Epilog
Korekta - √
Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).
Hałas i zgiełk były dosłownie wszędzie. Liana zbiegła po schodach czym prędzej, nie wiedząc, co się dzieje. Wparowała do salonu, gdzie odbywała się wojna.
Wojna na poduszki.
- Co tu się dzieje?! - krzyknęła głosem Alfy, przez co wszyscy nagle skamienieli.
Wyglądali jak żywe posągi, wpatrzone prosto w postać wysokiej, brązowowłosej kobiety. Na ich twarzach wyraźnie malowało się przerażenie. Pierwszy odezwał się jakiś chłopak. Miał nie więcej jak dziesięć lat.
- To wszystko jego wina! On pierwszy uderzył mnie poduszką - wskazał palcem na nieco starszego chłopaka.
- Osz ty kłamco! To nie prawda! - w przypływie emocji chłopiec ponownie uderzył tego pierwszego poduszką i wszystko zaczęło się od nowa. Reszta dzieci, wyraźnie pobudzona zachowaniem starszych kolegów, przyłączyła się do ponownej wojny.
- Macie w tej chwili przestać! - ryknęła kobieta.
Tym razem dzieci puściły poduszki i pospuszczali głowy.
- Przepraszamy, Luno - powiedziała jedna z dziewczynek, a cała reszta wtórowała jej.
- Wszyscy macie szlaban na telewizję. Wracam za pół godziny i ma tutaj lśnić. W ramach dodatkowej kary będzie sprzątać całe podwórze. Jeszcze dzisiaj ma być skoszona trawa, kwiaty podlane i zrobione wszystkie czynności, jakie powierzy wam ogrodnik. Zrozumieliście? - spytała ostrym, poważnym tonem.
- Tak, Luno - odpowiedzieli chórem.
Kobieta zaczęła iść po schodach na najwyższe piętro, gdzie znajdowały się pokoje dla członków rodziny Alfy i jego Luny. Podeszła do jednych drzwi i cichutko je otworzyła.
Spali.
Na wielkim łóżku Sam zrobił sobie popołudniową drzemkę, ale jego ramię przyciągało do siebie małe zawiniątko, jakim było ich roczne dziecko. Ich córeczka - Samantha. Liana na ich widok oparła się o framugę drzwi i przez chwilę z szerokim uśmiechem przyglądała się najważniejszym osobom w jej życiu. Szkoda, że jej matka nie doczekała się wnuków.
Zamknęła drzwi i podeszła do łóżka. Ułożyła się delikatnie na plecach, za plecami Sama, aby ich nie obudzić.
Po chwili poczuła ruch i jak materac się rusza. Otworzyła delikatnie powieki, a wtedy poczuła ciężar na swojej klatce piersiowej. Małe zawiniątko leżało na piersiach i brzuchu mamy, wsłuchując się w bicie jej serca. Sapnęło cicho i zdawało się, jakby delikatnie się uśmiechało.
Liana przekręciła głowę, gdzie spotkała wzrok brązowych tęczówek Sama. Uśmiechnął się do niej delikatnie i odgarnął niesforne kosmyki włosów z jej czoła. Następnie podsunął się nieco bliżej i delikatnie objął ich oboje.
Wszyscy spali w ciepłym, rodzinnym uścisku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top