Szklany grzebień? -dopytał, na co kiwnęłaś głową. -Zaraz wracam -odszedł.
Usiadłaś pod drzwiami jednego z pokoi, zapominając, że ktoś przecież może być w środku. Szybko pożałowałaś chwili zapomnienia, ponieważ niecałą minutę po Twoim oparciu się o drzwi ktoś otworzył je, a Ty znalazłaś się w pozycji leżącej, między nogami zdziwionego osobnika.
Tym kimś okazał się być nie nikt inny, jak Twój ukochany, szef straży Absyntu - Ezarel.
-Mam przejeb... ZARAZ! -krzyknęłaś, zrywając się z podłogi. -Co WY robiliście razem w pokoju? -zapytałaś podejrzliwie, patrząc uważnie to na elfa, to an swoją przyjaciółkę.
Dopiero po chwili zrozumiałaś, że włosy chłopaka są niedbale ułożone, a przynajmniej bardziej niż zazwyczaj, a Kira jest zaledwie przykryta kołdrą, która nie do końca zakrywała intymną, górną część jej ciała.
-H-heee?! -krzyknęłaś zaskoczona, odsuwając się krok do tyłu.
-[R-reader] to nie to co myślisz! -protestowała, była już, przyjaciółka.
-Nie to co myślę?! -wrzasnęłaś wściekła. -Myślę, że przespałaś się z moim chłopakiem!
-[Reader] uspokój się -zażądał niebieskowłosy.
-Od teraz gówno możesz mi zrobić! Słyszysz?! Nic nie możesz! -podeszłaś do niego i wymierzyłaś mu mocny cios w policzek. -Moim szefem też nie jesteś. Idę do Obsydianu, nie wiem czy pamiętasz, ale kwalifikuje się także do tej straży -powiedziałaś ozięble. -A Tobie -spojrzałaś na srebrnowłosą dziewczyną. -Życzę, żeby zdradził Cię z jakąś pustą cizią -powiedziawszy to odeszłaś szybkim krokiem.
Kierując się do Kryształowej Sali, z nadzieją znalezienia tam Miko, przechodziłaś obok pokoju Nevry, który właśnie z niego wychodził.
-[Reader] mam dla Ciebie ten... -przerwałaś mu zabierając grzebień.
-Dzięki, potem Ci zapłacę -warknęłaś i chowałaś przedmiot do kieszeni.
Z impetem otworzyłaś drzwi, nieświadomie używając przy tym swoich magicznych mocy. Szybkim krokiem podeszłaś do kobiety, która właśnie rozmawiała z Twoim, o dwa lata starszym bratem Leiftanem.
Oboje widząc Twoją mroczną aurę oraz iskry złotych płomieni mieniących się wokół Twoich palców - cofnęli się krok.
-Przechodzę do Obsydianu, będę walczyć w obronie Osady Eel -warknęłaś wściekle, a Twoje źrenice zaczęły się zwężać, powoli zaczynając przypominać kocie.
Kiedy byłaś w taki stanie nie wato było nawet dyskutować. Jeden zły ruch, a mogło skończyć się to poważnymi kłopotami.
Oboje posłusznie skinęli głowami, zapewne i tak rozmowa ta odbędzie się później.
Szybko wbiegłaś z Kwatery Główniej, starając się jak najszybciej nie zauważona wyjść za mury.
Pędem udałaś się na polanę, gdzie opadłaś na ziemię, starając opanować.
Ból, gniew, nienawiść, żal i smutek - taka mieszanka w Twoim przypadku mogła przerodzić się w okropny stan, którego nie chciałaś doświadczyć ponownie. Mianowicie stan wielkiej pustki. Brak uczuć czy jakichkolwiek myśli - potężna moc drzemiąca w Tobie po prostu obezwładnia Twoją duszę, która jest wtedy jakby w stanie hibernacji.
-M-muszę się opanować... Nie mogę... -szeptałaś do siebie, patrząc na swoje dłonie, które roziskrzały się coraz bardziej.
-[Reader]! -krzyknął dobrze znany Ci głos.
-V-val...? -zapytałaś sama siebie.
-[Reader], gdzie jesteś?! -jego głos był coraz lepiej słyszalny.
-Nie, nie, nie... -powtarzałaś i czułaś jak powoli odpływasz. -Idź sobie... Zostaw mnie samą... -szeptałaś przerażona.
-[Reader]... -szepnął zmartwiony, gdy tylko Cie zobaczył.
-Valkyon... Odejdź... Szybko -starałaś się mówić spokojnie, chowając dłonie.
Chłopak zignorował Cię, podchodząc bliżej. Z każdym jego krokiem Twoja moc wzbierała na sile, aż do momentu, w którym białowłosy dotknął Twojego ramienia.
Nie utrzymałaś już w sobie potężnej, a nawet zbyt potężnej siły, która zawładnęła Twoim ciałem.
Gdy udało Ci się opanować było już za późno. Miałaś krew na rękach, czułaś specyficzny smród unoszący się wokół. Z przerażeniem rozejrzałaś się po otoczeniu.
-Ch-chrome...? -zdębiałaś widząc chłopca, którego traktowałaś jak młodszego brata, całego we krwi z odciętym kawałkiem ogona.
Odwróciłaś głowę, chcąc sprawdzić czy ktoś jeszcze ucierpiał. Niestety nie tylko młody wilk był w ciężkim stanie. Jamon ledwo trzymał się na nogach, jego ciało całe pokryte było skrzącymi się iskrami, które sowim działaniem przypominały prąd o dużym napięciu. Każda z osobna.
Leiftan, który również był w kiepskim stanie, pomagał wstać Kauto, który kasłał krwią. Cyrilis starał się odratować to co zostało z polany, jednak jego działania nie zdały się na nic.
Ykhar, Miko i Ewelein klęczały w jednym miejscu, co było dla Ciebie co najmniej dziwne. W momencie, gdy chciałaś wykonać krok do przodu, zdałaś sobie sprawę, że czyjeś silne ramiona mocno zaciskają się: Jedno na twoich obu ramionach, a drugie na talii.
Zdziwiona odwróciłaś się w stronę osoby, która uniemożliwiała Ci swobodne poruszanie się i zdałaś sobie sprawę, że to nie kto inny, jak Nevra. Bardzo wyczerpany i zapewne pozbawiony kilkunastu mililitrów życiodajnego płynu, gdyż cała jego twarz była pobrudzona szkarłatem, a z licznych ran na rękach spływała krew.
-N-nie... żesz...-ledwo szeptał.
Zatroskana wydostałaś się z jego uścisku, po czym, biorąc go pod ramie, powoli prowadziłaś w stronę jego siostry, która wydłubywała spore drzazgi, jeśli możne jeszcze tym je nazwać, z lewej ręki.
-Karen... P-przepraszam -wychrypiałaś.
-Spokojnie... To nie Twoja wina, jeszcze nie wiemy jak możemy pomóc panować Ci nad tą mocą dlatego -syknęła z bólu, wyciągając z dłoni kolejną drzazgę. -Raczej nikt nie ma Ci tego za złe.
Skinęłaś smutno głową, przekazując dziewczynie jej starszego brata. Czarnowłosy oparł się o nią i przytulił na tyle, na ile miał sił.
Chciałaś jak najszybciej dostać się do dziewczyn, aby sprawdzić czy nic im nie jest, jednak szybko zawróciłaś w stronę Chroma, który starał się nie wyć z bólu.
Przykucnęłaś przy nim, delikatnie gładząc po jego bladym w tej chwili policzku.
-C-ciesze się, że j-jesteś cała -wysyczał przez zęby, jednak nie było to w żaden sposób chamskie czy złośliwe, po prostu starał się nie okazywać bólu.
-Musisz dać się opatrzyć Ewe -powiedziałaś spokojnie, biorąc go na ręce.
Wilk syknął cicho, ale spokojnie dał się zanieść do pielęgniarki. Będąc bliżej, usłyszałaś zdenerwowaną Ewelein, spanikowaną Ykhar oraz zaniepokojoną Miko. Klęczały przy kimś, przeklinały, wyzywały.
Pocałowałaś Chroma w czoło, po czym posadziłaś na ziemi tak, aby plecami opierał się o pień drzewa.
Powolnym krokiem ruszyłaś w stronę dziewczyn. Z każdym kolejnym czułaś coraz to większy niepokój, spowodowany... Sama nie wiedziałaś czym. W pewnym momencie zdałaś sobie sprawę z faktu, że Valkyon, który przybył tu jako pierwszy, nie został przez ciebie uchwycony w żadnym z miejsc polany. Zaczęłaś przyspieszać kroku, aż dobiegłaś do dziewczyn. Właśnie wtedy zrozumiałaś, co się dzieje. Upadłaś na ziemię i zaczęłaś desperacko szturchać przyjaciela, który ani drgnął.
Nie odzywał się, nie otwierał oczu, nie poruszał kończynami, nie oddychał...
-[Reader]... To już nie ma sensu... -powiedziała Ykhar, która trzymała dłoń złotookiego.
-Nie pierdol, kobieto! On... On zaraz się obudzi -zaczęłaś płakać.
Ewelein spojrzała na Ciebie. Jej mina mówiła tylko jedno: nawet ona straciła nadzieję.
Zdawszy sobie z tego sprawę, przyłożyłaś swoje czoło do czoła martwego przyjaciela, a łzy same spływały po Twoich policzkach. Desperacko wydzierałaś się w niebo głosy, przepraszając za to co zrobiłaś, oraz błagając o wybaczenie.
Gdy wszyscy już zostali zabrani do Kwatery Głównej, a Ty wybłagałaś kilka dodatkowych chwil na pożegnanie z szefem straży Obsydianu -położyłaś się obok zimnego ciała i zaczęłaś gładzić siny policzek.
Kilka minut później przed oczami mignęło Ci coś, co posturą oraz ubiorem przypominało najdroższego przyjaciela.
Szybko wstałaś z ziemi i podeszłaś do postaci, jakby z mgły.
-V-valkyon...? -zapytałaś niepewnie, podchodząc bliżej.
Postać odwróciła się, a Ty zobaczyłaś twarz straconego przyjaciela. Uśmiechnął się do ciebie pokrzepiająco, po czym zaczął iść w przeciwnym kierunku.
-Valkyon! -wrzasnęłaś, ruszając biegiem za mglistą postacią.
Byłaś już tak blisko, już prawie mogłaś dotknąć naszyjnika z kłem Blackgoga, który trzymał w dłoni, gdy nagle chłopak zniknął. Zszokowana wpatrywałaś się daleki punkt gdzieś na horyzoncie. Klif, nad którego brzegiem akurat klęczałaś był jednym z ulubionych miejsc złotookiego.
W momencie, gdy miałaś wstać i ruszyć w drogę powrotną - coś na ziemi przykuło Twoją uwagę.
Sięgnęłaś dłonią do brązowego rzemyka, który zawisł na skraju klifu i przyciągnęłaś go ostrożnie do siebie.
-Val... -zaśmiałaś się cicho pod nosem, widząc naszyjnik przyjaciela.
Przez pewien czas wpatrywałaś się w niego, przypominając sobie, jak białowłosy był dumny, gdy udało mu się zdobyć kieł.
Spojrzałaś na bezkres oceanu po czym zerknęłaś w dół - brak ostrych kamieni, a woda w tym miejscu ma przynajmniej trzy metry.
Uśmiechnęłaś się pod nosem, po czym wycofałaś się. Zrobiłaś spory rozbieg, następnie zeskakując z klifu wprost do chłodnej wody.
~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że w shocie nie ma tak wiele błędów.
Mimo, iż jest pisany na komputerze, to pewnie i tak znajdzie się coś, czego nie zauważę, niestety :/
Mam nadzieję, że shot się spodobał! ♥
Pozdrawiam
Natsu ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top