Jungkook x Reader



 Inspirowane koreańską dramą pt.: Moon Lovers: Scarlet Heart Ryeo



Czasem tak trudno zrozumieć nam co dana osoba ma na myśli, kiedy wypowiada do nas słowa to dla twojego dobra.

Jakie dobro może przynieść zakochanej osobie wiadomość o krzywdzie jego kochanka? Jakim cudem ktoś może z dumą poinformować nas o wygnaniu naszej miłość, w dodatku tłumacząc to tylko jednym zdaniem - to dla twojego dobra.

Nigdy nie uwierzę, że to dla mojego dobra... Nigdy!

Nie po to ścieżka naszych uczuć była wypełniona przeszkodami, czasem nawet rozdzielana, abyśmy teraz musieli rozstać się z rozkazu osoby, która nie wiedziała o nas niczego więcej, jak to, że książę spotyka się z damą dworu. 

Status społeczny... To nie on jest tu najważniejszy! Dla niej... Dla mojej ukochanej mogę zrezygnować z walki o tron, mogę przestać starać się pokazać, że mogę zostać dobrym następcą ojca lub któregoś z moich braci. 

Tak bardzo nie chcę z niej rezygnować. Jest dla mnie cenniejsza niż całe królestwo i wszystkie dobra należące do niego.

-Hyung! Błagam Cię! -pierwszy raz w swoim życiu padłem na kolana przed moim starszym bratem. -Błagam Cię powiedz mi... Powiedz mi gdzie ona jest... Błagam -moje oczy zaczęły się szklić, pierwszy raz od tak dawna.

-Jungkook... Wstań. -przepraszam hyung, nie mogę. -Jungkook powiedziałam coś... 

-Powiedz mi... Błagam Cię Namjoon... Jesteś blisko z królem, nie będz-

-Tak, jestem z blisko królem, który jest również naszym ojcem... Okaż mu szacunek słuchając się jego rozkazu -jego głos był inny niż zawsze.

Przeważnie dość wesoły, nawet jeśli zdenerwowany to i tak ton świadczył o prawdziwym uczuciu płynącym z głębi serca. Teraz był sztuczny, przepuszczony przez zęby. Z trudnością utrzymywał zimną barwę.

-Hyung... To jest to... To czego pragnę najbardziej... -zauważyłem, jak jego ciało przeszedł dreszcz wspomnień.

-Jeśli kiedyś będziesz czegoś bardzo pragnął - powiedz mi, a ja to zrobię, dobrze Jungkook?! -zapytał radośnie uśmiechnięty chłopak.

-Oczywiście, hyung! Przysięgam!

-Jest w ogrodzie... Na wprost ulubionego miejsca do podziwiania kwiatów przez króla... -odchodząc schylił się lekko, aby dotknąć mojego ramienia.

Szybko otarłem nieświadomie spływające łzy. Chciałem odczekać chwilę, dać opanować się mojemu ciału, aby ona nie musiała widzieć mnie w takim stanie. 

Nie wiedziałem, że wtedy coś mogło jej się dziać. Ta głupia myśl nawet nie zakiełkowała w moim umyśle. 

A powinna...

-Jungkook! -głos najmłodszego z moich starszych braci zawisł mi nad uszami, a jego ciało znalazło się tuż przed moim, nadal kłaniającym się powietrzu. 

-Taehyung... Coś nie tak? -zmartwienie rozgościło się na mojej twarzy widząc przerażenie w przeważnie spokojnych oczach.

-Ona... Twoja... Twoja ukochana... Moja najlepsza przyjaciółka -łamiący się głos, słone krople na porcelanowych policzkach nie świadczyły o niczym pozytywnym.

-Hyung... Ja wiem -otuliłem jego duże dłonie swoimi. -Wiem, że ma zostać wygnana, ale spokojnie... Nie pozwolę na to, nie musisz się o nią martwić -smuty śmiech z nuta ulgi wydostał się zza moich ust.

Hyung wstał gwałtownie, wprawiając mnie w zdziwienie. Wystraszone, lekko zaskoczone oczy dokładnie oglądały moją twarz kiedy podnosiłem się z kolan.

Po chwili brat spuścił głowę, skupiając szczególną uwagę na spinkę, która musiała upaść mu, gdy tylko do mnie przybiegł.

-Jungkook...-zaczął smętnie. -On jej nie wygnał... On chce ją zabić -moment skrzyżowania naszych spojrzeń brzmiał jak dźwięk tłuczonych naczyń i sprawiał ból, jak po stracie tych najpiękniejszych.

Niewiele myśląc ruszyłem w stronę wskazaną przez  Namjoona.

To nie może być prawda!

Wbiegłem do ulubionego ogrodu króla, a wtedy moje oczy ujrzały widok, którego nigdy nie będę w stanie sobie wybaczyć.

Moja ukochana... Cała pokryta własną krwią. Najprawdopodobniej pierw skopana przez wojowników... Cała pokaleczona od tylko niebiosom znanym narzędziom zbrodni.

Gdzieś w oddali dochodziły do mnie głosy Taehynga i Jimina, jednak w tamtym momencie przestałem racjonalnie myśleć.

Bronią, która trafiła w moje ręce jako skradziona jednemu z wojowników, zacząłem szaleńczo atakować wszystkich, którzy stali na mojej drodze.

Jedynym, który został przeze mnie po prostu odepchnięty był jeden z moich sześciu braci - Hoseok.

Oprzytomniałem w momencie usłyszenia głosu króla. 

-Powiedziałem coś, Seokjin! Zabij ją! -czy ja dobrze usłyszałem?

Seokjin... Hyung... On tego nie zrobi, prawda? Nie zrobi tego...

-Jungk -jej głos nagle się rwał.

Nie... To nie możliwe... Nie możliwe!

Powoli, zbyt przerażony tym, co mogę zobaczyć, odwróciłem się w stronę mojej ukochanej, a wtedy...

Wtedy sobaczyłem strzały w jej ciele. Jedna należała do Seokjina. Strzelił, wykonał rozkaz, jednak... Nie chciał jej zabić. Celował w jej ramię... Hyung nigdy nie chybił, zawsze trafiał tam gdzie zaplanował, nawet w stresowych sytuacjach.

Co innego królewscy strażnicy... Oni celowali prosto w jej serce. Jej biedne serce, które zabiło mocniej dla mnie... Dla tego, przez którego już więcej nie usłyszy śpiewu ptaków, nie zobaczy wschodu słońca, nie poczuje zapachu swoich ulubionych kwiatów...

Nie pozwoliłem sobie teraz płakać. 

Chwyciłem miecz i zacząłem walczyć. Chciałem dopłacić im za krzywdę mojej ukochanej.

Nie spodziewałem się, że upadnę tak szybko.

-Daję ci ostatnią szansę, Jungkook! Możemy o tym zapomnieć i żyć dalej. W zgodzie, tak jakby nic się nie wydarzyło -nagle obraz króla został zasłonięty przez męską sylwetkę.

Hyung chciał pomóc mi wstać, jednak odepchnąłem go. Nie z powodu bólu wywołanego strzałami w ciele.

-Yoongi hyung... Proszę... -odwróciłem wzrok w stronę martwego ciała. -Pozwól mi być z moją niedoszłą żoną już na zawsze -błagalny szept opuścił moje uśmiechnięte usta.

-Nie wygłupiaj się i wstań... To nie czas na głupie zabawy -strąciłem z siebie jego dłonie.

-Hyung... Nie mogę zostawić jej samej...Ona tak bardzo boi się samotności... -łzy zaczęły niekontrolowanie spływać po moich rozgrzanych od szaleńczej walki policzkach.

Oczy Yoongiego wypełniły się łzami, jednak podniósł miecz. 

-Przepraszam, Jungkook...

Zrobił to. Spełnił moją prośbę.

Dziękuję, hyung.

-Wczoraj widziałem lwa... Całującego jelenia* -upadłszy bokiem na ziemie, mówiłem do mojej ukochanej resztkami swoich sił. -Nae  sarang**... 

Chyba nie udało mi się dotknąć Twojej dłoni... Przepraszam.


----------------------------------------------------------------------------------------------------


*- fragment tekstu "Lost Stars" , Adam Levine

** - po koreańsku "moja miłosći"


Mam nadzieję, że one shot się spodobał :)

Wybaczcie błędy. Kiedyś je poprawię.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top