rozdział 10
Kiedy Shang-Chi zjawił się w odpowiednim miejscu, od razu dostrzegł Nan i Christabel, które wspólnie trenowały. Żadna z nich go nie widziała, co postanowił wykorzystać. Obserwowanie Chrissy było fascynujące i naprawdę nie mógł wyjść z podziwu, jak bardzo się zmieniła przez te kilka lat, kiedy się nie widzieli.
- Tylko matka potrafiła go pokonać. - odezwał się chłopak, kiedy obie nagle odwróciły się w jego stronę. - Naucz mnie tych technik. - poprosił, w nadziei, że kobieta się zgodzi. Musiała się zgodzić.
Wystarczyło jedno spojrzenie na Christabel, by ta zrozumiała. Kiwnęła głową na znak zgody, po czym zerknęła na Shang-Chi i odeszła kawałek, dając kobiecie pole do popisu. Z drugiej też strony, bardzo chciała poobserwować trochę chłopaka w walce, tak na żywo, nie mierząc się z nim.
Nan i Shang-Chi walczyli ze sobą przez chwilę, aż w końcu chłopak wylądował na ziemi. Prędko się jednak podniósł, ustawiając w bojowej pozycji. Nan jednak podeszła do niego ostrożnie i dotknęła jego pięści, rozluźniając je, co było zaskoczeniem dla Shang-Chi.
- Twoja matka wiedziała, kim jest. - powiedziała, patrząc mu w oczy. - Ty to wiesz?
Kobieta łapiąc go za nadgarstki, zaczęła pokazywać mu odpowiednie ruchy, dzięki czemu oboje zaczęli sunąć w jakiś rytm, wciąż ze sobą walcząc. Kiedy chłopak wykonał na niej pewien chwyt, pchając ją do tyłu, zaskoczona Nan westchnęła. Zaraz wykonała swój popisowy numer, a liście zaczęły otaczać ją z każdej strony, zaczęły jej słuchać, poruszać się tak jak tego chciała. Już po chwili stworzył się koło nich pewnego rodzaju wir, na co Shang-Chi patrzył w lekkim szoku. Prędko ją zaatakował, lecz kobieta wykorzystała swój dar, przez co wylądował twardo na ziemi.
- Takie walki to ja mogę oglądać. - zaśmiała się Christabel, podchodząc do nich bliżej. Stanęła przy chłopaku i wystawiła do niego dłoń, chcąc pomóc mu wstać.
Nan podeszła do nich bliżej, stając z chłopakiem twarzą w twarz. Przyglądała mu się przez chwilę, rozpoznając w jego ruchach wiele innych osób, które znała.
- Odziedziczyłeś cechy wszystkich przodków. - oznajmiła, nie odrywając od niego wzroku ani na moment. - Każdego z tej rodziny. Te dobre i te złe. One składają się na to, kim jesteś. - dodała, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Przestań ukrywać swoje ja. To tylko pogarsza cierpienie.
Kobieta zerknęła jeszcze na Christabel, by już po chwili odejść od nich, zostawiając ich samych sobie. Dziewczyna patrzyła za nią przez chwilę, aż wreszcie odwróciła się do chłopaka przodem, dopiero wtedy uświadamiając sobie, jak blisko niej stał.
- Chcesz zmierzyć się ze mną, czy masz już dość? - spytała, patrząc na jego twarz. Trochę dziwnie patrzyło się jej w górę, ale musiała to zrobić, bo był od niej wyższy.
- Już raz z tobą walczyłem i wiem, do czego jesteś zdolna. Nie spodziewałem się, że będziesz gotowa mnie tak uderzyć. Do dziś czuję ten ból.
Chrissy zaśmiała się cicho, spuszczając wzrok. Doskonale pamiętała tamten dzień, kiedy walczyli. Musiała jednak przyznać, że naprawdę wtedy nie wiedziała, co zrobić, ale nie mogła też zawieść swoich fanów, szczególnie że nigdy nie przegrywała.
- Zdajesz sobie sprawę, że tęskniłem przez te wszystkie lata, prawda? - odezwał się ponownie, nie odrywając od niej wzroku. Nie potrafił, jej oczy zawsze świeciły, kiedy był w pobliżu.
- Znalazłeś sobie zastępstwo. I to dość dobre. Zupełnie inne ode mnie, ale dobre. - powiedziała kompletnie nie wzruszona, a jednak z jakimś bólem w głosie. - Mam nadzieję, że Josh dobrze traktował Katy, bo inaczej pogadam sobie z nim poważnie. Tak samo Manuel. Uwielbiam go, ale potrafi być dość specyficzny.
- To ten chłopak, którego spotkaliśmy... - zaczął Shang-Chi, markotniejąc nagle.
Christabel uśmiechnęła się szeroko, zauważając jego zmianę nastroju, co trochę ją nawet bawiło.
- Jesteś zazdrosny.
- Co? Nie, ja...
- Jesteś zazdrosny, Shang-Chi. - powiedziała ponownie, w jakimś stopniu szczęśliwa z takiego obrotu spraw. Jej serce zabiło mocniej na samą myśl, że był o nią zazdrosny. - Ale nie masz się, o co martwić, bo i Joshua, i Manuel to tylko moi przyjaciele, nigdy nie łączyło mnie z nimi nic innego niż przyjaźń. W przeciwieństwie do ciebie.
Patrzyli na siebie w ciszy, nie potrafiąc oderwać od siebie wzroku. Ich serca zaczęły bić w jednym rytmie. Christabel wyciągnęła dłoń i delikatnie położyła ją na jego piersi, podczas gdy on dotknął jej twarzy, nie odrywając od niej wzroku.
- Chris, mogłabyś mi tu pomóc?
Oboje odwrócili się nagle, dostrzegając ojca dziewczyny, który dźwigał coś wtedy. Widać było, że nie radził sobie z tamtą ilością, a jako iż jego córka znajdowała się nieopodal... Christabel zaśmiała się tylko, złapała dłoń Shang-Chi i pociągnęła go za sobą, by pomóc mężczyźnie. On tylko uśmiechnął się pod nosem, nie chcąc już nigdy więcej puszczać jej dłoni.
~*~
Był wieczór, kiedy Shang-Chi siedział sam, przypominając sobie wszystkie chwile spędzone z matką. Serce wciąż go bolało, że jej już nie było, że niedługo miał walczyć z ojcem... Nie dochodziło to do niego, a z drugiej strony było tak bardzo realne.
- Mogę?
Chłopak odwrócił się w odpowiednią stronę, dostrzegając tak dobrze znaną sobie dziewczynę. Przytaknął skinieniem głowy, więc usiadła koło niego, opierając głowę na jego ramieniu. Milczała, doskonale wiedząc, że słowa nie były potrzebne.
- Myślałaś kiedyś o mamie? - spytał nagle, wyjątkowo cicho, co trochę ją zdziwiło. Westchnęła jednak, przymykając na moment powieki.
- Myślę o niej cały czas. - oznajmiła, po raz pierwszy od dawna czując ból w sercu na wspomnienie matki.
- Nigdy nie mówiłaś, jak zginęła.
- Bo to nie jest ciekawa historia. Była chora, lekarze nie dawali jej za wiele szans. - wyjaśniła pokrótce, obejmując się ramionami. Tamten temat był dla niej trudny, choć już dawno pogodziła się z tym wszystkim.
- Widziałaś jej śmierć? - dopytywał dalej, chcąc wiedzieć coś więcej. Zdawał sobie sprawę, że wchodził na grząski grunt, ale nie potrafił się powstrzymać.
- Byłam przy niej, gdy umierała. - przyznała Christabel, po czym westchnęła cicho, uspokajając się. - To było niedługo po twojej ucieczce. Zatraciłam się w opiece nad nią, zaczęłam się bardziej kolegować z Xialing... Obie cierpiałyśmy i obie poradziłyśmy sobie w ten sam sposób. - dodała, spuszczając wzrok na swoje dłonie, którymi zaczęła się bawić, by odwrócić swoją uwagę. - Zakładając klub walk, który istnieje do dziś.
- Wszędzie cię szukam.
Oboje odwrócili się nagle w odpowiednią stronę, natrafiając wzrokiem na Katy. Dziewczyna spojrzała na nich, nie wiedząc, jak się zachować. Christabel, widząc jej minę, prędko podniosła się na równe nogi i spojrzała na nią, uśmiechając się dość nerwowo.
- Zostawię was samych, pogadajcie sobie. - powiedziała pospiesznie, zerkając na oboje. Nie chciała im przeszkadzać, nie chciała tam zostawać, bo mimo wszystko czuła się dość niezręcznie.
- Wcale nie musisz... - zaczął Shang-Chi, nie chcąc, żeby sobie szła. Ona jednak pokręciła głową, dając mu tym znak, że nie zmieni zdania.
- Nie będę wam przeszkadzać. Poszukam Joshua albo Manuela bądź taty. Na pewno któryś z nich się gdzieś tu kręci. - stwierdziła, choć tak naprawdę nie chciała znajdować żadnego z nich. Chciała odpocząć, pozbierać myśli... - Do zobaczenia. Nie siedźcie tu za długo.
Żadne z nich nie miało nic do powiedzenia, bo dziewczyna prędko odeszła, zostawiając ich samych. Nie chciała im przeszkadzać, wiedziała, że tamta rozmowa mogła im się przydać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top