17.

Ku*wa ten rozdział się nie opublikował japierdole.

Nogi zaczęły mi się plątać. Zaczepiłem prawą stopą o lewą i upadłem prosto na brodę. W tym miejscu poczułem ogromy ból. Leżałem i myślałem.

Dla kogo ja mam żyć? Po co ja mam żyć? Z jakiej racji ja mam żyć? Mamy nie mam. Konia nie mam. Tata mnie nienawidzi. Wstałem i biegłem z powrotem do domu. Zdecydowany co powinienem zrobić.

Roztrzęsiony wróciłem do domu. Usłyszałem rozmowę prowadzoną w salonie. Zatrzymałem się i nasłuchiwałem. Widocznie nikt nie usłyszał, że wszedłem. 

- Jak to zrobiłeś? - usłyszałem głos pana Maxa

- Wystarczy mieć znajomości - zaśmiali się - Zabiłem tę dzi*kę, a potem Andrzejek wystawił papierek potwierdzający przyczynę zgonu

- Ty masz łeb - zaśmiał się

Po cichu wspiąłem się po schodach do mojego pokoju. To mi wystarczyło co usłyszałem. Nie chciałem więcej słyszeć. Drzwi zamknąłem na klucz. Włączyłem laptop i napisałem kilka słów na e-mailu do taty. Ściągnąłem worek treningowy z haku, który zwisał z sufitu na środku pokoju. Zaraz pod nim ustawiłem krzesło. Drżącymi rękami odpiąłem pasek spodni. Łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach. Wszedłem na krzesło. Pasek zapiąłem wokół haka, a z drugiego końca zrobiłem pętlę i wsadziłem na szyję.  Zacząłem myśleć i szlochać. 

Nie mam nikogo.

Nikt mnie nie kocha.

Nikogo nie obchodzę.

Dla nikogo nie żyję.

Angelo.

Nawet na niego nie wsiadłem.

Zacherpnąłem ten jeden ostatni raz głęboki wdech i skoczyłem. Zacząłem się dusić i wydawać nie określone dźwięki spowodowane pragnieniem zaczerpnięcia tchu.

Miało to krótko trfać!

Jeden skok i po wszystkim!

Dusiłem się. Pętla wokół szyi zaczęła jeszcze bardziej mnie uwierać odcinając dopływ tlenu do płuc.

Nie chcę umierać!

Boję się!

Chcę wrócić z powrotem na krzesło i zdjąć pasek. Zacząłem się miotać szukając na oślep stopami krzesła. Nie chcący nogą uderzyłem je i krzesło runęło na ziemię. Teraz nie ma powrotu. Zacząłem panikować.

Co ja robię!?

Nie chcę!

Tlenu zaczęło jeszcze bardziej brakować. Obraz zaczął się rozmywać. Był jakby za mgłą. Nagle przed oczami zobaczyłem mroczki. Co raz więcej mroczków zalewając cały widziany obraz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top