4.

Do książki powstał piękny zwiastun, ale z nieznanych mi przyczyn nie mogę go wstawić tutaj :/ Ale nie bój nic, bo jest on w książce pod tytułem "zwiastuny". Wystarczy kliknąć w profil Anonimka123, a później w jej książkę. 10 rozdział to ten zwiastun.

- No naciesz się życiem koniku, dziś twój ostatni dzień - powiedział wujek po czym obydwoje się roześmiali. Mi wcale nie było do śmiechu.

- Dobra Karlos ja już muszę lecieć, cześć - podał mi i wujkowi rękę

- Cześć - odpowiedział

- Do widzenia - odparłem

Mężczyzna wyszedł z naszego podwórka, a ja na nowo przyglądałem się mustangowi. Nie mogłem uwierzyć, że takie piękne zwierzę biega przede mną. Nagle poczułem, że czyjeś ręce znajdują się na moich plecach. Nagle one mnie mocno popychają w przód. Nie zdążyłem zareagować i poleciałem w przód. Przy upadku walnąłem głową w płot, który był ogrodzeniem mini pastwiska mustanga. Upadłem na ziemię. Poczułem ogromy ból głowy. Dotknąłem ostrożnie ręką moją brew. Bardzo bolała. Poczułem na niej jakaś ciecz. Ujrzałem na opuszkach moich palców krew.

- Czemu to zrobiłeś?! - wstałem z podłogi

- Mówiłem ci, że nikt nie może zobaczyć ciebie z tym policzkiem! - oburzył się

- A skąd ja miałem wiedzieć, że ktoś tu niby inny przyszedł?! - byłem zły

- Nie nawiedzę cię! - wrzasnął - zapal! - podał mi paczkę papierosów

- Bardzo śmieszne! Rozciołeś mi brew i po tym wszystkim jakby nic się nie stało "zapal" - dla mnie z jednej strony było to komiczne

- Masz zapalić gówniarzu! - rozkazał

- Ile razy ci mam powtarzać, że nie! - zdenerwowałem się

- Jeszcze będziesz mi się sprzeciwiał?! Ciekawe na ile masz jeszcze tej odwagi... - zastanowił się

- Dużo! - krzyknąłem

Mężczyzna wyjął papierosa i zapalił go. Dwa razy się zaciągnął.

- Daj mi rękę - rozkazał

- Po co?! - zdziwiłem się, że prosi o podanie ręki

- Zobaczysz - odpowiedział

Niechętnie wyciągnąłem prawdą rękę przed siebie. Byłem ciekawy co chce zrobić z nią. Przyłożył papieros do niej i zaczął nim kręcić w różne strony by ten zgasł na mojej skórze. Jęczałem z bólu. Tak bardzo to bolało. Lecz ten ku mojemu szarpaniu nie przestawał. Trzymał mocno moją rękę i nie mogłem się uwolnić z jego uścisku. Gdy papieros zgasł dopiero ją puścił. Zobaczyłem wypaloną dziurkę, która była tak na środku między łokciem, a nadgarstekiem. Złapałem się za nią i zaciskałem oczy by wytrzymać w jakiś sposób ten ból.

- Ze mną się nie zadziera - powiedział groźnie - Albo robisz to co ci każe, albo... - nie dokończył. Z cwaniackim uśmiechem na ustach odszedł

Nie poznaję wujka. Nigdy nie był dla mnie taki. Ten policzek... Myślałem, że to tylko tak jednorazowo, ale ten papieros i łuk brwiowy...

Patrzyłem na konia, który był bardzo przestraszony. Szkoda mi było na niego patrzeć. Nie mogłem go przecież tak zostawić. Szukałem chyba wszędzie krewnego. W stajni, w pokoju, na podwórku. I w końcu znalazł się w kuchni przygotowywał sobie kanapkę.

- Mam pytanie - oparłem rękę na blacie kuchennym

- Tak? - kładł na kawałek chleba szynkę

- A co jeżeli nauczę konia pod siodło? - spytałem

- I tak nie dasz rady - roześmiał się

- Dam radę, proszę pozwól

- Niech się zastanowię - myślał przez długą, dobrą chwilę - Dobra - uśmiechnął się cwaniacko

- Dziękuję - ucieszyłem się

- Umyj się, jeszcze cię ktoś zobaczy! - pogroził

Faktycznie zapomniałem o mojej brwi. Udałem się do łazienki. Podszedłem do lustra i zobaczyłem uschniętą krew na całej twarzy. Umyłem się, a rana zaczęła  mocno piec. Jakoś wytrzymałem ból. Kiedy twarz w miarę była czysta, wyjąłem apteczkę, a z niej biały plaster i przykleiłem sobie na rozcięcie. Po wykonianiu tych czynności czym prędzej pobiegłem do "swojego" pokoju i wziąłem laptop leżący na biurku. Włączyłem przeglądarkę i wystukałem: "Jak nauczyć dzikiego konia pod siodło?". Wyskoczyło kilka stron z podobnym zapytaniem. Klikałem w nie po kolei i czytałem wszystko by posiąść jakąś wiedzę na ten temat.

Trochę było to dziwne, że wujek tak bez wahania się zgodził. Było to do niego nie podobne. Musiał być w tym jakiś haczyk, ale nie chciałem teraz tym zajmować moich myśli.

Nie zapomnij o zwiastunie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top