rozdział 12
- Musisz powstrzymać ojca! - zawołała Nan, kiedy smok przelatywał obok nich, blisko brzegu, gdzie się znajdowali.
Chłopak odwrócił się za siebie, gdzie znajdowała się Christabel. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, po czym cmoknęła go, już po chwili zeskakując ze smoka. Upadła, dość boleśnie, na ziemi, ale zaraz znaleźli się koło niej przyjaciele, pomagając jej wstać, podczas gdy Wielki Obrońca wraz z Shang-Chi odlecieli.
- Jesteś cała? - spytał Joshua, przyglądając się jej ze zmartwieniem. Chciał wiedzieć, czy coś jej było.
Oboje uchylili się nagle, gdy zaatakował ich jeden ze sługusów Mieszkańca Ciemności, a którego pokonał Manuel. Chłopak zasalutował im, co oboje skwitowali cichym śmiechem.
- Nic mi nie jest. - odpowiedziała w końcu Christabel, na co obaj odetchnęli z wyraźną ulgą. - Wy też jesteście cali? Wszyscy żyją?
- Większość tak. - przyznał Manuel, wzruszając ramionami. Sam już nie wiedział, ilu poległo, a ilu wciąż żyło. Najważniejszy dla niego był fakt, że właśnie ona żyła.
- A mój ojciec? - spytała nagle, przypominając sobie o mężczyźnie, którego przecież zostawiła samego. Jej serce zaczęło nienaturalnie szybko bić, gdy uświadomiła sobie, że mogła go stracić.
- Twój ojciec trzyma się całkiem dobrze. - oznajmiła Charlie, zjawiając się tuż za swoją córką. Ta od razu odwróciła się w jego stronę, po czym rzuciła mu się w ramiona, ściskając mocno. - Dobrze, że nic ci nie jest, Chris.
- Taak. - wyszeptała, po czym odsunęła się od niego i spojrzała na pozostałych. Tak bardzo cieszyła się, że żyli. - Ale musimy im pomóc. Pilnujcie wszystkich, jasne?
Każdy z nich przytaknął, po czym rozeszli się w swoje strony, by pomóc innym.
~*~
- Morris! Nic ci nie jest, mały?
Christabel kucnęła, by być na równi ze zwierzęciem, jednak ten minął ją, odnajdując wreszcie Trevora, do którego był naprawdę przywiązany. Dziewczyna prędko znalazła się przy mężczyźnie, pomagając Morrisowi w jego ocuceniu.
- Spokojnie. - powiedział nagle Trevor, unosząc się, kiedy poczuł, jak mocno Morris go dotykał. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, że mężczyzna żył. - Nie umarłem, podgrywam. Kładź się obok i rób to samo.
- To ja was może... - zaczęła Christabel ze śmiechem, podnosząc się na równe nogi. Pokręciła tylko głową, kiedy Trevor znów zaczął udawać martwego i kiedy dołączył do niego również Morris.
Dotarcie w miejsce całego epicentrum nie było trudne. To, co jednak przeraziło Christabel najbardziej, to nie liczba ofiar, a wielki Mieszkaniec Ciemności, znajdujący się przy wrotach.
- O. Mój. Boże!
Christabel obserwowała z daleka, co się dzieje, choć nie było widać za wiele. Widziała jednak dwa wielkie stworzenia walczące ze sobą i niszczące wszystko wokoło. Nie mogła wyjść z podziwu, jak silny potrafił być Wielki Obrońca - ten wielki smok, który uratował ją i Shang-Chi, z którym złapała jakąś niewidzialną więź, a na którym siedziała wtedy Xialing. Oba stworzenia zaczęły już po chwili lecieć w ich stronę, co nie wróżyło nic dobrego.
To, co działo się już po chwili przechodziło ludzkie pojęcie i gdyby nie fakt, że naprawdę to widzieli, byli świadkami tego wszystkiego, nigdy by w to nie uwierzyli. Chrissy prędko znalazła się przy Katy i Nan, gdzie zaraz po niej pojawił się jej ojciec, Manuel i Joshua.
- Wielki Obrońca to jednak... - zaczął Manuel, obserwując wszystko z fascynacją. Pokręcił głową sam do siebie, nie wierząc własnym oczom..
- To jednak Wielki Obrońca. - zaśmiał się Joshua, dźgając przyjaciela w ramię. Ten odwrócił się w jego stronę, uśmiechając się pod nosem.
- Ratujący nam teraz tyłki. - powiedziała Katy, sama się uśmiechając. Była pod wrażeniem wyczynów obu stworzeń.
- Albo i nie. - dodała po chwili Christabel, widząc, jak Mieszkaniec Ciemności odradza się na nowo.
~*~
Każdy z nich obserwował poczynania Wielkiego Obrońcy, Xialing i Shang-Chi z daleka, nie mogąc wyjść z podziwu. Już po chwili ciało Mieszkańca Ciemności rozpłynęło się, a jego sługusy zaczęły ginąć. Smok prędko złapał chłopaka w locie i skierował się w stronę wioski, by odstawić rodzeństwo bezpiecznie na ziemi.
Christabel od razu pobiegła w tamtą stronę i na tyle, na ile było to możliwe, przytuliła smoka, dając mu tym znak, że niezmiernie mu za wszystko dziękowała. Obserwujące to rodzeństwo uśmiechnęło się delikatnie, ostatecznie schodząc z Wielkiego Obrońcy.
- Dziękuję. - wyszeptała Chrissy, na co smok wypuścił z nosa powietrze. Ona tylko uśmiechnęła się delikatnie, odwracając do Shang-Chi i Xialing, którzy z przerażeniem patrzyli na wiele leżących na ziemi ciał.
Dziewczyna nie kontrolowała tego, ale kiedy tylko na horyzoncie pojawiła się Katy i Joshua, natychmiast skierowała się w ich stronę. Od razu zamknęła Katy w ucisku, co nieco ją zaskoczyło.
- Byłaś niesamowita, dziewczyno. - wyszeptała Christabel, ściskając ją mocno.
Zdezorientowana Katy, dopiero po chwili oddała jej uścisk.
- Byłaś o wiele lepsza.
Kiedy Chrissy odsunęła się od niej nieznacznie, dostrzegła łzy w oczach Katy. Zetknęła swoje czoło z tym jej, po czym odsunęła się, by zrobić miejsce Shang-Chi, który prędko przytulił do siebie przyjaciółkę. Christabel w tym samym czasie spojrzała na Joshua, który, nieco poobijany, rozłożył szeroko ramiona, dając jej tym znak, żeby się przytuliła. Co też bez oporów zrobiła.
~*~
- Dzisiaj składamy hołd tym, którzy zginęli, abyśmy my mogli żyć. - zaczęła Nan, kiedy wszyscy ocalali mieszkańcy zebrali się w jednym miejscu, przy jeziorze, by uczcić pamięć zmarłych. - Byli nie tylko wojownikami. Byli naszymi matkami i ojcami, siostrami i braćmi. I wiedząc, że na zawsze pozostaną w naszej pamięci, polecamy ich opiece naszych przodków.
Każdy po kolei zaczął schylać się nad wodą, by wypuścić na jej powierzchnię masę lampionów. Stojąca przy Katy Christabel uśmiechnęła się delikatnie, po czym obie puściły swoje lampiony.
- Jak byli tysiąc lat temu, tak będzie za tysiąc lat.
Shang-Chi, widząc tuż obok siebie Chrissy i Katy, od razu do nich podszedł, kucając obok. Obie dziewczyny uśmiechnęły się do niego delikatnie, ale tylko jedna z nich poczuła jego dłoń na swojej.
- Nic nas nie rozłączy. - ciągnęła dalej Nan, wraz z innymi obserwując odpływające lampiony.
Chłopak zerknął na Christabel, która oparła głowę na jego ramieniu, po czym cmoknął ją delikatnie w czoło, sam się o nią opierając. Kątem oka widział swoją przyjaciółkę, którą przytulał wtedy Joshua, w dość podobnej pozycji do tych ich. Kiedy zerknął również na siostrę, i ona była obejmowała, tyle że przez Manuela.
Każdy z nich spojrzał nagle na Wielkiego Obrońcę, który wynurzył się z wody i okrążył wszystkie lampiony, oddając tym pamięć poległym.
I choć czuli się fatalnie, w środku odczuwali radość ze zwycięstwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top