« Rozdział 22 « Bariera

Od autorki: Przenoszę "od autorki" na górę, bo położenie pod rozdziałem nie ma dla mnie sensu. Cieszę się z powrotu do pisania i życzę miłego czytania.



Wilcza Łapa obudził się z niespokojnego snu, gdy Jastrzębi Krzyk był w trakcie ustalania łowieckich patroli. Wśród zebranych wokół niego kotów Wilk dostrzegł kilku wojowników i uczniów z Klanu Trawy, a w tym Sowią Łapę. Z trudem powstrzymał się przed dołączeniem do zgromadzonych, chciał bowiem nie tylko spędzić czas z kocicą, ale także zająć umysł czymś pożyteczniejszym niż żałobą. Obiecał jednak pomóc przy odbudowie obozu Klanu Trawy. Tę grupę organizował Popiołowy Brzuch przy wyjściu prowadzącym na łąki.

- Idziemy? - zawołała Dreszczowa Łapa, wyskakując spod uczniowskiego legowiska niczym uciekający świerszcz. Zabrzęczała podobnie do wspomnianego owada, po czym pobiegła w stronę zastępcy drugiego klanu. Wilk potruchtał za nią zapatrzony w jej radosny pyszczek. Zastanawiał się, czy była to tylko maska, czy szczera wesołość. Dreszczowa Łapa była zazwyczaj jedną z ostatnich, którzy kończyli żałobę, a teraz jedną z pierwszych.

Minęło zaledwie kilka wschodów słońca od śmierci Lśniącej Gwiazdy. Wilk wciąż nie sypiał dobrze, chodził osowiały i niechętnie brał się do pracy. Na dodatek dobijało go milczenie ze strony Wilczego Liścia. Pustka i cisza stawała się miażdżąca, a gwiezdny Wojownik nie zamierzał ulżyć Wilkowi w cierpieniu.

Masz to, czego chciałeś, pomyślał, chcąc przy tym pacnąć się w pysk. Tak, pragnął, by Wilczy Liść przestał wtrącać się do jego życia, ale teraz dostrzegł swój błąd. Odtrącenie Wojownika było niewłaściwe, Wilk przyznał to przed sobą i czuł wstyd, prosił także o wybaczenie, lecz Wilczy Liść milczał.

Wilk podszedł do zebranej grupki i przysiadł obok Dreszczowej Łapy. Popiołowy Brzuch wkrótce zorganizował wystarczająco kotów do pomocy z Klanu Trawy. Z Klanu Ostrokrzewu dodatkowo zgłosili się Płomienne Futerko, Dzielne Serce i Rozerwany Kieł. Kocur wyraźnie przyglądał się Wilkowi, jakby rozpamiętując sytuację z akcji ratunkowej, co utrudniało uczniowi skupienie się. Wzrok wojownika palił jego skórę bardziej niż ogień.

- Wiadomo już, dlaczego doszło do pożaru - zagadnęła Dreszczowa Łapa. - Podobno kocięta Dwunogów go rozpoczęły gdzieś na skraju ich siedliska. Tak mówił Orli Biegacz.

Wilk skrzywił się na widok siedzącego nieopodal wojownika patrzącego w ich stronę. Zamierzał posłać mu swój najbardziej morderczy wzrok, powstrzymał się jednak w ostatnim momencie wiedząc, że może wywołać kłótnię. Oba Klany wciąż nie były do siebie szczególnie pozytywnie nastawione pomimo dzielonego schronienia i pokarmu. Wilk nie chciał zagęszczać atmosfery.

- Wszyscy gotowi? Po drodze zbierajcie jak najwięcej gałęzi, które nadadzą się do odbudowy legowisk - Popiołowy Brzuch zerknął po swoich kotach, czekając na odpowiedź, po czym machnął ogonem i przebiegł przez wyjście w kolczastej barierze. Wilk nie przyzwyczaił się do niewielkich rozmiarów i smukłości wojowników Klanu Trawy i tego, jak bezproblemowo przemykali przez otwory.

Praca nad nowym obozem Klanu Trawy trwała od szczytowania słońca do późnego zachodu. Wróciwszy do domu Klanu Ostrokrzewu tylko Wilk miał energię, by pójść na polowanie. Poza tym chciał w końcu porozmawiać z Sowią Łapą, która zawsze okazywała się być zbyt zajęta, aby przyjąć propozycję Wilka.

Odnalazł uczennicę siedzącą z innymi uczniami Klanu Trawy przy glinianej ścianie osłaniającej obóz przed silnymi wiatrami, które tego wieczora wyjątkowo się nasiliły.

- Wilcza Łapo! - Zapadnięta Łapa powitała go z szerokim uśmiechem. - Musisz być zmęczony po budowaniu. - Przysunęła w jego stronę w połowie zjedzonego gołębia.

- Dziękuję, ale nie jestem głodny - skinął głową, starając się złapać kontakt wzrokowy z Sowią Łapą w dyskretny sposób. - Właściwie poszedłbym na polowanie.

- Po całym dniu pracy? - Brązowa Łapa przekrzywił głowę. - Nie miałbym siły. Po polowaniu na nieznanym terenie jestem zmordowany, a co dopiero po budowie obozu.

- Nie było tak źle. Ktoś chciałby się do mnie dołączyć? - spytał, wiedząc, że Sowia Łapa zaproponuje mu swoje towarzystwo. Takie rzeczy się czuje. Wilk czuł, choć nie podobało mu się do końca nastawienie kocicy.

- Ja mogę - powiedziała, tak jak przewidział. Zostawiła swoją nadjedzoną mysz Bagnistej Łapie i ruszyła w kierunku Popiołowego Brzucha. Szybko zorganizowali sobie opiekuna, Bluszczową Burzę, i wyruszyli na polowanie.

Wilcza Łapa poczekał z rozpoczęciem rozmowy, aż Bluszczowa Burza pozwoli im polować na własną łapę. Uczeń nie chciał ryzykować zdemaskowania uczuć, jakimi darzył Sowią Łapę, a miał świadomość, że nie potrafi ukrywać emocji.

Sowia Łapa człapała obok niego jakby niechętnie, a gdy ocierali się o siebie sierścią, wzdrygała się i odsuwała, myśląc, że Wilk tego nie widzi. Kocur był świadomy wszystkiego: niechęci, dystansu... muru, jaki wyrósł między nimi od chwili rozmowy tuż po pożarze. Wyjawił jej to, co czuje i o czym kocica na pewno już od dawna wiedziała. Co więc się zmieniło? Dlaczego stworzyła barierę?

Wyczuwszy zapach zwierzyny, zaczęła iść o wiele ostrożniej. Napięcie zniknęło, przemieniło się w pełne skupienie na polowaniu. Wilcza Łapa nie mógł jednak na to pozwolić. Chciał wszystko kocicy wyjaśnić.

- Hej, możemy porozmawiać? - zapytał, przystając równo z Sowią Łapą. Kotka nie odpowiedziała, nie spojrzała na Wilka, jedynie poruszała uszami na dźwięk jego słów. - Dlaczego mnie unikasz?

- Nie unikam. Uważam po prostu, że powinniśmy postępować ostrożnie. Znajomości międzyklanowe wiążą się z koniecznością poświęcania.

- Jakbym tego nie wiedział - przypomniał sobie puste, zamglone oczy swojej matki leżącej na łożu śmierci. Otrząsnął się szybko, by Sowia Łapa niczego nie zauważyła. - Przynoszą też korzyści. Gdybym cię nie znał i nie martwił się o ciebie, raczej bym nie rzucił się prosto w ogień. Zrobiłem to jednak i uratowałem życie twojej przyjaciółce - zauważył, okrążając Sowią Łapę i stając z nią oko w oko. - Czego się tak boisz? Że nasz sekret się wyda?

- Nie mamy żadnych wspólnych sekretów! Boję się tylko tego, że wyobraziłeś sobie wspólne życie, ale tak nigdy nie będzie. Jestem wierna tylko Klanowi Trawy, a nie kocurowi z wrogiego Klanu. Przykro mi, Wilcza Łapo. - Spuściła wzrok. - Wiem, czego oczekiwałeś i pragnąłeś, ale to nie ma prawa bytu. Znamy się. W porządku. Nigdy jednak nie było między nami nic oprócz zwykłej znajomości.

- Mówiłaś coś innego nie tak dawno temu - syknął. Wrzał z gniewu. Dobrze im się rozmawiało o wspólnym życiu, szkoda tylko, że był to zwykły fałsz! O tak, Sowia Łapa zdołała omamić go na tyle, że dla spotkania z nią, stracił matkę. Jak mógł być aż tak ślepy? Jak mógł nie zaufać Wilczemu Liściowi? Co jeszcze miałby stracić? W końcu do niego dotarła prawda o ich związku.

- Chyba masz rację. Może tak będzie lepiej. Właśnie pokazałaś mi, że jesteś bardziej toksyczna niż wszystkie żmije na świecie. Z natury jakoś nie lubię węży - warknął jej w twarz i powoli odszedł, by odszukać Bluszczową Burzę. Zmusił nastroszone futro do gładkiego ułożenia się wzdłuż ciała, zanim spotkał kocura czyhającego na mysz, której zapach wypełnił całe powietrze.

Poczekał aż wojownik dorwie zdobycz. Miał szansę przyjrzeć się mistrzowskiej sztuce zabijania jednym uderzeniem ogromnej łapy. Bluszczowa Burza był wyraźnie zadowolony z łupu i Wilcza Łapa musiał przyznać, że takie tłuste myszy zdarzały się raczej Porą Zielonych niż Nowych Liści, więc kocurowi dopisało szczęście.

Bluszczowa Burza dostrzegł Wilka dopiero po chwili.

- Ale ty się dobrze maskujesz w tej trawie! - przywołał ucznia ruchem ogona, wbijając w niego zdumione oczy. - Całkiem przyzwoicie. Jakieś zdobycze? I gdzie jest Sowia Łapa?

Mam to gdzieś, pomyślał, a wojownikowi powiedział tylko tyle, że rozdzielili się, by mieć większe szanse na upolowanie czegoś.

- Niedługo zrobi się ciemno, ale możemy jeszcze spróbować coś złapać wspólnie. Sowia Łapa na pewno zaraz dołączy do nas, więc nie musimy się o nią martwić.

Wilcza Łapa nie miał nic przeciwko. Polowanie zawsze pomagało mu przezwyciężyć wszelkie negatywne emocje, które nim targały. Skupienie umysłu na zapachu zdobyczy, na której widok cieszy się cały, zawsze sprawiało, że zapominał o troskach. Przyjemność i obowiązek w jednym.

Wilk poprowadził wojownika w miejsce, gdzie zawsze znajdował coś nadającego się do upolowania. Wysoka trawa sprawiała, że nie musieli się nawet starać przy ukrywaniu, wystarczyło nie hałasować. Wilcza Łapa poczuł się bardzo doniośle, rzadko miał bowiem okazję poprowadzić polowanie. Właściwie - nigdy. Bluszczowa Burza podążał za nim i słuchał jego poleceń pomimo tego, że Wilk był jeszcze uczniem. W Klanie Ostrokrzewu traktowano uczniów jak ślepe i głuche kocięta niezdolne do samodzielnej pracy i ku uciesze Wilka Bluszczowa Burza dał mu szansę się wykazać.

- Znasz Sowią Łapę? - zapytał nagle, dorównując kroku Wilkowi. Uczeń skinął lekko głową, nieco zdezorientowany i może nawet odrobinę wystraszony. Czy Bluszczowa Burza dostrzegł prawdę o ich stosunkach? - Dziwię się, że nie dostała jeszcze swojego wojowniczego imienia. Wszyscy traktują ją jak pełnego wojownika, a imienia brak - wojownik miauknął, a Wilk opanował narastającą w nim panikę.

- Przeszła już test?

- Test? - Bluszczowa Burza przekrzywił głowę, a jego oczy pogrążyły się za mgłą rozmyślania. Po chwili trzepnął uchem, jakby przypomniawszy sobie, o czym Wilk mówi. - Nie, my nie mamy czegoś takiego jak test na wojownika. Gdy uczeń jest gotowy nim zostać, jego mentor to widzi i prosi lidera o ceremonię.

- A Wichrowa Gwiazda nie jest mentorką Sowiej Łapy?

- Dokładnie. Może dlatego zwleka. Podejrzewam, że nie chce awansować jej za wcześnie, by inni uczniowie się nie złościli. Często opowiada się naszym kociętom i uczniom legendę o niecierpliwych kotach. Jeśli kocię lub uczeń jest zbyt temperamenty, nie zgadza się z decyzją lidera i nie może doczekać się swojej przyszłej ceremonii, może zostać zaatakowany przez widma i stracić połowę pyska.

Wilcza Łapa zatrzymał się. Poczuł jak sierść staje mu dęba.

- Naprawdę opowiadacie takie historie uczniom i ko...

Urwał. Bluszczowa Burza stał przed nim, mówił coś, ale Wilk tego nie słyszał. Głos wojownika oddalił się, stał się jedynie echem odbijającym się w przestrzeni. Zmysły Wilczej łapy skupiły się na dwóch postaciach stojących za Bluszczową Burzą. Czas jakby zwolnił, a w normalnym stanie pozostał tylko świat oniryczny.

Wilk przeraził się nawet bardziej, gdy przyjrzał się owym postaciom. W odległości kilku lisich długości od niego stały dwa koty otoczone gwiezdną poświatą, migoczącą, enigmatyczną, aczkolwiek nieco bledszą niż ta, która otaczała chociażby Wilczego Liścia. Większy z kotów, czarno-biały kocur, poruszył wąsami, co było jedyną oznaką, że nie jest skamieniały. Wilk skupił jednak uwagę na jego towarzyszce. Gdy siedziała do niego bokiem, widział jej piękny profil i zachwycał się urodą kotki. Podejrzewał, że za życia musiała mieć wielu adoratorów. Jej biało-rude futro falowało delikatnie, zgrabnie porywane do tańca przez gwiezdną bryzę.

Kocica obróciła się w stronę Wilka, a ten zamarł. Przeszył go zimny wicher paniki i przerażenia, gdy lepiej przyjrzał się kocicy. Połowa jej pyska była oszpecona przez ogromne ślady pazurów. Uczeń nie dostrzegł także oka po tej stronie, futro zostało wyrwane, ucho rozszarpane na strzępy. Krew w żyłach Wilczej Łapy zamarzła.

Kotka otrzepała się i podeszła do ucznia, uśmiechając się. Wilk widział sympatię w jej oczach, otoczył go zapach zarówno świeżej zdobyczy, jak i roślin. Ten drugi znał bardzo dobrze - zioła z nory Świetlistej Skóry rankiem zawsze wypełniały obóz swoją wonią.

- Kim... Kim jesteś? - zapytał niepewnie. Bluszczowa Burza całkiem się zatrzymał w pół słowa. Przelatujący nad ich głowami klucz gęsi został zawieszony w powietrzu bez ruchu, brzęczenie wieczornych owadów ucichło. Realny świat przestał funkcjonować. Wilcza Łapa poczuł się nieco pewniej, wiedząc, że może bez ryzyka porozmawiać z gwiezdnymi kotami.

- Klan Trawy o nas pamięta, choć w negatywny sposób. Tylko dzięki temu zdołaliśmy przetrwać zapomnienie - odezwała się słodkim głosem, ignorując pytanie Wilka.

- Jak masz na imię?

- Jasne Serce.

- Mogę wiedzieć, co ci się stało?

Zanim Jasne Serce zdążyła odpowiedzieć, Wilk kątem oka dostrzegł biało-czarnego kocura. Do tej pory siedział on daleko, w końcu zdecydował się jednak podejść. Widocznie dla niego wszelkie działania opierały się na zasadzie "wszystko albo nic", bo gdy już zbliżył się, znalazł się o włos od nosa Wilczej Łapy.

- Po pierwsze nie powinniście byli zapominać, co się stało! - syknął, ukazując kły. Gniew zamieniał jego złote oczy w dwa oślepiające blaskiem płomienie. - Lekceważenie przodków nie jest godne wojowników.

- Zwinna Łapo, daj mu spokój. Nie urodził się na terenie Jeziora, więc nie jest niczemu winien.

Kocur obrócił się w kierunku uspokajającej go towarzyszki.

- Ale nosi piętno pokoleń - ponownie spojrzał na Wilka z ogromnym niezadowoleniem. - Nie rozumiem, dlaczego wybrano cię na naszego kapłana. Każdy medyk, chociażby Świetlista Skóra, byłaby wielokrotnie lepsza.

- Wybrano mnie na kogo?

- Dlatego cię nie znoszę! - fuknął Zwinna Łapa. - Na kapłana. Kogoś, kto szerzy wiarę Klanu Gwiazd pośród kotów. Nie nadajesz się.

Wilcza Łapa warknął gardłowo, czując się głęboko urażony.

- Nie znasz mnie - zrobił krok ku kocurowi. - Ja przynajmniej żyję i jestem pożyteczny. Wy pojawiacie się tylko przy tych, którzy o was wspominają, o ile się nie mylę?

Zwinna Łapa zmarszczył brwi, prawdopodobnie rozważając cios. Uspokoiła go Jasne Serce delikatnym dotykiem ogona na grzbiecie. Zwróciła się do Wilka, który nie dostrzegł w jej oczach tej sympatii sprzed kilku chwil, lecz dziką determinację.

- Tym bardziej musisz o nas pamiętać. Nie jesteśmy tylko martwymi, niewygodnymi wybrykami natury, lecz twoimi przodkami i posiadamy dużo więcej wiedzy, niż ktokolwiek z twoich żywych przyjaciół. Widzimy zapowiedzi zagrożeń, szansę na pomoc lub przetrwanie w trudnych chwilach. Nie przekreślaj nas tak szybko.

- Udowodnijcie więc, że ten wasz Kodeks jest wart chociaż złamanego mysiego wąsa, bo póki co sprawia on same problemy.

Jasne Serce machnęła wściekle ogonem, a Zwinna Łapa jej przytaknął donośnym warknięciem. Kocica gwałtownie podeszła do Wilka i dotknęła swojego nosa do jego głowy, sprawiając, że uczeń spadł w przepastną ciemność.

Mrok niósł ze sobą wiadomość. Wilcza Łapa dostrzegł coś na kształt granicy dzielącej dwa rodzaje ziemi, ujrzał przekraczające tę barierę kocie łapy, a za nimi sznur czerwonych krwawych śladów. Ukłuło go serce, tak jakby znalazł się w nim największy cierń tego świata. Ból, którego nie pokonała nawet myśl o matczynej miłości czy towarzystwie przyjaciół. Dusząca pustka i rozdarcie emocjonalne opanowały Wilczą Łapę.

Ciemność powoli się rozwiała, wypluwając Wilka z powrotem na łąkę.

- Kocięta dobrze reagują na tę opowieść. Nie rozrabiają.

Wilcza Łapa otrząsnął się, uświadamiając sobie, że wrócił do rzeczywistości, a koty z Klanu Gwiazd zniknęły. Bluszczowa Burza był w trakcie swojej zatrzymanej przemowy, która nagle straciła na jakimkolwiek znaczeniu. Wilka zbytnio oszołomiły poprzednie wydarzenia i nie mógł skupić się na słowach wojownika.

Polowanie nie przyniosło żadnej zdobyczy i gdy tylko Sowia Łapa do nich dołączyła, wrócili do Obozu. Powitało ich klanowe zebranie. Ku zdziwieniu Wilka na Wysokiej Górze stali obaj liderzy. Przybyli łowcy przysiadli się do zgromadzonych.

- Wichrowa Gwiazda poprosiła mnie o pozwolenie na zorganizowanie zebrania jej Klanu. I oczywiście nie mam nic przeciwko - cofnął się o kilka kroków, robiąc miejsce dla liderki. Wichrowa Gwiazda z szacunkiem skinęła głową.

- Za pozwoleniem. Dziś zrobiliśmy ogromne postępy przy odbudowie Obozu z dość istotną pomocą kilku kotów z Klanu Ostrokrzewu, za co dziękujemy. Ponadto chciałam zrobić coś, co powinnam była uczynić już dawno - zamilkła na chwilę. Wilk nie był pewny, czy pauza miała wprowadzić patetyczny nastrój i dramatyzm, ale z pewnością takowy zasiała pośród wojowników i zebranych uczniów.

- Chciałabym ogłosić, że jeden z naszych uczniów jest gotowy, by przyjąć swoje imię wojownika.

Pośród Klanu Trawy podniosły się zaskoczone i podekscytowane głosy. Wszyscy widocznie wiedzieli, komu przypadł zaszczyt zostania wojownikiem, ponieważ jednocześnie spojrzeli w stronę Sowiej Łapy.

- Sowia Łapo, podejdź proszę - uczennica wykonała prośbę i usiadła, dumnie unosząc głowę. - Ja, Wichrowa Gwiazda, uważam, że Sowia Łapa trenowała ciężko i wytrwale, by nauczyć się drogi wojownika. Sowia Łapo, obiecujesz bronić swojego Klanu nawet kosztem własnego życia?

- Tak.

- Więc nadaję ci twoje wojownicze imię. Sowia Łapo, od tej pory będziesz znana jako Sowie Skrzydło. Klan Trawy uhonorowuje twoją bystrość i determinację, i witamy cię jako wojownika.

Wichrowa Gwiazda zeskoczyła niedbale z Wysokiej Góry, by ułożyć swój pysk na głowie Sowiego Skrzydła. Klan Trawy zawył jednym głosem, jak zgrany organizm, wykrzykując imię nowego wojownika. Duma lśniąca w ich oczach oznaczała, że kocica była niezwykle lubiana i szanowana w swoim klanie.

Wilcza Łapa poczuł zazdrość. Czy jemu Klan Ostrokrzewu będzie tak wiwatować? Przywitają go jako dzielnego i wiernego rodzinie? Ile szacunku mają do niego jego klanowicze?

Wilk, przypatrując się Sowiemu Skrzydłu, nie widział tej samej kotki, z którą polował nieopodal Młynu. Tamta kocica miała idee. Nie mówiła o nich głośno, nie zdradziła nawet, czy faktycznie jakieś plany posiada w związku z rozwojem Klanów. Mimo to Wilk wyczuwał w niej ogromne ambicje. Od uczennicy biła dzika targająca jej duszą chęć wygranej. Wilcza Łapa nie wiedział, co kotka tak bardzo chciała przezwyciężyć i stworzyć, ale widział zapał i potencjał.

Teraz, gdy patrzył na nową wojowniczkę, dorosłą i dojrzałą kocicę, zastanawiał się, czy ktoś jej nie podmienił. Tak nagle stała się... pospolita. Uradowana z powodu ceremonii, dumna z siebie i gotowa stawić czoła zagrożeniom czyhającym na wojowników. Zwyczajna, bez wyrazu i bez idei. Gdzie te marzenia, które tak skrupulatnie ukrywała przed Wilkiem, lecz które zdołał wyczuć? Gdzie Sowia Łapa, którą pokochał ze względu na wyjątkowość?

Czy cały czas pokazywała mu fałszywe oblicze, aż w końcu zdjęła maskę?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top