« Rozdział 3 « Decyzje

Wilk nie zdołał zamknąć oczu i zasnąć nawet na chwilę, sen po prostu nie przychodził, dlatego siedział od samego powrotu przy wyjściu z powalonego pnia. Poza tym kociak nie był zmęczony. Paląca się w nim ekscytacja na myśl o tajemnicach, jakie mogą zostać przez niego odkryte, ożywiała go i odpędzała senność. Istnienie gwiezdnych kotów potrafiących odwiedzać żywych i rozmawiać z nimi mogłoby zmienić wszystko. Oczywiście pojawienie się ich nad Rzeczną Matką było kluczowe, lecz Wilk cenił również coś innego. Las. Wizja gonienia szybkiej, bezbronnej zdobyczy pomiędzy drzewami, pod krzewami i przez zalegające na ziemi liście sprawiała, że łapy Wilka zaczynały przyjemnie łaskotać. Ocierał nimi ziemię, by zniwelować to śmieszne uczucie, jednak nic nie przynosiło ulgi. Chęć eksplorowania leśnych głębin okazała się zakorzeniona głęboko w sercu kociaka, a do jej rozbudzenia wystarczyła jedna wizyta w głuszy.

Chłodne promienie Nowego Słońca oświetliły polanę, zapraszając na zewnątrz budzące się koty. Wilk zauważył, że przez noc śnieg odrobinę stopniał. Ślady po jego ucieczce do lasu zostały dobrze zamaskowane, a teraz powoli zanikały na dobre. Nie było więc potrzeby, by martwić się o przyłapanie.

Lśniąca Gwiazda wypełzła spod osłoniętej krzewem nory i rozciągnęła się mocno. Zajęła swoje ulubione miejsce pod Wysoką Górą. Wilk nie był pewien, dlaczego "górą" nazwano ten żałosny stos kamieni ustawiony obok nory lidera. Nie zamierzał jednak kwestionować i zmieniać niczego, Jastrzębi Krzyk szybko pokazałby synowi, gdzie jego miejsce.

Wkrótce do Lśniącej Gwiazdy podszedł Spadające Pióro, wcześniej powitawszy Wilka sztywnym skinieniem głowy. Wspólnie dwójka przywódców ułożyli harmonogram dnia i pierwszy poranny patrol wyszedł na łąki, by zaznaczyć granice terytorium. Tygrysi Ogon, brązowy pręgowany kocur, prowadził za sobą Ostrego Pazura i jego piękną terminatorkę, Cichą Łapę, oraz Dzielne Serce, której ruda sierść raziła w oczy. Trzeba było jednak kotce przyznać, że odwagi jej nie brakowało - jakiś czas temu, tuż po narodzinach Wilka, w pojedynkę odpędziła dwa lisy próbujące dostać się do żłobka. Kociak pamiętał to wydarzenie jak przez mgłę, miał bowiem wtedy niespełna księżyc, ale nigdy nie wypędzi z pamięci przerażonego skomlenia uciekających lisów. Dzielne Serce przed obroną żłobka nosiła imię Ognista Fala, ale Lśniąca Gwiazda, by uhonorować jej czyn, nadała jej nowe imię.

Po wyruszeniu porannego patrolu, do Spadającego Pióra podszedł Żmijowy Kieł, proponując swoją pomoc przy organizacji patrolu łowieckiego. Chwilę później czarny wojownik zbliżył się do leżących i wygrzewających się w słońcu Chmurowego Futra oraz Rozerwanego Kła.

- Chciałem spróbować szczęścia w łowach na kaczki. Spadające Pióro kazał mi was zabrać - mruknął Żmijowy Kieł, nie pytając się o zgodę, a po prostu informując o swoich planach. Dwa odpoczywające koty skrzywiły się lekko, ale nie zaprotestowały. Wilk, zaciekawiony, przeskoczył trawę osłaniającą pień i podbiegł do trzech wojowników.

- Mogę iść z wami? - miauknął niepewnie, ale wierząc, że pozwolą mu chociaż popatrzeć, jak poluje się na ptactwo wodne.

Rozerwany Kieł zamruczał rozbawiony, strzygąc uszami.

- Jesteś jeszcze zbyt młody - posłał Wilkowi przepraszające spojrzenie. Kociak to rozumiał, wielokrotnie słyszał przestrogi, że musi mieć co najmniej sześć księżyców, by wyruszyć w las. Gdyby tylko dorośli wiedzieli, jak dobrze poradził sobie podczas wyprawy ostatniej nocy, na pewno pozwoliliby mu iść.

- Zamiast tracić czas, zawracając nam głowę, idź sprawdzić jak się twoja matka czuje - warknął Żmijowy Kieł, odpychając Wilka swoim wielkim puszystym ogonem. Kociak odskoczył obruszony, nie zdążył jednak niczego powiedzieć, by dogryźć wojownikowi, bo wszyscy trzej już wyruszyli i szybko zniknęli w ciernistym tunelu.

Wilk prychnął pod nosem niezadowolony, ale musiał przyznać czarnemu kocurowi rację. Ostatni raz z Przejrzystym Okiem widział się dzień wcześniej i kotce na pewno doskwiera tęsknota. Odwrócił się więc w stronę, z której obozowy dół przeistaczał się w niewielką glinianą ścianę. W niej widoczna była dosyć szeroka szczelina, a za nią wykopana została podziemna nora medyczki. Kociak przebiegł przez polanę i ześlizgnął się do wnętrza nory. Panował w niej półmrok i chwilę potrwało, zanim oczy Wilka całkowicie się przystosowały do słabego światła.

Powitały go niezadowolone zmęczone sapnięcia chorych kotów. Najbliżej wyjścia z nory leżały Cętkowane Futerko oraz Mrówkowa Noga. Druga kotka przerażała Wilka, teraz na szczęście spała. Dalej leżała Utracone Oko przytulona do śpiącej Przejrzystego Oka.

- Witaj Wilku - odezwał się cichy, spokojny głos Świetlistej Skóry. Medyczka podeszła do Przejrzystego Oka i delikatnie nią poruszyła, by kotka się obudziła. - Zobacz, kto cię odwiedził.

Wojowniczka uchyliła powieki, odsłaniając swoje piękne błękitne oczy. Choć ogromne zmęczenie chorobą było w nich dostrzegalne, Przejrzyste Oko znalazła odrobinę energii, by zalśnił płomyk radości. Miauknęła radośnie, przywołując ogonem Wilka do siebie. Kociak podbiegł do niej i wtulił się w jej pierś, wsłuchując się w płytki oddech.

- Już myślałam, że nie przyjdziesz - szepnęła, wygładzając liźnięciami futro syna. - Nie pusto w żłobku beze mnie?

- Pusto.

- Niedługo tam wrócę - zapewniła, kładąc głowę z powrotem na mchowym posłaniu. - Świetlista Skóra twierdzi, że może już w pełnię opuszczę jej norę. To niedługo.

- Wiem - Wilk nie czuł potrzeby rozmawiania. Znajomy zapach matki odurzył go błyskawicznie. Kociak szybko pogrążył się we wspomnieniach ukazujących jego i Przejrzyste Oko bawiących się wspólnie w żłobku. Ciepło ciała wojowniczki ukoiło wszystko, co w jakikolwiek sposób zakłócało spokój Wilka - zmartwienia związane z Dreszczowym Kocięciem i opieką nad nią, tajemnice nocy i lasu, chora matka. To wszystko na chwilę zniknęło, a Wilk był za to bardzo wdzięczny.

- Wilku, chyba pora, byś wreszcie dostał prawdziwe imię godne wojownika - miauknęła Przejrzyste Oko, podnosząc się odrobinę. Nawet Utracone Oko poruszyła się zaciekawiona, co rzadko się zdarzało. Stara kocica wolała spać i nie interesowały ją klanowe sprawy. Wilk natomiast zaskoczony poderwał się na wszystkie cztery nogi i wpatrzył się chciwym wzrokiem w matkę.

- Co masz na myśli? - zapytał.

- Przecież nie możesz całe życie być tylko Wilkiem - Przejrzyste Oko uśmiechnęła się ciepło, liżąc kociaka pomiędzy uszami.

- Nie zamierzasz mu całkowicie zmienić imienia, prawda? - zapytała Świetlista Skóra, siadając przed wojowniczką. W głosie medyczki słychać było lekkie zmartwienie, a może rozczarowanie. Jakby już zdążyła zaplanować Wilkowi całą jego przyszłość, która mogłaby zostać pokrzyżowana zwyczajną zmianą imienia.

- Wysłuchaj mnie, Świetlista Skóro, tak będzie najlepiej - miauknęła Przejrzyste Oko, układając się wygodniej w gnieździe. Popatrzyła po norze, jakby obawiając się audiencji. - Znaliśmy kiedyś bardzo honorowego kota. Był wspaniałym medykiem i przyjacielem. Odbył z nami podróż podczas Przejścia, niestety jej nie zakończył. Jego imię brzmiało Wilczy Liść, słyszałeś może? - Wilk żywo skinął głową. - A wiesz, czego dokonał?

- Niestety nie - kociak spuścił wzrok, myśląc, że źle jest nie wiedzieć o kimś tak ważnym. Przejrzyste Oko jednak nie skomentowała, a po prostu kontynuowała opowieść.

- Wilczy Liść był jedynym medykiem, posiadającym dziewięć żyć. Nie znano wcześniej takiego przypadku. Otrzymał owe życia od potężnych kotów, których chwała powinna być wieczna. Wiedzieli, co robią. Wilczy Liść był wspaniały, zdolny do największych poświęceń i przodkowie to spostrzegli. Bez wahania dali mu wielki dar, by mądrze go wykorzystał. Wilczy Liść ocalił dokładnie dziewięć żyć, za każdym razem poświęcając jedno ze swoich. Dzięki niemu pomiędzy nami chodzą zarówno te ocalone koty, jak i ich potomstwo. - Przejrzyste Oko ucichła, wzdychając głośno i uważnie przyglądając się zafascynowanemu Wilkowi. - Dlatego, by uczcić jego pamięć i chcąc podziękować mu za uratowanie również mojego życia, nadaję ci imię Wilcze Kocię. Bądź godnym tego imienia wojownikiem, mały.

Wilcze Kocię, bliski płaczu, wtulił się w policzek matki. Chciał zadać wiele pytań, ale szczęście okazało się zbyt wielkie. Wreszcie dostał pełne imię! I na dodatek po kimś tak wspaniałym! Czy kiedykolwiek mógłby się odwdzięczyć Przejrzystemu Oku za taki dar, drobny, ale jednak ważny?

- Wilcze Kocię... - głos Świetlistej Skóry zabrzmiał jak echo myśli kociaka. - Dobry wybór. Gratuluje, ale dla mnie, mały, zawsze będzie Wilkiem - skinęła na niego głową z szacunkiem, który rzadko komu okazywała.

- Dziękuję, Świetlista Skóro!

- Tak, tak, tak, ale teraz, proszę, zmykaj do żłobka, mam wystarczająco chorych. Lepiej, żebyś ty się nie zaraził zielonym kaszlem - odsunęła kociaka delikatnie od matki i pchnęła go ostrożnie w kierunku wyjścia z nory. Nie mogąc doczekać się opowiedzenia wszystkim o swoim nowym imieniu, wybiegł na zewnątrz, nie zauważając niestety idącego w kierunku medycznego legowiska kota. Uderzył w czyjeś długie, kościste nogi i upadł w śnieg.

- Przepraszam! - miauknął przestraszony, nie chcąc podpaść żadnemu wojownikowi. Gdy rozpoznał kota, z którym się zderzył, poczuł jak krew odpływa z jego ciała. Nad kociakiem stał Jastrzębi Krzyk i przyglądał się synowi chłodnym, władczym wzrokiem. Wilcze Kocię spodziewał się nieprzyjemnej uwagi ze strony czarnego wojownika, jednak jedyne, co ten zrobił, to wyminięcie kocięcia i zniknięcie w legowisku medyczki.

Lekko zszokowany Wilk, tym razem idąc ostrożniej, przedostał się do żłobka i błyskawicznie podzielił się ze wszystkimi kociętami nowiną o swoim pełnym imieniu.

- Teraz, skoro wreszcie dostałeś imię, może Lśniąca Gwiazda pozwoli ci zostać terminatorem. MOŻE - prychnął złośliwie Burzowe Kocię, wydostając się z objęć Płomiennego Futerka.

- Oczywiście, że mi pozwoli! - warknął Wilcze Kocię, patrząc na największego w żłobku kociaka. Prawda, Burzowe Kocię wyglądał na najlepiej przystosowanego zarówno do bycia uczniem, jak i do przewodzenia klanowi, nie zmieniało to jednak faktu, że powinien być miły dla tych, z którymi się wychował.

- Synowi zdrajcy? - fuknął ciemnobrązowy kocurek, uśmiechając się dumnie i władczo spoglądając na Wilka, który nie rozumiał, dlaczego Burzowe Kocię nazwał któregoś z jego rodziców zdrajcą.

- Co masz... Co masz na myśli? - spytał niepewnie, obawiając się odpowiedzi. Miał wrażenie, że mogłaby ona zabić wszelkie nadzieje, jakie pokładał w swojej przyszłości. Płomienne Futerko niestety przerwała poznawanie prawdy, dźgając łapą bok syna.

- Chyba dość już tych nieprawdziwych plotek, co? - miauknęła zdenerwowana. - Kto ci je opowiedział? Deszczowa Łapa? Ile razy mówiłam, żebyś z nim nie rozmawiał?

- Każdy mówi o Jastrzębim Krzyku, mamo! - zirytował się Burzowe Kocię. - I gadają ciekawe rzeczy.

- Nie słuchaj go, Wilcze Kocię. Cokolwiek wygaduje, zajmę się tym - miauknęła Płomienne Futerko, wyganiając Burzowe Kocię na koniec żłobka za karę. Wilk patrzył za kocurkiem przez chwilę, zastanawiając się i martwiąc, o jakich plotkach mówił. Postanowił, że dowie się nieco później, gdy królowe zasną i w żłobku zrobi się spokojniej.

- Chcesz pójść z nami do Świetlistej Skóry? - zapytała Białe Kocię, ocucając Wilka. - Chciałam jej pomóc posortować zioła i przydałyby nam się dodatkowe pary łap. Powiedziała, że dla mnie zrobi wyjątek i poświęci trochę wzmacniających ziół, byśmy się nie zarazili chorobą podczas pracy blisko jej pacjentów.

- Wróćcie proszę przed szczytowaniem słońca - upomniała ich Płomienne Futerko i ułożyła się do snu. Burzowe Kocię, obrażony, obserwował ich z końca pnia.

- Pewnie, że wam pomogę - odpowiedział wreszcie Wilk, uśmiechając się radośnie do przyjaciółek i odpychając od siebie natrętne, niepokojące myśli. Wspólnie z Dreszczowym i Białym Kocięciem znów wędrował przez śnieg.

Chwilę później kotki pomagały i rozmawiały ze Świetlistą Skórą w jej legowisku, segregując odpowiednie zioła. Medyczka była widocznie zadowolona z pomocy. Wilk jednak nie miał do tego głowy i błyskawicznie pomieszał podbiał z mleczem, po czym Świetlista Skóra grzecznie poprosiła go o zaprzestanie i zwykłe towarzyszenie im podczas pracy. Wilcze Kocię chciał pobiec do matki, ale medyczka zabroniła mu ze względu na nadmierne kontakty z chorobą, nawet jeśli w większości opuściła ona ciało Przejrzystego Oka.

- Kończą się zapasy wszystkiego - powiedziała jasnozłota kocica, przekładając w łapach coś pachnącego niezwykle przyjemnie. Wilcze Kocię podejrzewał, że była to kocimiętka. - Przymrozki niszczą niestety większość ziół.

Wilk zerknął na medyczkę zmartwiony. Bijący od niej lęk mogłyby wyczuć nawet koty na łowach, był na tyle silny. Kociak zapragnął jakoś pocieszyć kocicę, nie miał niestety pojęcia, jak to zrobić. Na szczęście Świetlista Skóra sama wpadła na zmianę tematu.

- To, jeśli mogę zapytać, jako kto chcecie trenować, gdy nadejdzie czas?

Białe Kocię, zajęta sortowaniem ziół, nie odpowiedziała, wszyscy jednak już wiedzieli, że najbardziej odpowiadałby jej trening pod okiem medyczki. Dreszczowe Kocię dumnie wykrzyczała swoją chęć trenowania jako Mokra Łapa. Zdradziła również plany swojego brata dotyczące zostania najlepszym liderem, jakiego Klan Ostrokrzewu jeszcze nigdy nie miał. Przyszła kolej Wilka. Ten jednak nie miał pojęcia, co tak szczerze chciałby robić, wiedział jedynie, że las w jakiś sposób go przyciągał, ale czy to jego miejsce?

- Twój ojciec jest Biegaczem, odziedziczyłeś po nim budowę. Być może podążysz jego śladem? - podsunęła pomysł Świetlista Skóra, ale na samą myśl o otwartej przestrzeni Wilkowi zrobiło się słabo. Nie chciał czuć pod łapami kolczastej trawy i potężnego zwalającego z łap wiatru na grzbiecie. Nie chciał co chwilę patrzeć w górę, obawiając się ataku jastrzębi lub orłów. Nie chciał przynosić do obozu marnych zajęcy lub przy odrobinie szczęścia jakiegoś ptaka.

- Nie czuję, że to dla mnie - skomentował cicho.

- Nie będziesz wiedział, dopóki się nie... - Świetlista Skóra przerwała, słysząc wzrastający zgiełk w obozie. Nie wiedząc, co się dzieje, sierść na jej karku zjeżyła się i strach przed niespodziewanym atakiem odbił się w jej oczach. Błyskawicznie wysunęła się z nory, a za nią trzy kociaki. Chwilę zajęło im zrozumienie sytuacji.

Lśniąca Gwiazda siedziała na Wysokiej Górze, wyraźnie zadowolona z dziejącej się pod nią sceny. Kilku pozostałych w obozie wojowników miauczało triumfalnie, a wracający poranny patrol wkrótce do nich dołączył. Linia wychudzonych z powodu deficytu zwierzyny kotów rozstąpiła się, pozwalając przejść dumnemu czarnemu wojownikowi. Żmijowy Kieł ciągnął pomiędzy łapami największą kaczkę, jaką Wilk kiedykolwiek widział na oczy. Jak na Porę Nagich Drzew, ptak takiej wielkości to ogromny rarytas. Zdobycz ta zdoła wyżywić cały klan!

- Jaka ogromna! - zawołała Płomienne Futerko, wystawiając głowę ze żłobka. - Kwitnące Serce! - zawołała do drugiej królowej - Będziemy dzisiaj miały w pełni wyżywione kocięta!

- Wspaniale się spisałeś - miauknęła liderka do Żmijowego Kła. Nieskromny wojownik wypiął pierś i położył kaczkę na stosie świeżej zdobyczy. - Dziś, dzięki tobie i twoim pomocnikom - tu skinęła głową na pomagających mu Chmurowe Futro i Rozerwanego Kła - nasz klan na pewno nie pójdzie spać głodny.

Po tym krótkim przemówieniu wszyscy wrócili do swoich wcześniejszych zajęć. Spadające Pióro znów zorganizował kolejny patrol łowiecki, tym razem pozwalając Żmijowemu Kłowi odpocząć.

- Szkoda, że brakuje nam Leśnych - mruknęła zmartwiona Brązowa Pręga, siedząca nieopodal Wilka. - Przejrzyste Oko jest chora, Żmijowy Kieł nie może natomiast polować cały dzień. Potrzebujemy nowych młodych Leśnych. - Ze zrezygnowaną miną ruszyła na patrol łowiecki wgłąb lasu wspólnie z Deszczową Łapą i Jastrzębim Krzykiem.

Wilk wiedział o Leśnych niewiele, choć jego matka była jednym z nich. Leśny był wyjątkowy i każdy szanował wojowników na tej pozycji. Ich siła i szybkość musiały znajdować się w idealnej harmonii, by nie pogarszać żadnej z tych cech. Leśni mogli zarówno polować na małą zdobycz, jak i na duże wodne ptactwo, które powinno być ich priorytetem. Podobno, po odpowiednim treningu, zdolni byli do powalenia gęsi lub kaczki w pojedynkę.

Wilk poczuł budzące się w nim marzenie. Nie był pewien, czy kiedykolwiek byłby zdolny je zorganizować, ale musiał spróbować. Pragnął zapamiętania przez klan i szacunku.

Podbiegł do Świetlistej Skóry kierującej się ponownie do swojej nory i zagrodził jej drogę.

- Wiem, jako kto chcę trenować! - zawołał, zaciekawiając medyczkę. - Chcę być Leśnym!


~***~
Aa! Tak długo pisać jeden rozdział? Powinni mnie zamknąć za to w więzieniu!
Przygody Wilka zaczną powoli nabierać tempa, ale tak naprawdę dopiero, gdy zostanie uczniem, zacznie się dziać na dobre. Mam jednak luki w historii, dlatego rozdziały pojawiają się po długich przerwach.
Za co przepraszam.
Mam nadzieję, że rozdział i dotychczasowa historia podoba się.
~***~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top