rozdział 3
- Widzisz gdzieś drugie wyjście? - spytał Shaun, podchodząc do swojej przyjaciółki, która, w lekkim zdezorientowaniu, patrzyła, jak Xialing i Christabel wraz Jon Jonem wchodzili do jakiegoś pomieszczenia, korytarza, sama nie wiedziała.
- Tam jest. - odparła, wskazując w ich kierunku.
Shang-Chi natychmiast podbiegł do zamykających się drzwi, jednak nie zdążył. Zaczął w nie walić, nawołując całą trójkę, jednak oni skierowali się do wyjścia, ignorując go. Christabel szła przed siebie, na równi z Xialing, ale czuła się źle z faktem, że zostawiła tamtą dwójkę na pastwę losu.
Szli dalej, co Katy widziała na nagraniach z kamer, które znajdowały się w pomieszczeniu. Nie wiedziała, co w tamtej chwili zrobić, Shaun z resztą również. Jednak musieli się stamtąd wydostać za wszelką cenę.
W całym budynku nastąpił chaos, a ludzie uciekali w popłochu, by uciec przed niespodziewanym napastnikiem. Ci powalali ich na ziemię, starając się znaleźć tych, których szukali.
Xialing spojrzała na Christabel, której ręce trzęsły się nienaturalnie - wiedziała, jak silne emocje wzbudzał w dziewczynie jej brat, ale nie rozumiała, dlaczego Chrissy tak na to wszystko reagowała. Brunetka nie odezwała się ani słowem, starając się uspokoić drżenie rąk.
W tym samym czasie Shang-Chi i Katy zdążyli uciec przez okno. Oboje znaleźli się na podporach budynku wysoko nad ziemią. Starali się przejść ostrożnie na drugą stronę, prosto do windy, aczkolwiek nie mieli szczęścia. Agenci zadziwiająco szybko ich dogonili, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Ściągnę ich na siebie. Nie zatrzymuj się.
Katy posłuchała i natychmiast skierowała się w odpowiednią stronę, dając przyjacielowi wolną rękę - on przynajmniej potrafił walczyć w przeciwieństwie do niej. Shaun świetnie dawał sobie radę, posyłając kolejnych przeciwników na ziemię. Ale walka w pojedynkę ze znaczną liczbą przeciwników była nie w porządku, co od razu przyznała Katy. Zatrzymała się na chwilę, obserwując całą tamtą sytuację z wysokości. Nie wiedziała, jak mu pomóc, dopóki i koło niej pojawił sie jeden z agentów.
Dziewczyna uniosła dłonie do góry, po czym zaczęła śpiewać, kompletnie dezorientując tym napastnika. Ten jednak nie dał się podejść i zaatakował ją, aczkolwiek nie trafił, dzięki unikom Katy. Nie trwało to długo, bo już po chwili dziewczyna straciła równowagę i, trzymając się mocno części konstrukcji, spadła kilka metrów od budynku.
- Shaun! - zawołała w nadziei, że jakoś jej wtedy pomoże. On jednak nie słyszał jej nawoływań, rozprawiając się z kolejnymi agentami. - Shaun! Pomóż!
W końcu spojrzał w jej kierunku, a jego serce zabiło mocniej, bo nie chciał, żeby coś się jej stało. Co prawda, sama się w to wpakowała, ale czuł się za nią wtedy odpowiedzialny. Szczególnie, że zdawał sobie sprawę, z kim tak naprawdę walczył, kim byli ci wszyscy przeciwnicy.
Liny i bambus pękały, a Katy coraz bardziej zwisała nad przepaścią, z myślą, że zaraz umrze.
- Szybko! Ratuj!
Shaun pospieszył jej z pomocą, powalając jeszcze kilku przeciwników.
- Już biegnę!
Zdążył. W porę chwycił ją za rękę, kiedy już spadała. Ale oboje mieli świadomość, że żadne z nich nie wytrzyma tak długo. W dodatku zaatakował go kolejny napastnik.
Wypuścił dłoń Katy, która momentalnie zaczęła spadać w dół.
- Katy! - wrzasnął, patrząc jeszcze za przyjaciółką.
I nagle przez jedną z szyb, ku ich zdziwieniu, wyleciała Christabel, łapiąc dziewczynę w locie. Wystrzeliła linę, która przyczepiła się do budynku, dzięki czemu nie spadały już w dół. Chrissy pomogła wejść na konstrukcję Katy, sprawdzając, czy nic jej nie było.
W tamtej chwili nie potrzebne były słowa, wystarczyło jedno spojrzenie, a one po prostu wiedziały.
Zaraz obie spojrzały w górę na patrzącego na nich Shauna, który odetchnął z ulgą, że nic poważnego się nie stało. Zaraz został zaatakowany ponownie... Christabel odwróciła się, natrafiając wzrokiem na swoją przyjaciółkę, po czym obie zgodnie ruszyły na pomoc Shang-Chi.
- Zostawiłyście nas i zwiałyście. - powiedział Shaun po chińsku z wyraźną pretensją w głosie. Cieszył się, że mu pomagały, ale to nie znaczyło, że nie czuł się w pewnym stopniu zdradzony i zostawiony na pastwę losu.
- Teraz wiesz, jak to jest. - odparła mu Xialing.
- Przestańcie się wreszcie kłócić i zajmijcie się robotą! - warknęła Christabel, zmęczona ich ciągłymi uwagami i zarzucaniu sobie tego, co było kiedyś. To nie było w tamtym momencie ważne.
Wreszcie, po jakże długich minutach, cała trójka rozprawiła się ze wszystkimi napastnikami.
- Do czego ojcu nasze wisiorki? - zapytał Shaun, trzymając jeszcze ostatniego mężczyznę. Nie dane mu było jednak otrzymać odpowiedzi, bo Xialing kopnęła przeciwnika, przez co spadł na ziemię.
- Zmiękłeś w tej Ameryce, czy jak?
Cała trójka odwróciła się, gdy coś niespodziewanie przyczepiło się do szyby za nimi i zaczęło pikać. Cofnęli się o krok, a po chwili odrzuciło ich w różne strony, ale zdołali się utrzymać na konstrukcji.
Xialing nie zdążyła oprzytomnieć ani zareagować, gdy tuż koło niej pojawił się Death Dealer i zabrał jej wisiorek. Kopnął ją zaraz, ale na jej szczęście Katy zdążyła ją złapać, ratując tym samym przed upadkiem z wysokości.
- Ukradł wisiorek! - zawołała do Shauna i Christabel, którzy stali nieopodal siebie.
Oboie zerknęli na siebie nawzajem, po czym ruszyli za zamaskowanym gościem, który zdążył wejść do budynku. Tam również zaczęli go gonić, gdy nagle usłyszeli wybuch. Death Dealer nie zdążył jednak wyskoczyć z budynku prosto do helikoptera, bo Shaun rzucił się na niego centralnie przed krawędzią. Oboje upadli, by po chwili zaatakować się ponownie.
Christabel i Shang-Chi prawie by go pokonali, gdyby nie zostali zatrzymani przez agentów i Xu Wenwu, ojca chłopaka, którzy zdążyli już zgarnąć Katy i Xialing.
Death Dealer oddał mężczyźnie wisiorek jego córki, podczas gdy jego syn i Chrissy podnieśli się na równe nogi, zdziwieni tamtym obrotem sprawy.
- Powiedziałem moim ludziom, że chociażby było ich trzystu, to i tak ich pokonasz. - powiedział Wenwu, podchodząc do swojego syna bliżej. - Miło jest mieć rację. - dodał, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Shaun spojrzał na stojącą obok, nieco obolałą, Christabel, ale prędko wrócił wzrokiem do ojca. Ten zetknął jego czoło ze swoim.
- Tęskniłem, mój synu. - powiedział cicho mężczyzna po chińsku, a dziewczynę coś ukuło w sercu, jednak nie dała tego po sobie poznać. - Lećmy do domu. - dodał z delikatnym uśmiechem.
Christabel spojrzała na Shauna, a później na stojące kawałek dalej Katy i Xialing, których agenci zaczęli gdzieś zabierać. Jedno spojrzenie na Chrissy wystarczyło, by ruszył się z miejsca, w międzyczasie łapiąc ją za dłoń. Obojgu ten gest sprawił przyjemne dreszcze, ale nie mieli czasu się nad tym zastanawiać.
Bo zostali wyprowadzeni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top