« Rozdział 4 « Pod Wysoką Górą stojąc

Dobra pogoda utrzymująca się przez ostatnich kilka dni zaczynała się zmieniać. Poranki stawały się mroźniejsze niż dotychczas, choć Pora Nagich Drzew zbliżała się ku końcowi. Świetlistą Skórę martwił ten fakt na tyle, że budziła się w nocy roztrzęsiona i zastanawiała się, czy któryś kot zmarł z powodu deficytu ziół. Już sama nie wiedziała, gdzie ich szukać. Większość z potrzebnych jej roślin zabijał mróz, a pozostałości były znacznie słabsze niż zdrowe rośliny. Czuła okropną, druzgocącą bezsilność, nie mogąc znaleźć żadnego rozwiązania. Kontakt z innymi medykami byłby owocny... wiele sezonów temu, kiedy medycy podążali drogą Klanu Gwiazd i byli skłonni do pomocy sobie nawzajem. Teraz? Teraz pozostało jedynie walczyć samotnie o przetrwanie.

Świetlista Skóra, nie mogąc zasnąć ponownie po obudzenia się z okropnego koszmaru, postanowiła spożytkować cenny czas na ponowne przejrzenie zapasów ziół. Usiadła w swoim gnieździe, rozprostowując kończyny i wyginając grzbiet. Chłodne poranki dawały się we znaki jej starym kościom. Nie zamierzała jednak ulżyć sobie liśćmi stokrotki, posiadała ich zbyt mało, by starczyło zarówno dla cierpiących starszych, jak i dla niej. A to oni byli ważniejsi.

Medyczka podeszła do ściany nory, w której przechowywała stosy - teraz niewielkie - leczniczych ziół. Przejrzała wszystko i poczuła potężny skręt żołądka. Kocimiętki pozostały zaledwie dwie gałązki, a Przejrzyste Oko wciąż nie wyzdrowiała. Potrzebowała znacznie więcej zioła niż inne koty. Zawsze miała słabą odporność, a z wiekiem ataki choroby stawały się coraz silniejsze i bardziej osłabiające. Świetlista Skóra zerknęła na śpiącą kocicę ze współczuciem. Obie wiedziały, że medyczka może następnym razem polec w walce z zielonym kaszlem i nie uratować wojowniczki. Tej Pory Nagich Drzew klanowi wystarczyła już jedna okropna śmierć cennego klanowicza - partnera Kwitnącego Serca, którą wkrótce czekał poród - z powodu czarnego kaszlu. Świetlista Skóra nie zdołała wyleczyć jego zielonego kaszlu, który przeobraził się w zabójczą odmianę i pozbył się w ten sposób wspaniałego Ciemnej Burzy.

Może faktycznie nie nadaję się na medyka?, pomyślała.

Nonsens!

Medyczka westchnęła, wyczuwając niepokój Przejrzystego Oka. Zdecydowała, że kilka nasion maku chorej kotce nie powinno zaszkodzić, a wręcz uśmierzy wszelkie nieprzyjemności. Świetlista Skóra zaczerpnęła więc na język kilka ziarenek maku i, usiadłszy przed budzącym się Przejrzystym Okiem, zgarnęła je łapą z języka.

- Połknij je. Poczujesz się lepiej - obiecała, a Przejrzyste Oko z wdzięcznością zlizała nasionka. Chwilę później znów smacznie spała, głośno oddychając. Później Świetlista Skóra przejrzała futro Utraconego Oka w poszukiwaniu kleszczy bądź pcheł. Dziwnie było obserwować jednego ze starszych, który był silniejszy od młodego wojownika. Utracone Oko już w sumie mogłaby opuścić norę medyczki, gdyby nie troska o chorą Leśną. Świetlista Skóra dziękowała szczerze za wspieranie Przejrzystego Oka, mogła wtedy skupić się na czymś innym, gdy Utracone Oko zajmowała się samopoczuciem wojowniczki.

Świetlista Skóra podeszła do Cętkowanego Futerka, obwąchała ją i stwierdziła, że kotka może opuścić już jej legowisko. Z pewnością wiadomość o powrocie do nory wojowników bardzo ją ucieszy.

- Obudź się - delikatnie szturchnęła bok wojowniczki łapą. Szara kotka poruszyła się i zerknęła na medyczkę zaspanym wzrokiem. - Możesz wrócić do wojowników i iść dziś na patrol.

- Naprawdę? - kotka podskoczyła radośnie. - A na dwa mogę?

Świetlista Skóra zamruczała rozbawiona.

- Tylko na jeden i najlepiej wieczorem. Nie przemęczaj się, tak na wszelki wypadek. - Miauknęła. Cętkowane Futerko podziękowała medyczce i wybiegła szybko z jej nory. Jedno gniazdo puste, jeszcze tylko trzy koty do wypędzenia.

W głowie Świetlistej Skóry zakotłowały się myśli. Zwróciła wzrok ku wejściu do swojej nory i wkrótce z tunelu wyskoczyła Białe Kocię trzymając w ząbkach kilka gałązek kocimiętki. Medyczka poczuła rozgrzewającą ją od środka radość.

- Skąd to masz? - odebrała kotce gałązki i położyła je w odpowiedniej wnęce w ścianie.

- Dzielne Serce znalazła na patrolu porannym i kazała mi zabrać to do ciebie. Teraz będę miała posmak kocimiętki cały dzień w ustach - Białe Kocię skrzywiła się, ocierając łapą pyszczek. Medyczka uśmiechnęła się pod nosem na myśl, że kotka nie przepada za wonią kocimiętki. Większość klanowiczów ją lubiła, medykom jednak z reguły kojarzyła się ona ze śmiercią i wyniszczającymi organizm chorobami. Białe Kocię wiedziała już na ich temat wystarczająco dużo, by przejąć niektóre medyczne nawyki. - I chyba mam coś pomiędzy zębami!

Świetlista Skóra zostawiła kotkę dłubiącą sobie pazurem w pysku, sama natomiast dokonała oględzin Mrówkowej Nogi. Wojowniczka uniosła wzrok, ale nie poruszyła się, licząc najwidoczniej, że zdoła jeszcze poleżeć przynajmniej jeden dzień więcej w norze medyczki, jeśli uda słabą. Świetlista Skóra nie była jednak z tych, których łatwo da się przechytrzyć.

- Po szczytowaniu słońca ma cię tu nie być - miauknęła kremowa kotka, hamując śmiech na widok obrażonej miny Mrówkowej Nogi. - Jeśli nie, upewnię się, że Lśniąca Gwiazda przydzieli ci obowiązki uczniów. Pewnie tęskniłaś za zapachem mysiej żółci.

- Dobra, zrozumiałam! - warknęła wojowniczka, odwracając się plecami do Świetlistej Skóry, której sierść na karku zdążyła się już zjeżyć. Medyczka z trudem powstrzymała prychnięcie. Odwróciła się po prostu i podeszła do Białego Kocięcia stojącej przed ścianą z ziołami i przyglądającej się im.

Bez słowa wyjaśnienia medyczka sięgnęła do wyższej wnęki po zielone poszarpane listki pietruszki i podała je kotce, która migiem pobiegła do żłobka. Pietruszka, hamująca produkcję mleka u królowej, potrzebna była Płomiennemu Futerku. Choć jej miot przygotowywał się już prawie do ceremonii na uczniów, ciało wciąż produkowało niepotrzebne mleko. Dawki pietruszki były konieczne.

Białe Kocię, wróciwszy do nory medyczki, zaczęła pomagać jej segregować zioła, o których wiedziała wystarczająco. Niektóre wciąż były jej nieznane lub nie miała całkowitej pewności, a intuicja przy leczeniu kotów nie wystarczyłaby.

- Kończy się krostawiec, a Pszczeli Dąb potrzebuje go wyjątkowo dużo ostatnimi czasy - mruknęła Świetlista Skóra, niezadowolona. - Dlatego nie cierpię zimy! Wszystko jest wtedy trudne.

- I zimne - dodała Białe Kocię z uśmiechem.

- Pozwól, że cię zapytam o coś.

- Tak?

- Jesteś pewna, że chcesz być moim uczniem? Osobiście uważam, że leczenie kotów jest jeszcze gorsze niż walczenie z nimi. W każdej chwili możemy stracić kogoś, kogo uratowanie zależało od jednego brakującego listka - Świetlista Skóra nie potrafiła oszukiwać nikogo, szczególnie nie Białego Kocięcia. Kotka musiała zrozumieć, z czym przyjdzie jej się borykać na drodze medyka. - Nie chcę cię straszyć, ale wolę uchronić przed złym wyborem.

- Wybrałam już i zdania nie zmienię. Nie przeraża mnie śmierć. To nie tak, że jestem nieczuła, ale skoro czuwa nad nami Klan Gwiazd, to nasze życie tak naprawdę się nie kończy.

Ale nie każdy wierzy w Klan Gwiazd!, Świetlista Skóra pragnęła wykrzyczeć to na cały Obóz, wolała jednak nie ryzykować przestraszenia Białego Kocięcia i złości Lśniącej Gwiazdy. Imponowało jej jednak opanowanie kociaka.

- Szybki sprawdzian - miauknęła, zwracając ku sobie zainteresowanie Białego Kocięcia. Sięgnęła łapą ku jednej glinianej półce i ściągnęła z niej łodyżki glistnika.

- Glistnik, sok używany, by wyleczyć uszkodzone oczy.

- Pamiętaj, że nie możesz wyleczyć każdego uszkodzenia - przypomniała Świetlista Skóra, na co Białe Kocię zareagowała przewróceniem oczu, myśląc, że medyczka tego nie zauważy. Ale ona widziała wszystko. Szczególnie rzucała jej się w oczy determinacja kotki i jej wiara, że wszystko jest możliwe z odpowiednią ilością wiedzy. - Dobrze, dalej.

- Liście spiczaste na końcach i te włoski... Liść jeżyny - miauknęła wyraźnie zadowolona z siebie. - Warto użyć na użądlenia.

Resztę podanych ziół również opisała z jednym jedynym nierozpoznaniem kurzego ziela. Mimo wszystko jak na kociaka w wieku pięciu księżyców wiedza kryjąca się w tej niewielkiej główce była zadziwiająca. Białe Kocię miała tego świadomość i wyszła z nory medyczki z wysoko i dumnie uniesioną głową. Świetlista Skóra natomiast pomaszerowała w kierunku legowiska liderki.


Wilcze Kocię, usłyszawszy wezwanie liderki, wystawił łebek zza krawędzi pnia. Lśniąca Gwiazda stała na Wysokiej Górze, spoglądając na zbierające się przed nią koty. Zerknął za siebie wgłąb żłobka. Płomienne Futerko wygładzała wściekle dynamicznymi liźnięciami sierść Białego Kocięcia i wkrótce obie wyszły z pnia, podchodząc do tłumu zebranych.

- Wydaje mi się, czy Białemu Kocięciu Lśniąca Gwiazda zamierza nadać mentora? - westchnął Burzowe Kocię ze zdziwieniem. I oczywiście z zazdrością. Wilk zastanawiał się, dlaczego on nigdy nie mógłby zachwycać się szczęściem innych, zamiast ciągle wybrzydzać, udając przy tym lepszego. - Przecież nie ma pięciu miesięcy! Żadne z nas nie ma!

- Cicho! - fuknęła siedząca nieopodal żłobka Mrówkowa Noga. Wilk nie był szczególnie zadowolony z faktu, że Świetlista Skóra wypuściła ją ze swojej nory, ale hej!, przynajmniej sprawiła, że Burzowe Kocie zamknął paszczę.

Lśniąca Gwiazda zerknęła po swoich kotach i zaczęła mówić kojącym głosem:

- Przyszedł czas pierwszej od dłuższego czasu uczniowskiej ceremonii. Pewnie was to dziwi, w końcu nasze kociaki nie osiągnęły jeszcze sześciu miesięcy, ale postanowiłyśmy ze Świetlistą Skórą przesunąć odrobinę czas dla jednego wyjątkowego kociaka ze względu na podeszły wiek naszej medyczki. Nie możemy zwlekać i ryzykować utratę medyka, prawda? - wytłumaczyła i pomiędzy kotami rozeszły się zadowolone szepty. - Białe Kocię, podejdź.

Pomiędzy siedzącymi klanowiczami mignęła biała kupka futra i po chwili pod stopą Wysokiej Góry stanęła Białe Kocię.

- Nadszedł czas, byś stała się uczniem. Od tego dnia, aż otrzymasz swoje imię medyka, będziesz znana jako Biała Łapa. Twoim mentorem będzie Świetlista Skóra. Mam nadzieję, że Świetlista Skóra przekaże ci całą wiedzę, jaką posiada. - Lśniąca Gwiazda przywołała ruchem ogona siedzącą na uboczu medyczkę. - Jesteś gotowa, by zająć się treningiem ucznia. Otrzymałaś doskonałą naukę od poprzedniego mentora i okazałaś się inteligentna oraz bardzo lojalna swojemu klanowi. Liczę, że przekażesz tej młodej kotce wszystko, co wiesz.

Świetlista Skóra skinęła głową, po czym zwróciła się do Białej Łapy, by dotknąć się z nią nosami. W oczach obu kotek igrały iskierki szczęścia. Klan wykrzyczał kilka razy imię nowej uczennicy, większość wojowników podeszło, by pogratulować jej i życzyć powodzenia. Nawet Mrówkowa Noga, która zwykle trzymała się na uboczu.

- Głupie gadanie! - burknął Burzowe Kocię. - Skoro ona mogła zostać uczniem o cały jeden księżyc wcześniej, niż ustalają zasady klanów, to dlaczego my nie możemy? Albo przynajmniej ja?!

- Po prostu chodź z nami pogratulować własnej siostrze - miauknęła Dreszczowe Kocię, wyrywając się do przodu i krzycząc do Białej Łapy wszystkie gratulacje jakie tylko świat wymyślił.

- Myślę, że powinieneś pójść z nami choćby po to, by zachować lojalność siostry. Nie chcę słuchać na twojej uczniowskiej ceremonii narzekania, że nie pogratulowała ci - ostrzegł Wilcze Kocię, również kierując się w stronę Białej Łapy i jej mentorki. Był szczerze dumny ze swojej przyjaciółki i tego, że została uczniem wcześniej niż powinna. Świadczyło to o jej wyjątkowości. Kociaka niegotowego do działania żaden lider nie puści w wielki świat. Fakt, Wilk czuł odrobinę zazdrości, nie przejawiał jej równie wyraźnie co arogancki Burzowe Kocię.

I tak niedługo będą uczniami.

A on będzie Leśnym. Na pewno. Nawet Jastrzębi Krzyk poczuje dumę, widząc swojego syna taszczącego za sobą ogromnego ptaka, który wyżywi cały klan.

Na pewno.


~*~
Chciałam szybko skończyć ten rozdział, bo jest dosyć nudny i w sumie nie wnosi zbyt wiele do głównej fabuły. Ale był konieczny ponieważ kolejny powinien wyjść długi. Od tej pory zaczną się dziać dobre rzeczy, tak myślę przynajmniej.
Za wszelkie błędy w tej części przepraszam, nie miałam ochoty sprawdzać jej szczególnie dogłębnie.
Pozdrawiam i do następnego rozdziału!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top