[_____]
Ciemnozielone oczy, błękitne włosy i malinowe usta.
Blada cera, kilkadziesiąt piegów na małym, zgrabnym nosku i malutkich policzkach.
Tak wiele razy widziałem Cię w ogrodzie.
Tak wiele razy chciałem podejść,wręczyć Ci róże, której kolce zawsze kaleczyły Twoje delikatne dłonie.
Tak wiele razy przypatrywałem się z daleka, w głębi duszy krzycząc Twoje imię.
Tyle razy ile pojawiałaś się na moich oczach - tyle razy zakochałem się w Tobie zakochałem.
Zawsze na nowo, ale zawsze w tych samych oczach, tym samym sercu.
Tej samej osobie.
Ogród w którym mieszkam stał się miejscem Twoich tajemnic. Opowiadałaś je kwiatom, szeptałaś wodzie, ciepłym głosem przekazywałaś ptakom.
Stara altana stała się Twoim przyjaciele, a strumyk przepływający niedaleko był dobrym znajomym, z którym spędzałaś miło czas.
Któregoś dnia odważyłem się wyjść, zobaczyć Cię z bliska.
Długie szaty zakryły całe moje ciało, porcelanowa maska przykryła twarz, a dłonie schowały się w czarnych rękawiczkach.
W krótkim czasie zaczęłaś dostrzegać we mnie kogoś kim niestety nigdy nie byłem.
Uważałaś, że jestem człowiekiem czystym, jak łza. Szczerym, jak miłość dziecka.
Prawda była zupełnie inna.
Na moich dłoniach nie raz zaschła krew, głos stał się ciężki od wypowiedzianych kłamstw.
Mimo przeszłości przy Tobie czułem się zupełne inaczej. Czułem, że jesteś kimś, kto nie będzie mnie oceniał.
Jednak mimo to nadal chowałem się za maską, nadal milczałem.
Pewnego dnia nie przyszłaś.
Następnego również.
Kolejnego też Cię nie było.
Nazajutrz altana i strumyk dopytywali się od Cienie, ale nie potrafiłem udzielić im odpowiedzi.
Odczekałem kolejny dzień i postanowiłem, że sprawię, aby jeden kwiat w ogrodzie stał się przynajmniej bliski Twojej osobie.
Twojej delikatności i idealności.
Od tamtego czasu minęło sporo dni, a ja wciąż czekam.
Liczę, że kiedyś wrócisz, a kwiat którym się opiekuję stanie się Twoim ulubionym.
Nazwałem go Twoim imieniem.
Chcę umrzeć trzymając go w dłoni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top