Rozdział 8 - Wspólne mieszkanie

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Liana

Na wieść, że moim ochroniarzem ma być Sam, bardzo się ucieszyłam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Wiem, że Sam zostanie wezwany zaraz po mnie i jestem ciekawa, czy powie im o wszystkim, czy też nie. A mniejsza. I tak będzie MÓJ tylko i wyłącznie mój, chociażby nie wiem co.

Opuściłam pokój Alfy i skierowałam się do wyjścia, gdyż gdzieś z boku mignął mi fioletowy kolor. Odwróciłam się i ujrzałam tam uśmiechniętą kobietę. Odwzajemniłam jej uśmiech i skłoniłam się do mojej Luny, ta machnęła tylko ręką, abym dała sobie spokój z kłanianiem. Zaśmiałam się. Chociaż nie lubiłam wampirów, Carmen była wyjątkiem.

- Witaj, Lu...

- Carmen - weszła mi w słowo. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Była inna. Wszystkie inne Luny, jakie znałam, wywyższały się i nadużywały władzy, a ona była miła, sympatyczna, spokojna i w ogóle nie dało jej się nie lubić.

- Jak tam chcesz - wzruszyłam ramionami.

- Napijesz się ze mną herbaty? - wypaliła nagle.

- Jasne, czemu nie - uśmiechnęłam się i poszłam za wampirzycą. Jej piękne, fioletowe włosy kołysały się na boki.

Weszłyśmy do kuchni, gdzie nikogo nie było. Dłonią Carmen pokazała mi, abym usiadła przy wysepce, więc też tak zrobiłam. W spokoju czekałam, aż zrobi herbatę. Ona tylko nalała wody do szklanek, do tego wrzuciła torebki i postawiłam przede mną. Podała mi jeszcze łyżeczkę i cukier. Spojrzałam na nią wymownym wzrokiem. Przecież herbata nie rozpuści się w zimnej wodzie!

Luna uśmiechnęła się do mnie jeszcze szerzej. Jej oczy zabłysły niebezpiecznie, a po chwili woda w szklance zaczęła parować i przebarwiać się na brązowy kolor. Spojrzałam na nią zdziwiona. To jakaś magia! Ale co ja się dziwię? Jest najsilniejszym wampirem, jaki chodzi po ziemi, nie ma sobie równych. Teraz już wiem, dlaczego jest taka niezwykła.

- A gdzie twoje dzieci, Carmen? - ostrożnie wypowiedziałam jej imię. Muszę do się tego przyzwyczaić.

- Dziadkowie zabrali ich do jakieś dalekiej rodziny - odpowiedziała z wyraźną ulgą.

- Dzieci to chyba fajna sprawa - mruknęłam cicho. Entuzjazm tej kobiety był zaraźliwy, ale też deczko mnie przytłaczał.

- Fajna, dopóki nie zaczną bez przerwy gadać i bałaganić. Carlos, gdy był mały, gadał bez przerwy, jadaczka mu się nie zamykała.

- Hahaha, tak to musi być utrapienie, ale ja tam bardzo bym ciała mieć dziecko - nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że mogę jej się naprawdę szczerze zwierzyć.

- Więc w czym problem? Szukasz partnera, parujecie się i macie dziecko - wzruszała ramionami Luna. - Masz kogoś na oku?

- Oo... tak. Mam i to kogoś naprawdę konkretnego - w mojej głowie ułożył się obraz Sama, kiedy miał na sobie jedynie spodnie, a jego szeroka, wyrzeźbiona klata była wyeksponowana.

- To cudownie! To twój mate?

- Tak - mój telefon zaczął pipczeć.

Przeprosiłam Carmen i odeszłam od stołu parę kroków. Okazało się, że to w pracy i muszę pilnie wstawić się do mojego biura. Westchnęłam ciężko. Chciałam jeszcze pogadać z Samem, ale najwidoczniej nie będzie mi to dane. Pożegnałam się z wampirzycą i szybkim krokiem opuściłam posiadłość.

Pojechałam do miasta. Pracowałam w firmie, która zajmowałam się różnymi rzeczami dotyczącymi sportu i takich tam. Pracowałam jako trener osobisty, ale także zajmowałam się nauką tańca i dietami, dlatego często byłam potrzebna. Czasami zdarzało mi się nawet załatwiać jakieś prace papierkowe.

Weszłam do wielkiego budynku, gdzie na każdym piętrze znajdowało się coś innego. Na samej górze były pokoje biurowe, gdzie był właściciel tego wszystkiego, jakieś sekretarki, księgowa i takie tam. Weszłam do windy i pojechałam na sam szczyt. Od razu skierowałam się do pokoju dyrektora, nikt mnie nie zatrzymywał, gdyż każdy wiedział, że do dyrektora przychodzi się tylko zapowiedzianym wcześniej, więc bez skrępowania weszłam nie pukając.

- Co się stało? - spytałam na wejściu.

- Instruktorka tańców egzotycznych rozchorowała się nagle i nie miałem kogo dać na zastępstwo. Musisz ją zastąpić.

Westchnęłam ciężko.

- Mam urlop.

- Wiem, ale to naprawdę ważne i niespodziewane. Pójdziesz kiedy indziej.

- Dobra, niech będzie.

Wyszłam z pokoju i udałam się do szatni. Każdy z pracowników miał swoją szafkę. Zawsze miałam tam schowane dodatkowe buty i ubranie na takie okazje jak te. Przebrałam się szybko i pognałam na trzecie piętro, gdzie znajdowała się sala do tańca. Weszłam tam i czekało na mnie już kilka osób. Odbębniłam z szerokim uśmiechem każdorazową procedurę, czyli przedstawiłam się, powiedziałam, dlaczego jestem na zastępstwie i powiedziałam, co będziemy robić na zajęciach. Nic trudnego.

Zajęcia trwały równą godzinę. Poczekałam aż wszyscy opuszczą salę i ją zamknęłam. Przebrałam się w szatni i wyszłam z pracy. Było już ciemno, kiedy zaparkowałam przed domem, który znajdował się na obrzeżach miasta. Mój dom był koloru białego, nie był za wielki, w sam raz dla jednej osoby. Nie miałam ogródka, bo nie lubiłam dbać o kwiaty. Za to co jakiś czas kosiłam trawę.

Weszłam do ganku, gdzie ściągnęłam buty i je tam zostawiłam, następnie otworzyłam drzwi i weszłam do przedpokoju, który prowadził do salonu i kuchni połączonych w jedno.

Dalej znajdowała się sypialnia i łazienka. Do tego jeszcze niewielki pokoik gościnny i to by było na tyle.

Od razu udałam się do mojej sypialni. Wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Jeszcze zjadłam kolację i zaczęłam oglądać telewizor, który jest w salonie. Oglądałam jakąś przygodówkę.

Około północy położyłam się spać. Zasnęłam bez żadnego problemu.

Obudziłam się wcześnie rano. Przetarłam oczy i jeszcze chwilę poleżałam pod cieplutką kołdrą. Ja i moja wilczyca cieszyłyśmy się, że od dzisiaj Sam będzie z nami. To będzie moja okazja, aby go do siebie przekonać. Podeszłam do wielkiej szafy i wyciągnęłam z niej ubrania. Przebrałam się i wyszłam z pokoju, aby pójść do łazienki. Przekroczyłam prób pokoju, gdy wtedy usłyszałam dźwięk z kuchni. Kurde, to oni!

Co miałam zrobić? Nie należałam do osób tchórzliwych, więc najciszej jak tylko potrafiłam, zaczęłam się skradać. Przymknęłam oczy i zaczęłam nasłuchiwać. Plusem było to, że panele trochę mi skrzypiały i mogłam stwierdzić, gdzie stoi dana osoba. Po chwili byłam już pewna.

Wzięła głęboki wdech i w jednej chwili wyskoczyłam na włamywacza. Był odwrócony do mnie plecami. Już prawie wskoczyłam na jego plecy, gdy on niespodziewanie się odwrócił. Nie wiem jak, ale złapał mnie za ręce i popchał na ścianę. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś tak zareagował. Przeważnie ktoś chroni się rękami, albo odskakuje, aby uniknąć ataku!

Uderzyłam mocno w ścianę, a zaraz potem przede mną pojawił się mężczyzna. Już byłam pewna, że zostanę zabita, porwana, czy co tam chcieli ze mną zrobić te wampiry, ale wtedy przeszedł mnie dreszcz, a do moich nozdrzy doszedł ten cudowny zapach.

Uniosłam wzrok i ujrzałam uśmiechniętego Sama. Widziałam w jego oczach dumę z tego, że nie dał się zaskoczyć. Także się do niego uśmiechnęłam i wyciągnęłam ręce, aby go przytulić. Wtuliłam się w jego pierś i zamruczałam, jak kotka. Wyczułam, jak Sam się cały spina, ale mnie to nie powstrzymało od dalszego wtulania się w niego i ocierania całym ciałem. Już po chwili poczułam, jak mój dotyk działa na niego.

- Liana - warknął zachrypniętym głosem.

- Tak, kotku? - zamruczałam.

- W tej chwili przestań.

- Sam zacząłeś.

Puściłam go i zwinnie ominęłam. Kręcąc biodrami poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam potrzebne mi składniki do śniadania.

- Chcesz jeść? - spytałam, nie odrywając się do robienia śniadania.

- Mogę - rzucił obojętnym tonem.

Zaczęłam kroić pomidory, szynkę, posmarowałam chleb masłem i usmażyłam jajka z szynką. Wszystko przesypałam na dwa wielkie talerze i postawiłam na stole. Wyciągnęłam jeszcze widelce, a na środku stołu położyłam jeszcze sól i pieprz.

- Smacznego - rzuciłam i z zachłannością wzięłam się za pałaszowanie.

- Nawzajem - z uśmiechem stwierdziłam, że Samowi na pewno smakowało, bo zjadł szybciej ode mnie i nie zostawił na talerzu nawet okruszka.

- Skąd wziąłeś klucze do mojego domu?

- Richard mi dał. Zostawiłaś je u nich.

- No tak, zawsze mam przy sobie dwie pary. Zachowaj je, skoro masz tutaj teraz mieszkać.

Wstałam od stołu, wzięłam naczynia i wszystko włożyłam do zmywarki.

- Chodź, pokażę ci twój pokój. Chyba, że wolisz spać ze mną - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się znacząco.

- Ani mi się śni - odpowiedział i chwycił swoją walizkę, która znajdowała się w salonie.

Zaprowadziłam go do gościnnego pokoju, który znajdował się naprzeciw mojego.

- Mój dom nie jest duży, ale myślę, że się pomieścimy. To twój pokój. Naprzeciw jest mój, a obok łazienka. Klucze masz, więc rób co chcesz. Ja muszę zbierać się do pracy.

- Do pracy? Ty pracujesz?

- Oczywiście. Prowadzę normalne życie. W ogóle jak widać, kasą nie świecę.

- Jesteś Alfą.

- I co z tego? Nie przyjęłam pieniędzy od Richarda, że jestem Alfą. Wolałam sama na siebie zapracować, ale jest dobrze. Już za niedługo skończę spłacać dom i będę miała dla siebie trochę kasy, więc porobię jakieś remonty, a teraz wybacz, muszę się przyszykować do roboty.

- Czekaj - złapał mnie za nadgarstek. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. - Gdzie pracujesz?

- Jestem trenerem osobistym.

- Idę z tobą.

- Ale...

- Żadnych „ale", jestem twoim ochroniarzem, więc nie spuszczę cię z oka - warknął w moją stronę.

Przechyliłam głowę na bok. W jego oczach i głosie było coś... sama nie wiem. To chyba przez tę wieź mate, ale nie dałabym sobie ręki uciąć. Pokiwałam potakująco głową i wyszłam z jego pokoju, a weszłam do swojego. Włożyłam do torby ubrania, buty, wodę i kilka papierów, więc byłam już gotowa.

_________________________

Zapraszam również na mojego fb :D!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top