« Rozdział 29 « Pogłoski i nowości
Od autorki: Witam! No, życzę miłego czytania, bo mnie się miło ten rozdział pisało. Wyszedł również zaskakująco długi. Następny jest już w trakcie tworzenia, ale póki co mam 300 słów, więc okres oczekiwania może sięgnąć paru tygodni. Studia niestety wzywają i muszę się zająć esejami. Ale póki co, miłej lektury.
Wilcza Łapa jeszcze nigdy nie widział zagubionego i niepewnego Spadającego Gwiazdy. Owszem - lider pokazywał niezadowolenie, zdenerwowanie, ale nigdy nie wpadł w panikę. Zobaczywszy nieznane mu koty wchodzące do serca jego terytorium, do Obozu, który był tak ostro strzeżony, przywódca stracił nad sobą panowanie. Najeżony niczym ciernisty krzew podszedł do nieznajomych i okrążył ich, uważnie przyglądając się każdemu ruchowi intruzów.
- Kim oni są? - zapytał Rozerwanego Kła. - Co się takiego stało, że przyprowadziliście ich do Obozu?
- Podczas patrolu granicy z Klanem Trawy zobaczyliśmy, że trójka tych maruderów próbowała przekroczyć Siostrę Rzekę. Rosa - wskazał na białą kotkę z szarymi odmianami na pysku i ogonie - poślizgnęła się na Czystych Skałach i wpadła do wody. Uratowaliśmy ją.
Wilcza Łapa, przyjrzawszy się kocicy, dopiero po chwili dostrzegł, że jej krótkie futro jest przemoczone do ostatniego włosa. Świetlista Skóra natychmiast doskoczyła do Rosy, usłyszawszy o wpadnięciu do rzeki.
- Chodź, musimy cię wysuszyć i ogrzać. Możesz zachorować, a tego nie chcemy - medyczka położyła ogon na grzbiecie trzęsącej się kocicy i poprowadziła ją ku medycznej norze.
Spadająca Gwiazda wciąż spoglądał nienawistnie na przybyszów, ale Wilk widział, że jego sierść zaczyna opadać, a napięta atmosfera uspokajać.
- Wytłumaczcie mi, o co chodzi, bo chyba coś mi umyka - westchnął Spadająca Gwiazda, potrząsając głową, tak jakby chciał uporządkować porozrzucane i niemające sensu informacje. - Uratowaliście ich od utonięcia i postanowiliście zabrać ze sobą intruzów. Na dodatek wprowadzając ich do serca terytorium. Myślałem, że jesteś bardziej odpowiedzialny - zwrócił się do Rozerwanego Kła.
- Oczywiście zadaliśmy im standardowe pytania - usprawiedliwiał się wojownik. - Noszą bardzo silny zapach Klanu Trawy, ale nie mogliśmy sobie przypomnieć, żeby mieli oni wojowników o takim wyglądzie. Zresztą, co ja będę mówić? Negro, zechcesz powiedzieć Spadającej Gwieździe to co nam?
Zza Mrówkowej Nogi wyszedł potężny kocur o brązowej sierści i jasnym podbrzuszu. Jego pysk zdobiła blizna pod lewym okiem. Długa sierść była zadbana, wyglądała na miękką niczym ptasi puch. Wilcza Łapa skupił się jednak przede wszystkim na wielkości kocura - jego rozmiar był zdecydowanie nietuzinkowy. Górował nad prawie każdym wojownikiem i przypominał wyglądem członków Klanu Piasku, choć jego chód był o wiele zgrabniejszy od kroku górskich kotów. Wilcza Łapa zastanawiał się, jakim cudem umknął on jego uwadze, gdy bez trudu przewyższał rozmiarem Mrówkową Nogę, za którą się skrywał.
- Muszę przyznać, że nie spodziewałem się pewnych wydarzeń. Na przykład tego, że Klan Trawy obróci się przeciwko nam - miauknął, siadając przed Spadającą Gwiazdą. - Bo widzisz, jesteśmy samotnikami. Od kiedy pamiętam, dzieliliśmy tereny z Klanem Trawy. Jest nas wielu - samotni łowcy albo niewielkie grupki trzymające się na krawędzi terytorium, aby nie przeszkadzać wojownikom. Zawsze panowała między nami zgoda, ale ostatnimi czasy Klan Trawy stał się agresywny. Doszło do tego, że zaczęli namawiać nas, aby dołączyć do Klanu jako nowi wojownicy.
Westchnął, kręcąc głową. Spadająca Gwiazda nie ponaglał opowieści, nastawiając uszy i w końcu rozluźniając się, jak gdyby głos Negro działał na niego niczym nasiona maku - uspokajająco i nasennie.
- Z Rosą i Bursztynem trzymaliśmy się razem od kiedy pamiętam. Postanowiliśmy spróbować życia wojowników, wspólnie. Nie tak sobie jednak wyobrażaliśmy funkcjonowanie Klanów. Nie byliśmy traktowani na równi z resztą członków Klanu, byliśmy popychadłami. Miarka się przebrała, gdy kazano nam na patrolach zabijać intruzów, którzy nie chcieli dołączyć do Klanu Trawy. Nie jesteśmy mordercami - warknął. - Postanowiliśmy uciec. Twój patrol nas przyłapał i całe szczęście, bo żadne z nas nie umie pływać. Rosa utonęłaby, gdyby nie Mrówkowa Noga.
Spadającej Gwieździe w połowie opowieści szczęka opadła. Siedział niczym posąg, oniemiały. Wilcza Łapa podzielał jego szok. Powszechnie wiadomo było, który Klan jest tym spokojnym, stroniącym od kłótni i rozlewu krwi Klanem. Klan Trawy, zgodnie z tym, co Wilkowi zdradziła Sowie Skrzydło, wolał oddać swoje terytorium, niż postawić na szali życia swoich wojowników przystępując do boju. Żyli we własnym małym światku, a teraz nagle zdecydowali się otworzyć granice terytorium, przyjmując do szeregów samotników i nędzarzy? Ponadto kazali zabijać? Postępowanie Klanu Trawy było tak daleko od jakichkolwiek zasad - zasad Klanu Gwiazd czy po prostu zasad moralnych - jak tylko się dało.
Wilcza Łapa zaczął uświadamiać sobie, jak wielka przepaść dzieli Klany od Gwiezdnych Wojowników. Niektórzy członkowie Klanu Ostrokrzewu zaczęli przyjmować do wiadomości, że oprócz ziemskich Klanów może być również coś potężniejszego, o czym zupełnie zapomnieli. Wszystko dzięki dyskretnym działaniom Wilka, Świetlistej Skóry i starszych. Tu tkwił problem - jak nawrócić Klan, z którym nie ma się kontaktu? Jak przemówić do rozsądku kotom z wrogich Klanów?
Wilcza Łapa zorientował się, czego mu potrzeba. Odpowiedź była szalona i miażdżąca, ale logiczna.
- Wciąż nie rozumiem - odezwał się Spadająca Gwiazda, przerywając burzę myśli Wilka - dlaczego ich tu przyprowadziliście?
- Dlatego, że nie mają dokąd iść. Zakazano im dzielić terytorium z Klanem Trawy, tak jak dotychczas - wyjaśnił Rozerwany Kieł. - My nie zabijamy, nie mordujemy i traktujemy wszystkich równo. Potrzebują domu, a my możemy im go zaoferować.
Spadająca Gwiazda zmarszczył brwi, rozważając propozycję Rozerwanego Kła. Przyjrzał się Negro, który dalej siedział przed nim, wyprostowany i gotowy na każdą okoliczność.
- Nie chcemy być ciężarem i jeśli odeślecie nas w nieznane, odejdziemy - powiedziała rudo-czarna kotka, która dotychczas stała na uboczu w idealnej ciszy. Bursztyn. W istocie jej futro przypominało ten piękny kamień, którego niegdyś Wilk poszukiwał na brzegach Rzecznej Matki razem z Przejrzystym Okiem. - Muszę przyznać, że na początku nie mieliśmy zamiaru nawet rozważyć propozycji Rozerwanego Kła, ale pomoc Mrówkowej Nogi wydała się szczera, a chęć dalszej współpracy została nam zaproponowana, a nie narzucona. Jeśli Klan Ostrokrzewu jest choć odrobinę lepszy od Klanu Trawy, będziemy zaszczyceni dołączyć i damy z siebie wszystko, aby być dla was pomocą.
Spadająca Gwiazda skinął głową, cały czas ostro myśląc nad przyszłością tych kotów. Wilk wiedział, że przez umysł lidera przelatują obawy o zdradę, podstęp i oszustwo. Musiał jednak dostrzec zalety z posiadania dodatkowych wojowników.
- Dam wam odpowiedź jutro - miauknął w końcu. - Muszę wszystko przemyśleć. Możecie przenocować w norze Świetlistej Skóry. Nasi uczniowie pomogą wam urządzić gniazda i dadzą wam coś do jedzenia. Pomówię z wami rano.
Zwrócił się ku siedzącym na uboczu uczniom. Wilczej Łapy nie trzeba było dwa razy prosić, skoczył na równe nogi, podekscytowany szansą poznania kogoś nowego i egzotycznego.
- To są nasi terminatorzy - przedstawił każdego z osobna. - Wilcza Łapo, ty pokażesz naszym gościom norę medyka i dasz im świeżą zdobycz. Dreszczowa i Burzowa Łapa pójdą do lasu po mech i ściółkę. Mam nadzieję - zwrócił się do nieznajomych - że poczujecie się dobrze w naszym towarzystwie.
Lider odszedł do swojego legowiska. Negro i Bursztyn otarli się pyskami, jakby próbując dodać sobie otuchy. Widocznie zależało im na dołączeniu. Wilcza Łapa byłby skłonny pomyśleć, że po negatywnym doświadczeniu z Klanem Trawy nie zdecydowaliby się ponownie spróbować życia w Klanie. A jednak...
- Jestem Wilcza Łapa - przedstawił się, chcąc jak najprędzej z nimi porozmawiać. - Pokażę wam, gdzie będziecie dzisiaj spać.
- Dziękujemy. - Miauknął ogromny kocur. - Jestem Negro, a to Bursztyn. Miło cię poznać. Miło was wszystkich poznać. Muszę przyznać, że atmosfera w waszym Obozie jest zupełnie inna od nastrojów w Klanie Trawy, a długo tu nie jesteśmy. Bije od was przyjacielskość i dobroć - miauknął, idąc obok Wilka. Uczeń musiał zadzierać głowę do góry, aby móc spojrzeć kocurowi w oczy.
- A ty jesteś pewien, że masz kocie korzenie? Nie jakieś... psie? Albo może jesteś jednym z tych dzikich wielkich kotów, którymi straszy się niegrzeczne kocięta? Jesteś ogromny! - zawołał Wilcza Łapa, zatrzymując się. Gdy Negro także się zatrzymał, Wilk stanął na tylnych łapach i próbował przewyższyć kocura. Prawie mu się udało.
Negro nie odpowiedział na pytanie, wzruszył jedynie barkami i wszedł do medycznej nory.
- No, to była ciekawa reakcja - mruknął Wilk, patrząc na Bursztyn. Oczekiwał, że Negro będzie nieco bardziej ekscytujący i rozmowny.
- Daj mu czas. Nawet my nie wiemy, kim jest. Nie znamy jego przeszłości, a żyjemy razem od wieków! Pewnego dnia po prostu się pojawił i po pewnym czasie zaprzyjaźniliśmy się, ale zajęło to wiele czasu - miauknęła, dodając Wilkowi odwagi, aby nie załamywał się oschłym traktowaniem przez Negro. - Jest świetny, musi się po prostu przyzwyczaić.
- Rozumiem. Skoro nie chce mówić, nie będę go zmuszać. - Wilk zamilkł, po chwili przyznając: - Choć nie powiem, kuszące byłoby wypytać go o wszystko.
Bursztyn zachichotała.
- Jesteś dość wyrozumiały jak na swój wiek - oceniła, uśmiechając się szeroko. - Uczniowie z Klanu Trawy nie dawali nam spokoju. Ciągłe pytania, zaczepki. Miałam dość po jednym dniu!
- Każdy Klan działa trochę inaczej. My nie dopytujemy. Nie lubimy być pytanymi, więc sami nie pytamy.
- Kto to?! - zawył ktoś za nimi. W podskokach doskoczył do nich Chmurowe Futro, wpatrując się w nieznajomą kocicę jak gdyby wzrokiem chciał przewiercić jej duszę.
- Cóż, prawie każdy nie pyta. Oto jeden z wyjątków. Chmurowe Futro, to Bursztyn - przedstawił kocicę, która przekrzywiła głowę, obserwując jasnego wojownika.
- Miło cię poznać, ale będę miał na ciebie oko - miauknął, strosząc się.
- Mam nadzieję - odpowiedziała Bursztyn i Wilk poczuł się dziwnie, słysząc uwodzicielską nutkę w jej głosie. Spostrzegł, że Chmurowe Futro poczuł się podobnie, nieco zbity z tropu i zbaraniały. - Chodźmy już dołączyć do Negro i Rosy.
Wilcza Łapa uśmiechnął się pod nosem, widząc przerażoną minę Chmurowego Futra. Przeszedł obok niego i wślizgnął się do tunelu, pozostawiając wojownika samego sobie. Jeszcze nigdy nie widział, aby młody kocur został zaskoczony. Oto nastał dzień.
Świetlista Skóra, wciąż zajmująca się przestraszoną Rosą, przywitała nieznajomych i zaprosiła ich bliżej. Rosa, dotychczas leżąca spokojnie, poruszyła się na widok swoich bliskich, a jej oczy rozświetliły się niczym dwa płomyki. Zgodnie z zapewnieniami medyczki z Rosą było wszystko w porządku. Kotka zdecydowanie nie wyglądała na chorą, zwłaszcza gdy wdała się w żwawą rozmowę z przyjaciółmi.
- Nigdy więcej nie będziemy przekraczać żadnych rzek! - krzyknęła, wskazując łapą na przeszywające ją dreszcze. - Szkoda tylko, że straciliśmy taki dobry dom.
- Klan Trawy? - zapytał Wilk, podsuwając gościom świeżą wiewiórkę, którą wciągnął do nory, przypominając sobie o poleceniach Spadającej Gwiazdy: głodnych nakarmić.
- Nie! - miauknęła Rosa, jak gdyby urażona. - Tereny, na których żyliśmy jako samotnicy. Na łąkach, na obrzeżach terytorium Klanu Trawy, bardzo blisko miasta.
- Czym jest miasto? - Wilk przekrzywił głowę.
- Wy to nazywacie inaczej, znowu zapomniałam. Siedlisko Dwunogów. Miasto. Tam mieszkają Dwunogi. Często nas dokarmiali, ale ich jedzenie smakuje jakoś śmiesznie, dlatego żywiliśmy się sami, polując głównie na łąkach. Czasami wędrowaliśmy po dwunożnym siedlisku z ciekawości, aby w razie potrzeby wiedzieć, dokąd uciekać. Dwunogi z głębi miasta są paskudni, odganiają nas i nie dzielą jedzenia, ale ci mieszkający blisko łąk witali nas jakbyśmy byli jednym gatunkiem - opowiadała Rosa, a Wilcza Łapa nie mógł się nacieszyć, że poznaje nowe rzeczy i zdobywa nieosiągalną dotychczas wiedzę.
- Może ten Klan to będzie nasze nowe ulubione miejsce? - miauknęła Bursztyn rozmarzonym głosem.
- Nie znam nikogo z was - zawołała Rosa, w mgnieniu oka znajdując się o długość wąsa od pyska Wilka - ale wydajecie się fajną ferajną. Gdyby wasz szef się zgodził, żebyśmy zostali, mogłabym polować na węże.
- Nasz kto? - zapytał Wilk, znów zagubiony. - Szef?
- Znowu słowo, którego nie znacie! - Rosa przewróciła oczami, kładąc się ponownie na swoje posłanie. - Przywódca. Używacie bardzo staroświeckiego słownictwa.
- Jeśli tak, to na pewno niedługo się nauczę waszej mowy - Wilk miauknął oburzony, będąc niezwykle zdeterminowanym młodym kocurem. - I my nie jemy węży, ponieważ są niebezpieczne. Czasami polujemy tylko na zaskrońce.
- Jesteście zbyt wolni i dajecie się ukąsić, co? - Rosa się zaśmiała i ponownie podskoczyła na równe nogi. Rozprostowała kości, po czym szybko okrążyła Wilka, demonstrując swoją niewiarygodną prędkość oraz gibkość. Pojawiała się i znikała z pola widzenia, Wilcza Łapa nie mógł za nią nadążyć. - Ja tam się nie dam.
- Nie popisuj się - miauknęła Bursztyn, popychając Rosę w odpowiednim momencie, aby wytrącić ją z równowagi i spowolnić. Biała kotka potknęła się o własne nogi i runęła na ziemię, posyłając lecznicze zioła Świetlistej Skóry w powietrze. Medyczka fuknęła, karcąc wszystkich ostrym spojrzeniem.
- Dość. Albo usiądziecie spokojnie na swoich ogonach, albo wynocha na dwór.
- Wybacz - odezwał się Negro, znów hipnotyzując wszystkich swoim czarującym głosem. Było w nim coś uspokajającego, dającego poczucie harmonii i stabilności. - Już nie będziemy przeszkadzać.
Świetlista Skóra pokręciła tylko głową, wracając do sortowania roślinności. Biała Łapa wkrótce powróciła do nory z nową porcją ziół. Widok nieznajomych kotów nieco ją zaskoczył, ale szybko powitała przybyszów i przystąpiła do pracy.
- Wydajecie się porządną grupką - ocenił Negro, przyglądając się pracy medyczek.
- Jesteśmy porządną grupką - potwierdził Wilcza Łapa. - Działamy trochę inaczej niż chociażby Klan Trawy. Jesteśmy podzieleni na podgrupy, mamy Biegaczy, Mokre Łapy i Leśnych. Każdy jest przydzielony do jednej z nich. Biegacze to koty szybkie i zwinne - tu wskazał na Rosę. - Byłabyś idealnym kandydatem na Biegacza. Polowałabyś na otwartej przestrzeni.
- Brzmi fantastyczne - zawołała podekscytowana. - Otwarta przestrzeń, polowanie i szybkość. Czego więcej potrzeba?
- Mamy też Mokre Łapy. Koty polujące w wodzie.
- Żadne z nas się nie nadaje do tej roli w takim razie - zarechotała Rosa. - Negro boi się zamoczyć choćby pazura, a Bursztyn ma zbyt piękne futro, aby wejść do wody.
- Nie przesadzaj - syknęła Bursztyn. - Po prostu nie lubię pływać. Widzisz tę bliznę na ramieniu i szyi? Kiedyś prąd strumienia mnie porwał i rozdarłam sobie skórę na podwodnych skałach. Od tamtej pory jestem przezorna jeśli chodzi o wodę.
- Nie winię cię - wtrąciła Świetlista Skóra. - Ta blizna wygląda paskudnie. Dziwię się, że rośnie na niej cokolwiek futra.
- A kim są Leśni? - upomniał Negro, wracając do tematu, widocznie będąc zainteresowanym działaniem Klanu Ostrokrzewu.
- Leśni to koty wszechstronne, polujące w lesie, w wodzie, na łąkach i na każdą zwierzynę. Jestem uczniem Leśnego - Wilk pochwalił się, czując jak łapy go mrowią z dumy. Negro zmierzył go uważnym wzrokiem, jak gdyby oceniając czy mówi prawdę.
- Brzmi ciekawie - stwierdziła Bursztyn, kiwając głową. - Taki rodzaj wolności i siły jest dość atrakcyjny. Z chęcią bym spróbowała.
- Ja również - dodał Negro.
- Na razie mamy tylko jednego Leśnego, Żmijowego Kła. Jest moim mentorem i mentorem Burzowej Łapy. Podejrzewam, że musielibyśmy najpierw zostać nominowani na wojowników zanim Żmijowy Kieł zacznie trenować kogoś nowego.
- Nie zapominaj - wtrąciła Świetlista Skóra - że te koty umieją polować. Potrzebują tylko pokazania terenów i wprowadzenia do naszych metod. Jestem pewna, że Żmijowy Kieł by sobie z tym poradził.
- Przydałoby się mieć kilku Leśnych więcej - przyznał Wilk.
Niedługo później, gdy Burzowa i Dreszczowa Łapa przygotowali legowiska dla nowych kotów, Wilcza Łapa pozostawił gości pod opieką medyczki, samemu udając się na odpoczynek. Był przeznaczony do patrolu łowieckiego o wschodzie słońca, nie zamierzał więc spędzać całej nocy na rozmowie pomimo ogromnych chęci. Pragnął poznać jak najwięcej szczegółów z życia samotników, głównie dlatego, że nigdy wcześniej nie dostał takiej szansy. Sam nie mógł wyruszyć w podróż poza obszar swojego Klanu. Musiał zadowolić się historiami tych, którym dana była wolność.
Zasypiając czuł podekscytowanie. Jutrzejszy dzień miał rozstrzygnąć, czy samotnicy zostaną przyjęci do Klanu. Wilcza Łapa rozważał argumenty za i przeciw, tak jak gdyby sam był liderem, chciał wyobrazić sobie siebie na miejscu Spadającej Gwiazdy. Przywódca, odsyłając te koty w nieznane, straciłby prawdopodobnie bardzo zdolnych łowców i interesujące postacie. Przyjmując do Klanu - mógłby ryzykować zdradę, ale mógłby też zyskać nowych cennych wojowników. Szczególnie Negro, który zastraszał samym rozmiarem.
Negro, choć wciąż całkiem nieznajomy, miał w sobie coś, co przyciągało Wilka. Uczeń zawsze spoglądał z szacunkiem na koty większe od siebie, ale Negro zyskał respekt nie tylko z tego względu. Roztaczał wokół siebie aurę rozsądku, spokoju i doświadczenia. Wilcza Łapa instynktownie wyczuwał skrywane pokłady wiedzy.
Zasypiając, myślał o podobnych kotach, za którymi tęsknił. Ciężko było mu to przyznać nawet przed samym sobą, lecz wiedział, że im bardziej próbował ukryć tęsknotę, tym mocniej ją odczuwał, cały czas o niej myśląc.
Przejrzyste Oko. Matka, przyjaciółka, opoka. Jej przyjemny głos sprawiał, że problemy Wilka rozpływały się na krótki czas.
Lwie Kocię. Nieznany mu brat. Zgubiony gdzieś po drodze życia. Choć nie został całkiem przez Wilka zapamiętany, kocur czuł jakąś pustkę i żal, że Lwiemu Kocięciu się nie udało.
Wilczy Liść. Wilcza Łapa wiedział, że Wojownik go słuchał, choć zawzięcie milczał. Będąc dwiema duszami w tym samym ciele dzielili najbardziej intymny związek. Wilk potrzebował rad Wilczego Liścia. Złość nie mogła zburzyć takiej relacji - nie powinna.
Wilk zasnął, rozmawiając z Wilczym Liściem, który starał się nie uczestniczyć w tej rozmowie, lecz w tajemnicy wysłuchał każdego słowa.
Poranek okazał się dla Wilczej Łapy wyczerpujący. Uczeń spał dobrze, a mimo to obudził się ociężały i obolały, jakby po całej nocy morderczej walki. Patrol był udany, świeżej zdobyczy przyniesiono do Obozu pod dostatkiem, lecz żadna z nich nie należała do Wilka. Mrówkowa Noga, która przewodziła patrolowi, nie była zadowolona z Wilczej Łapy, ale kocur zdołał się usprawiedliwić źle przespaną nocą. Wróciwszy do Obozu natychmiast ożył, dostrzegając samotników rozmawiających ze Spadającą Gwiazdą. Przywódca nie wyglądał na negatywnie nastawionego, wręcz przeciwnie - był zrelaksowany i kilkakrotnie się uśmiechnął. Negro mówił najwięcej, niekiedy wspierany przez Bursztyn. Rosa była zbyt zaintrygowana tym, co działo się w Obozie dookoła niej aby skoncentrować się w pełni na liderze.
Wilcza Łapa przysiadł obok uczniowskiego legowiska, czekając aż samotnicy skończą rozmawiać ze Spadającą Gwiazdą. Słyszał urywki konwersacji i nie do końca z własnej woli zaczął skradać się bliżej i bliżej.
- ... uważam, że jesteście cenni... moglibyście pomóc poznać Klan Trawy... pomóc z ich planami... lub nas zdradzicie... - Spadająca Gwiazda niekiedy podnosił głos, dzięki czemu Wilk zdołał usłyszeć urywki rozmowy. Sfrustrowany, że nie rozumie całości, zaczął przybliżać się mniej zgrabnie niż dotychczas, dając się wykryć. Spadająca Gwiazda obrócił się ku uczniowi gwałtownie, warcząc gardłowo.
- Myślisz, że co ty robisz? - syknął.
- Przepraszam! - zawołał Wilcza Łapa i odbiegł na bezpieczną odległość. Najeżył się niezadowolony z siebie. Liczył, że dowie się od samotników co zdecydował Spadająca Gwiazda. Nie musiał jednak na nich czekać. Przywódca odłączył się i, zwołując koty na zebranie, wskoczył na Wysoką Górę. Zebrawszy się pod mównicą, koty spojrzały na Spadającą Gwiazdę zainteresowane.
- Jak wiecie, postanowiłem przemyśleć pojawienie się naszych nowych gości i czy powinienem zaproponować im pozycje wojowników. Prawda jest taka, że nie mogę ich przyjąć po jednym dniu... lecz nie mogę ich również odrzucić. Nie znamy żadnego z nich, nie wiemy jacy są, co mogliby wnieść do Klanu. Dlatego postanowiłem dać im szansę się wykazać. Postanowiłem, że zostaną z nami i będą trenować, a jeśli się spiszą i zechcą z nami zostać, zrobimy z nich jak najlepszych wojowników - zawiadomił Spadająca Gwiazda, patrząc po swoich kotach i oczekując zgody lub protestu. Wilk kiwał głową kompulsywnie, ciesząc się niezmiernie z szansy danej nieznajomym. Pragnął, aby ci nieznajomi stali się znajomi w jak najkrótszym czasie. Patrząc zarówno po Klanie jak i po samotnikach, widział, że wszyscy są zadowoleni z podjętej decyzji.
- Dziękujemy - zawołał Negro, szczerze wdzięczny. Ulga malowała się na jego pysku.
Wilk nie mógł się doczekać pracy z nowymi członkami Klanu. Choć wciąż nie byli pełnoprawnymi wojownikami, wierzył, że Spadająca Gwiazda dostrzeże ich skrywane talenty i pozwoli im dołączyć na stałe. Czas pokaże, a Wilk czuł się zobowiązany, aby pomóc przybyszom odnaleźć się w nowej rodzinie.
Negro.
Bursztyn.
Rosa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top