rozdział 7

Kiedy Christabel i Shang-Chi weszli z powrotem do pomieszczenia, od razu dostrzegli dziwne stworzenie bez twarzy, ale wyjątkowo urocze. Chłopak zmarszczył brwi, na co ona uśmiechnęła się szeroko, kucając, by być na równi z mistycznym stworzeniem o nazwie hundun.

- Hej, spokojnie. On nam nic nie zrobi. - powiedziała Christabel, kiedy dwójka przyjaciół zaczęła nagle krzyczeć i się cofać. Zaśmiała się tylko pod nosem, wracając do stworzenia. - Jak mu na imię? - spytała, odwracając się do zaskoczonego mężczyzny.

- Widzicie Morrisa?

- Cześć, słońce. - odezwała się ponownie Chrissy, łapiąc Morrisa w dłonie i przyglądając się mu z uśmiechem. Był taką słodką, włochatą kuleczką ze skrzydełkami. Jak można nie było go kochać?

- Morris! Oni cię widzą. Istniejesz! - zawołał Trevor, na co stworzenie zaczęło wyrywać się z objęć dziewczyny, która prędko oddała go w ramiona mężczyzny. - Cały czas myślałem, że mam halucynacje. Cudowne wieści.

- Gdzie on ma pysk? - spytała nagle Katy, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

- Dijiang to, jak widzicie, futrzane stworzenie o sześciu stopach, czterech opalizujących skrzydłach i pozbawione twarzy. Wcale jej nie potrzebują, bo rozumieją śpiew i taniec. Komunikują się za pomocą serii ćwierkań i pisków. - wyjaśniła pokrótce Christabel, odwracając się w ich stronę. Zaraz wróciła wzrokiem do stworzenia. - Mają też duże zdolności poznawcze, a ich język jest bardzo złożony, zawiera słowa lub dźwięku podobne do angielskiego.

- Tak. To dla niego drażliwy temat. - przytaknął od razu Trevor, zakrywając stworzeniu "uszy". - Morris mówi, że cię zna. I chłopaka też. - dodał, odwracając się do Christabel, która uśmiechnęła się pod nosem.

- Wiem. Ja go też znam. I kilku jego kumpli. Widziałam ich wszystkich.

- On do ciebie mówi? - spytała Katy, po czym nagle spojrzała na stojącą obok dziewczynę, która głaskała stworzenie. - I skąd ty tyle wiesz o tym...

Morris skoczył nagle na Christabel, co skwitowała cichym śmiechem. Sam Shang-Chi uśmiechnął się pod nosem, bo widok szczęśliwej dziewczyny, bawiącej się wtedy ze zwierzakiem był dość niecodziennym, aczkolwiek przyjemnym widokiem.

- Gdyby nie mówił, sfiksowałbym wieki temu. - stwierdził mężczyzna, obserwując, jak jego mały przyjaciel podchodzi do chłopaka bliżej i rozkłada skrzydła.

- Skąd mnie zna? - spytał Shang-Chi, trochę zdziwiony tym wszystkim. Musiał jednak przyznać, że stworzonko było wyjątkowo urocze.

- Mówi, że dorastał z twoją mamą. W Ta Lo. - wyjaśnił pokrótce Trevor, po czym wskazał na Chrissy. - Podobnie do niej. Tylko ty, jak widzę, nie jesteś w Ta Lo.

- Taak, ja... Nie jestem tam zbyt często. Ale znam Morrisa, jego rodzinę, przyjaciół. I masę innych strażników. - odparła dziewczyna, nie odrywając wzroku od Morrisa. - Pogłaszcz go. - poleciła, patrząc na chłopaka przed sobą. On tylko uniósł na nią swój wzrok, po czym dotknął stworzenia.

- Twój ojciec schwytał go w czarodziejskim lesie na jednej z wypraw, kiedy szukał wioski. - powiadomił Trevor. - Chce, żebyście go tam zawieźli.

- Z chęcią, ale nie wiem jak. Ojciec mówił, że szlak otwiera się raz do roku. - odparł chłopak, trochę smutny. Zaraz jednak oprzytomniał i spojrzał na Christabel, jakby dostając nagłego olśnienia. - Przecież ty...

- No tak. - przytaknęła od razu, kiwając głową, jakby dopiero wtedy to sobie uświadomiła. - Jeśli Morris mi pomoże, wspólnie znajdziemy drogę do Ta Lo. Jestem tam, co roku, ale za każdym razem boję się zgubić na ostatniej prostej. Z jego pomocą... Będziemy w domu. - dodała, wyraźnie ucieszona, co dało im znak, że wszystko mogło się udać. - Tylko... W lesie jest dość niebezpiecznie.

- Bardzo? - spytała Katy.

Christabel spuściła wzrok, głaszcząc Morrisa, podczas gdy Trevor spojrzał w jej kierunku wielkimi oczami, co było wystarczającą odpowiedzią.

- Nikt nie wrócił stamtąd żywy. Ale Morris mówi, że na 90 procent włos nam z głowy nie spadnie. No i skoro ty nie zginęłaś, to...

- Bo potrafię się bronić. I szybko jechać. - odpowiedziała Christabel, unosząc głowę i patrząc na Trevora. - Fakt, sama nie wiem, jakim cudem udało mi się tyle razy przeżyć, ale wiem jedno. Musimy spróbować dostać się do Ta Lo i ostrzec wszystkich mieszkańców. Nie może stać im się krzywda, Wenwu nie może zniszczyć wioski. Nie pozwolę na to.

- Okey, robiłam większe głupoty, mając zero szans. Może i kuro-knur da radę, ale siedzimy...

Katy nie dokończyła swojego zdania, bo wszyscy usłyszeli nagle huk, a cegłówki zaczęły spadać na ziemię, robiąc dziurę w ścianie. Już po chwili każdy z nich dostrzegł Xialing, która była sprawcą tamtego zamieszania.

- Jak ty to...? - spytał Shang-Chi, marszcząc brwi. Jakoś nie dochodziło do niego to, co się właśnie działo.

- Ojciec wykopał pod posiadłością sieć tuneli. - odparła od razu, jak gdyby nigdy nic. - Tak uciekłam ostatnim razem. - dodała, na co Katy pokiwała głową ze zrozumieniem. - Możemy iść prosto do garażu.

~*~

Już kilka minut później cała grupa znalazła się w garażu, o którym mówiła Xialing. Dziewczyna wzięła kluczyki do jednego z aut, rzuciła je Christabel, po czym wyrwała całą skrzynkę z pozostałymi kluczykami. W tym samym też czasie Chrissy, Katy i Shang-Chi poszli szukać odpowiedniego auta.

- Ma gość gust. Zaczynam go lubić. - powiedziała Katy z uśmiechem, dostrzegając, jakim autem mieli jechać. I jak nowoczesne ono było.

- Lecimy przez podjazd i bramę. - powiedział Shang-Chi, wskazując w jakimś kierunku. Christabel przytaknęła, wsiadając do pojazdu i od razu do go odpalając. - Prosta droga. Mamy 30 sekund, zanim się...

- Mogę tutaj? - spytał Trevor, kiedy chłopak otworzył drzwi od strony pasażera, chcąc siedzieć z przodu. - Z tyłu mnie mdli. Wymiotuję.

Chłopak westchnął ciężko, zerkając na Christabel, która wzruszyła tylko ramionami, uśmiechać się pod nosem.

Kiedy wszyscy ostatecznie wysiedli do samochodu, dziewczyna nie wahała się ani chwili, tylko ruszyła w odpowiednią stronę, wiedząc, że musiała się spieszyć. Na jej drodze prędko pojawili się żołnierze Wenwu, zatarasowujac im przejazd. Christabel przeklnęła pod nosem, po czym zaczęła dość agresywnie cofać, przez co każdy z nich złapał się czegokolwiek.

- Jest jakiś inny wyjazd? - spytała głośno, starając się w nic nie wjechać. Była dobrym kierowcą, ale mimo wszystko trochę bała się wjechać w cokolwiek, bo mogło im to zaszkodzić.

- Po drugiej stronie. - powiedziała Xialing, przypominając sobie o ów drodze.

- Świetnie. - odparła Christabel, od razu kierując się w odpowiednią stronę. Miała nadzieję, że wszystko sie uda, że pójdzie dobrze, ale przecież nie mogło być tak pięknie.

- Ale brama jest na odcisk palca. - dodała Xialing, a uśmiech Chrissy zniknął.

- To już nie świetnie.

- Uwaga! - zawołał nagle Shang-Chi, zauważając żołnierzy ojca tuż obok samochodu, co nie wróżyło nic dobrego.

Mężczyźni wybili dwa okna - jedno od strony chłopaka, a drugie od strony Christabel, która warknęła głośno. W tym samym czasie Xialing zajęła się agentami po swojej stronie, zrzucając jednego z motoru, przez co kierowca wjechał w niego, rozbijając się o pobliski filar. Z drugiej strony, pozostałą dwójką agentów, zajął się Shang-Chi. Złapał jednego z nich za szyję, przyduszając, a w drugiego rzucił bronią, przez co i ten miał wypadek. Chłopak wciągnął mężczyznę do samochodu, a Christabel skręciła ostro, by nie wpaść w zastawioną pułapkę, która mogła zniszczyć wtedy ich plan ucieczki.

- Z łaski swojej, pośpiesz się, Shang-Chi. Nie mamy czasu. - mruknęła Chrissy, nawet nie patrząc w jego stronę, by nie spowodować wypadku. Wiedziała, że była w tamtym momencie odpowiedzialna za nich wszystkich.

- Daj mi chwilę! Próbuję!

Xialing prędko przyszła mu z pomocą i ściągnęła kask mężczyźnie, uderzając go nim, przez co stracił przytomność.

- Idioto, już!

To były zaledwie sekundy... Brama otworzyła się centralnie przed nimi, dzięki czemu nie rozbili się o nią. Pecha miał jednak kierowca, który jechał za nimi, a którego auto zostało nagle zmiażdżone. Już po chwili Shang-Chi wyrzucił mężczyznę z pojazdu, a Chrissy tylko przyspieszyła, uśmiechając się triumfalnie pod nosem. Odwróciła się nieznacznie za siebie, dostrzegając zmachanego chłopaka, który uśmiechnął się w jej kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top