14.

Niestety nie ma 10 gwiazdek :(  smutno mi :((

Koń dalej stał i patrzył na mnie. Jak ja mam go wyszkolić w tydzień?! Jak?! 

- Alan! - wykrzyknął moje imię jakiś kobiecy głos

Odwróciłem głowę za siebie. Zauważyłem uszczęśliwioną mamę, która szła przed tatą w moją stronę. Super. Jeszcze ich tu brakuje.

- Hej mamo - zmusiłem się do lekkiego uśmiechu

Wyszedłem z mini pastwiska by przywitać się z rodzicami.

- Co ci się stało? - przytuliła mnie mama

- Nic... - mruknąłem i podałem tacie rękę, którą uścisnął

- Alan! - warknęła mama

- Co?! - spytałem oburzony. Naprawdę dzisiaj nie miałem ochoty by się z nimi spotykać. Miałem wielki problem, z którym zostałem kompletnie sam

- Gadaj co ci się stało?!

- Jeju... Byłem na imprezie i oberwałem dobra? - skakałem

- Alan...!  - przerwał jej tata

- Dobra młody ja słyszałem, że ty się jakimś mustangiem zajmujesz - powiedział tata

- Tak... Stoi tam - kiwnąłem głową w kierunku konia

- To fajnie, fajnie synek...

- No - westchnąłem - przepraszam możecie mnie zostawić samego? Chciałbym popracować przy koniu

- No wiesz ty co! Odwiedziliśmy ciebie, a ty nas wyganiasz?! - oburzyła się mama

- Jeju to nie tak... - przewróciłem oczami

- Hej Alan! - usłyszałem kolejny wołający mnie głos. Szedł w naszym kierunku Tommy

- No hej - przybiłem z nim żółwika kiedy już doszedł - Czy wy naprawdę nie macie już kiedy mnie odwiedzać... Co to jest dzisiaj jakiś narodowy dzień odwiedzania mnie?! - wkurzyłem się

- O co ci chodzi stary! - spytał zdziwiony przyjaciel

- O nic! Zostawcie mnie samego! - warknąłem i odeszłem do konia

Byłem potwornie zły na wszystkich. Na siebie... Na wujka... Na cały świat. Miałem ochotę iść gdzieś wykrzyczeć się i wyrzyć na czymś.

Ściągnąłem ostrożnie derkę z konia i pozbierałem siodło, które upadło na ziemię. Odłożyłem to w bezpieczny kąd i odwiązałem konia. Zły zostawiłem go tam, a sam udałem się do mojego pokoju.

Usiadłem na łóżku. Rękami niemal wyrywałem sobie włosy. W środku nie mal gotowało się we mnie od wściekłości.

Dlaczego daję sobą tak pomiatać?!

Dlaczego nie postawię się wujkowi?!

Czemu?! 

Do cholery czemu?!

A no tak... Szantażyk o koniu...

Kiedyś życie było piękne i kolorowe... A teraz straciło barwy...

Sięgnąłem po małą miękką piłeczkę. Była z materiału, a w środku niej znajdowały się małe kuleczki. Zacząłem walić nią mocno o ścianę pokoju. Nie było jej słychać. Prawie wcale nie odbijała się od ściany. Waliłem nią mocno. Wyrzywałem się na niej. Cały mój gniew przelałem na nią.

Po kilkunastu minutach zmęczyłem się. Osunąłem się w dół po drzwiach. Schowałem twarz w dłoniach. Nagle moje oczy zaczęły łzawić.  Łez dalej nie ubywało.  Przeciwnie było ich więcej. Ciekły po moich policzkach niczym rwące rzeki.

Płakałem.

Po prostu.

Płakałem.

Jak mięczak.

Wstyd mi było przed samym sobą, że płaczę, a cóż by dopiero było gdyby ktoś to widział? Kiedy ja ostatni raz płakałem...? Jak miałem sześć lat? 

Wszystko to już po woli mnie wykańcza. Teraz mam wielki kłopot do, którego jestem SAM. Ode mnie tak właściwie zależy czyjeś życie. Mogłem znieść mój ból, ale nie pozwolę na skrzywdzenie Angelo. On jest nie tykalny. Wolałbym być pobity przez wujka, ale żeby nic mustangowi się nie stało. W końcu to zwierzę... Jak zacznie krzyczeć o pomoc? Zwierzęta nigdy nie poskarżą się jak to one są biedne. I za to je kocham.

Teraz pozostaje mi jedno: udawanie przed innymi, że jest super. Bo po co użalać się nad sobą? I mówić jak to ty masz biedno w życiu... Nie chcę nikomu truć dupy moimi problemami. To są moje problemy, z którymi to ja sam muszę się zmierzyć. Skończyły się czasy kiedy mamusia wszystko rozwiązywała za ciebie. A ty niczym nie musiałeś się przejmować. Taka jest rzeczywistość. Nie można liczyć na innych tylko i wyłącznie na siebie. To są twoje problemy, nie kogo innego...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top