Jeden błąd [Victuri]

Byłeś kiedyś szykanowany z powodu, że chciałeś odnaleźć bliską Ci osobę? A może obgadywany za to, że nie wygnano Cię z wioski razem z nią? Nie? W takim razie nie wiesz co czuję. Nie wiesz i nie dowiesz się do momentu, aż nie stracisz miłości swojego życia, która została wygnana z wioski. Na dodatek po części z Twojego powodu. Nigdy nie sądziłem, że mieszkańcy Wioski Liścia mogą być aż tak nietolerancyjni, naprawdę. 

Ostatnio coraz trudniej było nam znaleźć spokojne miejsce, aby się spotkać. W osadzie jest za dużo ludzi, dzieci wszędzie biegają i robią hałas, co doprowadza mnie czasem do szału. Ileż można kłócić się z tym samym chłopakiem o (tak naprawdę) jedno i to samo, tylko że zaczyna się od innej pierdoły? 

-Kiedyś i tak będą sobie bliscy -uśmiechnąłeś się delikatnie. 

-Proszę? -zapytałem zdziwiony, łapiąc Twój mały palec moim. 

-Ta dwójka -kiwnąłeś głową w stronę ostatniego z klanu Uchiha oraz wszystkim dobrze znanego Naruto. 

-Czemu ta sądzisz? -przysunąłem się bliżej Ciebie. 

-Kto się czubi ten się lubi -zaśmiałeś się, poprawiając okulary. 

-Mówisz? -zaśmiałem się, a na moje usta wpełznął łobuzerski uśmiech. 

Wtedy dałem się ponieść. Skręciłem z Tobą w pierwszą lepszą uliczkę, gdzie nie było ludzi. Znalazłem tam wnękę i popchnąłem Cię tam. Wylądowałeś na ziemi, ze zdziwieniem patrząc w moje oczy. 

Pragnąłem Cię. Ciebie, Twojego dotyku, Twoich ust i jęków wydobywających się z nich. 

-Kto się czubi ten się lubi -powtórzyłem Twoje słowa, rozwiązując sznur, który oplatał moje biodra. 

-V-victor? Co Ty robisz? -zapytałeś lekko wystraszony, kiedy obróciłem Cię na plecy i związałem dłonie, następnie przywiązując je do jednej z rynien budynku przed nami. 

Uliczka była już pochłonięta cieniem, a wnęka działała jak tarcza, która chroniła nas przed ludzkim wzrokiem. Tylko kilka promieni popołudniowego słońca zostawiało po sobie ślady na górnej części budynku, który znajdował się za naszymi plecami. Widziałem to w kałuży, obok której wylądował szal, który nosiłeś przewiązany na szyi. 

-Nie będę się powstrzymywał -szepnąłem, zawiązując Twoje oczy ów materiałem. 

Wtedy właśnie popełniłem błąd. Nie rozejrzałem się, po prostu, nie zwracając uwagi na Twoje prośby i błagania, abym przestał lub przynajmniej rozejrzał się dokładnie - bez żadnego przygotowania, szybkim ruchem wszedłem w Ciebie. 

Krzyknąłeś głośno, przez co byłem zmuszony jakoś Cię uciszyć. Bez zastanowienia przyłożyłem swoją dłoń do Twoich ust, wsuwając do nich dwa palce. 

Zacząłem szybko poruszać biodrami, z każdym pchnięciem wchodząc coraz głębiej. Uderzałam Cię za każdym razem, kiedy krzyknąłeś czy jęknąłeś zbyt głośno. 

-Nie jesteśmy w domu, abyś mógł pozwalać sobie na takie krzyki -warknąłem, wychodząc z Twojego wnętrza. -Wiesz co masz robić -zauważyłem, obróciwszy Cię, tym samym delikatnie wykręcając Twoje nadgarstki. 

Klęknąłem, stawiając kolana po obu stronach Twojego ciała, aby było mi wygodnie. Wtedy tez przystawiłem swoją męskość do Twoich ust, na co zareagowałeś od razu. 

Na początku ssałeś sam czubek, tak jak lubię, jednak potem zacząłeś wsuwać go całego do ust. Chcąc sprawić Ci większa przyjemność położyłem dłoń na Twoim członku, zaś druga znalazła się przy Twoim wejściu, drażniąc je. 

Jęczałeś, sprawiając mi przyjemność ustami. Zacząłeś płakać, kiedy przycisnąłem kciuk na czubku Twojego członka, opóźniając Twój orgazm. Chciałem, abyśmy zrobili to razem. W tym samym momencie, tak jak Ty lubiłeś. 

W końcu osiągnęliśmy szczyt. Zaśmiałem się cicho, wstając i powoli zaczynając poprawiać dolną część swojej garderoby, którą ściągnąłem przed naszym stosunkiem. 

-V-victor-sensie? -głos dobiegał zza moich pleców. 

-S-sakura? -wręcz pisnąłem. 

-C-co się dzieje? -zapytałeś, wciąż będąc związanym i pół nagim. 

-Sakura to nie to c... -uciekła. 

Zaczęłam cicho przeklinać, w tym samym czasie doprowadzając Cię do porządku. 

Żądałeś wyjaśnień, ale miałem to gdzieś. Szukałem różowowłosej, jednak gdy zobaczyłem ją w płaczącą wśród tłumu ludzi - wiedziałem, że mamy kłopoty. 

-To oni! -krzyknęła jakaś blondynka. 

-Jak mogliście robić takie ohydne rzeczy na oczach dziecka?! -dodał starsza kobieta. 

Wtedy zjawił się Czcigodny. Podjął decyzję o natychmiastowym Wygnaniu Cię z wioski. Na mnie nie wydał takiego wyroku, tylko i wyłącznie z powodu mojego pokrewieństwa z szarowłosym ninją. 



Tak właśnie znalazłem się w tej posranej sytuacji. Między piekłem, jakie przeżywałem w wiosce, a wiecznymi poszukiwaniami, jakie prowadzę od ponad roku. Bez skutków. 

-Victor... 

-Czego chcesz, Kakashi? -obróciłem się w stronę brata. 

-Dlaczego nie przestaniesz go szukać? Najprawdopodobniej już nie żyje -powiedział, zachowując kamienna twarz. 

-Jeśli okaże się, że nie żyje... To sam doprowadzę do swojej śmierci -powiedziałem poważnie. -Jednak jeśli mam najmniejsza nadzieję, że go znajdę, to będę szukać. Będę go szukać do momentu, aż nie umrę... 



!!!!!!!


Jak podoba Wam się podobało? 

Jakieś błędy czy uwagi?

Mam nadzieję, że nie było tak źle :)

Pozdrawiam

Natsuki ♥



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top