[_____]

Ciemne, jak noc oczy wpatrywały się w marmurowy nagrobek, powoli analizując każdy jego milimetr. Blada skóra na nosie i policzkach zaróżowiła się, jak podczas pierwszego pocałunku, jednak tym razem to nie dotyk jego ukochanej spowodował ten rumieniec, a samotny wiatr, który również marzył, aby spędzić z kimś dzień zakochanych, z tego powodu zaczepiał wszystkich, których spotkał. Uwiezione w ozdobnych zniczach płomienie z zaciekawieniem przyglądały się blondwłosemu mężczyźnie z dziecięcą urodą, czekając na kolejny jego ruch.

A on?

On zwyczajnie usiadł na małej, brązowej ławeczce obok miejsca spoczynku swojej ukochanej; przymknął oczy i zaczął nucić jedną z ich wspólnych, ulubionych piosenek. Dopiero po chwili zaczął cicho śpiewać, tym samym przyciągając uwagę kilku starszych osób znajdujących się na cmentarzu.

Anielski głos powoli rozchodził się w przestrzeni, po czasie znikając zupełnie.

Mężczyzna nie interesował się wtedy niczym innym, jak tylko śpiewaniem dla śpiącej już na zawsze ukochanej.

Ostatni raz spojrzał na imponującej wielkości bukiet czerwonych róż, po czym z cieniem uśmiechu na ustach wstał. 

-Do jutra, kochanie -szepnął, a samotna łza, jak zawsze spłynęła po jego zimnym policzku.





Bo dzisiaj walentynki, a ja lubię pisać takie rzeczy.

Natsuki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top