rozdział 2

- Shang-Chi?

Chłopak odwrócił się za siebie, dostrzegając Christabel w progu drzwi. Wtedy, po tej całej walce i po ponownym spotkaniu jej, sam nie wiedział, jak reagować na jej widok. Cieszył się, że ją w końcu spotkał, a jednak pokonała go bez większych oporów, nie przejmując się tym, że kiedyś się przyjaźnili, że byli bardzo blisko.

- Chrissy. - powiedział cicho, wciąż przykładając do twarzy szmatkę, by nieco zatamować krwawienie nosa. - Co ty tu robisz?

Dziewczyna podeszła do niego bliżej i kucnęła przed nim, zabierając szmatkę z jego rąk. Shaun patrzył na jej poczynania i mocno zdziwiło go, gdy dotknęła dłonią jego twarzy, a drugą zaczęła czyścić skórę w okolicach jego nosa, gdzie zapewne wciąż znajdowała się krew.

Tamta sytuacja była tak dziwna, że nie wiedział, co powiedzieć ani jak zareagować. Próbował przyswoić do siebie świadomość, że to była ta sama dziewczyna, z którą walczył kilkanaście minut wcześniej. Teraz zupełnie nie
przypominała mu tej bezwzględnej wojowniczki, która mogła go zabić w każdej chwili.

- Byłaś tu przez cały czas, prawda?

Christabel westchnęła, wiedząc, że w końcu będzie musiała mu wszystko powiedzieć, a bardziej pewną część całej prawdy. Zaprzestała swoich czynności i usiadła obok niego, spuszczając głowę.

- Możemy zostawić tą rozmowę na kiedy indziej? - spytała w nadziei, bo wtedy jakoś nie miała ochoty na tamtą "pogadankę". To mogła opowiedzieć mu kiedy indziej, w bardziej przyjaznych warunkach. - Nie chciałam cię tak okaleczyć, więc wybacz za ten nos. Nie powinien być raczej złamany, trzyma się jakoś.

Shang-Chi uśmiechnął się pod nosem, bo znów usłyszał dawną przyjaciółkę, za którą - choć nigdy tego nie przyznał - bardzo tęsknił. Zawsze była jedyną osobą, która go rozumiała i wciąż żałował, że tamtego pamiętnego dnia nie powiedział jej o wszystkim i wyjechał bez pożegnania.

- Jestem w stanie ci to wybaczyć, pod warunkiem, że powiesz mi, gdzie jest moja siostra? - odezwał się, prostując nieco. Przyjrzał się jej wtedy z bliska i śmiało stwierdził, że bardzo zmieniła się od ich ostatniego spotkania.

- Skąd ta pewność, że twoja siostra tutaj jest? - spytała, choć doskonale wiedziała, że omawiana dziewczyna była gdzieś w budynku. Przecież przed walką jeszcze z nią rozmawiała.

Shang-Chi nie zdążył odpowiedzieć, gdy do pomieszczenia nagle weszła Xialing. Czarnowłosa, z szerokim uśmiechem na twarzy, podeszła do swojego biurka, przy którym stanęła wraz ze swoimi ochroniarzami. Shang-Chi i Christabel spojrzeli w jej stronę on ze zdziwieniem, ona ze spokojem i obojętnością.

- Świetna walka. - skomentowała Xialing, spoglądając na nich oboje. Wzrok jej jednak zatrzymał się dłużej na przyjaciółce, która kiwnęła w jej stronę delikatnie głową, rozumiejąc, co miała na myśli.

- Jesteś tu menadżerką? - spytał Shaun po chińsku, patrząc na swoją siostrę ze swojego miejsca. Już nawet nie pytał, skąd się tam wzięła, choć bardzo go to ciekawiło.

- Właścicielką. - odparła mu dziewczyna, patrząc na niego znacząco.

Christabel westchnęła cicho, bo zdawała sobie sprawę, że tamto spotkanie nie mogło się skończyć dobrze. Wiedziała o urazie Xialing i wcale się jej nie dziwiła.

Shaun nie skomentował jej słów, tylko spojrzał w stronę drzwi, gdzie wchodziła właśnie Katy, licząca jakieś pieniądze.

- Skąd wzięłaś tyle kasy? - spytał, marszcząc brwi. Dziewczyna zerknęła na niego, uświadamiając sobie, że raczej nie powinna liczyć pieniędzy w jego pobliżu, szczególnie po jego walce, której, chcąc, nie chcąc, nie był w stanie wygrać. - Obstawiałaś, że przegram. - powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Co ty? - mruknęła Katy, chowając prędko całą gotówkę do sakiewki, jakby chcąc zamieść wszystko pod dywan. - Hej, dziewczyny, jestem Katy. - przywitała się, patrząc zarówno na Chrissy, jak i Xialing. - Dziewczyno, jak ty wymiatasz. - dodała do Christabel, która posłała w jej stronę delikatny uśmiech. Miło było słuchać jej takich rzeczy, nie tylko od osób, które w jakimś stopniu znała. - Ogólnie wiesz, te ruchy, ciosy. Odpał. No wow! - powiedziała rozentuzjazmowana, siadając na wolnym miejscu.

- Fajne masz spodnie. - skomentowała Xialing, przyglądając się dziewczynie z delikatnym uśmiechem.

- Dziękuję. Dzięki, serio.

Shaun, załamany, złapał się za głowę, wzdychając cicho. Christabel zerknęła na niego z delikatnym, ledwo widocznym uśmiechem. Przed oczami przewinęły się jej te wszystkie wspólne spędzone chwile z dzieciństwa.

- Co masz za sprawę? Christabel mówiła, że coś tam do niej gadałeś. - odezwała się czarnowłosa, zakładając ręce na piersi. Mogli rozmawiać, ale musiała się wreszcie dowiedzieć, po co tam przyszedł i co takiego od niech chciał.

- Ludzie ojca napadli nas w San Francisco. - wyjaśnił Shang-Chi zgodnie z prawdą, zerkając ukradkiem na Katy. Oboje doskonale pamiętali tamtą sytuację sprzed kilkudziesięciu godzin.

- Wiem, widziałam film.

- Z resztą, kto nie widział tego filmu? - dodała Chrissy, poprawiając swoje włosy. Chłopak spojrzał na nią.

- I zabrali mój wisiorek. - dopowiedział, z powrotem odwracając się do siostry. Xialing odwróciła się do niego przodem, zdziwiona tamtymi słowami. - Niedługo zjawią się po twój.

Dziewczyna nieświadomie złapała za swój wisiorek, który niegdyś oboje dostali od matki. Był dla niej cenny i nie chciała go nikomu oddawać.

- Nie wiem, co on z nimi zrobi, ale na pewno nic dobrego. - ciągnął dalej Shang-Chi.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, którą prędko przerwała jedna ze znajdujących się tam dziewczyn.

- A wiesz, co mój brat powiedział, zanim zniknął? - spytała Xialing, opierając się o swoje biurko. Spojrzała na Katy, która obserwowała ją bacznie ze swojego miejsca. - że wróci za trzy dni.

- odpowiedziała sama sobie, pamiętając tamtą sytuację sprzed lat. W sercu wciąż trzymała urazę za tamte wydarzenia i za zniknięcie brata. - Odliczyłam trzy dni i poszłam czekać przy kapliczce naszej matki. - dodała, starając się nie patrzeć na siedzących naprzeciwko niej brata i przyjaciółkę. Z trzech dni zrobił się nagle - tydzień, z tygodnia zrobił się miesiąc. A z niego zrobiło się sześć lat.

Katy zerknęła na przyjaciela, podobnie, jak on na nią. Christabel w tym czasie wstała ze swojego dotychczasowego miejsca i podeszła do swojej przyjaciółki, by dodać jej tym nieco otuchy.

- Tyle się męczyłam, zanim zrozumiałam, że wcale go nie potrzebuję. - oznajmiła, po raz pierwszy od dłuższej chwili unosząc wzrok na brata. - Razem z Christabel stworzyłyśmy ten biznes. - dodała, wskazując na wszystko wokoło, co należało i do niej i do wspomnianej dziewczyny.- Nie byłeś mi potrzebny. I teraz też nie jesteś.

- To po co przysłałaś mi tę pocztówkę? - spytał ostatecznie Shaun, zdając sobie sprawę, że to wszystko nie miało najmniejszego sensu. Coś mu wtedy bardzo nie pasowało, tylko nie do końca wiedział jeszcze co dokładnie.

- Jaką pocztówkę?

- O czym ty mówisz?

Chłopak wstał, by wyciągnąć z kieszeni omawianą rzecz. Prędko podszedł do obu dziewczyn, podając ją im do rąk. Xialing rozłożyła pocztówkę ze smokiem, przyglądając się jej z bliska.

- Ładna, ale nie ode mnie. - oznajmiła zgodnie z prawdą. Shaun zerknął na Christabel, w nadziei, że może ona wiedziała coś o tamtej kartce.

- Ode mnie również nie. Nigdy nie wysyłałam żadnej pocztówki, nawet nie wiedziałam, gdzie mieszkasz.

Odpowiedź, od kogo była tamta pocztówka, przyszła zadziwiaiaco szybko bo gdzieś w budynku wszyscy usłyszeli jakieś huki, a to nie wróżyło nic dobrego.

O czym prędko zdali sobie sprawę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top